Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

Nowy rząd Hiszpanii zradykalizuje działania stabilizujące gospodarkę

Zamachy w Madryckim metrze w 2004 roku wysadziły w powietrze rząd Aznara, kryzys wysadzi rząd Jose Luisa Zapatero. Nic nie wskazuje jednak, że to nie Hiszpania będzie kolejnym krajem, który przyniesie Europie kłopoty – mówi dr Mieczysław Błoński, wiceprzewodniczący rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Nowy rząd Hiszpanii zradykalizuje działania stabilizujące gospodarkę

Jose Luis Zapatero, premier Hiszpanii, ma mizerne szanse na kolejną kadencję w roli szefa rządu.(CC BY-NC-ND European Parliament)

Obserwator Finansowy: Czy dla Hiszpanów sytuacja gospodarcza ich kraju jest równie wstrząsająca, jak wybuch w metrze w Madrycie w 2004? Hiszpanie wydaja się być zaskoczeni i w szoku, jak wówczas.

Mieczysław Błoński: Wydaje mi się, że tak. Hiszpanie nie zdawali sobie sprawy z tego, w jaki sposób zużyli środki, które mieli do dyspozycji. W ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat do Hiszpanii popłynęły z Unii Europejskiej dotacje rzędu 142 mld euro, ponad 2,8 bln euro zainwestowały banki. Te pieniądze poszły głównie na infrastrukturę. Teraz Hiszpania ma świetne autostrady i pociągi najszybszej prędkości, ale tradycyjna gospodarka rodzi problemy.

Gospodarka hiszpańska oparta jest głównie na budownictwie, produkcji samochodów, turystyce i rolnictwie. Jest natomiast trochę zapóźniona technologicznie. Podczas, gdy średnia dla Unii Europejskiej, jeśli chodzi o eksport nowoczesnych technologii, wynosi ponad 16 procent, to w przypadku Hiszpanii tylko 5 procent. Hiszpania w ostatnich dziesięcioleciach stała się krajem, w którym Francja i Niemcy lokowały swoją produkcję. Proszę przypomnieć sobie, jak Hiszpanie cieszyli się, gdy zaczęli rozwijać produkcję samochodów. A przecież jest to przemysł niezbyt nowoczesny!

Nowoczesny jest system usług finansowych. Zwłaszcza kredytów, które Hiszpanie zaciągali w ostatnich latach na potęgę…

Hiszpanie nie zdawali sobie sprawy, w jakiej sytuacji znajduje się kraj. W ostatnich latach wartość zaciąganych przez nich kredytów rosła ponad dwukrotnie szybciej niż produkt krajowy brutto.

Tanie dostępne kredyty były wyróżnikiem polityki Zapatero, prawda?

Tak. Jego poprzednik, Jose Maria Aznar, inaczej kierował gospodarką. Starał się przede wszystkim ją liberalizować, odblokować różne jej sektory. Zapatero poszedł w sprawy socjalne i w związku z tym zwiększył koszty operacyjne gospodarki. Za Aznara gopodarka hiszpańska rozwijała się o 1,5 razy szybciej niż średnia europejska. Natomiast za Zapatero to był cały czas zjazd w dół: 3,6 w 2007 roku, 1,2 w 2008, – 3,6 w 2009 i –0,1 w 2010 roku. Zapatero nie przygotował Hiszpanii na chwilę, gdy pękła bańka na rynku nieruchomości. Inne gałęzie gospodarki, niż wymienione, w liczących się, międzynarodowych rozmiarach nie istniały. Hiszpania oprócz bankowości nie miała też specjalnych usług, które mogłaby eksportować do Europy i w świat.

A z czego wynika to zacofanie jeśli chodzi o innowacje i rozwój technologiczny? Z czego wynika niski poziom wykształcenia Hiszpanów? 30 procent Hiszpanów nie ma matury.

W Hiszpanii całe lata stosunkowo łatwo było – szczególnie młodym ludziom – znajdować pracę sezonową. W turystyce na przykład. Nie przywiązywali więc zbyt dużej wagi do wykształcenia. Klimat tego kraju nie wymaga zbyt wielkich wydatków na życie. Kilkanaście lat temu, gdy bezrobocie osiągało szczytowe rozmiary – 21 proc. – w istocie ludzi pozostających bez pracy było dużo mniej. W turystyce, rolnictwie oraz w budownictwie ludzie pracowali na czarno.

A jak jest teraz? Bezrobocie znów sięga niemal 21 procent.

Jest podobnie, z tym, że struktura jest inna. Dziś bezrobocie wśród młodych, do 25 roku życia, wynosi ok. 40 procent. To nowość. Dziś znacznie więcej ludzi ma wyższe wykształcenie niż w latach 90. i ci ludzie dobrze wykształceni są bardzo sfrustrowani, że nie mogą znaleźć pracy. Nie chcą robić czegoś poniżej swoich kwalifikacji. Struktura społeczna bezrobotnych jest więc zupełnie inna.

Czy można uznać, że obecne turbulencje hiszpańskiej gospodarki są właśnie przede wszystkim skutkiem bezrobocia i funkcjonowania szarej strefy? W latach 2007 – 2010 dochody z podatków od wynagrodzeń spadły z prawie 13 proc. do 9 proc. Czy to bezrobocie puściło Hiszpanię z torbami?

Warto wczuć się w warunki, jakie panują w Hiszpanii. Tam człowiek, który ma niskie zarobki albo nie pracuje i pobiera pomoc socjalną, może w miarę spokojnie żyć. Sprzyja temu przede wszystkim klimat – w nim nie ma obligatoryjnych wysokich wydatków na odzież, żywność jest stosunkowo tania, bo Hiszpania jest wielkim producentem żywności. To powoduje, że nie ma bardzo dużego nacisku na to, by zdobywać pracę i by ta praca zapewniała podstawowe utrzymanie. Z drugiej jednak strony, Hiszpanie, zwłaszcza właśnie młodzi Hiszpanie, obserwują to, co dzieje się na świecie i chcieliby mieć dostęp do zdobyczy techniki – gadżetów, nowoczesnej telekomunikacji, samochodów. Zadłużają się. Najlepiej widać to było na rynku nieruchomości. Dekadę temu tysiące Hiszpanów (i obcokrajowców) kupowało, jak w supermarkecie, domy i apartamenty w Hiszpanii kontynentalnej i na wyspach. Kupowali je oczywiście na kredyt. I to zderzenie pragnienia konsumpcji z rzeczywistością finansową było początkiem sytuacji, którą mamy dziś.

Dziś ceny mieszkań znacznie spadły, ale jest na nie niewielu chętnych. Bez pracy pozostaje 5 milionów osób, a wiele z nich regularnie maszeruje po ulicach w proteście wobec działań premiera Zapatero. Parlament przyjął tam właśnie ustawę, która pozwoli wpisać do konstytucji limit deficytu budżetowego i długu publicznego. To pomoże?

Jest przyjęty program stabilizacji budżetu, który przewiduje, że deficyt budżetowy zostanie zmniejszony w 2012 roku do 4,4 proc., choć Komisja Europejska uważa, że będzie to 5,3 proc. Jest szereg podjętych działań, zamrożenie na 2011 rok wzrostu rent i emerytur, zniesienie becikowego, obniżenie w okresie 2010-2011 o 6 mld euro publicznych inwestycji, zmniejszenie o 600 mln euro środków przeznaczonych na pomoc rozwojową, obniżenie o 5 proc. wynagrodzeń budżetówki (dotyczy to 3 milionów osób, w tym pracowników administracji lekarzy i nauczycieli), obniżenie o 15 proc. wynagrodzeń członków rządu i wysokich rangą urzędników państwowych. To jest taki pakiet, który jest powoli realizowany.

Tak, a dwa lata wcześniej Zapatero likwidował ulgi podatkowe, które wprowadził kilkanaście miesięcy wcześniej oraz podnosił VAT, żeby zyskać 12 miliardów euro na rok 2010. Teraz między innymi likwiduje becikowe. To przecież tylko kropla w morzu potrzeb. Czy to, co robi Zapatero, to rzeczywiście polityka gospodarcza, czy tylko trwanie do wyborów, które odbędą się 20 listopada?

To są działania systemowe, prowadzone dość spójnie. Jednak, biorąc pod uwagę, że Zapatero ma opozycję we własnym obozie, a na ulicach protestują ludzie, którzy głosowali na niego w 2004 roku, ma małą możliwość działania pełną parą. Widać to w wynikach gospodarczych. Ruchy rządu, polegające na wyciąganiu pieniędzy z rynku (podczas, gdy Amerykanie na przykład w tym czasie pompują pieniądze do systemu) hamują rozwój gospodarki. W pierwszym kwartale 2011 roku Hiszpania miała wzrost gospodarczy rzędu 0,4 procent, w drugim miała już zaledwie 0,2 procent.

Uważa pan, że tak jak zamachy w Madryckim metrze w 2004 roku wysadziły w powietrze rząd Aznara, tak kryzys wysadzi rząd Jose Luisa Zapatero i listopadowe wybory wygra Partia Ludowa?

Tak, zdecydowanie. Zresztą do momentu, kiedy nie nastąpi zmiana rządu, Hiszpania będzie się jeszcze miotać między koniecznymi cięciami a próbą utrzymania społecznych i socjalnych przywilejów. Kiedy dojdzie do władzy rząd konserwatywno – liberalny, który poprowadzi pewnie Mariano Rajoy, wtedy te działania stabilizujące gospodarkę będą bardziej radykalne i zdecydowane.

Jak pan skomentuje słowa noblisty Paula Krugmana z 2010 roku, że „Hiszpania grozi stabilności Unii Europejskiej”?

To za mocno powiedziane przez Krugmana. Nic nie wskazuje na to, że to właśnie Hiszpania będzie kolejnym krajem, który przyniesie Europie realne kłopoty. Włączyła już program konsolidacji finansów publicznych. A w słabej sytuacji są też Włochy (które mogą być pierwsze w kolejce po pomoc) i Francja. Proszę spojrzeć też dalej, na Japonię. Jej dług publiczny przekracza 200 procent PKB. Myślę, że Krugman za szybko wypowiedział się o Hiszpanii. Inni ekonomiści to skrytykowali.  Prawdy trzeba szukać gdzieś pośrodku.

Rozmawiała Katarzyna Kozłowska

Mieczysław Błoński jest doktorem nauk ekonomicznych, wiceprzewodniczącym rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich, wiceprezydentem Wyższej Szkoły Handlu i Prawa im. R. Łazarskiego; był attache handlowym Ambasady RP w Madrycie w latach 1996-2001.

Jose Luis Zapatero, premier Hiszpanii, ma mizerne szanse na kolejną kadencję w roli szefa rządu.(CC BY-NC-ND European Parliament)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20