W 2012 r. strategią sukcesu nie będzie zasada „kup i trzymaj”

I gospodarki,  i rynki finansowe w ostatnich miesiącach stąpają głównie po terra incognita. To uzasadnia niechęć do prognozowania stóp zwrotu z aktywów w 2012 r. Wydaje się przy tym, że to nie wybór odpowiedniego rynku będzie w przyszłym roku kluczem do sukcesu, ale obranie właściwej strategii działania i ścisła kontrola zarządzania kapitałem.
W 2012 r. strategią sukcesu nie będzie zasada „kup i trzymaj”

(CC BY-NC-SA artemuestra)

W 2012 r. czeka nas polaryzacja rynków i podwyższona zmienność. Strategią sukcesu raczej nie będzie „kup i trzymaj”. Zresztą przez ostatnie lata taka taktyka też przynosiła wątpliwe efekty. Może poza obligacjami najbardziej wiarygodnych państw, takich jak Niemcy, Wielka Brytania, czy USA, które pozostawały w nieustannej hossie. W ich przypadku przy obecnych realnie ujemnych rentownościach też trudno liczyć na dalszy sukcesywny wzrost notowań.

Podobnie było też ze złotem, czy innymi metalami szlachetnymi, ale w ich przypadku w II połowie 2011 r. też zaczęły pojawiać się znaki zapytania dotyczące szans na dalszy stopniowy ruch w górę. Jeśli chodzi natomiast o rynki ryzykownych aktywów, to strategia „kup i trzymaj” przynosiła raczej więcej rozczarowań niż satysfakcji. Wiele wskazuje na to, że trzeba będzie czekać jeszcze kilka lat zanim znów w ten sposób będzie można zarabiać pieniądze.

Alternatywą dla takiego podejścia na najbliższy rok, a zapewne i kolejne 2, 3 lata, będzie bardziej aktywne podejście do inwestowania. Nie chodzi jednak tyle o sam timing, czyli o szukanie najlepszego momentu do wejścia i wyjścia z rynku. Przy nietrwałości poszczególnych ruchów cen aktywów skupienie się na jednej ich klasie, to może być zbyt mało do uzyskania zadowalającego wyniku. Konieczne może być wypłynięcie z inwestycjami na znacznie szersze wody i otwarcie się na poszukiwania atrakcyjnych w średnim terminie rynków bez ograniczeń geograficznych, czy z racji na klasę aktywów, jaką reprezentują.

Sama decyzja o tym, że warto inwestować w akcje, czy surowce, czy jakąkolwiek inną klasę aktywów, to będzie zbyt mało, by uzyskać sukces. Trzeba będzie wiedzieć, z którego regionu świata akcje mają największy potencjał, czy też z której branży, albo z którego segmentu (małych czy dużych spółek). Podobnie na innych rynkach – wyjście z łask obligacji skarbowych najbardziej wiarygodnych państw nie musi oznaczać trudnych czasów dla papierów krajów gorzej ocenianych.

Zresztą zaczątki takich zjawisk obserwujemy już przez kilka ostatnich miesięcy. Wystarczy spojrzeć na dysproporcje w notowaniach chińskich i amerykańskich akcji, czyli w krajach będących daleko od epicentrum obecnego kryzysu, czyli Unii Europejskiej. Podobnie jest na innych rynkach. Różnica zmian cen platyny i złota (oba to metale szlachetne) tylko przez 6 miesięcy do połowy grudnia sięgała 25 pkt proc.

Te trudne warunki do inwestowania tworzy świadomość inwestorów, że coraz bardziej stąpają po ziemi dotąd nieznanej. Chodzi zarówno o uwarunkowania gospodarcze, gdzie praktycznie na globalną skalę mamy do czynienia z kryzysem zadłużeniowym nie przedsiębiorstw, ale całych państw, jak o podejmowane działania mające zwalczać problemy i konsekwencje, jakie przynoszą. Wśród podejmowanych kroków mamy rekordowo luźną politykę pieniężną w skali świata, jak również niespotykane wcześniej globalne luzowanie monetarne. Jednocześnie w polityce fiskalnej brakuje wcześniej wykorzystywanej możliwości wspierania gospodarek zwiększonymi wydatkami rządowymi. Zamiast tego konieczne jest zaciskanie pasa, mogące szkodzić koniunkturze ekonomicznej.

Coraz bardziej prawdopodobne staje się to, że konsekwencją tych wszystkich uwarunkowań będzie wydłużony okres stagnacji gospodarczej. Z taką sytuacją nie mieliśmy do czynienia w ostatnich dziesięcioleciach, kiedy koniunktura gospodarcza wykazywała znaczącą amplitudę wahań, przechodząc od boomu gospodarczego do wyraźnej recesji. Inwestorzy nauczyli się wyceniać aktywa w takich okolicznościach, ale nie wiedzą, ile są warte w warunkach bardziej umiarkowanych zmian wskaźników gospodarczych. Trzeba przy tym zaznaczyć, że chodzi tu o diagnozę w skali globalnej, gdyż wahania koniunktury w poszczególnych państwach mogą być w tym czasie bardziej znaczące.

Jednym z ważniejszych elementów globalnej układanki jest kondycja sektora bankowego, od której w bardzo dużym stopniu zależy skala pogłębienia tendencji recesyjnych w gospodarkach. Wydaje się, że po doświadczeniach 2008 r. władze nauczyły się, jak radzić sobie z dostarczaniem płynności bankom tak, by uniknąć całkowitego odcięcia przez nie finansowania gospodarek. Prawdopodobieństwo credit crunch, czyli zamrożenia finansowania na ogromną skalę, jest mocno ograniczone.

Nie oznacza to jednak, że sektor działa prawidłowo. 2012 r. będzie stał pod znakiem odbudowywania przezeń kapitałów, co nie musi być wcale takie łatwe bez ożywienia koniunktury gospodarczej.

Ta zależeć będzie przede wszystkim od postaw konsumentów. To dzięki nim w II połowie 2011 r. globalna gospodarka otarła się o recesję, ale się jej nie poddała. Trzeba przy tym pamiętać, że ta sfera ma późno cykliczny charakter i jeśli konsumpcja maleje, to z koniunkturą jest już naprawdę bardzo słabo.

Z tego punktu widzenia dane związane z konsumpcją mogą raczej potwierdzić, a nie zapowiedzieć niekorzystne zjawiska gospodarcze. Raczej też możemy poszukiwać symptomów osłabienia konsumpcji, niż liczyć, że sygnały o kłopotach z podtrzymaniem konsumpcji na czas pozwolą podjąć odpowiednie decyzje inwestycyjne.

W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że w ostatnim czasie na rynkach akcji słabiej powodzi się spółkom z branży dóbr konsumpcyjnych wrażliwych na wahania koniunktury (dóbr wyższego rzędu, z których zakupu można zrezygnować, gdy perspektywy dochodów nie rysują się w ciemniejszych barwach).

Do początków października zarówno na rynkach rozwiniętych, jak dojrzałych, wykazywały dużą siłę na tle całego rynku akcji. Niepokojąco wygląda słabość surowców na tle giełd. Towary również mają późno cykliczny charakter, często reagując mocniej dopiero nie na prognozowane spowolnienie gospodarcze, ale realne jego przejawy. Podobnie jest z obligacjami korporacyjnymi firm posiadających catingi inwestycyjne, czyli bardziej bezpiecznych niż papiery typu high yield.

Wymowna jest słabość wspólnej waluty, która kończy rok na poziomach najniższych od pierwszych dni stycznia 2011 r., wysyłając sygnały zapowiadające dalszą słabość. To ewidentny dowód na to, że kryzys zadłużeniowy w strefie euro nie został rozwiązany, a walka z nim zajmie jeszcze długie miesiące. Co gorsza, coraz większe obawy wywołuje stan chińskiej gospodarki, dla której problemem staje się ochłodzenie na rynku nieruchomości, mogące pociągnąć za sobą trudności ze złymi długami w sektorze bankowym.

W tej sytuacji jedynie USA bronią się przed nasileniem się kłopotów, a sytuacja zaczyna przypominać tę z przełomu 2007 i 2008 r., kiedy wierzono, że problemy Ameryki nie będą miały globalnych reperkusji. Teraz można odnieść wrażenie, że takie nadzieje dotyczą kryzysu zadłużeniowego w Europie i tego, iż jego konsekwencje nie rozprzestrzenią się na cały świat.

Odpływy kapitału z funduszy inwestujących w akcje na rynkach EMEA (rozwijające się kraje Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki), do których zaliczana jest Polska, najlepiej obrazuje nastawienie do tej części świata globalnych graczy. Cierpi ona na silnych związkach z Unią Europejską, jak i dużym znaczeniu surowców dla kondycji przedsiębiorstw w tym regionie. Postrzeganie polskich aktywów dobrze odzwierciedla znacząca przecena złotego z ostatnich miesięcy.

Pierwsze grudniowe doniesienia o stanie naszej gospodarki nie napawają optymizmem u progu 2012 r. GUS-owskie wskaźniki koniunktury wykazują największy regres w przemyśle, budownictwie i handlu od blisko 3 lat. Poza branżą finansową osłabienie widać też w usługach. Tak słaby grudzień, jak obecny, w przemyśle poprzednio był 3 lata temu, w budownictwie – 7 lat temu, a w handlu – 4 lata temu. Wskaźniki koniunktury mają wartość o tyle, że pokazują obraz gospodarki także przez pryzmat najmniejszych przedsiębiorstw, które nie są uwzględniane w obliczaniu bardziej popularnych wskaźników gospodarczych.

Autor jest głównym analitykiem i dyrektorem inwestycyjnym Opera TFI

(CC BY-NC-SA artemuestra)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Kosztowna strategia „zero COVID-19”

Kategoria: Trendy gospodarcze
Lockdown Szanghaju wywołał w Chinach debatę na temat sensowności takiej strategii, w sytuacji gdy ujawniają się jej wysokie koszty gospodarcze.
Kosztowna strategia „zero COVID-19”