Hiszpańska gospodarka już więcej nie zaoszczędzi

Rząd Hiszpanii tnie wydatki, by hamować wzrost deficytu. Szuka rozwiązań zmuszających banki do ponoszenia konsekwencji własnych pomyłek. W Brukseli zaś wraca pytanie jak nie dopuścić do rozpadu hiszpańskiego systemu finansowego.
Hiszpańska gospodarka już więcej nie zaoszczędzi

PAP

Hiszpanii kończy się czas. W dwa lata po poprzedniej recesji jej gospodarka znów jest w zapaści. Wskaźnik bezrobocia osiągnął rekordowo wysoki poziom, przekracza 24 proc., a przewiduje się, że jeszcze wzrośnie. Gdy rząd wdraża kolejne cięcia, próbując ograniczyć wzrost deficytu budżetowego, tysiące Hiszpanów wyszły na ulice, aby protestować przeciwko programom redukcji wydatków.

Niebezpiecznie wzrastają koszty pożyczek zaciąganych przez rząd. Do tego dochodzą kłopoty systemu bankowego, nękanego przez problem nieściągalnych wierzytelności spowodowany pękaniem bańki na rynku nieruchomości.

Lepiej tylko od prognoz

Opublikowane ostatniego dnia kwietnia dane, dotyczące sytuacji w Hiszpanii w I kwartale, nie były aż tak złe, jak się tego spodziewano. Ale od prognoz okazały się tylko odrobinę lepsze. Wyższy  niż zakładano eksport do pewnego stopnia zrównoważył gwałtowny spadek popytu wewnętrznego, wywołany przez programy cięć i coraz większe problemy z uzyskaniem kredytów. Tej sytuacji nie da się jednak utrzymać. Przewiduje się, że wdrażane w całej Europie programy redukcji wydatków wywołają spadek zapotrzebowania w strefie euro, a to zaszkodzi hiszpańskiemu eksportowi.

W ciągu ostatnich trzech miesięcy gospodarka hiszpańska skurczyła się o 0,3 proc. To drugi już kwartał, w którym PKB spadł. Analitycy z ośrodka Economist Intelligence Unit (EIU) zakładają, że w tym roku hiszpańska gospodarka skurczy się o 2,2 proc., a w 2013 r. tempo wzrostu będzie zerowe. Zwiększy się bezrobocie, które już jest ogromne i sięga 24,4 proc. W wypadku młodych Hiszpanów wskaźnik ten wynosi nawet 50 proc.

Hiszpański rząd wykazuje nieco więcej optymizmu, gdyż przewiduje, że w tym roku gospodarka skurczy się o 1,7 proc. Ale nawet jeśli ma słuszność, to i tak Hiszpania będzie miała wielkie problemy z dotrzymaniem obietnicy złożonej Brukseli, że w przyszłym roku zredukuje deficyt budżetowy do poziomu poniżej 3 proc. PKB (w 2011 r. wyniósł aż 8,5 proc.).

Rząd hiszpański przyznał niedawno, że przez kolejną recesję deficyt w tym roku pozostanie znacznie powyżej 5 proc. PKB (w odrzuconym już planie zakładano zejście do 4,4 proc.). Niewielu obserwatorów uważa więc, że w 2013 r. Hiszpania zdoła się wywiązać ze zobowiązań i zredukuje deficyt do 3 proc. PKB.

Ponieważ wzrasta zadłużenie publiczne, w kwietniu skoczyło oprocentowanie hiszpańskich obligacji rządowych. Przekroczyło 6 proc. i jest już niepokojąco blisko progu 7 proc., który na rynkach uważa się za graniczny. Panuje bowiem przekonanie, że przy wyższym oprocentowaniu Hiszpania nie zdoła obsłużyć zadłużenia. Agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła 27 kwietnia ocenę wiarygodności kredytowej Hiszpanii o dwa stopnie, do BBB+ (to ocena nieco tylko powyżej kategorii inwestycyjnej, investment grade).

W spirali Unii

Wszystko to oznacza, że Hiszpania wpadła w klasyczną spiralę wywołaną przez zadłużenie strefy euro. Została zmuszona do programu cięć, aby uspokoić inwestorów, mimo że redukcja wydatków budżetowych blokuje wzrost gospodarczy, a możliwości zmniejszenia zadłużenia nie ma żadnych.

Bardzo trudno będzie przeprowadzić Hiszpanię przez jakiekolwiek dalsze programy cięć. Pod koniec marca centroprawicowy rząd, na którego czele stoi Mariano Rajoy, wdrożył serię programów redukcji wydatków i podwyżek podatków. Zaledwie tydzień później ogłosił kolejne cięcia, przede wszystkim w szkolnictwie i służbie zdrowia, które mają zapewnić 10 mld euro oszczędności. Okazały się konieczne, ponieważ coraz gorsze dane dotyczące sytuacji gospodarczej nie pozostawiły wątpliwości, że w przeciwnym razie nie uda się osiągnąć zakładanej wielkości wydatków.

Pod koniec kwietnia, a później także na początku maja, tysiące Hiszpanów wyszło na ulice, aby protestować przeciwko najnowszym programom cięć. Wobec planów kolejnych masowych demonstracji, wprowadzenie w życie dalszych redukcji wydaje się nierealne, z powodów nie tylko gospodarczych, ale i politycznych. Nawet rząd przyjmuje argument, że podnoszenie stawki VAT (stosunkowo niskiej) w celu zwiększenia wpływów do budżetu, albo obniżka wynagrodzeń w budżetówce, dla zmniejszenia wydatków, mogą wywołać skutki przeciwne do zamierzonych. Takie posunięcia bowiem spowodują jeszcze większy spadek wydatków konsumpcyjnych społeczeństwa, niwecząc wszelkie możliwe korzyści dla budżetu państwa.

Analitycy EIU przewidują, że w sytuacji kurczącej się gospodarki, deficyt budżetowy pozostanie w tym roku powyżej 6 proc. PKB. To oznacza, że Hiszpania drugi rok z rzędu nie osiągnie zakładanych celów w dziedzinie wydatków publicznych. Z tego powodu nadal będzie jej trudno o finansowanie na rynkach.

Eksperci EIU podkreślają jednak, że Hiszpania pozyskała już sporą część funduszy potrzebnych w tym roku, więc w najbliższych sześciu miesiącach nie grozi jej kryzys z powodu utraty płynności. Pozostają natomiast obawy o kondycję sektora bankowego, który już przeżywa poważne problemy, a jego kłopoty spotęgują pogarszające się wyniki gospodarcze. Zapewne konieczny okaże się program ratunkowy, a ponieważ Hiszpanii brakuje pieniędzy, oznacza to przypuszczalnie konieczność działań na poziomie unijnym.

Problemy ukryte za ścianą

Przedstawiciele MFW słusznie ostatnio podkreślali, że tak naprawdę nikt nie zna skali problemów kryjących się pod publikowanymi danymi. I to właśnie budzi największe zaniepokojenie.

Oficjalnie mówi się, że nieściągalne wierzytelności, zwane złymi długami, przekraczają już w Hiszpanii 8 proc. wszystkich zobowiązań. Wiele z nich dotyczy kredytów hipotecznych, pozostałość po dziesięcioletnim boomie, zakończonym w 2008 r. Od tego czasu ceny nieruchomości spadły prawie o jedną trzecią, co w połączeniu z ogromnym bezrobociem powoduje, że banki wpadają w kłopoty. Muszą bowiem przejmować nieruchomości, gdy bezrobotni pożyczkobiorcy nie spłacają kredytów, po czym je sprzedawać z wielkimi stratami. Analitycy badający tę branżę przypuszczają, że będzie jeszcze o wiele gorzej i dojdzie do tego, że 800 tys. domów nie będzie zasiedlonych.

W Hiszpanii ceny domów i mieszkań nie spadły jeszcze w stopniu nawet zbliżonym do odnotowanego w Irlandii, gdzie trzeba było ratować banki po pęknięciu bańki na rynku nieruchomości. W Irlandii przecena domów sięgnęła nawet 50 proc., należy więc zakładać, że i w Hiszpanii ceny będą spadały dalej.

Do tego wzrasta odsetek Hiszpanów bez zatrudnienia, więc coraz więcej osób nie zdoła spłacić zaciągniętych na własne mieszkania kredytów, przez co problemy banków nasilą się. Agencja Standard & Poor’s obniżyła niedawno oceny jedenastu hiszpańskich banków, w tym dwóch największych, Santander oraz BBVA.

Zdaniem ekspertów od branży nieruchomości, w hiszpański system bankowy trzeba wstrzyknąć jeszcze 100 mld euro, aby podreperować fatalne bilanse banków. Ta kwota będzie potrzebna dodatkowo, oprócz już planowanego przez rząd zwiększenia wsparcia. Analitycy EIU szacują, że będzie to od 80 do 160 mld euro, a ogromne „widełki” są wyrazem ogromnej niepewności co do rozwoju sytuacji.

Na razie rząd, któremu brakuje gotówki, skupiał się na tym, aby zmusić sektor bankowy do samodzielnego rozwiązywania problemów. Nakazano bankom zwiększenie rezerw na pokrycie nieściągalnych wierzytelności i powiększenie kapitału. Spełnienie obu tych wymogów będzie branżę kosztować ponad 50 mld euro.

Wymuszono ponadto konsolidację sektora. Mniejsze banki, które nie radzą sobie z kryzysem, są przejmowane przez instytucje większe i uchodzące za silniejsze. Obecnie mówi się jeszcze o utworzeniu prywatnej agencji ds. złych długów, która przejmie od banków nieściągalne wierzytelności.

Rząd twierdzi, że dzięki temu banki nie będą musiały egzekwować należności od dłużników, ani marnować czasu na samodzielne sprzedawanie zajętych nieruchomości. Wielu obserwatorów uważa jednak, że takie rozwiązanie nie poprawi znacząco położenia banków. W przeciwieństwie do Irlandii, gdzie bank od złych długów natychmiast kupił z upustem problematyczne kredyty hipoteczne, w Hiszpanii prywatne banki muszą zwiększyć rezerwy o wartość przekazanych kredytów. Oznacza to, innymi słowy, że banki niczego nie zyskają w sensie finansowym, jedynie oszczędzi im się nieco szamotaniny.

Bruksela też musi się spieszyć

Jeżeli okaże się, że jest tak źle, jak twierdzą analitycy, to nie ma szans na to, by banki samodzielnie znalazły środki umożliwiające ratunek. Do akcji pomocy mógłby się włączyć rząd hiszpański, ale przekracza to jego możliwości.

Państwowy program ratunkowy o wartości 100 mld euro spowodowałby bowiem zwiększenie zadłużenia publicznego z niecałych 80 proc. PKB do prawie 100 proc. Ponieważ hiszpański deficyt budżetowy jest olbrzymi, Hiszpania nie pozyskałaby wówczas pieniędzy na rynkach finansowych, gdyż obawiano by się niewypłacalności kraju. A to oznacza, że banki będzie musiała ratować Bruksela.

Istniejące w strefie euro mechanizmy pomocowe poradzą sobie bez problemów z akcją ratunkową na taką skalę, ale decydujące znaczenie będzie mieć sposób udzielenia tego wsparcia oraz to, kiedy zostanie zrealizowane. Jeżeli Bruksela zdecyduje się na rozwiązanie zastosowane w przypadkach Irlandii i Grecji, mianowicie przekaże pieniądze rządowi hiszpańskiemu, aby je wypłacił bankom, inwestorzy działający na rynkach finansowych uznają, że Hiszpania to kolejne państwo strefy euro potrzebujące ratunku. Wtedy przypuszczalnie wystraszyliby się, a wybuch paniki mógłby spowodować eskalację problemów – ogarnąć Włochy, a być może nawet Francję.

Władze unijne mogą również bezpośrednio, z pominięciem rządu, wstrzyknąć pieniądze w hiszpański system bankowy. To pozwoliłoby uniknąć na rynkach przekonania, że kłopoty banków to tylko część znacznie większego problemu. Oznaczałoby to jednak konieczność zmiany zasad mechanizmu regulacji branży bankowej w strefie euro, która na razie odbywa się na poziomie państwowym. Nawet nie ma jeszcze instrumentu, które umożliwiłby zastosowanie takiego rozwiązania (prowadzi się rozmowy w sprawie wyłonienia odpowiedniego funduszu z istniejących agencji).

Ale jeżeli Bruksela nie chce, aby hiszpańskie problemy rozprzestrzeniły się na większy obszar, zmiany prawdopodobnie okażą się konieczne – i trzeba je będzie przeprowadzić szybko.

111

© [2012] The Economist Intelligence Unit Limited.

Wszystkie prawa zastrzeżone. Artykuł opublikowany na licencji, tłumaczenie NBP. Oryginał w j. angielskim znajduje się w bazie www.viewswire.com

PAP
111
111

Tagi