Uczelnie powinny być zarządzane jak przedsiębiorstwa

Uczelnie muszą konkurować na międzynarodowym rynku o studentów i o pieniądze na badania. Jestem przeciwny studiom bezpłatnym.  Mądry system stypendiów i kredytów skuteczniej przeciwdziałałby rozwarstwieniu społecznemu - mówi prof. Andrzej K. Koźmiński, rektor najwyżej ocenionej w ostatnim rankingu "Financial Times" szkoły biznesu w Polsce.
Uczelnie powinny być zarządzane jak przedsiębiorstwa

prof. Andrzej K. Koźmiński (c) arch. ALK

Obserwator Finansowy: Wszystkie miary jakości polskiej edukacji wskazują na poważne problemy – mała cytowalność prac polskich naukowców, niewiele patentów… Braki w nauce widać też w wynikach gospodarki – nie mamy firm rozpoznawalnych zagranicą. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy?

Prof. Andrzej K. Koźmiński: Żeby mocno zaczepić się na światowym rynku, trzeba mieć partnerów. A firmy pochodzące z Polski, zwłaszcza młode, spotykają się z nieufnością, wynikającą przede wszystkim ze stereotypów. Polska ma nienajlepszy tzw. „brand image”. To się zmienia – za 15, 20 lat będzie lepiej. Ale nadal, gdy komuś na świecie mówię, że Polacy wygrywają konkursy informatyczne, to powoduję u niego dysonans poznawczy. To nie pasuje do obrazu świata, jaki moi zagraniczni partnerzy noszą w swoich głowach.

Poza tym brakuje nam zaplecza naukowego. Nasze przedsiębiorstwa nie mają oparcia w silnych międzynarodowych ośrodkach badawczych. Dlatego pilne jest stworzenie kilku takich ośrodków w Polsce – przynajmniej w wybranych dziedzinach. I nie powstaną one bez działań ze strony państwa, które pociągną za sobą inwestycje prywatne. Na razie potrzebny jest ten pierwszy impuls – wzrost nakładów na naukę przynajmniej w wybranych dziedzinach. I to nie o 20, tylko o 200 proc. Bez tego niewiele da się zrobić.

Załóżmy, że jest taki impuls. I co dalej? Jak powinny wyglądać najważniejsze elementy reformy edukacji wyższej?

Uczelnie muszą być poddane rygorom rynkowym, muszą konkurować na międzynarodowym rynku o studentów i o pieniądze na badania. Trzeba skończyć z protekcyjnym traktowaniem niektórych podmiotów, które dostają ogromne pieniądze za sam fakt istnienia.

Po drugie, uczelnie powinny stać się w pełni samodzielnymi podmiotami ekonomicznymi. Powinny mieć swobodę dysponowania majątkiem i swobodę kształtowania kosztów i zatrudnienia. Obecnie uczelnie państwowe takiej swobody nie mają. W zamian za ciepłe miejsce przy piecu państwowych dotacji są ubezwłasnowolnione. I jeżeli nadal będą ubezwłasnowolnione, to nic nie da pompowanie w nie dalszych pieniędzy.

Po trzecie, musi się zmienić instytucjonalny system zarządzania uczelniami. Sytuacja, w której władze uczelni pochodzą z wyborów i są kadencyjne, praktycznie uniemożliwia realizację jakichkolwiek ambitnych strategii. Strategia, która prowadziłaby do przewagi konkurencyjnej na rynku międzynarodowym, musi mieć horyzont co najmniej kilkunastoletni i musi być robiona przez ludzi, którzy są twardymi menedżerami. A takich ludzi nikt nie wybierze na rektora czy dziekana. Wybiera się sympatycznych kolegów – i tylko na dwie kadencje, po cztery lata. Pierwsza kadencja to czas na uczenie się. W czasie drugiej można zacząć coś robić, ale potem przychodzi ktoś inny i ma inną wizję. Tego typu system zarządzania na uczelniach jest przeciwskuteczny. Jestem absolutnie przekonany, że w Polsce jest kilka, nawet kilkanaście uczelni, które mogą zaistnieć na świecie, ale pod warunkiem samodzielności w realizacji długofalowej strategii. I tym uczelniom, w miarę osiągania przez nie kolejnych sukcesów, powinno być udzielane wsparcie finansowe. Nie na zasadzie dokarmiania tych, którzy zaraz wyzioną ducha, ale właśnie wspierania najmocniejszych.

