Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Gorzki smak sylwestrowego szampana sprzed 30 lat

Niedawno ukazał się na łamach prestiżowego brytyjskiego instytutu badawczego OMFIF tekst autorstwa jego prezesa Davida Marsha oraz prezesa NBP, prof. Adama Glapińskiego na temat najnowszej historii Europy. Artykuł zmusza do pogłębionej refleksji na temat ostatnich 30 lat historii naszego kontynentu.

Tekst jest dostępny na portalu OMFIF: Fading dreams of Minsk and Maastricht – OMFIF. Zachęcam do zapoznania się z nim, natomiast w moim artykule postaram się na własną rękę wyjaśnić, co poszło nie tak na przestrzeni ostatnich 30 lat.

Rzeczywiście, dokładnie w Sylwestra 1991 r, szampan mógł płynąć ulicami europejskich miast. Większość mieszkańców Starego Kontynentu miała naprawdę powody do świętowania. Kraje Środkowej i Wschodniej Europy mogły odetchnąć z ulgą, gdyż właśnie wtedy nastąpiło pogrzebanie ZSRR. Owszem był to już kolos na glinianych nogach, niemniej jednak jego przedłużająca się agonia mogła generować ogromny niepokój.

Zresztą na pewno starsi czytelnicy OF pamiętają sierpień 1991 r, kiedy światowe agencje donosiły o niepokojących wydarzeniach w Moskwie za sprawą puczu Janajewa. Przypieczętowanie rozpadu ZSRR w znaczący sposób minimalizowało prawdopodobieństwo podobnych wydarzeń. Z kolei zachodnia część Europy świętowała za sprawą wieści, jakie pochodziły z holenderskiego niewielkiego miasta Maastricht. Zebrani tam przywódcy ogłosili chęć przyspieszenia integracji europejskiej, a namacalnym dowodem było skonkretyzowanie planów wprowadzenia wspólnej waluty.

Entuzjazm wśród niektórych przywódców EWG osiągnął taki poziom, że dla nich delikatna granica oddzielająca surową rzeczywistość od pobożnego życzenia zaczęła się najwyraźniej zacierać. I tak jak piszą autorzy wspomnianego wyżej tekstu, euforia w Maastricht była tak duża, że ówczesny kanclerz Niemiec snuł wizję Wielkiej Brytanii wchodzącej w skład strefy euro już w 1997 r. Cóż, każdy może się mylić.

Euforia w Maastricht była tak duża, że ówczesny kanclerz Niemiec snuł wizję Wielkiej Brytanii wchodzącej w skład strefy euro już w 1997 r.

Dzisiaj jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia ostatnich trzydziestu lat i wiemy, że w Maastricht doszło do zatarcia delikatnej granicy między trzeźwym spojrzeniem a pobożnym myśleniem. Zapomniano, że w projektowanej wspólnej Europie mieściła się gwarancja, że mieszkańcy Starego Kontynentu staną się od razu prawdziwymi Europejczykami. A mieszkańcy Starego Kontynentu mieli i nadal mają skłonność do bycia Europejczykami jedynie wtedy, kiedy im to jest wygodne. A kiedy bycie Europejczykiem przestaje być wygodne, wówczas mieszkańcy Starego Kontynentu niemal natychmiast przypominają sobie o swoich pozostawionych w szafie paszportach czy dowodach osobistych. Z kolei 30 lat temu w trakcie spotkania białowieskiego, na którym przypieczętowano rozpad ZSRR, nie uwzględniono tego, że ponownie narodzona Rosja nie zamierza tak łatwo pożegnać się z radziecką spuścizną. Aby zrozumieć złożoność tego problemu, wystarczy pokusić się o odpowiedź na pytanie, kto m.in. wygrał drugą wojnę światową. Rosja, której przecież wtedy de facto nie było? ZSRR? A może Rosjanie zamieszkujący ZSRR?

Jak łatwo zauważyć, położone w grudniu 1991 r. fundamenty pod świetlaną przyszłość kontynentu europejskiego okazały się bardzo kruche. A dziś ówczesna euforia może wręcz świadczyć o swoistego rodzaju zaślepieniu. Może właśnie bąbelki w wypijanych wówczas szampanach nie pozwoliły przywódcom europejskim usłyszeć strzałów dochodzących w okolicach Dubrownika i innych miejscowościach rozpadającej się Jugosławii. Kiedy jedni się cieszyli, inni na południu Europy mieli już najprawdopodobniej przygotowane plany pod kolejne ludobójstwo. Co gorsze, bardzo szybko wprowadzili oni swoje plany w życie przy wyjątkowo biernej postawie europejskich przywódców, którzy mieli zagwarantować pokój. Wystarczy powołać się na nieudane misje Lorda Dawida Owena czy naszego byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego.

Również na froncie gospodarczym były ostrzeżenia. Już wtedy można było dostrzec, że zjednoczenie państw niemieckich przypominało tak naprawdę aneksję byłej NRD przez RFN. Wysokie bezrobocie w Hiszpanii czy niesamowita korupcja w Grecji albo Włoszech też powinny uzmysłowić sygnatariuszom, jak trudne będzie dochodzenie do unii walutowej. Euforia szybko dobiegła końca, a skonsumowany w grudniu 1991 roku szampan ustąpił miejsca ogromnemu kacowi.

Już w czerwcu 1992 r. przyszło pierwsze ostrzeżenie za sprawą Duńczyków, którzy odrzucili uchwalony w lutym 1992 r Traktat z Maastricht. Duńskie „nie” było na tyle silnym zaskoczeniem, że wywołało prawdziwy huragan na światowych rynkach walutowych.

Już w czerwcu przyszło pierwsze ostrzeżenie za sprawą Duńczyków, którzy odrzucili uchwalony w lutym 1992 r Traktat z Maastricht. Duńskie „nie” było na tyle silnym zaskoczeniem, że wywołało prawdziwy huragan na światowych rynkach walutowych. Inwestorzy wzięli pod lupę przede wszystkim europejski mechanizm stabilizacyjny kursów (Exchange Rate Mechanism ERM), a dokładniej waluty w nim funkcjonujące. Na przestrzeni kolejnych trzynastu miesięcy, jedynie relacja marki niemieckiej do guldena holenderskiego uratowała się przed niszczącymi skutkami nawałnicy. Na początku sierpnia 1993 r. z dawnego ERM pozostały jedynie zgliszcza. Jedynym pocieszeniem dla Europejczyków było to, że fiasko ERM utorowało drogę do ratyfikowania Traktatu z Maastricht przez Londyn Britain ratifies Maastricht Treaty – UPI Archives. To prawda. Sęk w tym, że już wcześniej zasiano nasiona, które wydały plony 23 czerwca 2016 r. w postaci brexitu. Jak to możliwe?

Jak Niemcy wymyślili euro

Otóż jak wiemy funt był jedną z ofiar tego huraganu, a do rangi jego zabójcy, w oczach opinii publicznej urósł George Soros. Trudno go winić za spekulację przeciwko walucie brytyjskiej. On jedynie skorzystał z nadarzającej się okazji. Co było natomiast prawdziwą przyczyną huraganu z lat 1992 – 1993? Otóż niemiecki Bundesbank zmagał się ze skutkami zjednoczenia państw niemieckich. Jednym z nich była podwyższona inflacja, będąca efektem postunifikacyjnego boomu gospodarczego. Inflacja powyżej 5 proc. była nie do zaakceptowania dla Bundesbanku, który postanowił wymierzyć w jej kierunku swoje najcięższe działa. A na skutek specyfiki mechanizmu ERM w ślad za Bundesbankiem musiały pójść inne banki centralne.

Problem w tym, że w większości pozostałych krajów, zamiast przedłużonego boomu gospodarczego, coraz bardziej we znaki dawała się recesja. Zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, której władze walutowej jako jedyne miały odwagę pójść w odmiennym kierunku od tego narzuconego przez Bundesbank. Soros jako pierwszy to zrozumiał i dlatego zaczął spekulować przeciwko funtowi. 16 września brytyjskie władze monetarne musiały pod naporem Sorosa i jemu podobnych wreszcie odpowiedzieć na pytanie, co jest im bliższe: los funta w ERM czy los ich zmagającej się od dwóch lat z recesją gospodarki. Oczywiście, wybrano gospodarkę, ale byłoby niesprawiedliwością oskarżać Brytyjczyków o egoizm. Oni nawet chcieli ratowania ERM, ale oczekiwali większego wsparcia ze strony Niemców. Ci ostatni powiedzieli – nie, co brytyjska strona przyjęła nawet ze zrozumieniem.

Brytyjczycy nawet chcieli ratowania ERM, ale oczekiwali większego wsparcia ze strony Niemców. Ci ostatni powiedzieli – nie, co brytyjska strona przyjęła nawet ze zrozumieniem. Niemcy za to ochoczo zaangażowały się w obronę franka francuskiego.

Niestety zaraz po funcie, inwestorzy znaleźli sobie kolejny cel spekulacyjny w postaci franka francuskiego. I nagle okazało się, że władze monetarne w Niemczech (łącznie z Bundesbankiem) dość ochoczo zaangażowały się w bardzo kosztowne działania na rzecz ratowania francuskiej waluty. Tylko po to, aby frank i tak na koniec lipca 1993 r. wyleciał z hukiem z wąskiego pasma wahań ERM. Brytyjczycy uznali takie postępowanie względem franka za przykład zarówno nadmiernego preferowania Francji jak i przede wszystkim promowania podwójnych standardów. Dlatego wzięli się  i obrazili na Europę. Nasiona zaczęły z czasem kiełkować i wydały plon w postaci brexitu. Zatem procesy odśrodkowe w Europie pojawiły się jeszcze zanim procesy integracyjne przybrały na sile.

Sama nazwa miasta Maastricht kojarzy się nam nierozerwalnie z kryteriami konwergencji nominalnej, o których świat dowiedział się właśnie w trakcie szczytu odbywającego się w tej miejscowości. Spełnienie tych kryteriów miało gwarantować bezpieczne funkcjonowanie w planowanej unii gospodarczej i walutowej. Rzeczywiście, ogromna chęć ich spełnienia wyznaczała kierunek polityki gospodarczej przez resztę lat 90. i pierwsze lata bieżącego stulecia. Jednym z pupili spełniających te kryteria, zwłaszcza fiskalne, (za sprawą ogromnych wyrzeczeń i wysokiego bezrobocia sięgającego w porywach 20 proc.) była Hiszpania. Ich spełnienie niestety w żaden sposób nie uchroniło tego kraju przed bardzo bolesnym przebiegiem dwóch niemal nakładających się na siebie kryzysów: finansowego z 2008 r oraz zadłużeniowego z przełomu pierwszej i drugiej dekady bieżącego stulecia. Nic więc dziwnego, że mało kto dziś pamięta o tych kryteriach.

Trudno orzec, czy podobna euforia panowała w oddalonym o niespełna 1500 km od Maastricht Wiskulach usytuowanych w białoruskiej części Puszczy Białowieskiej. To tam podpisano 8 grudnia 1991 r. układ prowadzący do stworzenia Wspólnoty Państw Niepodległych, które de facto przypieczętowały upadek ZSRR (który formalnie nastąpił 25 grudnia 1991). Już dzisiaj, patrząc wstecz, widzimy, że sama nazwa daje sporo do myślenia. Najprawdopodobniej każda ze stron podpisujących omawiane porozumienie wyobrażała sobie swoją przyszłość inaczej. Inne koncepcje musiały (jeśli w ogóle) towarzyszyć mniejszym partnerom tego układu w zakresie ułożenia sobie stosunków z dotychczasową metropolią. Rzecz w tym, że układ w Wiskulach skończył z ZSRR tak, jak jest napisane we wspomnianym na początku tekście, ale nie mógł skończyć z dziedzictwem ZSRR.

Układ w Wiskulach skończył z ZSRR tak, jak jest napisane we wspomnianym na początku tekście, ale nie mógł skończyć z dziedzictwem ZSRR.

Świat zachodni był nie tylko zaskoczony biegiem wydarzeń na Wschodzie; jak się szybko okazało był on na nie zupełnie nieprzygotowany. Sama Rosja nie ułatwiała zadania, często zachowując się w trudny do przewidzenia sposób. Mogliśmy się o tym sami przekonać w trakcie wizyty w Polsce jej prezydenta, Borysa Jelcyna w sierpniu 1993 r. Po jej zakończeniu, nasz gość obiecał nam wolną drogę do NATO, jednak zmienił zdanie, na skutek swojej konfrontacji z ówczesnym wiceprezydentem Aleksandrem Ruckojem, niemal zaraz po powrocie do Moskwy.

Skąd taki radykalny zwrot? Cóż, raz jeszcze kłania się nierozwiązany problem dziedzictwa ZSRR. Jego dobrym przykładem może być obietnica złożona Michaiłowi Gorbaczowowi w trakcie rozmów dotyczących zjednoczenia Niemiec (tzw. rozmowy 2+4) i na skutek której przywódcy radzieckiemu strona zachodnia obiecała, że noga żołnierza NATO nie przekroczy granicy wyznaczanej przez Odrę i Nysę. Po rozpadzie ZSRR w grudniu 1991 r każda ze stron interpretuje tę przysięgę jak to jest jej wygodne; fakt, na który zwrócił uwagę uczestnik tamtych rozmów (Hans Dietrich Genscher) w niemieckiej telewizji w momencie aneksji Krymu przez Rosję.

Historia niemieckich oszczędności

Wróćmy jednak do pierwszych lat nowo powstałej Federacji Rosyjskiej. Trudno było wymagać przewidywalności od kraju, w którym panował  tak duży chaos zarówno gospodarczy jak i społeczny. A wsparcia dla nowo rodzącej się demokracji znikąd nie było. Po raz kolejny zemściła się strategia sprowadzania wszystkich krajów bloku wschodniego do wspólnego mianownika.

Zachód nieraz wyrażał swoją troskę o losy obywateli rosyjskich. Niestety, oceniając działania Zachodu w pierwszych latach funkcjonowania demokratycznej Rosji, trudno nie odnieść wrażenia, że Zachodowi najbardziej zależało jednak na dostępie do rosyjskich surowców. A sami Rosjanie, jeśli chcieli lepiej zrozumieć, jak funkcjonują rynki finansowe i w ogóle cały kapitalizm, to za sprawą zachodnich inwestorów oraz ich gierek, najlepiej im wyjaśniono jedynie pojęcie moralnego hazardu – czyli dość ciemnej strony dzisiejszego kapitalizmu.

Spekulacja na rynku rubla trwała w najlepsze, a to, że wielu Rosjan dostawało swoje i tak już śmieszne pensje, nawet z sześciomiesięcznym opóźnieniem, na nikim nie robiło jakoś specjalnego wrażenia. Oczywiście nie można winić Zachodu za wszelkie bolączki Rosji. Ona sama ponosi dużą część odpowiedzialności. Nie zmienia to jednak faktu, że rola Zachodu w integrowaniu Rosji z szeroko rozumianą wspólnotą międzynarodową była naprawdę mało konstruktywna. Zatem nie może nikogo dziwić, że kryzys z sierpnia 1998 r. był zalążkiem zmian, które w efekcie utorowały obecnemu lokatorowi Kremla drogę do władzy.

Kryzys z sierpnia 1998 r. był zalążkiem zmian, które w efekcie utorowały obecnemu lokatorowi Kremla drogę do władzy.

Reasumując, nie jest moją intencją negowanie faktu osiągnięcia w Europie wielu sukcesów w analizowanym tu odcinku czasowym. Trudno jednak nie zgodzić się z tezą stawianą przez prezesa Omfif-u Davida Marsha oraz prof. Adama Glapińskiego. Nie tak sobie chyba wyobrażali przyszłość kontynentu europejskiego przywódcy zebrani w grudniu 1991 r. zarówno w Maastricht jak i w Wiskulach.

Kontynentu podzielonego i niezdolnego do prowadzenia wspólnej polityki na wielu frontach. Jego politycy nadal głoszą hasła paneuropejskie, jednak przy pierwszych poważnych problemach niemal zawsze górę biorą narodowe interesy. Przykładem może być słynny zwrot w polityce energetycznej z marca 2011 r. w wykonaniu rządu Angeli Merkel. Podobne wnioski można wyciągnąć, obserwując chociażby działania na rzecz pełnego  wprowadzenia unii bankowej.

Ale o prawdziwych podziałach na kontynencie europejskim najlepiej świadczą zarówno kryzys pandemiczny (mimo udzielonej pomocy w postaci pakietu NGEU czy instrumentu SURE; opisywanej przez wielu autorów na łamach OF) jak i kryzysy migracyjne, do których regularnie dochodzi na plażach hiszpańskich czy włoskich, a także w okolicach Calais. Do rangi smutnego symbolu urasta fakt, że kolejna odsłona kryzysu migracyjnego jest oddalona niespełna dziesięć kilometrów od miejsca, gdzie w grudniu 1991 r. podpisano w Puszczy Białowieskiej historyczne porozumienie. Nic więc dziwnego, że wypity dokładnie trzydzieści lat temu szampan zostawił po sobie nie tylko gorzki smak, ale też i gorzkie wspomnienia.

 

Autor wyraża w artykule własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.

Otwarta licencja


Tagi