Autor: Marcin Jendrzejczak

Dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.

Humaniści też w cenie na rynku pracy

Lekceważące traktowanie nauk humanistycznych i społecznych może mieć opłakane skutki dla społeczeństwa i gospodarki. Nowoczesne społeczeństwo potrzebuje bowiem osób znających inne języki i kultury, myślących nieszablonowo i krytycznie, wcale nie mniej niż inżynierów i informatyków. Nawet Steve Jobs przyznał, że Apple opiera się na „mariażu technologii ze sztukami wyzwolonymi i humanistyką”.
Humaniści też w cenie na rynku pracy

(Fot. PAP)

Jednym z najgłośniejszych, a jednocześnie najbardziej medialnych tematów ostatnich lat jest bezrobocie młodych. Nikogo nie dziwią już określenia takie jak „stracone” czy „oszukane” pokolenie. Według GUS pod koniec czerwca w urzędach pracy zarejestrowanych było 243 tys. bezrobotnych z wyższym wykształceniem. Ich liczba przez rok od 2012 r. zwiększała się znacznie szybciej, niż osób słabiej wyedukowanych. Winą za ten stan rzeczy obarcza się system edukacji, a zwłaszcza kierunki humanistyczne. To ocena trafna. Ale…tylko częściowo.

Bezrobocie wśród młodych nie jest tylko polskim problemem. Według najnowszego raportu World Economic Forum, osoby w wieku 15-24 lat stanowią 17 proc. populacji świata i aż 40 proc. bezrobotnych. Bez pracy jest 75 mln z nich. Wśród przyczyn autorzy wymieniają: problemy demograficzne w krajach rozwijających się, jak również brak konkretnych programów pomocy ze strony państwa. Tylko 4 kraje świata przeznaczyły konkretne środki budżetowe na szczególną pomoc w tworzeniu miejsc pracy dla młodych. WEF zauważa także, że to głównie młodych dotknął kryzys ekonomiczny. Pracodawcy, zmuszeni do cięcia kosztów, decydują się na stałe zatrudnienie jedynie najbardziej potrzebnych, już doświadczonych pracowników. Młodzi stali się kategorią „last in first out” – ostatnimi do zatrudnienia, pierwszymi do zwolnienia. Jest to problemem zwłaszcza w krajach rozwiniętych, które najbardziej dotknął ostatni kryzys. Wg. raportu, płaca minimalna utrudnia mniej wykwalifikowanym młodym znalezienie jakiejkolwiek pracy, podobnie jak ochrona dotychczasowych pracowników przed zwolnieniem.

Problemy młodych Europejczyków

Kryzys ekonomiczny uderzył zwłaszcza w młodych mieszkańców szeroko rozumianego świata zachodniego. Osoby w wieku 15-24 stanowią ok. 13 proc. całej populacji UE. Według Eurostatu , w 2008 r. bezrobocie osób w tej grupie wiekowej wyniosło 23,6 proc. i było dwa razy wyższe, niż wśród całej populacji 27 krajów obecnie należących do UE. Na koniec 2012 r. różnica ta wzrosła do 2,8 raza.

Kryzys najbardziej dotknął młodych w strefie euro. Między rokiem 2000, a połową roku 2007 bezrobocie osób w wieku 15-24 w strefie euro było niższe, niż w całej UE. W połowie 2007 r. wskaźniki te niemal się zrównały, a w połowie 2012 r. bezrobocie młodych w strefie euro prześcignęło ogół krajów UE. Z 5,372 mln bezrobotnych w wieku 15-24 w UE, aż 3,642 mln to obywatele krajów strefy euro. To w dużej mierze wynik problemów w Grecji i Hiszpanii, gdzie odsetek młodych bez pracy przekracza 50 proc.

Jeśli weźmiemy pod uwagę odsetek 15-24-latków, którzy nie tylko nie mają pracy, ale także nie uczą się ani nie szkolą, to liczby będą tylko nieco mniej alarmujące. Według Katinki Barysch z think tanku Centre for European Reform odsetek tzw. NEET-ów (z ang. not in education, employment, or training) wynosi wśród młodych osób ok. 16 proc. (7,5 mln osób). Jeśli zaś rozszerzymy kategorię młodych na osoby w wieku od 15 do 29 lat, to odsetek NEETów zmniejszy się tylko o 1 pkt proc. (do 15 proc.). Wśród 14 milionów osób w tym wieku, stosunkowo najwięcej jest bezrobotnych w południowych i wschodnich krajach UE (Grecja, Bułgaria, Włochy, Hiszpania).

Polska nieco gorsza od unijnej średniej

W Polsce bezrobocie wśród osób poniżej 25 roku życia jest o prawie 5 punktów procentowych wyższe od średniej unijnej. Dotyka ono też absolwentów, zazwyczaj świeżo upieczonych. Pod koniec czerwca w urzędach pracy było zarejestrowanych 243 tysiące osób z wyższym wykształceniem. W ciągu roku liczba zarejestrowanych bezrobotnych z dyplomem wzrosła o 12,4 proc. To o ok. 1,6 razy więcej, niż w grupie osób z wykształceniem zawodowym i ok. 2,1 razy więcej niż wśród absolwentów liceów ogólnokształcących.

Do bezrobocia absolwentów zdaniem wielu ekspertów przyczynił się boom edukacyjny. Zgodnie z przeprowadzonym w 2011 r. ostatnim Narodowym Spisem Powszechnym wyższe wykształcenie w 2002 r. – jedynie 3203,6 tysięcy Polaków, a w 2011 r. już 5693,7 tysięcy (17 proc.). Oznacza to wzrost prawie dwukrotny ( o ok. 78 pkt proc.). Zauważmy jednak, że odsetek Polaków z dyplomem wyżej uczelni nie odbiega tak bardzo od innych krajów UE. Np. według Eurostatu, średnia osób w wieku 30-34, które ukończyły szkoły wyższe wynosiła w 2012 r. w Polsce 39,1 proc. , a w całej UE – 35,8 proc.

Reforma czy rewolucja w szkolnictwie wyższym

Wielu komentatorów twierdzi, że rosnąca liczba bezrobotnych, zwłaszcza wśród ludzi młodych, z wykształceniem wyższym, to efekt niepotrzebnej mody na kształcenie akademickie i/lub braku dopasowania kształcenia do potrzeb rynku. Niewątpliwie jest w tym trochę racji. Rynek jest przesycony pracownikami mającymi specjalistyczne wykształcenie. Truizmem jest już stwierdzenie, że rynek nie jest w stanie zapewnić pracy „w zawodzie” dziesiątkom czy wręcz setkom tysięcy filologów, antropologów kulturowych i absolwentom innych humanistycznych kierunków. Niewątpliwie przydałoby się znacznie większe powiązanie kształcenia z kształceniem zawodowym. Obecne trwające kilka tygodni praktyki studenckie, to kropla w morzu potrzeb. Jak zauważa Robert Plummer z Konfederacji Europejskiego Biznesu Businesseurope w krajach, w których praktyki zawodowe odgrywają istotną rolę w edukacji (tzw. dualny system kształcenia) bezrobocie młodych jest bardzo niskie. Przykładem są tu Niemcy, Austria, Szwajcaria, Dania czy Holandia. Taki system wymaga jednak wsparcia także samego biznesu. W Niemczech firmy inwestują 24 miliardy euro rocznie w praktyki zawodowe młodych.

Problem w tym, że w debacie na temat szkolnictwa wyższego padają także sądy, które zamiast do mądrej reformy – np. czerpiącej z wzorców niemieckich – wzywają do edukacyjnej rewolucji. Padają więc stwierdzenia, że studia humanistyczne i społeczne są z zasady totalnie bezwartościowe, a nawet postulaty ograniczenia edukacji wyższej niemal do minimum. Oznaczałoby to jednak porażkę Polski w świecie gospodarki opartej na wiedzy.

Według raportu McKinsey Global Institute, w 2020 r. globalna ekonomia będzie odczuwać niedostatek 38-40 mln osób z wyższym wykształceniem i 45 milionów osób z wykształceniem minimum średnim. Z kolei 90-95 milionów osób nie mających nawet średniego wykształcenia nie będzie mogło znaleźć pracy. Problemy te będą dotyczyć zarówno krajów rozwijających się, jak i rozwiniętych. W tych ostatnich utrudnią młodym wejście na rynek pracy i doprowadzą do długoterminowego bezrobocia.

Pamiętajmy też, że mimo wszystko absolwenci wyższych uczelni zarabiają więcej – także w Polsce. Zarobki polskich absolwentów były w 2012 r. wyższe, niż osób zaczynających swoją pracę zawodową z wykształceniem średnim lub zawodowym. U magistrów inżynierów wynosiły średnio 3000 zł brutto, a u pozostałych inżynierów, magistrów i licencjatów – 2500 zł. Tymczasem osoby po liceach ogólnokształcących zarabiały 1960 zł, a po szkołach zawodowych – 1800 zł.

