Autor: Bartosz Turek

Niezależny ekspert w branży nieruchomości.

Giełda pozwala zarabiać nieznacznie więcej niż inne popularne kanały

Oprocentowanie lokat bankowych na poziomie 2 proc. w skali roku to mało? Podobne zyski dają długoterminowe inwestycje w złoto, na rynku akcji czy nieruchomości. Tak wynika ze skorygowanych o inflację danych za ostatnie dekady.
Giełda pozwala zarabiać nieznacznie więcej niż inne popularne kanały

GPW w Warszawie (CC By Marcin Polak)

Już od 27 miesięcy deponenci liczą na realne zyski ze swoich inwestycji – wynika z danych NBP i GUS. Odsetki uzyskane z lokat z nawiązką chronią posiadany kapitał przed inflacją i to nawet po uwzględnieniu podatku, który trzeba zapłacić od zysków kapitałowych. Dzisiejsze prognozy sugerują też, że z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia przez cały 2015 rok. Co warte podkreślenia, realne zyski z lokat nie są wcale historyczną normą.

Lata osiągania realnych zysków z depozytów przeplatają się cyklicznie z takimi, podczas których bankowe lokaty przynoszą realne straty. Ostatni okres – pomimo malejących stóp procentowych – jest pod względem zysków szczególnie korzystny dla właścicieli lokat. Gdyby na przykład depozyt kończył się w styczniu 2015 roku, to lokata założona rok wcześniej na 2,6 proc. dałaby realny zarobek na poziomie 3,3 proc. (po uwzględnieniu podatku). Wszystko za sprawą deflacji, która zgodnie z prognozami miała w styczniu opiewać na 1,2 proc. Gdyby w kolejnych miesiącach 2015 r. deflacja zaczęła zmieniać się w inflację, a w grudniu 2015 r. wskaźnik wzrostu cen wyniósłby 1 proc., to choć osiągane przez właścicieli lokat zyski będą z miesiąca na miesiąc malały, wciąż pozostaną ponad kreską.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Depozyty: tylko ochrona przed inflacją

Gdybyśmy porównali dzisiejsze realne rentowności polskich depozytów do długoterminowych wyników lokat z innych krajów, obecna oferta rodzimych banków wydałaby się bardzo atrakcyjna. Weźmy pod uwagę długi okres (przynajmniej 25 lat) dla 15 krajów europejskich, dla których stosowne dane publikuje Bank Światowy. W takim ujęciu okazałoby się, że odnawiając co roku lokatę, można było zrealizować przeciętny zysk na poziomie zaledwie 0,2 proc. w skali roku. Co więcej, wynik ten nie byłby wciąż skorygowany o podatek od zysków kapitałowych (o ile taki w danym kraju obowiązuje).

W efekcie w długim okresie trzymanie pieniędzy na lokacie w banku raczej pozwala uchronić pieniądze przed utratą wartości niż przynosi realny zysk. Wynika z tego, że w tym momencie rodzime lokaty wciąż wydają się atrakcyjną formą oszczędzania, choć w dłuższym okresie bankowe depozyty przeważnie jedynie chronią przed inflacją.

 

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Na lokacie jak na giełdzie

2 proc. na lokacie to za mało? Teoretycznie więcej powinna przynieść inwestycja w złoto. Ten kruszec przecież od lat rozpala chciwość szerokiej rzeszy inwestorów. Trudno się temu dziwić skoro uncja złota kupiona w 1950 roku (najstarsze dane, do których dotarł autor) kosztowała niecałe 35 dol., a w grudniu 2014 roku było to 1,2 tys. dolarów, czyli prawie 35 razy więcej. Kruszec pozwolił więc w badanym okresie realizować zysk na poziomie ponad 5,6 proc. w skali roku, co jednak po uwzględnieniu inflacji daje realny zysk 2 proc. rocznie, czyli tyle, na ile nominalnie oprocentowana jest obecnie przeciętna roczna lokata w rodzimym banku.

Powszechna jest też wiara, że sporo można zarobić, inwestując w dłuższym terminie na giełdzie. Dla wyższych stóp zwrotu podejmuje się oczywiście wyższe ryzyko. Na ile jest to opłacalne, pokazują liczby. Inwestor, który w 1960 roku ulokowałby pieniądze na tokijskiej giełdzie, dziś miałby w portfelu około 19 razy wyższą kwotę niż zainwestowana. O tyle bowiem wzrosły notowania indeksu Nikkei 225. Gdyby jednak ten nominalny wynik skorygować o inflację panującą w Kraju Kwitnącej Wiśni, to realna roczna stopa zwrotu stopniałaby do 2,3 proc.

Niewiele więcej można było zarobić, inwestując w 1984 roku na giełdzie londyńskiej (2,4 proc. realnie w skali roku) lub w 1957 roku na giełdzie nowojorskiej (2,9 proc. realnie w skali roku). Do tak niskich stóp zwrotu inflacja sprowadziła zysk nowojorski (nominalnie na poziomie prawie 4400 proc.) i londyński (ponad 500 proc.).

Oczywiście założenie do obliczeń było takie, że nominalne zyski były identyczne jak wzrost notowań głównych indeksów, oraz że raz kupionych akcji się nie sprzedaje w okresach gorszej koniunktury. Niemniej powyższe wyniki mogą być w oczach inwestorów rozczarowujące, zwłaszcza przy skali zmienności wycen i ryzyka podejmowanego przez inwestorów giełdowych.

Nieruchomości: zysk ponad inflację

Może więc sposobem na wzbogacenie się są nieruchomości? Teoretycznie poziom podejmowanego na tym rynku ryzyka jest uznawany za niższy niż na giełdzie, ale nie oznacza to, że na nieruchomościach nie można stracić, o czym po 2007 roku dobitnie przekonali się ich właściciele w wielu krajach świata.

Spójrzmy jednak na długi okres. Indeks Case Shiller od 1987 roku bada zmiany cen domów w USA. Wynika z niego, że do III kwartału 2014 r. wzrost wartości przeciętnego amerykańskiego domu w dużym mieście wyniósł 200 proc. Rocznie daje to nominalną stopę zwrotu na poziomie 4,1 proc., ale po uwzględnieniu inflacji topnieje ona do 1,3 proc. w skali roku. W lepszej sytuacji byłaby osoba, która na początku 1983 roku kupiła dom w Wielkiej Brytanii. Od tego czasu bowiem do III kwartału 2014 r. taka nieruchomość zyskała na wartości ponad 520 proc. Po uwzględnieniu inflacji daje to skromne 2,2 proc. realnego zysku w skali roku. Co więcej, bieżące wyceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii wyznaczają historyczne maksima.

Niemniej wyniki te zdają się potwierdzać, że na rynkach rozwiniętych roczny wzrost wartości nieruchomości wynosi przeważnie 1–2 pkt proc. ponad inflację. Z tego uogólnienia wymyka się przykład Australii. Tam od 1986 roku domy zdrożały nominalnie o 581 proc., co po uwzględnieniu inflacji daje realną stopę zwrotu na poziomie 3,6 proc. w skali roku. Trzeba jednak podkreślić, że już w czerwcu 2014 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacował, że ceny nieruchomości w Australii wyraźnie oderwały się od fundamentów, a dysproporcję w stosunku do długoterminowych średnich oszacował na 33 proc.

Bartosz Turek, Lion’s Bank

Wyliczeń dokonano na podstawie najdalej sięgających wstecz informacji, do których dotarł autor.

GPW w Warszawie (CC By Marcin Polak)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane