Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Ekonomia może rozwiązywać realne problemy

Jak rozwiązać problemów korków w centrach dużych miast albo zwiększyć liczbę przeszczepów nerek? I jak wygrać Super Bowl? Na takie pytania może odpowiadać ekonomia. Nie ta telewizyjna, tylko ta, która rozwija się w zaciszu uniwersytetów i zderza wyniki teoretyczne z rzeczywistością.
Ekonomia może rozwiązywać realne problemy

(Ekonomista David Romer zidentyfikował taktykę, której nie dostrzegali trenerzy, a która pozwala drużynie zwiększyć szanse wygranej CC BY-NC-ND Not enough megapixels)

– Teoria gier jest przydatna w naprawianiu rynków tam, gdzie szwankują – przekonywał profesor Alvin E. Roth w swoim wykładzie noblowskim. W 2012 r. ten amerykański ekonomista z Uniwersytetu Stanforda został uhonorowany Nagrodą Nobla za teorię stabilnego dostosowania i wykorzystanie projektowania rynku. Co właściwie Roth naprawia? Czy walczy z rosnącą stopą bezrobocia? Równoważy finanse publiczne? A może dłubie przy systemie finansowym, starając się zapewnić mu płynność i stabilność?

Nic z tych rzeczy. Roth trzyma się w miarę możliwości z dala od takich makroproblemów. Należy do ekonomistów, którzy swoje powołanie widzą gdzie indziej – on i jemu pokrewni przedstawiciele „ekonomii eksperymentalnej” chcą po prostu rozwiązywać praktyczne problemy życia codziennego. To ich świadomy wybór i wiedzą, że nie wiąże się on ze sławą.

– Postęp naukowy dokonuje się w dużej części tam, gdzie nie sięga zainteresowanie mediów – podkreśla prof. Alvin E. Roth w rozmowie z ObserwatoremFinansowym.pl. Ani on, ani jego koledzy nie mają o to żalu. Zamiast ulotnego splendoru, czerpią satysfakcję z trwałych efektów swoich pomysłów.

– Rozglądam się i widzę wiele problemów, do rozwiązania których mamy wszystkie potrzebne narzędzia – zauważa Roth w jednym z wywiadów.

Dopasowanie idealne

Roth koncentruje się głównie na dwóch dziedzinach: systemie edukacji i systemie zdrowotnym. Weźmy program wymiany nerek, który opracował i który wdrożono w Nowej Anglii w USA. Konieczność przeszczepu nerki pojawia się przy jej przewlekłej niewydolności. Znalezienie potencjalnego żywego dawcy (co daje większą szansę, że przeszczep nie zostanie odrzucony) nie jest proste. Dawca musi mieć dwie zupełnie zdrowe nerki, taką samą grupę krwi i zgodność tkankową z biorcą i przede wszystkim chęć oddania jednej z nerek. Kłopoty ze znalezieniem, a potem dopasowaniem dawców do biorców trapią każdy system zdrowotny świata. Roth opracował sposób rozwiązania problemu ludzi, którzy chcą oddać nerkę choremu krewnemu, ale nie mogą tego zrobić np. ze względu na niezgodność grup krwi.

Załóżmy, że mąż chce oddać nerkę żonie, ale mają inne grupy krwi. Program Rotha pozwala na dopasowanie innej pary osób z takim samym problemem, która może wymienić się „krzyżowo” nerkami z tą pierwszą. Przeprowadza się równolegle cztery operacje i wszyscy są zadowoleni. Jest popyt, jest podaż. Jak jedno połączyć z drugim, skoro ze względu na zakaz handlu organami brakuje czynnika ceny? Roth rozwiązał to właśnie za pomocą teorii stabilnego dostosowania i projektowania rynku.

Jeśli zaś chodzi o edukację, skupił się na systemie rekrutacji uczniów w liceach Nowego Jorku. Zwykle w mniejszych miastach USA uczniowie wybierają najbliższe liceum w swojej okolicy, ale w wielkich metropoliach – takich jak Nowy Jork – posługiwanie się tą strategią doprowadzało do sytuacji, w której dzieci z biednych rodzin lądowały w nieoferujących wysokiego poziomu nauczania szkołach z innymi dziećmi z biednych rodzin. Z drugiej strony próby dostania się do lepszych szkół często kończyły się odrzuceniem ich przez te szkoły. To sprawiło, że niemal 40 proc. nastolatków nie szło do liceum wcale lub porzucało szybko naukę w nim. Roth zaproponował opracowany na bazie teorii gier algorytm, który zwiększył efektywność dopasowania na linii uczeń-szkoła i w efekcie odsetek uczniów nieuczestniczących w nauczaniu średnim spadł poniżej 10 proc.

Konkretne zastosowania ekonomii nie muszą być, rzecz jasna, związane ze zdrowiem czy edukacją. Weźmy sport. David Romer, ekonomista z University of California, badał w latach 90. XX w. optymalne strategie dla futbolu amerykańskiego na przykładzie wyników meczów drużyn National Football League (NFL). Na podstawie statystycznej analizy udowodnił, że – jak opisuje to James Surowiecki w „Mądrości tłumów” – drużyny powinny przyjmować bardziej ryzykowną strategię i bardziej agresywną postawę przy tzw. „czwartej próbie”. Ten bowiem etap gry okazuje się często decydujący dla końcowego wyniku. Niestety, zdecydowana większość trenerów nie podzielała udowodnionej statystycznie opinii Romera i pozostała przy zachowawczym wariancie gry. Ci, którzy postanowili jednak posłuchać naukowca, skorzystali. Na przykład Bill Belchick, trener New England Patriots, którzy dzięki temu trzykrotnie wygrali Super Bowl. To oczywiście ciekawostka, mająca zresztą głównie znaczenie dla dość ograniczonej grupy graczy NFL i kibiców.

O wiele bardziej bliskie przeciętnemu zjadaczowi chleba są ekonomiczne rozwiązania w takich dziedzinach, jak rozwiązania infrastrukturalne (np. korki – redukujące je opłaty wjazdowe do centrum to pomysł ekonomistów!) czy organizacja państwowych przetargów i aukcji, które dotyczą w końcu nie tylko wielkich prywatyzacji, lecz często także choćby zbycia gruntów rolnych. Władze od zawsze zmagały się z problemem, jak z danego przetargu wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy. Zdarzało się, że ogłaszając tradycyjne aukcje bądź „ułomne” przetargi, rządy wyzbywały się za bezcen własności publicznej bądź rozdawały półdarmo koncesje i licencje. Do tego trafiały one w niewłaściwe ręce. Do czasu.

Brytyjczyk Tim Harford w książce „Sekrety ekonomii” opisuje szczegółowo przełomowy przetarg, który odbył się 14 lat temu w Wielkiej Brytanii. Chodziło o sprzedaż licencji na świadczenie usług telefonii komórkowej nowej generacji (3G). Za radą ekonomistów i analityków biznesowych, m.in. Paula Klemerera, Jeremy’ego Bulowa czy Kennetha Binmora, rząd postanowił, że poszczególni oferenci nie będą mogli uczestniczyć w kolejnych rundach licytacji, jeśli sami nie wystawią każdorazowo wiążącej oferty. To między innymi odróżniało ten przetarg od zwykłej licytacji, gdzie – jeśli nie chcesz – możesz niczego nie oferować, tylko obserwować innych oferentów. Wyeliminowano więc firmy zdolne jedynie udawać zainteresowanie i do przetargu przystąpiły wyłącznie firmy poważne. Zastosowano jeszcze kilka usprawnień, które uczyniły przetarg niezwykle atrakcyjnym. W rezultacie brytyjski Skarb Państwa zarobił 22,5 mld funtów, czyniąc przetarg największą licytacją w historii współczesnej.

To, jak ekonomiści rozwiązują problemy, Tim Harford porównuje z używaną przez chirurgów nieinwazyjną metodą wziernikowania, która pozwala na operowanie pacjentów bez rozległych nacięć: „precyzyjnie koncentrują się na danym problemie, zamiast próbować czegoś nieco bardziej drastycznego”.

Idee ogólne wdrażane szczególnie

Praktyczny wymiar ekonomia uzyskuje nie tylko dzięki swoim praktycznie nastawionym przedstawicielom. Bywa, że i wielka ogólna idea może zostać przekuta na praktykę. Jedną z najbardziej pod tym względem spektakularnych idei jest sformułowana około 70 lat temu przez Friedricha Hayeka teoria wiedzy rozproszonej. W dużym uproszeniu mówi ona, że nie istnieje i nie może istnieć jeden umysł, naturalny czy sztuczny (jak komputer), który posiadłby wszystkie możliwe informacje na temat świata. Wiedzę – tę praktyczną i użyteczną, a nie tylko teoretyczną i spekulacyjną – posiadamy my wszyscy z osobna, jednostki w tym świecie działające, i wykorzystujemy ją wedle naszych preferencji. Gdy wchodzimy ze sobą w interakcje, niejako nieświadomie wypracowujemy najlepsze rozwiązania.

Rozwijający tę teorię ekonomiści doszli do wniosku, że istnieją mechanizmy pozwalające na kumulowanie tej rozczłonkowanej wiedzy (choć nigdy na całkowite skumulowanie). Wyszli z założenia, że im więcej jednostek podzieli się swoją wiedzą, tym lepiej będziemy mogli ocenić rzeczywistości, a także… przewidzieć przyszłe zdarzenia. James Surowiecki pisze w „Mądrości tłumu” o Iowa Electronic Markets, czyli tzw. rynkach prognostycznych będących praktyczną implementacją tych dociekań. „Uruchomiony w 1988 r. projekt obejmuje mnóstwo rynków, które zaprojektowano do przewidywania wyników wyborów – prezydenckich, kongresowych i gubernatorskich, ale także tych odbywających się za granicą. Iwoa Electronic Markets umożliwiają ludziom kupowanie i sprzedawania kontraktów terminowych bazujących na tym, co ich zdaniem dany kandydat osiągnie w wyborach”. Okazało się, że projekt był skuteczniejszy w ocenie szans wyborczych kandydatów niż najważniejsze sondaże. Na bazie tego ekonomicznego eksperymentu powstało wiele komercyjnych serwisów oferujących obstawianie przyszłych wydarzeń, nie tylko wyników rozgrywek politycznych, lecz również sportowych czy tego, który film ma w danym roku największe szanse na Oskara. Jeśli wierzysz w jakiś film lub drużynę, kupujesz jego „akcję”. Im więcej osób weń wierzy, tym wyższa cena akcji…

Pochodną idei wiedzy rozproszonej jest idea decentralizacji. Skoro nie istnieje omnibus, a odgórne zarządzanie i ręczne sterowanie przynosi opłakane rezultaty, warto postawić na decentralizację. Robią to wielkie międzynarodowe koncerny, cedując w dużej części decyzje dotyczące codziennego zarządzania firmą na tzw. doły. W przypadku sieci odzieżowych są to np. menedżerowie sklepów.

Oczywiście decentralizacja rozumiana skrajnie może być równie niszcząca, co skrajna centralizacja. Do takich wniosków doszło szefostwo CIA i FBI po atakach na World Trade Center. Oceniono, że jedną z przyczyn, dla których do ataków w ogóle doszło, był brak płynnej i efektywnej komunikacji między poszczególnymi komórkami wywiadowczymi. Każda działała na swój sposób i całkowicie niezależnie.

Za dużo rynku?

Można by pomyśleć, że opisane przez nas praktyczne zastosowania ekonomii zasługują tylko i wyłącznie na pochwały. Przynajmniej niektórzy ekonomiści, zamiast powtarzać komunały w prasie i w telewizji, biorą się za prawdziwe problemy zwykłych (i niezwykłych) ludzi, prawda?

Prawda, ale to rozwiązywanie życiowych problemów metodami ekonomii ma także – przynajmniej potencjalnie – negatywne strony. Prowadzi mianowicie do urynkowienia coraz liczniejszych sfer ludzkiego życia. Takie przynajmniej argumenty wysuwają ci, którzy przekonują, że pieniądz i rynek powinny mieć swoje ustalone miejsce i powinny się go trzymać. Kimś takim jest profesor Harvardu Michael Sandel. „Rynki zostawiają ślad. Czasem wartości rynkowe wypierają wartości nierynkowe, które zasługują na troskę” – pisze w książce „Czego nie można kupić za pieniądze”. Sandel twierdzi, że myślenie ekonomiczne znieczula na wartości nierynkowe. Podaje przykład wybitnego ekonomisty (także noblisty) Gary’ego Beckera, który bez zmrużenia oka wysunął swego czasu postulat, by prawo do osiedlania się w USA uzyskiwali ci, którzy za to zapłacą. Pieniądze miały być właściwie jedynym kryterium i narzędziem rozwiązującym problemy z imigrantami. Inny ekonomista, Julian L. Simon, zaproponował z kolei, by prawa do imigracji wystawiano na licytację. „Pomysł sprzedawania praw imigracyjnych wydał się niektórym odrażający, ale w czasach optymistycznej wiary w rynek jego istota szybko przeniknęła do prawodawstwa. W 1990 r. Kongres uchwalił prawo, zgodnie z którym obcokrajowcy, którzy zainwestowali w USA 500 tys. dol., mogli osiąść w tym kraju wraz z rodziną na dwa lata, a potem ubiegać się o zieloną kartę” – przypomina Sandel z niesmakiem.

Sandel to jednak filozof, a filozof to z natury osoba niepraktyczna. Nie patrzy na działania ludzkie z punktu widzenia ich efektywności. Tymczasem ekonomia, o której tu mowa, choć z punktu widzenia Sandela podejrzana, niefilozofom może się raczej przysłużyć niż zaszkodzić.

– Oczywiście istnieją sfery, które należy jakoś oddzielić od rynku. Istnieją altruistyczne zachowania niedyktowane chęcią zysku. Nie każda relacja międzyludzka polega na wymianie. Upieram się jednak, że zastosowanie rynkowych bodźców często może nawet te bezinteresowne, nierynkowe relacje wzmacniać. Z tych samych względów sądzę też, że należy jak najwięcej rynkowych mechanizmów wprowadzać w sektorze publicznym. W służbie zdrowia czy edukacji. Bo z jednej strony rynek nie jest doskonały, ale z drugiej doskonałe nie są także regulacje i państwowych interwencjonizm, prawda? – pytał retorycznie w rozmowie z ObserwatoremFinansowym.pl prof. Julian Le Grand z London School of Economics, autor wielu ciekawych rozwiązań zastosowanych w brytyjskiej oświacie. To on opracował koncepcję tzw. premii uczniowskich. Jeśli dana szkoła jest w stanie przyciągnąć do siebie uczniów z rodzin ubogich bądź uczniów z problemami, a jednocześnie oferuje wysoki poziom nauczania, otrzymuje większy zastrzyk finansowy niż inne. W ten sposób w systemie edukacyjnym dowartościowane są osoby, które w innym przypadku być może szybko zostałyby w tyle lub porzuciłyby naukę w ogóle. Nie da się ukryć, że pieniądz i rynek odgrywa tu dużą i pozytywną rolę – prof. Sandel et consortes musieliby nieźle się nagimnastykować, by udowodnić coś przeciwnego.

(Ekonomista David Romer zidentyfikował taktykę, której nie dostrzegali trenerzy, a która pozwala drużynie zwiększyć szanse wygranej CC BY-NC-ND Not enough megapixels)

Otwarta licencja


Tagi