Gospodarka zwolni, ale nie w budżecie

Rządowe założenie, że wzrost gospodarczy w 2012 roku wyniesie 4 proc., to jedna z najbardziej optymistycznych prognoz, jakie ostatnio opublikowano. Jeśli to rząd się myli, a nie większość ekonomistów, to napięć w przyszłorocznym budżecie nie da się uniknąć. Dochody mogą być mniejsze nie tylko ze względu na spowolnienie gospodarcze, ale też niekorzystną zmianę struktury wzrostu PKB.
Gospodarka zwolni, ale nie w budżecie

(Opr. DG)

Pod koniec 2008 roku, gdy było jasne, że kryzys Polski nie ominie, parlament pracował nad budżetem na rok 2009. Wówczas rząd również upierał się przy swoim projekcie zakładającym m.in. tempo wzrostu na poziomie około 3,7 proc. (w pierwszej wersji projektu przyjętego we wrześniu mowa była o 4,8 – proc. wzroście) Skończyło się nowelizacją budżetu w trakcie roku i powiększeniem deficytu z 18,2 mld zł do 27,2 mld zł.

Tym razem nowelizacja zapewne nie będzie potrzebna, bo nowy rząd po wyborach najprawdopodobniej urealni projekt autopoprawką – być może jeszcze przed pierwszym czytaniem ustawy w Sejmie.

Bo w to, że uda się zrealizować budżet oparty na założeniach przygotowanych przez Ministerstwo Finansów jeszcze w pierwszej połowie tego roku chyba nikt nie wierzy

PKB w dół

Minister finansów Jacek Rostowski uspokaja, że główne wielkości budżetu (292,813 mld zł dochodów, 327,813 mld zł wydatków i deficyt na poziomie 35 mld zł) uda się osiągnąć nawet wtedy, gdy PKB w przyszłym roku wzrośnie nie o 4 proc. – jak przyjęto pisząc ustawę – ale o 3 proc. Szef resortu dodał jednocześnie, że niemal nikt nie prognozuje aż tak słabego tempa wzrostu gospodarczego.

Zapytaliśmy więc kilku ekonomistów o ich prognozy na przyszły rok. Dwóch spodziewa się dynamiki poniżej 3 proc. Inne dostępne szacunki wskazują na dynamikę wzrostu rzędu 3,1-3,2 proc., czyli niewiele większą, niż „wartość graniczna” podana przez ministra Rostowskiego.

Przyczyna znacznych rewizji prognoz w dół jest zawsze ta sama: silne turbulencje na rynkach finansowych, które będą miały konsekwencje dla sfery realnej w krajach Europy Zachodniej. To z kolei przełoży się na spadek popytu zewnętrznego, co będzie miało negatywne skutki dla polskiej gospodarki.

– Zrewidowaliśmy ostatnio nasze prognozy wzrostu gospodarczego w 2012 roku do 2,7 proc. z 3,7 proc., jakie mieliśmy jeszcze w lipcu – mówi Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. Piotr Bujak, analityk Raiffeisen Banku jest jeszcze większym pesymistą.

– Naszym zdaniem wzrost wyniesie 2,6 proc. Wcześniej prognozowaliśmy 3,4 proc. W szacunkach wzięliśmy pod uwagę wpływ tego, co stało się na rynkach finansowych w sierpniu na nastroje przedsiębiorstw i konsumentów. Poza tym zakładamy, że jednak dojdzie do restrukturyzacji długu Grecji ze wszystkimi tego konsekwencjami dla sektora finansowego i sfery realnej – mówi Piotr Bujak.

Mniejszej skali spowolnienia spodziewa się Grzegorz Maliszewski z Banku Millennium. Jego zdaniem polska gospodarka będzie się rozwijać w tempie 3,2 proc.

– Jeśli ta prognoza się sprawdzi to i tak będzie to dobry wynik biorąc pod uwagę to, co się dzieje w otoczeniu zewnętrznym – mówi ekonomista

Struktura wzrostu też się zmienia

Tym, co bezpośrednio pociągnie dynamikę PKB w dół będzie wyhamowanie konsumpcji prywatnej. Pierwsze zapowiedzi tego procesu widać już teraz: w sierpniu w firmach prywatnych spadła liczba etatów, co jest rzadko spotykane w tym okresie. Z reguły przedsiębiorstwa raczej zwiększają zatrudnienie w lecie ze względu na większe zapotrzebowanie na pracowników sezonowych. Według Grzegorza Maliszewskiego to może oznaczać, że przedsiębiorcy prowadzą ostrożną politykę personalną bo nie widzą potrzeby zwiększania mocy wytwórczych.

– A to oznacza niską presję na zwiększanie płac, co zaszkodzi konsumpcji. Ona nadal będzie najważniejszym filarem wzrostu PKB, ale jej udział w tym wzroście będzie mniejszy – uważa Grzegorz Maliszewski.

Nasi rozmówcy oczekują też wyhamowania tempa inwestycji. W drugim kwartale tego roku inwestycje firmach w końcu przyspieszyły, nakłady brutto na środki trwałe wzrosły o 7,8 proc. rdr, ale utrzymanie tej tendencji w przyszłym roku może być trudne. Powód? Ten sam, co w przypadku zatrudnienia: niepewna sytuacja na świecie i obawy o wielkość produkcji.

– W swoich prognozach wciąż mamy dodatnią dynamikę inwestycji, realizacja inwestycji centralnych nadal będzie działać korzystnie na wskaźnik w przyszłym roku. W sumie możemy mieć około 4-proc. dynamikę inwestycji, choć jest ryzyko, że ta prognoza jest zawyżona – mówi Piotr Bielski.

– Wahania na rynkach finansowych, ciągle drogie surowce – to może powodować, że przedsiębiorcy nie będą rozpoczynać inwestycji zwiększających moce wytwórcze. Głównym motorem rzeczywiście będą inwestycje infrastrukturalne, ale w przyszłym roku ich wkład będzie się stopniowo zmniejszał. Inwestycje spod znaku Euro2012 będą oddawane do użytku, a nowe raczej nie będą podejmowane – dodaje Grzegorz Maliszewski.

Eksport trochę pomoże

O ile wyhamowanie konsumpcji i inwestycji będzie działało na niekorzyść wzrostu gospodarczego, o tyle dodatnie saldo handlu zagranicznego będzie go wspierać. Skąd się weźmie? Spadek popytu zagranicznego może uderzyć w wielkość zamówień eksportowych, ale duże osłabienie złotego – przynajmniej częściowo – zamortyzuje to uderzenie. Eksporterzy mogą uzyskać przewagę konkurencyjną proponując niskie ceny. Za to importerów czekają ciężkie czasy: drogi towar zza granicy może zostać wyparty przez tańszą produkcję krajową. W rezultacie eksport nie spadnie aż tak bardzo, jak mógłby wówczas, gdyby złoty był mocny. Za to import spadnie z pewnością.

Dodatnia różnica między wartością eksportu a importu – tzw. eksport netto – będzie powodować wzrost dynamiki PKB. Bo prognozy dla złotego na razie nie są najlepsze. Według Piotra Bujaka przed nami kilka kwartałów ze słabym złotym.

– Nasza waluta będzie najsłabsza w pierwszej połowie przyszłego roku, największe napięcia będą w I kwartale. To będzie stymulować eksport. W sumie kontrybucja eksportu netto do PKB może być znacząca, powyżej 1 pkt proc., nawet bliżej 2 pkt proc. w I kwartale. W całym roku będzie to pewnie 0,5-1 pkt proc. – mówi ekonomista Raiffeisen Banku.

Grzegorz Maliszewski dodaje, że ostatnie kryzysy pokazały, że eksport zawsze jest czynnikiem stabilizującym wzrost gospodarczy.

– Tak było na początku poprzedniej dekady, taką sytuację mieliśmy też w 2009 roku. Eksport działa jak stabilizator szczególnie przy tak dużym osłabieniu złotego, jakie obecnie obserwujemy – mówi.

Piotr Bielski z kolei podkreśla, że słaby złoty może być jedną z przyczyn powstania dodatniego salda w obrotach z zagranicą, ale wolumen samego eksportu z pewnością spadnie ze względu na niższy popyt.

– Eksport będzie miał dodatnią kontrybucję do PKB, ale nie na tyle dużą, żeby utrzymać tempo wzrostu gospodarczego zbliżone do 4 proc. Osłabienie złotego złagodzi negatywny wpływ pogorszenia koniunktury, ale nie na tyle, żeby je skompensować w stu procentach – uważa analityk BZ WBK.

Finanse publiczne na tym stracą

Wyhamowanie dynamiki PKB i przesunięcie akcentów w strukturze wzrostu gospodarczego z konsumpcji w stronę eksportu netto to zła wiadomość dla finansów publicznych. Z eksportu nie ma wpływów z podatku VAT. A spadek dynamiki importu też oznacza niższe wpływy z podatków pośrednich. Podobny skutek będzie miało hamowanie konsumpcji. Rząd zaplanował, że w przyszłym roku sam VAT ma dać państwowej kasie 132,5 mld zł (w tym roku ma to być 123,75 mld zł). Zrobił to jednak przy założeniu 4-proc. tempa wzrostu PKB i dynamiki konsumpcji prywatnej rzędu 3,9 proc. Dodatkowo przy braku podwyżek płac i zastoju w zwiększaniu zatrudnienia trudno liczyć na większe dochody z PIT.

Mniejsze dochody to, według naszych rozmówców, ryzyko wzrostu deficytu budżetowego i całych finansów publicznych. Rząd zakłada, że z deficytem finansów uda się zejść już w przyszłym roku poniżej 3 proc. PKB, jak chce tego Komisja Europejska. Eksperci jednak w to nie wierzą.

– Jest bardzo prawdopodobne, że budżet na 2012 rok trzeba będzie skorygować po wyborach dostosowując go do bardziej pesymistycznej rzeczywistości, niż ta z założeń. Utrzymanie 35 mld zł deficytu może okazać się niemożliwe. Co do deficytu finansów publicznych – nasza prognoza to 4,3 proc. PKB – mówi Piotr Bielski.

– Deficyt poniżej 3 proc. PKB w przyszłym roku to plan nie do zrealizowania. Według nas wyniesie on 5 proc. PKB wobec 5,4 proc. PKB w tym roku – uważa Piotr Bujak.

Z drugiej strony eksperci przestrzegają rząd przed próbami obniżania deficytu za wszelką cenę. Mogłoby to tylko wzmocnić spowolnienie gospodarcze.

– Jeśli będzie się realizował scenariusz niskiego wzrostu gospodarczego to rząd raczej nie będzie skłonny do tego, by go dodatkowo spowalniać. Choćby dlatego zejście z deficytem poniżej 3 proc. PKB w 2012 może być trudne – mówi Grzegorz Maliszewski.

– Radykalnego zaciskania pasa nie będzie. Skończy się to pewnie tak, jak w latach 2009-2010. Teraz też finanse wszystkich krajów UE są pod silną presją i Komisja Europejska pewnie przymknie oko na niedotrzymanie terminów zmniejszenia deficytów – dodaje Piotr Bujak.

(Opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane