Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Ekonomista, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, specjalista w dziedzinie zarządzania.
Nad strefą euro ciągle zbierają się chmury. „Problemy fiskalne Grecji to wierzchołek góry lodowej”- twierdzi Nouriel Roubini. Sytuacja Grecji dalej pozostaje niejasna; poza politycznym poparciem (nie pozwolimy Grecji upaść) strefa euro nie zrobiła nic w sprawie ewentualnej pomocy, a rząd grecki buńczucznie oświadcza, że da sobie radę i pomocy nie potrzebuje. Nawet jednak przyjmując scenariusz pesymistyczny bankructwa rządu greckiego czy wyjścia z euro, to ze względu na małą wagę gospodarki greckiej (2 proc. gospodarek euro) casus Grecji nie zagrozi samej strefie. Z Hiszpanią jest sprawa poważniejsza ze względu na wielkość jej gospodarki. Hiszpania to dziewiąta gospodarka na świecie, członek Grupy G20, piąta gospodarka w UE z 46 mln mieszkańców i dochodem narodowym o wielkości 1,6 bln USD. To już waga średnia, a w skali UE nawet półciężka.
Hiszpania została zaliczona do grupy krajów, które ciągną euro w dół – PIIGS (Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja, Hiszpania ) – a każdym razie do grupy, którym wspólna waluta euro najwyraźniej obecnie nie służy.
Jeszcze niedawno Hiszpania była jednym z najdynamiczniejszych krajów w UE. W 1999 r. weszła do euro i niska stopa procentowa wywołała boom budowlany oraz spadek tradycyjnie dużego bezrobocia do ok.8-10 proc. w połowie lat 90. W latach 2000- 2005 gospodarka hiszpańska stworzyła więcej niż połowę nowych miejsc pracy w całej UE i przyciągnęła znaczne ilości kapitału zagranicznego. Dynamika gospodarki opierała się zwłaszcza na dwu sektorach – budownictwie (jego udział w PKB dochodził do 18 proc. i 12 proc. w zatrudnieniu) i turystyce (5 proc. PKB w 2006 r.). Umocnił się też hiszpański sektor bankowy (który pozostał dosyć zdrowy także w kryzysie 2008-2009.). Według „Die Welt” Hiszpania, rozwijając się tak dalej, mogła przewyższyć Niemcy w PKB na głowę w 2011 r.
Uderzenie przyszło od najsilniejszej strony gospodarki – od załamania boomu budowlanego, który rozwijał się szybciej niż mógł wzrosnąć popyt, nawet finansowany łatwo dostępnymi i tanimi kredytami, zaciąganymi głównie na budowę domów i mieszkań. Spadały kredyty zabezpieczane hipotekami (rys.1).
Rys.1. Spadek kredytów zabezpieczonych hipotekami 2006-2008
Boom budowlany, osiągnąwszy szczyt gdzieś ok. 2006 r., zaczął wygasać , tymczasem olbrzymie kredyty deweloperów ciągle były zaangażowane w rozpoczęte budowy. Rys. 2 pokazuje spadek kredytów dla gospodarstw domowych w latach2006-2008.
Rys.2. Spadek sprzedaży domów Hiszpanii w latach 2007-2009
Pęknięcie bańki budowlanej rozpoczęło ogólne chłodzenie gospodarki; spadały zamówienia, zatrudnienie, konsumpcja i kredyty (rys.3).
Rys.3. Spadek pożyczek bankowych w Hiszpanii dla gospodarstw domowych (proc., zmiana rok do roku)
To wszystko musiało się odbić na dochodzie narodowym, którego tempo spadało już od 2006 r. (rys.4).
Rys. 4. Spadek PKB w latach 2006-2008, kwartalnie
W 2009 r. PKB Hiszpanii zmniejszył się o 3,6 proc., a prognozy na 2010 (MFW) przewidują dalszy spadek, ok. 0,6 proc., podczas gdy dla całej strefy euro prognoza wzrostu wynosi 1 proc.
Najbardziej w wyniku kurczenia się gospodarki ucierpiało zatrudnienie. W Hiszpanii zawsze był to problem – przed wejściem do UE sięgało ono 20 proc., a okresami nawet więcej, stąd bardzo duża imigracja. Po okresie szybkiego wzrostu po wejściu do UE znowu powróciło do najwyższego poziomu w strefie euro. Okresami miesięczny wzrost bezrobocia dochodził do 50 proc.
Ogólna roczna stopa bezrobocia (wygładzona sezonowo) dochodzi do 20 proc. (rys.5).
Rys.5. Wzrost stopy bezrobocia w Hiszpanii, 2008-2009
W ciągu ostatnich dwu lat bezrobocie wzrosło o 25 proc. rocznie. W grudniu 2009 sięgnęło 19,3 proc. Dotyka ono zwłaszcza młodych (40 proc. ) oraz licznych imigrantów, których ściągnął boom budowlany poprzednich lat. Bezrobocie w tej skali – o 10 pkt. procentowych większe niż i tak duża obecnie średnia w UE (10 proc.) to prawdziwa tragedia.
Wszystkie analizy ekonomiczne zwracają uwagę na patologie hiszpańskiego rynku pracy. Po pierwsze – jest on bardzo nieelastyczny, co powoduje ochronę stosunku pracy uprzywilejowanej mniejszości zatrudnionych na stałe i niechęć pracodawców do zatrudniania. Po drugie – wzrost płac jest dużo szybszy niż wydajności; to skutek dynamiki gospodarczej i presji tradycyjnie silnych związków zawodowych.
Szczególnie widać tę tendencję, kiedy porówna się jednostkowe koszty pracy w Niemczech i Hiszpanii (rys. 6)
Rys.6. Jednostkowe koszty pracy w Niemczech i Hiszpanii:2000-2008
O ile Niemcy przeprowadziły na początku XXI w. restrukturyzację kosztów pracy, dbając o konkurencyjność niemieckiego eksportu, stanowiącego główny silnik gospodarki, o tyle Hiszpanie dosyć beztrosko zwiększali płace i konsumpcję, podczas gdy konkurencyjność gospodarki hiszpańskiej spadała.
Tutaj dochodzimy do roli euro. Otóż szybki rozwój lat 2000-2005, znaczny wzrost kredytów inwestycyjnych i konsumpcyjnych, a w rezultacie wzrost płac i konsumpcji, nie byłyby możliwe bez niskich kosztów kredytu dzięki przebywaniu w strefie euro oraz olbrzymiego zasilenia kredytowego ze strefy.
Można powiedzieć, że tani pieniądz i łatwo dostępny kredyt podziałały jak narkotyk. Ale to wszystko nie prowadziłoby jeszcze do zagrożenia kryzysem, gdyby gospodarka utrzymywała wewnętrzną i zewnętrzną równowagę. Ta jednak została zachwiana w fazie szybkiego wzrostu i boomu kredytowego. Duża część wzrostu konsumpcji została sfinansowana rosnącym importem i deficytem w handlu zagranicznym (rys. 7).
Rys.7. Deficyt Hiszpanii w obrotach handlowych, miliardy euro, miesięcznie
Deficyt w obrotach handlowych sięgał miesięcznie aż do 900 mld euro w końcu 2007 r. i dopiero w 2009 r. zmniejszył się do 400 mld euro. Deficyt ten w dużej mierze wywołany był boomem konsumpcyjnym i tanim pieniądzem. Wprawdzie w 2009 spadł, ale rachunek obrotów bieżących Hiszpanii pokazuje niezrównoważenie zewnętrzne gospodarki.; rachunek obrotów bieżących w 2008r. doszedł do ponad -10 proc. (rys.8).
)
Rys.8. Deficyt obrotów bieżących Hiszpanii, jako procent PKB
Duży deficyt w zewnętrznych obrotach bieżących Hiszpanii, i to utrzymujący się przez dłuższy czas, miał dwie główne przyczyny:
– wzrost płac ponad wydajność i spowodowany tym boom konsumpcyjny
– spadek efektywności konkurencyjnej gospodarki, skutkujący coraz większą luką między eksportem a importem.
Pierwsza przyczyna została już omówiona, natomiast na wystąpienie drugiej wskazują dane na rys.9, ujawniające coraz większą rozpiętość między bilansem obrotów bieżących Niemiec, które przeszły restrukturyzację kosztów pracy, a Hiszpanią. Pamiętajmy, że Niemcy, jako najsilniejsza gospodarka w strefie euro i jednocześnie mająca największy wpływ na określenie kursu euro, są swoistym benchmarkiem dla innych członków strefy; pogarszanie się pozycji danej gospodarki względem Niemiec zawsze więc będzie sygnalizowało kłopoty.
Rys.9. Porównanie bilansów obrotów bieżących Hiszpanii i Niemiec
Stwierdzenie o coraz bardziej pogarszającej się konkurencyjności gospodarki hiszpańskiej w stosunku do niemieckiej potwierdza porównanie efektywnego kursu euro w eksporcie Niemiec i Hiszpanii. Rys.10 pokazuje, że efektywność eksportu hiszpańskiego względem niemieckiego pogarsza się; oznacza to, że Hiszpania, chcąc zarobić euro, musi wyeksportować więcej niż Niemcy (wzrost na rysunku oznacza konieczność wyeksportowania większej ilości towarów)
Rys.10. Realna efektywna stopa wymiany (Real Effective Exchange Rate- REER) Hiszpanii i Niemiec
źródło: BNP Paribas
Hiszpania nie jest jedynym krajem w UE i strefie euro, który ma ujemny bilans obrotów handlowych. Ale też nie jest przypadkowe, że kraje strefy euro o spadającej realnej efektywnej stopie wymiany: Irlandia, Hiszpania, Grecja zostały zaliczone do tych, które sprawiają kłopoty (PIIGS).
Rys.11. Porównanie realnych efektywnych stóp wymiany Irlandii, Hiszpanii, Grecji i Niemiec. Jak widać efektywność eksportu, a więc konkurencyjność trzech pierwszych krajów w stosunku do Niemiec pogarsza się (Hiszpanii w stosunku do Niemiec gdzieś od 1999 r., a więc od wejścia do strefy euro). Stopa wymiany Hiszpanii jest nawet gorsza od greckiej i lepsza tylko od irlandzkiej.
Czas wreszcie przyjrzeć się stronie fiskalnej gospodarki hiszpańskiej. Deficyt budżetowy w 2009 r. to aż 12 proc. PKB, ale nie jest jedyna w strefie euro i UE; podobny deficyt ma Irlandia, Grecja i – nie należąca do euro – W. Brytania. Sytuacja w budżecie zaczęła się gwałtownie pogarszać od 2008 r., kiedy Hiszpania „weszła w jeden z najgłębszych kryzysów w ostatnich 50 latach”, według hiszpańskiego ministra finansów. Deficyty budżetowe nie ominęły zresztą żądnego z krajów strefy euro, a w Niemczech wyniosły w 2009 r. ok. 5 proc. PKB (rys.12).
Rys.12. Deficyt budżetowy Hiszpanii na przestrzeni lat 2000-2009 w porównaniu z deficytem budżetowym Niemiec
W przeciwieństwie do Grecji, która ma zarówno deficyt budżetowy równy hiszpańskiemu (12 proc. PKB), jak i dług publiczny przekraczający 112 proc. PKB, oraz Portugalii z długiem 84 proc. PKB i Irlandii (dług: 83 proc. PKB), dług hiszpański nie jest duży; wynosi ok.66, 3 proc. PKB – a więc tylko lekko przekracza dopuszczalny poziom w strefie euro. Hiszpania ma ciągle wysoki rating (AA+) ; wyższy od Portugalii (AA), Irlandii (AA-) i oczywiście Grecji (BBB). W dużej mierze hiszpański deficyt budżetowy wynika z działania automatycznych stabilizatorów: bardzo dużego spadku zatrudnienia, produkcji i sprzedaży, a w konsekwencji wpływów budżetowych. Dodatkowym czynnikiem jest szara strefa, zmniejszająca wpływy podatkowe. Sam duży deficyt, jeśli nie będzie trwał długo i gospodarka ponownie wróci do wysokiego tempa wzrostu, nie jest jeszcze tragedią.
O kryzysie w Hiszpanii zaczęło być głośno po ujawnieniu katastrofalnej sytuacji w Grecji. Jednym tchem zaliczono ją do państw „nieudaczników” (PIIGS) – przeciw czemu rząd hiszpański gwałtownie oponuje. W związku z tym powstają pytania:
– czy sytuacja Hiszpanii jest rzeczywiście tak zła, aby zestawiać ją w jednym rzędzie z Grecją i włączać do grupy PIIGS
– kiedy gospodarka Hiszpanii może wrócić do pozytywnego tempa wzrostu i od czego to zależy.
Uważam włączenie Hiszpanii do klasy PIIGS za cokolwiek mechaniczne, oparte wyłącznie na kryterium stopnia przekroczenia wymogów dla strefy euro (deficyt budżetowy i dług). Jest to klasyfikacja przeprowadzana przez międzynarodowych inwestorów, posiadających obligacje w euro i zaniepokojonych możliwością trudności w ich wykupie. I którym te obligacje „parzą ręce”. Gospodarki Grecji i Hiszpanii (a także Irlandii) to zupełnie inne gospodarki, jeśli porównamy stopień ich rozwoju, wielkość majątku, możliwości produkcyjne i eksportowe. Gospodarka hiszpańska np. w przeciwieństwie do greckiej ma swój sektor nowoczesnej produkcji (przemysł lotniczy, samochodowy, chemiczny) i znaczne inwestycje zagraniczne (w Ameryce Łacińskiej). Została dotknięta ciężkim kryzysem głównie w wyniku sztucznego rozwoju sektora budowlanego i zbyt wysokich płac.
Przywrócenie równowagi będzie bolesne i potrwa zapewne 2-3 lata, ale nie jest to sytuacja bankruta. Zresztą nie można sobie wyobrazić, aby strefę euro opuściła piąta gospodarka UE. Jak już nadmieniałem, rządy Hiszpanii i Portugalii bardzo ostro zaprotestowały przeciw opiniom międzynarodowych inwestorów i prasy, włączających je do PIIGS. „El Pais” sugeruje nawet, że jest to spisek międzynarodowej anglosaskiej finansjery i obie iberyjskie stolice zamierzają wynająć prestiżowe brytyjskie firmy PR, aby zapobiec nieprzyjaznej propagandzie . http://wyborcza.biz/biznes/2029020,100896,7564404.html
Bardziej złożona jest odpowiedź na drugie pytanie: jakie są warunki wyjścia z kryzysu.
Edward Hugh, hiszpański profesor ekonomii i niewątpliwy znawca problemów gospodarki hiszpańskiej, podkreśla w swoim blogu, że podstawowy problem gospodarki hiszpańskiej to nie problem fiskalny, ale spadek konkurencyjności gospodarki, spowodowany „przegrzaniem” rozwoju, zbyt szybkim tempem wzrostu płac i nadkonsumpcji, stymulowanym przez wzrost importu. To wszystko było możliwe dzięki tanim kredytom i łatwemu do nich dostępowi. Pęknięcie bąbla w budownictwie spowodowało gwałtowną zapaść, objawiającą się głównie we wzroście bezrobocia. Duży deficyt budżetowy jest tylko konsekwencją, a nie przyczyną główną.
Tu jednak zaczyna się podobieństwo z Grecją, jeśli idzie o drogi wyjścia z tej sytuacji. Ponieważ żaden z tych krajów nie może skorzystać z automatycznego zrównoważenia deprecjacją lub dewaluacją – wobec sztywności kursu w strefie euro – należałoby przeprowadzić dewaluację wewnętrzną, to znaczy obniżyć (względnie, w stosunku do cen) płace i uelastycznić rynek pracy. Oczywiście trzeba też zwiększyć wpływy budżetowe, aby zmniejszyć deficyt – ale samo zmniejszenie deficytu nie załatwia jeszcze spadku konkurencyjności gospodarki wobec jej konkurentów w strefie euro (to znaczy głównie Niemiec). To oznacza, jak pisze Danuta Walewska w „Rzeczpospolitej” (z 19.02.2010), „koniec hiszpańskiej fiesty”.
Problem w tym, że jest to kuracja wyjątkowo trudna do przeprowadzenia w kraju z tak dużym bezrobociem, większym o 10 pkt. procentowych od średniej w UE. Oznaczałaby przez 2-3 lata gwałtowne pogorszenie poziomu płac i konsumpcji i prawdopodobnie jeszcze większe bezrobocie.
Taką kurację mógłby przeprowadzić rząd, który nie obawiałby się o spadek popularności i uzyskałby (przynajmniej ciche) poparcie opozycji. Tutaj dochodzimy do ograniczeń politycznych. Obecny rząd socjalistyczny Hiszpanii nie wydaje się skłonny wejść w rolę uzdrowiciela. Jak pisze „The Economist”, „rząd zbyt lekko ocenia konieczność reform” (za: „Rzeczpospolita” z 15.02.2010). „Premier nie mówi krajowi, że Hiszpania potrzebuje reform i że jesteśmy biedniejsi niż wcześniej sądziliśmy” – lamentuje jeden z ekonomistów. Rząd na razie wydaje się odrzucać ostrą kurację, a na mocy porozumień między przedsiębiorcami i związkami zawodowymi płace w latach 20120-2011 mają urosnąć o 1-2,5 proc.
Sytuacja, jak pisze „The Economist”, może stać się szczególnie dotkliwa dla gospodarstw domowych. Kiedy EBC zacznie podnosić stopy procentowe, zanim Hiszpania zdąży przeprowadzić odpowiednie reformy, płace zaczną spadać, a jednocześnie odsetki od ich długów (głównie mieszkaniowych) zaczną rosnąć. Droga reform jest możliwa (przypomnijmy reformy kanclerza Schmith; a w pierwszych latach po 2000 r., tzw. Hartz IV), ale sytuacja polityczna w najbliższych latach w Hiszpanii może być bardzo burzliwa. Dopiero przyszły rozwój wydarzeń zdecyduje, czy rzeczywiście należy zaliczać Hiszpanię do PIIGS.
Na koniec ostatni wniosek z doświadczeń strefy euro dla polskich entuzjastów szybkiego wejścia. Bardzo wielu nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo trudno jest – po okresie przegrzania gospodarki i wejścia w deficyty- przywracać równowagę, mając zablokowaną możliwość amortyzacji płynnym kursem, tylko przez cięcia fiskalne i wewnętrzną dewaluację. Jest to tym trudniejsze, im mniej konkurencyjna jest dana gospodarka w stosunku do tej, która wyznacza podstawowy poziom konkurencyjności w strefie euro.