Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Grunty zurbanizowane, ludzie nie

Zachodni specjaliści zastanawiają się, czy zwalniająca chińska gospodarka wytrzyma przełom demograficzny. Chińscy eksperci reprezentujący opcję rządową są pewni, że nie tylko wytrzyma, ale wręcz na nim skorzysta. Około 2020 r. wzrost PKB zwolni do 4–5 proc., może więc zabraknąć pieniędzy na inwestycje w drogi, mieszkania, szkoły, szpitale i świadczenia socjalne dla nowych mieszkańców miast.
Grunty zurbanizowane, ludzie nie

Liczba ludności w chińskich miastach rośnie co roku o 10–15 mln osób. (CC By NC SA Aaron Webb)

Ostatnie lata przyniosły szybszy niż jeszcze niedawno się spodziewano wzrost ludności chińskich miast. Nie jest to coś wyjątkowego, przed laty podobny proces zachodził w innych – obecnie wysoko rozwiniętych – krajach, tyle że tempo i skala chińskiej urbanizacji nie znajdują precedensu na całym świecie.

Sposób liczenia

Liczba ludności miast w Chinach dopiero trzy lata temu prześcignęła liczbę ludzi żyjących na wsi i teraz wynosi ponad 54 proc. Według raportu Chińskiej Akademii Nauk Społecznych za cztery lata osiągnie poziom 60 proc. Dwa lata temu szacowano, że taki poziom urbanizacji Chiny będą mieć dopiero w 2020 r. (w 1978 r. wskaźnik ten wyniósł zaledwie 17,9 proc.). W roku 2030 poziom urbanizacji Państwa Środka ma dojść do 70 proc. a miasta będą musiały wówczas pomieścić 1 mld ludzi (obecnie około 700 mln).

Najbliższe 20 lat – przewidują chińscy demografowie i ekonomiści z Centrum Badań nad Rozwojem – będzie okresem jeszcze szybszego niż dotąd wzrostu liczby ludzi opuszczających obszary wiejskie. W połowie tego stulecia 75 proc. chińskiej populacji będzie mieszkać w miastach, których liczba ludności już teraz w wielu przypadkach przekracza liczbę ludności niektórych państw świata.

Z badań Azjatyckiego Banku Rozwoju i chińskiego Państwowego Komitet Rozwoju i Reform wynika, że liczba ludności chińskich miast rośnie co roku – często w sposób niekontrolowany – o 10–15 mln osób. Warto pamiętać, że 1 pkt proc. wzrostu poziomu urbanizacji w ChRL oznacza, iż przynajmniej 10 mln mieszkańców wsi przeniosło się do miast.

Demografowie zwracają jednak uwagę, że jeśli liczyć ludność według Rejestru Gospodarstw Domowych, to rzeczywisty poziom urbanizacji Chin wynosi tylko 35 proc. i jest wyraźnie niższy od tego w państwach rozwiniętych czy rozwijających się (np. w Brazylii). Pracownicy migrujący do miast przyczynili się w 34 proc. do rozrostu Pekinu i w 30,6 proc. Szanghaju — wynika z danych chińskiego odpowiednika GUS.

Nie ma jednych Chin

Ekonomiści obawiają się, że infrastruktura już teraz przepełnionych chińskich miast nie sprosta tak gwałtownemu tempu wzrostu ludności, choć dopiero za kilkanaście lat – jeśli prognozy okażą się trafne – Chiny osiągną średni poziom urbanizacji rozwiniętych państw świata.

– Stały napływ pracowników wiejskich do miast przyniesie zasadnicze zmiany demograficznego obrazu kraju, którym Chiny będą musiały stawić czoła – twierdzi Zheng Zizhen, chiński socjolog z Akademii Nauk Społecznych. Według niego ten trend pokazuje koniec modelu wzrostu za pomocą wspierającej dotąd ekspansję gospodarczą taniej siły roboczej. Objęcie nowych mieszkańców miast, choćby tylko częściowo, systemem zabezpieczeń społecznych oraz legalizacja ich zatrudnienia (dotąd przeważnie pracowali na czarno) sprawi, że tania do tej pory praca zdecydowanie podrożeje, choć rezerwy pod tym względem są nadal w Chinach ogromne.

Obawy towarzyszące urbanizacji pogłębiają utrzymujące się duże nierówności regionalne, czyli z jednej strony stale bogacące się i rosnące miasta wschodniego wybrzeża, które wnoszą najwięcej do PKB, z drugiej zaś biedniejsze miasta środkowej i zachodniej części Chin, które wielu ludzi opuszcza w poszukiwaniu pracy. Niemal połowę PKB Chin wytwarza obecnie 35 wielkich miast. Pierwszą dziesiątkę otwierają Szanghaj (3,8 proc.), Pekin (3,4 proc.), Shenzhen (2,8 proc.), Kanton (2,71 proc.), Tianjin (2,53 proc.), Suzhou (2,29 proc.), Chongqing (2,22 proc.), Chengdu (1,6 proc.), Wuhan (1,59 proc.) i Hangzhou (1,47 proc.).

Jak pisze magazyn „Shanghai Value Line”, „przepaść między PKB liczonym na mieszkańca w nadmorskim zamożnym Tianjinie i w Guizhou jest mniej więcej taka, jak między Europą Zachodnią a Afryką Subsaharyjską”.

Największy napływ pracowników sezonowych ma obecnie miejsce w Szanghaju (9 540 tys.), drugi pod tym względem jest Pekin (7 720 tys.), a trzeci przemysłowy Shenzhen (7 560 tys.).

Mimo wprowadzenia ułatwień dla robotników sezonowych, zwłaszcza w mniejszych i średnich miastach drugiej i trzeciej kategorii (możliwość uzyskania meldunku a tym samym dostęp do usług publicznych), większość migrujących uważa, że lepiej płatna praca i perspektywy istnieją w megamiastach pierwszej kategorii, czyli właśnie w Szanghaju czy Pekinie. Prowadzący badania w ramach Carnegie Asia Program ekonomista Yukon Huang określa ten problem słowami: nadmiernie zurbanizowane grunty, niedostatecznie zurbanizowani ludzie.

Dotąd urbanizacja koncentrowała się głównie w miastach wschodniego wybrzeża, które stanowią centra przemysłowe i eksportowe Chin. Obecnie dzięki rozwojowi sieci transportowej oraz rosnącym kosztom pracy na wschodzie jej ciężar przenosi się powoli do środkowej części kraju. Miasta nadmorskie zaczęły wkraczać w fazę postindustrialną, stając się np. centrami badań i rozwoju, handlu, finansów oraz innych usług, więc potrzebują ludzi z wyższymi kwalifikacjami. Znika z nich powoli przemysł ciężki, lecz ich udział w tworzeniu PKB Chin wciąż jest dominujący.

Budują czy dewastują?

Opracowana przez ekspertów Chińskiej Akademii Nauk Społecznych „Niebieska księga” dotycząca rozwoju metropolii pokazuje, że dotychczasowa urbanizacja jeszcze nasiliła problemy z zanieczyszczeniem środowiska, choć i wcześniej sytuacja pod tym względem była zła. Forsowny wzrost to jednak dla rządzących Chinami nadal priorytet i rodzaj legitymizacji władzy, choć mówi się ostatnio, że już nie za wszelką cenę, zwłaszcza nie za cenę dalszego niszczenia środowiska.

– Wzrost gospodarczy i jego tempo w związku z postępującą urbanizacją są w Chinach istotniejsze aniżeli w jakimkolwiek innym państwie – zauważa amerykański ekspert i badacz Chin Anthony Saich. Twierdzi on, iż prawdziwe problemy mogą pojawić się około 2020 r., kiedy to, jak się przewiduje, wzrost PKB zwolni do 4–5 proc., co w tej fazie rozwoju będzie naturalne. Tak konieczne w chińskich miastach nowe inwestycje przyhamują wtedy i nie będą już nadążać za tempem urbanizacji oraz wzrostem liczby ludności. – To właśnie może być zasadniczą pułapką rozwojową dla Chin – ostrzega Saich.

Chińscy eksperci doradzający władzom uważają zgoła inaczej, twierdząc, że największy potencjał wzrostu Chin tkwi właśnie w urbanizacji, w której upatrują szansy na kolejne dekady rozwoju napędzanego koniecznymi inwestycjami, zwłaszcza infrastrukturalnymi, które będą nakręcać gospodarkę. Urbanizacja podtrzyma jej wysokie obroty. Taka jest również oficjalna strategia przyjęta w tegorocznym „Narodowym planie urbanizacji nowego typu” na lata 2014–2020.

Pytanie tylko, czy dla nowych i przeważnie biedniejszych mieszkańców, których kolejne miliony napływają co roku do miast, wystarczy mieszkań, przedszkoli, szkół dla ich dzieci itd. Już teraz, co widać wyraźnie choćby na peryferiach Pekinu, mnożą się dzikie osiedla przypominające slumsy zamieszkiwane przez tysiące sezonowych robotników (ich liczba szacowana jest w chińskiej stolicy na około 5 mln), którzy często z rodzinami pomieszkują w skleconych naprędce domkach. Ponieważ dzieci migrantów nie mogą zostać przyjęte do przedszkoli i szkół (większość migrujących jest pozbawiona dostępu do usług społecznych z powodu ograniczonego statusu meldunkowego, czyli brakiem miejskiego hukou), często pozostają bez opieki, zajmując się np. zbieraniem makulatury czy butelek. Władze chińskiej stolicy zamiatają ten wstydliwy problem pod dywan, ale w mediach jest o nim coraz głośniej. Liu Limin, wiceminister edukacji, pochwalił się niedawno, że w ciągu ostatnich trzech lat ponad 3 mln dzieci migrantów uzyskało w miastach dostęp do przedszkoli.

Abolicja nie wystarczy

Władze Pekinu rozważają nawet objęcie abolicją meldunkową tych, którzy od lat przebywają w stolicy nielegalnie, co wpisuje się w trend reformy chińskiego systemu meldunkowego. Generalnie jednak miejskie rządy bronią się przed zmianami, alarmując, że choć reforma zmieni status migrantów, to i tak nie ma obecnie możliwości zapewnienia przysługujących im formalnie praw czy świadczeń (opieka zdrowotna, edukacja, mieszkania socjalne, prawo do nabywania nieruchomości czy załatwianie spraw urzędowych) i dlatego wciąż pozostaną oni wykluczeni. W związku z tym urbanizacja poprzez liberalizację przepisów meldunkowych w największych miastach na razie będzie ograniczona, tyle tylko, że i tak dokonuje się ona w sposób żywiołowy, choć za przyzwoleniem władz.

To właśnie w urbanizacji dostrzegają one szansę złagodzenia dysproporcji majątkowych w Chinach (w miastach zarabia się tu pięć razy więcej niż na wsi) i wzrostu konsumpcji wewnętrznej przez stymulowanie rynkowego popytu. Wątpliwość jednak pozostają – czy nadmiernie rozpędzona urbanizacja da gospodarce Chin dodatkowy impuls, czy też ją osłabi, wywołując nowe napięcia?

 

Liczba ludności w chińskich miastach rośnie co roku o 10–15 mln osób. (CC By NC SA Aaron Webb)

Otwarta licencja


Tagi