Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Hiszpania idzie głosować

Hiszpania radzi sobie coraz lepiej gospodarczo. Niestety skutki tej poprawy nie są odczuwalne dla większości jej mieszkańców. Niedzielne wybory mogą doprowadzić do jeszcze większej fragmentacji sceny politycznej i w efekcie zaszkodzić wychodzącej na prostą gospodarce.
Hiszpania idzie głosować

Jeszcze w 2013 r., Hiszpania sprawiała wrażenie kraju rozłożonego gospodarczo na łopatki. Przerażająca liczba pozamykanych małych biznesów oraz mnóstwo ludzi na ulicach proszących o jałmużnę. Wpierw pęknięcie bańki na rynku nieruchomości, a potem kryzys zadłużeniowy nie miały litości nad Hiszpanią. Trudno było o optymistyczne prognozy. Co niektórzy zaczęli wręcz sądzić, że kraj ten czekać będzie swoistego rodzaju italianizacja, czyli nie kończąca się stagnacja gospodarcza rodem z półwyspu apenińskiego.

Na szczęście wyżej wspomniane prognozy nie spełniły się i to w dużej mierze dzięki należycie prowadzonej polityce gospodarczej. Wprowadzono nowe zapisy do konstytucji, umożliwiające przeprowadzenie niezbędnych reform fiskalnych.

Ciężar reformowania gospodarki wziął jednak następca J. L. Zapatera, Mariano Rajoy. To jego ekipa gospodarcza (w której chyba najbardziej wybijającą się postacią był obecny członek Zarządu EBC Luis de Guindos) musiała stawić czoła wielu problemom, w tym przede wszystkim naprawie będących w kłopotach banków hiszpańskich oraz reformie skostniałego rynku pracy. Działania były bolesne, ale skuteczne, a sama Hiszpania stała się przykładem gospodarki w której można dokonać tzw. dewaluacji realnej, czyli odzyskania konkurencyjności na arenie międzynarodowej bez możliwości dewaluowania waluty krajowej. Mająca jeszcze do momentu kryzysu deficyt na rachunku obrotów bieżących rzędu ok 10 proc. hiszpańska gospodarka przekształciła się w eksportera kapitału.

Oczywiście trudno mówić jeszcze o iberyjskim cudzie gospodarczym, tym bardziej, że liczba bezrobotnych nadal przewyższa trzy miliony, a współczynnik osób poddanych pauperyzacji jest jednym z najwyższych w strefie euro. Dochodzą zatem jeszcze problemy społeczne, których wpływ na do niedawna bardzo stabilną scenę polityczną jest ogromny. Wynik nadchodzących wyborów będzie istotny także dla inwestorów.

Hiszpania: państwo dobrobytu dla ludzi starszych

Udana terapia gospodarcza powinna generować jeśli nie sympatię wyborców, to przynajmniej szacunek. Ekipa Rajoya nie otrzymała jednak ani szacunku, ani tym bardziej sympatii ze strony hiszpańskich wyborców. Oczywiście M. Rajoy nie był pierwszym ani ostatnim przykładem polityka, który spotkał się z niewdzięcznością ze strony wyborców. Ekipę M. Rajoya na skraj przepaści doprowadziła przede wszystkim szalejąca w tym kraju korupcja, czego dowodem jest dopiero 41 (!) miejsce Hiszpanii w rankingu Transparency International. Wystawione na wszystkie ujemne skutki globalizacji społeczeństwo patrzy dokładniej na ręce polityków niż zwykło to czynić jeszcze ćwierć wieku temu. Hiszpania nigdy nie uwolniła się od korupcji i jej występowanie za czasów M. Rajoya nie była czymś szczególnym. Jednak w dobie niemal trzydziestoprocentowego bezrobocia i naprawdę dającego się odczuć spadku poziomu życia niefrasobliwość M. Rajoya w walce z korupcją rzucała się w oczy.

Złożoność hiszpańskiej sceny politycznej wyszła na jaw w całej swojej okazałości na przełomie 2015 r. i 2016 r. Wybory z grudnia 2015 r. wygrał M. Rajoy, jednak zwycięstwo to nie było na tyle duże, aby gwarantować M. Rajoy sprawowanie władzy. Ponadto musiał on przełknąć gorzką pigułkę w postaci faktu, że był pierwszym przywódcą rządzącej partii od wyborów z 1982 r. , który dopuścił do utraty aż 64 miejsc w parlamencie. Koszt społeczny reform gospodarczych jest zawsze bardzo wysoki. Ponadto na scenie politycznej kraju pojawili się nowi aktorzy i w efekcie po upływie sześciu miesięcy od wyborów z grudnia 2015 r., Hiszpanie musieli w czerwcu udać się po raz kolejny do urn.

Tym razem Rajoy był w stanie utworzyć rząd, ale głównie za sprawą tego, że większość posłów największej partii opozycyjnej (PSOE) wstrzymała się od głosowania. Taki rząd długo nie mógł funkcjonować. Kiedy jednak wyszły na jaw nowe dowody na korupcję partii rządzącej (Partido Popular), tym razem PSOE (Partido Socialista Obrero Espanol) zwróciła się z wnioskiem o wotum nieufności (tzw. mocion de censura) i de facto odstawiła 1 czerwca ub. r. M. Rajoya od władzy. Nowym premierem został dotychczasowy lider PSOE, Pedro Sanchez. Nie był on jednak w stanie uzyskać poparcia dla budżetu na rok 2019 i w efekcie podjął decyzję o rozpisaniu nowych wyborów.

Hiszpania lokomotywą gospodarczą

Analiza trwającej właśnie kampanii wyborczej sprawia wrażenie tak, jakby wątki gospodarcze zeszły na drugi plan. Najprawdopodobniej dlatego, że za sprawą wydarzeń z października 2017 r., w Hiszpanii toczy się batalia o zachowanie jej jedności. Swoistego rodzaju marginalizacja spraw gospodarczych może być jednak dowodem na to, że hiszpańska gospodarka musi się mieć nieźle. Potwierdza to ostatni odczyt deficytu budżetowego za rok 2018. Zamiast oczekiwanego poziomu rzędu 2,63 proc., wyniósł on 2,48 proc. Taki stan nie powinien dziwić. Według OECD, Hiszpania będzie najprawdopodobniej jedyną gospodarką z dużych gospodarek strefy euro, której wzrost gospodarczy w bieżącym roku przekroczy próg 2 proc. Nic więc dziwnego, że brytyjski Financial Times określił niedawno hiszpańską gospodarkę mianem lokomotywy gospodarczej całej strefy euro.

Taka koniunktura zachęca polityków do częstowania wyborców tortem sporządzonym na bazie nadal trwającej koniunktury gospodarczej.  Przoduje w tych działaniach PSOE pod egidą urzędującego premiera. Chodzi przede wszystkim o znaczące podniesienie płacy minimalnej. O ile jej poziom na rok 2018 r. wynosił 735,9 euro, tak w bieżącym roku próg został podniesiony do 900 euro. Ponadto urzędujący premier czyni wyraźne umizgi w kierunku emerytów.  PSOE nie jest jedyną partią odwołującą się w swoich deklaracjach do dobrych wyników gospodarczych. Paradoksalnie najmniej o tym mówi następca Pablo Casado z Partido Popular. Może dlatego, że wielu Hiszpanów wzdryga się na samo wspomnienie o reformach M. Rajoya.

Trudno się temu dziwić. Wspomniana wcześniej realna dewaluacja została przeprowadza kosztem ogromnych wyrzeczeń społecznych. Szczęśliwi byli ci, którzy na skutek kryzysu, a następnie przeprowadzanych reform byli w stanie zachować swoją pracę. Jednak nawet i oni musieli pogodzić się z redukcją wynagrodzenia, sięgającą często nawet 20 proc. ! Trudno nie zgodzić się tutaj z opinią prof. Rolanda Gillet z paryskiej Sorbony, który rzekł, że ostatni kryzys wykazał dojrzałość społeczeństwa hiszpańskiego. Rządzący tym krajem na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat udowodnili swoją troskę o dobrze rozumiany interes kraju. Koszt przeprowadzonych reform – co podkreśla R. Gillet – ponieśli jednak mieszkańcy tego kraju.

Każdy decydent danego kraju musi brać pod wzgląd, gdzie kończy się granica szeroko rozumianej cierpliwości społecznej obywateli na skutek przeprowadzanych reform gospodarczych. Te ostatnie przyczyniły się do odrodzenia gospodarczego Hiszpanii. Cena tych reform była jednak – jak już podkreślono – bardzo wysoka i nastąpiło niebezpieczne zbliżenie się do omawianej wyżej granicy cierpliwości społecznej. Niektórzy nawet twierdzą, że granica ta została przekroczona. Może właśnie dlatego wątek dalszego reformowania gospodarki hiszpańskiej jest w tej kampanii traktowany po macoszemu.

Rynek obawia się wyników niedzielnych wyborów. Zarówno fragmentacja sceny politycznej, jak i przede wszystkim chęć wynagrodzenia wyborcom poniesionych wcześniej wyrzeczeń, stanowią kombinację, która z reguły odstraszała i będzie odstraszać inwestorów. Świadczy o tym dobitnie zachowanie się hiszpańskich obligacji, których rentowności na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy odnotowały wyraźny wzrost.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Cudowne recepty na pokój nie istnieją, ale odnaleźć można lepsze i gorsze rozwiązania. Historia gospodarcza przestrzega nas przed pochopnym rozpętywaniem wojny ekonomicznej – która może nie tylko nie zapobiec eskalacji militarnej, ale nawet ją pogłębić.
Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?