A jak realizować drugi ważny cel systemu edukacji – otwartość na młodych i zdolnych, ale z ubogich rodzin?

Najbardziej masowy system szkolnictwa wyższego, czyli system amerykański, wiąże się z opłatami. Zarazem jednak zdolni młodzi ludzie mogą studiować na Harvardzie praktycznie za darmo. Pomimo to nie uważam, żeby system amerykański mógł być wzorcem dla nas. My powinniśmy się opierać raczej na wzorcach europejskich – a więc zapewnić odpowiednią podaż stypendiów i kredytów studenckich. Jeżeli to nie zostanie zrobione, rzeczywiście narastać będzie rozwarstwienie społeczne. Takie rozwarstwienie jest szkodliwe, bo społeczeństwo musi mieć otwarte ścieżki awansu dla wszystkich.

Jeżeli system stypendiów i kredytów zostanie dobrze zorganizowany, to będzie znacznie tańszy niż wszystkie podmiotowe dotacje, które wpadają do czarnej dziury. Zdolni ludzie będą studiować i będą sobie cenić swoje studia. Bo ludzie na ogół nie cenią tego, co dostają za darmo. Jestem zdecydowanie przeciwny studiom darmowym i jestem zdecydowanie za tym, żeby ludzie mogli studiować w oparciu o stypendia i kredyty studenckie.

A co z uczelniami prywatnymi? Wiele z nich tak naprawdę nie tyle kształci studentów, ile za pieniądze sprzedaje im stopnie naukowe.

Państwo ma instrumenty do kontroli utrzymywania odpowiednich standardów. Komisja Akredytacyjna może eliminować bardzo słabe kierunki i to się dzieje, chociaż powoli. Działa tu też zwyczajny mechanizm rynkowy, bo pracodawcy naprawdę nie są głupi. Nasza uczelnia zajęła w rankingu „Financial Times’a” pierwsze miejsce w Polsce (# 30 w skali globalnej), przed także wysoko ocenioną warszawską SGH (#47), a jeśli chodzi o kariery zawodowe absolwentów zajęliśmy pierwsze miejsce wśród wszystkich najlepszych szkół biznesowych w Europie. To oznacza, że nasi studenci naprawdę radzą sobie dobrze i że nasz dyplom jest ceniony.

A są takie uczelnie, których dyplom traktuje się jako niemal bezwartościowy. Istnieje też wiele uczelni o poziomie średnim, które działają w mniejszych miejscowościach i dają młodzieży szansę na zdobycie pewnego wykształcenia. To nie jest najwyższej klasy edukacja, ale trzeba pamiętać, że w masowym systemie edukacji jest miejsce dla uczelni słabych, średnich, dobrych i znakomitych. I nie może być inaczej. Nie można przyjmować założenia, że każdy dyplom jest tyle samo wart. Jeżeli ktoś chce mieć taki słabszy dyplom, to nie należy mu tego zakazywać. Trzeba natomiast zamknąć te instytucje, które produkują dyplomy dla jaskrawych nieuków. Dotyczy to nie tylko uczelni prywatnych, ale również niektórych uczelni publicznych lub ich oddziałów zamiejscowych. Myślę, że takich szkół jest jakieś 25 proc. w ogóle wszystkich uczelni.

W jaki sposób należy zorganizować współpracę uczelni z biznesem?

Tego się nie da zorganizować centralnie. Konieczne jest autentyczne zainteresowanie z obydwu stron, czyli uczelnie muszą mieć coś ciekawego do zaoferowania biznesowi, a biznes powinien za to zapłacić albo w ramach normalnej komercyjnej transakcji, albo dotacji czy podarunku przeznaczonego na konkretny cel. Jeśli nie ma wzajemnego zainteresowania i wspólnego interesu, nic z tego nie będzie.

Rozmawiał: Krzysztof Nędzyński

Prof. zw. dr hab. Andrzej K. Koźmiński, członek korespodent PAN, jest rektorem Akademii Leona Koźmińskiego, 30. najlepszej uczelni menedżerskiej na świecie według rankingu „Financial Times’a”. Autor licznych publikacji z dziedziny zarządzania. Był stypendystą Fulbrighta i pracował na wielu renomowanych uczelniach w USA i w Europie.

prof. Andrzej K. Koźmiński (c) arch. ALK

Tagi