Humaniści też się przydają

Dobra edukacja nadal jest zatem opłacalna. Co więcej, nie do końca uzasadnione jest też przekonanie o totalnej nieudolności humanistów na rynku pracy. Naukowcy z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w oparciu o dane z Wojewódzkiego Urzędu Pracy stwierdzili m.in., że absolwenci filozofii rejestrowali się „na bezrobociu” jedynie w 1,7 proc. przypadków. Ich zdolność twórczego myślenia przydawała się pracodawcom nawet częściej, niż twarde umiejętności absolwentów politechnik. Trochę gorzej radzili sobie psychologowie (3,4 proc. z nich zarejestrowało się w pośredniaku w 2011 r. ), ale i oni w niedługim czasie znajdywali zatrudnienie. Ogólnie humaniści wypadli wprawdzie gorzej, niż np. informatycy, ale lepiej, niż absolwenci chemii.

Ponadto, jak zauważają autorzy tegorocznego raportu American Academy of Arts & Science, lekceważące traktowanie nauk humanistycznych i społecznych może mieć opłakane skutki dla społeczeństwa i gospodarki. Nowoczesne i włączone w globalną „sieć” społeczeństwo potrzebuje bowiem osób znających inne języki i kultury, a także myślących nieszablonowo i krytycznie. Te umiejętności przekładają się częściej niż niektórzy sądzą na kwestie gospodarcze. Są one potrzebne choćby w dyplomacji, public relations czy branży translatorskiej. Humaniści odnajdują się także w marketingu, gdyż w świecie hiperkonkurencji nie wystarczy mieć produkt dobry technicznie. Produkt, który ma się sprzedać musi tez mieć swoją filozofię, „duszę”. Do stworzenia tej „duszy” i przekonania do niej ludzi potrzeba marketingowców – humanistów. Jak powiedział kiedyś Steve Jobs, Apple opiera się na „mariażu technologii ze sztukami wyzwolonymi i humanistyką”.

Z gospodarczego znaczenia nauk humanistycznych i społecznych zdali sobie sprawę Chińczycy , którzy planują otwarcie do 2015 r. 120 nowych jednostek badawczych nauk społeczno-ekonomicznych, politologii, stosunków międzynarodowych czy prawa i obrony narodowej. Jednocześnie trendy w USA, a tym bardziej w UE są odwrotne.

W przyszłości kompetencje związane z naukami humanistycznymi i społecznymi mogą być jeszcze bardziej przydatne. A to za sprawą Big Data, a więc analizowania i praktycznego wykorzystywania ogromnych ilości danych jakie pozostawiamy głównie, choć nie tylko, w Internecie. Do 2018 r. same Stany Zjednoczone będą cierpieć na niedobór 1,5 miliona specjalistów umiejących analizować dane i wykorzystywać je do podejmowania odpowiednich decyzji. Choć do rozwoju Big Data przyczyniła się głównie informatyka, to idealny data scientist powinien być nie tylko dobrym informatykiem, lecz także twórczo myślącym socjologiem, potrafiącym interpretować dane i dostrzegać związki przyczynowo – skutkowe.

Polski system wyższej edukacji wymaga głębokich reform, w tym niewątpliwie położenia większego nacisku na praktyczne aspekty kształcenia. W naukach humanistycznych mamy dziś nadprodukcję magistrów, często ze słabych szkół. Trzeba jednak zadbać, by nie wylać dziecka z kąpielą. Bardziej przydatny jest utalentowany absolwent socjologii czy psychologii, niż mierny inżynier, kierujący się przejściową modą. Naprawdę dobre wykształcenie, także humanistyczno-społeczne jest i będzie nadal w cenie. Z kolei moda na kierunki techniczne przyniesie ten sam skutek, co owczy pęd na politologię, antropologię kulturową czy zarządzanie. Nastąpi nadmierne nasycenie rynku specjalistami, którym obniży się płace, a dla wielu z nich nawet zabraknie pracy. Tak działa proste prawo podaży i popytu.

Bezrobocie-osób-w-wieku-15-24

(Fot. PAP)
Bezrobocie-osób-w-wieku-15-24
Bezrobocie-osób-w-wieku-15-24

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Fala uchodźcza wywołana atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. przybrała rozmiary niespotykane w Europie od czasu II wojny światowej, a jej główny impet zaabsorbowany został przez Polskę.
Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy