Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Giełda i fundacje dla rodzinnych firm

Najczęściej zaczyna się w rodzinie. Taki rodowód ma większość wszelkiego rodzaju firm zakładanych przez ojców, matki czy rodzeństwo. Wiele z nich długo nie przeżywa. Te, które trwają i rosną, prędzej czy później, muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, co dalej, zwane pytaniem o sukcesję.
Giełda i fundacje dla rodzinnych firm

(©Envato)

Świadomość dominującej obecnie rodzinnej genezy polskich przedsiębiorstw nie jest powszechna, bowiem postrzegamy otoczenie przez pryzmat schematu zakorzenionego w przeszłości. Już w II RP państwo rozpychało się w gospodarce. Dziś mało kto je pamięta, ale firmy państwowe liczyły się przed II wojną. Przykłady pierwsze z brzegu to Skarboferm, czyli Polskie Kopalnie Skarbowe na Górnym Śląsku, Polmin (Polskie Minerały) – zajmujące się eksploatacją ropy i gazu w Zagłębiu Drohobyckim, Państwowe Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach, Port w Gdyni, potem nowe fabryki Centralnego Okręgu Przemysłowego COP.

Ekonomista Kazimierz Secomski szacował udział państwa w gospodarce przed II wojną na 15-20 proc. Po wojnie udział ten wyrósł z wiadomych przyczyn niemalże pod sufit. Wzmianka w tej kwestii służy próbie wyjaśnienia, dlaczego raczej dość cicho u nas o firmach rodzinnych i ich rosnącym potencjale.

Pomijając wielkoprzemysłowe „ostańce” po PRL, niemal cała reszta przedsiębiorstw działających dziś w Polsce to firmy wymyślone po 1989 r. w jakiejś kuchni, jadalni lub salonie. Liczebność firm rodzinnych jest mniej ważna, zwłaszcza że można do nich zaliczyć (lub pominąć) mikrofirmy i tzw. jednoosobowe działalności gospodarcze.

W Polsce nadszedł czas przejęć firm rodzinnych

Istotniejsze jest określenie ich wkładu w gospodarkę. Jednak i tu pojawiają się ogromne rozbieżności. Prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie Marek Dietl ocenił ostatnio, że w firmach rodzinnych powstaje 2/3 polskiego PKB, a więc wnoszą one mniej więcej 1400-1500 mld zł rocznie. Ministerstwo Finansów podaje natomiast, że wynikiem pracy firmy rodzinnej jest co piąta wypracowana w Polsce złotówka. Prawie 830 tys. takich firm generuje przychód w wysokości 322 mld zł rocznie, a ich wkład w PKB kształtuje się na poziomie ok. 18 proc.

Rozpiętość jest wprawdzie olbrzymia, ale dane z obu źródeł mogą być bliskie rzeczywistości, bowiem w pierwszym przypadku zastosowano szerokie podejście „rodowodowe”, a w drugim formalne, oparte na arbitralnie wyznaczonych kryteriach. Tak czy owak, są rodzinne firmy dla kraju bardzo ważne, i basta.

Jeśli tak, to chcielibyśmy, żeby rozwijały się, rosły i dorastały, aby zasłużyć na miano odpowiednika niemieckiego „Mittelstand”, czyli sektora średnich jak na Niemcy i wielkich jak na Polskę firm produkcyjnych w rękach rodzinnych, decydującego o ekonomiczno-eksportowej potędze Republiki Federalnej.

Problemem jest przechodzenie założycieli w smugę cienia. Wiele firm rodzinnych już teraz potrzebuje na gwałt następców, bowiem dzieci bardzo często nie spieszą się do przejmowania pałeczki. Są jednak na ten ambaras jakieś rady. Można wynieść się z jadalni, gdzie toczą się rodzinne narady.

Giełda jest też dla rodzinnych

Jedno z rozwiązań to pójście na giełdę, nawet niekoniecznie w poszukiwaniu dodatkowego kapitału, a w celu znalezienia grona nowych właścicieli, z zachowaniem (lub nie) kontroli przez rodzinę założyciela. Rozwiązania ułatwiające sukcesję przygotowuje też Ministerstwo Finansów, obiecując, że już w 2022 r. wejdzie w życie ustawa o fundacjach rodzinnych.

Przedsiębiorstwa japońskie nie schodzą z rynku

Dotychczasowe doświadczenia na drodze giełdowej zostały podsumowane w raporcie firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton pt. Firmy rodzinne na GPW. Na polskiej giełdzie notowanych jest obecnie 139 firm określonych przez GT jako „spółki rodzinne”, czyli takie z siedzibą w Polsce, obecne na warszawskim parkiecie i mające prywatnych akcjonariuszy z ponad połową udziałów. Tak zdefiniowane spółki rodzinne stanowią 1/3 wszystkich firm notowanych na GPW. Z analizy wyłączono spółki z sektora finansowego, w tym banki.

Spółki rodzinne nadal stanowią na giełdzie ułamek. Z łączną kapitalizacją rzędu 100 mld zł zapewniają jedynie ok 10 proc. jej całości wynoszącej ok. 1 100 mld zł. Najwcześniej, weszła na giełdę spółka Remak Energomontaż, a ostatni debiut nastąpił w 2020 r. wraz z pierwszą ofertą publiczną Gaming Factory. Rzuca się w oczy raczej nieprzypadkowa zmiana w obszarze działania – Remak to ciężka maszyneria, a Gaming Factory – zręczność w programowaniu w połączeniu z mniej lub bardziej artystyczną wizją.

Przesunięcie punktu ciężkości znajduje potwierdzenie w danych o strukturze sektorowej i branżowej. Jeśli na całym parkiecie firmy z działu „produkcja i przemysł” stanowią połowę wszystkich, to wśród spółek rodzinnych „produkcja i przemysł” (19 proc.) tylko nieznacznie wyprzedza IT (17 proc.). Pod względem łącznej kapitalizacji przewodzą wśród rodzinnych spółki zajmujące się artykułami codziennego użytku (26 mld zł), ale na drugim miejscu są spółki IT (21 mld zł) zaś zaliczone do „produkcji i przemysłu” są warte jedynie 5 mld zł. Ze względu na małą liczebność próby zbyt daleko idące wnioski są nieuprawnione, ale fakty są do odnotowania.

Jak na razie, giełdowy status spółek rodzinnych nie oznacza jednak wyraźnego określenia sukcesji. W przypadku aż 83 proc. firm rodzinnych z GPW potencjalni naturalni sukcesorzy, tj. dzieci założycieli, nie mają żadnych akcji. Progenitura jest pomijana w zarządzaniu firmami albo nie wyraża zainteresowania obejmowaniem stanowisk w zarządach lub radach nadzorczych firm kontrolowanych przez najbliższą rodzinę. W jedynie co szóstej spółce rodzinnej ktoś z sukcesorów jest w zarządzie i w co piątej – w radzie nadzorczej.

Coraz droższe transakcje private equity

Maja Jabłońska – jedna z autorek raportu – podkreśla, że najbliższe lata powinny zostać wykorzystane przez firmy rodzinne do zaplanowania sukcesji własności i zarządzania firmą. Przytacza powiedzenie, że „jeśli chcesz iść szybko, idź sam; jeśli chcesz zajść daleko, weź kogoś ze sobą”. Nieprzypadkowo, inne ludowe porzekadło mówi, że „co nagle to po diable”, więc najlepiej, gdy proces przekazywania pałeczki odbywa się stopniowo.

Rodzinne lepiej przetrzymują złe czasy

I znowu, grupa firm poddanych analizie jest co nieco mała, ale z drugiej strony jej wyniki potwierdzają intuicję, że firmy rodzinne lepiej radzą sobie w trudnych czasach niż ogół spółek giełdowych. Decyduje o tym zapewne rozwaga i ostrożność założycieli/właścicieli, którzy mają do stracenia dorobek życia, a nie posadę prezesa do ewentualnej zamiany na kolejny stołek.

W czasach dobrej koniunktury spółki rodzinne przynoszą zatem podobne zyski jak spółki nierodzinne, za to gdy czasy stają się trudne, rodzinne sprawują się lepiej. W okresie między czwartym kwartałem 2019 r. a trzecim kwartałem 2020 r. ogół firm z GPW był rentowny na poziomie operacyjnym EBITDA i EBIT, ale na poziomie zysku netto rentowna była już tylko grupa spółek rodzinnych.

Część inwestorów traktuje akcje jako rodzaj oszczędności, więc bierze mocno pod uwagę skłonność firm do dzielenia się zyskami. Różnica między spółkami rodzinnymi i nierodzinnymi jest mała, ale dywidendy wypłacają chętniej te pierwsze (31,9 proc. wszystkich wobec 27,2 proc. w przypadku nierodzinnych). Rodzinne są rozważne – stopa dywidendy w rodzinnych wyniosła 3,48 proc., a w nierodzinnych z GPW – 6,42 proc.

Od lutego 2020 r. do lutego 2021 r. spółki rodzinne z GPW cieszyły się stopą zwrotu w wysokości 57 proc., a WIG20 stracił 5 proc.

Za drogą sukcesji poprzez giełdę przemawiają także inne atrakcje dla potencjalnych inwestorów. Z analizy GT, na potrzeby której sporządzono roboczy indeks spółek rodzinnych notowanych na GPW wynika, że są one mniej narażone na zmienności kursów niż spółki z indeksu WIG20. W ciągu kilku lat między styczniem 2015 r. a lutym 2021 r. stopa zwrotu spółek z indeksu „GT Rodzinne” wyniosła ok 40 proc., podczas gdy spółki z WIG20 straciły w tym samym czasie ok. 16 proc. Również w ostatnich bardzo trudnych miesiącach rodzinne radziły sobie lepiej. Od lutego 2020 r. do lutego 2021 r. spółki rodzinne z GPW cieszyły się stopą zwrotu w wysokości 57 proc., a WIG20 stracił 5 proc.

Mało debiutów

Jednak debiutów giełdowych wśród firm rodzinnych jest mało. W rekordowych latach 2007 i 2015 było ich po kilkanaście, a w trzech ostatnich odpowiednio trzy, jeden i dwa.

To nie wniosek z raportu, ale przypuszczenie własne, oparte także na doświadczeniu w biznesie: właściciele firm rodzinnych są bardziej konserwatywni niż przebojowi; często próbują kontrolować wszystko. Oto przypadek wielkiej (niepolskiej), globalnej firmy rodzinnej z przychodami rzędu kilku miliardów euro rocznie. Jej współwłaściciel i jednocześnie prezes pofatygował się z pytaniem telefonicznym do swoich ludzi na drugim końcu świata, dlaczego jeden z szeregowych pracowników, a firma zatrudnia ich w sumie kilkanaście tysięcy, otrzymał właśnie kilkanaście procent podwyżki skoro limit wyznaczony na ten rok wynosił 2 proc.?

Kolejny powód wiąże się z powyższą historyjką. Większość założycieli firm powstających od zera zmagała się i zmaga z wielkimi i dużymi przeciwnościami, których wspólnym mianownikiem są koszty, trudne najczęściej do udźwignięcia. Za przygotowania do wejścia na giełdę zapłacić trzeba dużo, tym w sumie więcej, im firma mniej znana. Są firmy rodzinne, które cieszą się wielkimi sukcesami. Te najbardziej rozpoznawalne wymienia raport „Najmocniejsze marki rodzinne w Polsce” sporządzony przez kancelarię doradczą Konrad Bugiera z Poznania. Są na niej m.in. Grycan, Mokate, Blachy Pruszyński, Black Red White, Fakro, Wiśniowski, Ziaja, Roleski… Ale marki znakomitej większości pozostają szerzej nieznane. Brak rozpoznawalności przekłada się na ryzyko porażki debiutu giełdowego, a próby oddalenia tego ryzyka oznaczają wielkie wydatki na marketing i PR.

Sprzedaż obligacji korporacyjnych przez firmy rodzinne jest relatywnie trudna, a nabywcom płacić trzeba za ryzyko wyższe odsetki.

Proces sukcesji poprzez giełdę nie będzie postępował szybko, a tym bardziej nie będzie gorączkowy, choć metoda ta pozwala m.in. na łatwy podział własności na kilkoro sukcesorów i na stopniowanie własności dzięki zastosowaniu systemu opcji przyznawanych wg ustalonych wcześniej kryteriów, nie tylko członkom rodziny, ale także kluczowej kadrze współdecydującej o wynikach i rozwoju firmy. Metoda rozwoju organicznego finansowanego z wypracowanych środków z jakimś udziałem kredytów jest bardzo bezpieczna, ale też powolna, co może oznaczać, że firma traci dystans do konkurentów. Pozyskiwanie kapitału od akcjonariuszy to zatem możliwość w wielu okolicznościach nie do przecenienia. Zwłaszcza, że ze względu na małą transparentność i wspomnianą już niską rozpoznawalność, sprzedaż obligacji korporacyjnych przez firmy rodzinne jest relatywnie trudna, a nabywcom płacić trzeba za ryzyko wyższe odsetki od dominujących na rynku.

Gromadzenie kapitału odbywać się może poprzez debiut, czyli IPO, ale też w ramach kolejnych emisji, w tym SPO, czyli drugiej oferty publicznej (secondary public offering) lub następnych (follow-on public offerings) FPO. Z punktu widzenia sukcesji SPO i FPO mają tę zaletę, że mogą polegać na emisji nowych akcji dla nowych lub dotychczasowych akcjonariuszy, ale także na sprzedaży jakiegoś istotnego pakietu istniejących akcji będących w posiadaniu jednego lub kilku akcjonariuszy na rzecz wybranego nabywcy lub nabywców, w tym przypadku sukcesorów, którzy dziś nie czują się jeszcze w tej roli. Ta druga odmiana SPO/FPO określana jest zatem nieprzypadkowo jako non-dilutive, czyli niepowodująca rozwodnienia akcjonariatu spółki.

Ukraińska giełda zagrozi GPW?

Podczas prezentacji raportu GT dyrektor działu rynku pierwotnego GPW Maciej Bombol przytoczył w tym kontekście przykład firmy CCC założonej i nadal kontrolowanej przez Dariusza Miłka, która ramach SPO pozyskała przed rokiem, w pierwszej fali paniki wywołanej pandemią ponad 500 mln zł nowych środków. Gdyby nie była notowana na giełdzie, tak szybki dopływ gotówki zapewniającej przeżycie nie byłby możliwy. Giełda warszawska zamierza uruchomić osobny segment spółek rodzinnych, być może już w II kwartale 2021 r. Czy oczekuje z tej strony nowej fali debiutów, czy chce taką wywołać – to sprawa do dyskusji, ale w każdym razie coś się dzieje.

Szykuje się ustawa o fundacjach rodzinnych

Także w rządzie. Ministerstwa Finansów oraz Rozwoju, Pracy i Technologii ogłosiły w końcu marca konsultacje zewnętrzne projektu ustawy o fundacjach rodzinnych, przygotowanej z myślą o ułatwieniu procesów sukcesji. Fundacja będzie mogła zostać wyposażona w szeroko rozumiany majątek, np. w pieniądze, papiery wartościowe, rzeczy ruchome i nieruchomości, udziały czy akcje. Fundator będzie miał także dużą swobodę w określaniu zasad zarządzania tym podmiotem. Krąg beneficjentów będzie samodzielnie ustalał fundator. Będą to mogły być osoby fizyczne, np. członkowie rodziny przedsiębiorcy, którym chce on zabezpieczyć przyszłość. Mogą to być również organizacje pożytku publicznego, z których misją fundator czuje się szczególnie związany. Fundacje rodzinne cieszyć się mają względami podatkowymi.

Autorzy projektu piszą, że „stanowi on odpowiedź na postulaty firm rodzinnych, które mierzą się lub będą mierzyć w niedalekiej przyszłości z koniecznością przekazania przedsiębiorstwa następcom prawnym. (…) Z danych Instytutu Biznesu Rodzinnego wynika, że w przeciągu najbliższych 5 lat sukcesję planuje ok. 57 proc. z nich. Aby przeprowadzić skutecznie proces sukcesji, przedsiębiorcy muszą posiadać następców, którzy będą w stanie oraz będą chcieli dalej poprowadzić biznes lub co najmniej sprawować w nim funkcje właścicielskie, powierzając zarządzanie profesjonalnemu zarządowi. (…) Brakuje kompleksowego rozwiązania, które pozwalałoby na wytyczenie długoterminowej wizji rozwoju przedsiębiorstw oraz akumulacji majątku, zwiększającej szanse wzmocnienie pozycji rynkowej w perspektywie kilku pokoleń i zapewnienie stabilnych źródeł utrzymania dla osób, o których przyszłość nestor chciałby zadbać, także po swojej śmierci”.

Tym właśnie celom i zadaniom służyć miałyby projektowane fundacje rodzinne, które według obecnych planów mogłyby zacząć być powoływane już od początku 2022 roku.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi