Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Idą wybory, o reformach porozmawiamy później

Spośród największych krajów Unii Europejskiej w tym roku tylko w Polsce odbędą się wybory parlamentarne. Aż w połowie państw UE trwają jednak kampanie wyborcze. Dla rządzących polityków nie jest to dobry czas na proponowanie zaciskania pasa. Obserwator Finansowy pokusił się o ocenę szans reform budżetowych w tych krajach Unii, w których wkrótce odbędą się jakieś ważne wybory.
Idą wybory, o reformach porozmawiamy później

Wybory rozstrzygną o dalszych decyzjach gospodarczych w Unii (CC BY-NC-SA visitmanchester)

Niektóre z tegorocznych wyborów, np. czerwcowe do parlamentu w Portugalii będą miały istotne znaczenie dla całej Europy. Inne nie będą może aż tak ważne, ale przykłady Francji i Niemiec, gdzie w marcu odbyły się wybory lokalne i regionalne, dowodzą, że partie, które sprawują władzę i prowadzą politykę oszczędności budżetowych, tracą wpływy wśród obywateli.

W głosowaniach w mniejszych państwach poważną rolę będą odgrywać także kwestie europejskie i na eurosceptycznym nastawieniu obywateli mogą zyskać prawicowi i lewicowi populiści. Są jednak też kraje, gdzie wygrywają zwolennicy polityki zaciskania pasa – są to jednak wyjątki. Generalnie w Unii Europejskiej będzie w najbliższych miesiącach trudniej o wolnorynkowe reformy i europejską solidarność.

Finlandia, 17 kwietnia – wybory parlamentarne

Prawdziwi Finowie – to dziś główna zmora tradycyjnych partii w Finlandii. W poprzednich wyborach w 2007 r. ta populistyczna partia zdobyła zaledwie 4 proc. głosów, ale teraz sondaże dają jej blisko 20-procentowe poparcie i drugie miejsce. Oznacza to, że w 200-osobowym parlamencie Prawdziwi Finowie (PF) będą mogli być reprezentowani aż przez około 40 posłów (teraz mają tylko sześć mandatów). W takim układzie uplasowaliby się zaraz za współrządzącą liberalno-konserwatywną Narodową Partią Koalicyjną ministra finansów Jyrki Katainena, a przed ludową Partią Centrum premier Mari Kivniemi. Gdyby do tego ostatecznie doszło, byłby to przełom w fińskiej polityce.

PF atakuje obecny rząd nie tylko za cięcia wydatków socjalnych i nadmierną imigrację. Kontynuuje tradycję ruchów sprzeciwiających się w latach 90-tych przystąpieniu Finlandii i ostro krytykuje sposoby walki z kryzysem w strefie euro, na jakie zgodził się centrowo-prawicowy gabinet Kivniemi. Ustalenia z marcowego szczytu UE w sprawie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego po 2013 r. oznaczają, że Finlandia będzie musiała nie tylko zwiększyć pulę poręczeń kredytowych udzielanych w ramach tego systemu, ale również wpłacić 1,4 mld euro do wspólnej kasy. Ponieważ fiński parlament już został rozwiązany, ostateczne zdanie w tej sprawie będzie mogła wyrazić dopiero nowo wybrana izba. Co prawda ostatnio lider PF Timo Soini nie wykluczył całkowicie zgody na dodatkowe wsparcie dla krajów strefy euro pogrążonych w kryzysie zadłużeniowym, to jednak nadal domaga się renegocjacji ustaleń z Brukseli.

Poza tym jego wcześniejsze zdecydowanie negatywne wystąpienia o ratowaniu państw-dłużników sprawiły, że również mainstreamowi politycy zaczęli odwoływać się do eurosceptycznych nastrojów. – Europejczycy oczekują, że w UE i strefie euro będzie uczciwy system i wszyscy poddadzą się ostrej dyscyplinie. Każdy musi troszczyć się o swoją gospodarkę, a jedni nie mogą płacić rachunków za innych – mówiła w zeszłym tygodniu w wywiadzie dla telewizji Bloomberga prezydent Tarja Halonen.

W tej sytuacji jest bardzo możliwe, że nowa ekipa rządząca w Helsinkach skoryguje proeuropejską tradycję w fińskiej polityce i będzie bardziej nieustępliwym negocjatorem w UE. Stanie się tak nawet wówczas, jeśli ugrupowanie Timo Soiniego nie wejdzie – co jest bardzo prawdopodobne – do żadnej koalicji rządowej.

Wielka Brytania, 5 maja – wybory lokalne i regionalne

– Premier i rząd nas oszukują. Oni chcą sprywatyzować służbę zdrowia – te znajomo brzmiące zarzuty pojawiają się teraz regularnie w Wielkiej Brytanii. Lider lewicowej opozycji Ed Miliband zarzuca konserwatywno-liberalnemu rządowi próbę zniszczenia brytyjskiego funduszu zdrowia NHS, czyli „jednej z najważniejszych brytyjskich instytucji”.

Premier David Cameron jest jednak zdeterminowany, by kontynuować cięcia wydatków publicznych i reformę służby zdrowia. Jego zdaniem dotychczasowy system jest niewydolny, a redukcja kosztów socjalnych oznacza jedynie powrót do sytuacji z 2006 r. Z kolei zmiany w systemie ochrony zdrowia mają być konieczne ze względu na wysokie koszty własne NHS oraz niezdolność tej instytucji do zapewnienia opieki medycznej obywatelom na poziomie czołowych krajów UE. Właśnie dlatego rząd chce przekazać znaczną część budżetu funduszu bezpośrednio konsorcjom, które utworzą lekarze pierwszego kontaktu i które będą zapewniać usługi zdrowotne na wyznaczonych terenach.

Mimo ostrej krytyki opozycji, części ekspertów oraz niektórych koalicyjnych Liberalnych Demokratów Cameron gotów jest tylko do nieznacznych kompromisów. Liczy, że 5 maja wyborcy w Anglii (wybierają władze lokalne), Północnej Irlandii (wybory lokalne i parlamentu regionalnego) oraz Szkocji i Walii (wybory parlamentów regionalnych) nagrodzą jego konsekwencję.

Bez względu na rezultat tej krajowej rozgrywki jest niemal pewne, że także w polityce europejskiej Londyn będzie chciał kontynuować swój oszczędnościowy kurs. Nie będzie to miało większego znaczenia dla sytuacji w strefie euro, od której Cameron się demonstracyjnie dystansuje i przed której kłopotami ostrzega bulwarowa prasa. Jednak z pewnością wpłynie to na negocjacje o finansach UE po 2013 r., które rozpoczną się podczas polskiej prezydencji w lipcu tego roku. Brytyjczycy chcą przede wszystkim zachować swój rabat wywalczony przez Margaret Thatcher.

Niektórzy z ekspertów spodziewają się również na jesieni jeszcze większych trudności z ustalaniem budżetu UE na kolejny rok. Już kilka miesięcy temu Cameron próbował stworzyć koalicję, która ograniczałaby wydatki Unii i tworzyła precedensowe rozstrzygnięcia osłabiające Komisję Europejską i Parlament Europejski. Wtedy tamte działania nie były skuteczne, ale tym razem może być inaczej, niestety.

Hiszpania, 22 maja – wybory lokalne i regionalne

José Luis Rodríguez Zapatero ogłosił w minioną sobotę, że po dwóch kadencjach na stanowisku premiera nie będzie kandydował w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Ta deklaracja ma znaczenie już teraz. Według sondaży, które opublikował w ostatnią niedzielę dziennik „El Pais”, Partia Socjalistyczna mogłaby teraz liczyć na 28 proc. głosów, podczas gdy opozycyjna Partia Ludowa na 44 proc. Wymiana na stanowisku przywódcy socjalistów ma sprawić, że to ugrupowanie odzyska zaufanie wyborców. Niektórzy z analityków spodziewają się jednak również, że może to także oznaczać zapowiedź przyszłej korekty oszczędnościowego kursu lewicowego rządu.

W obawie przed konsekwencjami kryzysu zadłużeniowego w Irlandii i Portugalii Madryt wprowadził wiele decyzji ograniczających deficyt (m.in. zredukowano pensje w sektorze publicznym i zliberalizowano rynek pracy). Efektem tego była odbudowa zaufania inwestorów, o czym świadczy spadek oprocentowania hiszpańskich 10-letnich obligacji do poziomu poniżej 5,3 proc. (w tym czasie oprocentowanie papierów sąsiedniej Portugalii bije kolejne rekordy i wzrosło do ponad 9 proc.).

Pojawiły się również pierwsze symptomy ożywienia gospodarczego w Hiszpanii, które nie przełożyło się jednak na wzrost zatrudnienia. Dziś stopa bezrobocia wynosi ponad 20 proc. (tzn. 4,7 mln osób), czyli jest dwa razy wyższa niż średnia w strefie euro. Do tego rekordowo wysokie jest bezrobocie wśród osób poniżej 25 roku życia (ponad 43 proc.). Na ten rok rząd planował deficyt w wysokości 6 proc., ale według analityków Banku Hiszpanii bez dodatkowych działań limit ten zostanie przekroczony (podobnie jak 4,4 proc. w 2012 r.).

Przyszły lider socjalistów (będzie nim prawdopodobnie obecny wicepremier Alfredo Perez Rubalcaba) nie zyska popularności przed planowanym na marzec 2012 r. wyborami parlamentarnymi, jeśli wcześniej nie zapowie zmian w polityce ekonomicznej. Na razie jednak nie wywołuje to poważniejszych obaw wśród inwestorów (świadczy o tym kontynuacja trendu wyceny 10-letnich obligacji hiszpańskich). Ci ostatni być może liczą na to, że uwolniony od presji wyborców Zapatero weźmie na siebie kolejne niepopularne decyzje i dokończy ekonomicznego dzieła. Gdyby rzeczywiście miał pojawić się taki podział ról między przyszłym a obecnym liderem socjalistów w Hiszpanii, okaże się to dopiero po majowych wyborach lokalnych i regionalnych. Teraz nawet odchodzący premier nie będzie ryzykował dalszej utraty poparcia wyborców.

Niemcy, 22 maja – wybory w Bremie, 4 września – wybory do landtagu Meklemburgia-Pomorze Przednie, 11 września – wybory do landtagu Dolnej Saksonii, 18 września – wybory do senatu Berlina

W ostatnim roku europejska polityka rządu Angeli Merkel znajdowała się pod wpływem kalkulacji związanych z wewnętrzną sytuacją Niemiec. Niechęć niemieckich wyborców do ratowania zadłużonych krajów strefy euro, a także wybory w najludniejszym landzie (Północna Nadrenia-Westfalia) sprawiały, że na wiosnę 2010 r. Berlin długo zwlekał z pomocą dla Grecji.

W tym roku kampanie w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynacie również wpływały na działania Merkel w Europie, czego wynikiem był m.in. Pakt Euro Plus. Jednak w żadnej z tych kampanii mniejszy lub większy eurosceptycyzm nie pomógł rządzącym chadekom i liberałom. Dla ostatnich głosowań decydująca okazała się awaria elektrowni atomowej w Japonii. Czy zatem przed kolejnymi istotnymi głosowaniami regionalnymi, które odbędą się w połowie września, CDU/CSU i FDP skorygują swoją politykę?

Znaczące ożywienie niemieckiej gospodarki sprawia, że w kasie federalnej mają znaleźć się dodatkowe pieniądze – w 2012 r. będzie to ponad 9 mld euro, podobnie w kolejnym roku i nieco mniej później. W tej sytuacji rząd nie będzie zmuszony do szczególnie trudnych decyzji budżetowych. Oznacza to jednak, że koalicjanci będą się spierać o to, jak wykorzystać dodatkowe wpływy fiskusa. Fatalne wyniki FDP i planowana na maj zmiana szefostwa tej partii oznaczają, że liberałowie będą chcieli jak najszybciej uwiarygodnić się w opinii obywateli i polepszyć pozycje startowe przed wyborami do Bundestagu w 2013 r.

Politycy FDP z jednej strony będą więc próbowali obniżyć niektóre z podatków, z drugiej zaś w ich szeregach może pojawić się jeszcze więcej antyeuropejskich wypowiedzi (już protestują oni przeciw „unii transferowej”, czyli pomocy dla zadłużonych krajów strefy euro). Politycy FDP chętnie przejęliby resort finansów, ale wątpliwe, by Wolfgang Schäuble (notabene jeden z najbardziej proeuropejsko nastawionych polityków niemieckich w rządzie Merkel) zgodził się na rezygnację.

Szukanie przez liberałów utraconych wyborców i ich spory z CDU/CSU mogą więc także teraz przełożyć się na twardszą postawę Berlina wobec partnerów w Europie. Nie wykluczone również, że w polityce europejskiej Angela Merkel znów zdecyduje się na akcjonizm i nowe inicjatywy (typu Pakt dla Konkurencyjności), które nie będą rozwiązywać istotnych problemów, ale będą próbą szybkiej odbudowy poparcia w Niemczech.

Cypr, 22 maja – wybory parlamentarne

Gospodarka jest jednym z kluczowych tematów kampanii wyborczej toczącej się na greckiej części Cypru. – By uderzyć w rząd, opozycja maluje w czarnych barwach stan cypryjskiej gospodarki. Tymczasem szkodzi w ten sposób całemu krajowi – tak prezydent Demetris Christofias, który jest równocześnie szefem rządu, komentował w zeszłym tygodniu obniżenie wiarygodności kredytowej Cypru przez Standard & Poor’s. Wcześniej inne agencje ratingowe obniżyły swoje rekomendacje dla tego kraju – głównie z powodu ekspozycji cypryjskich banków na sytuację w Grecji.

Cypr ma jednak również poważne problemy strukturalne. Co prawda w tym roku deficyt budżetowy spadnie prawdopodobnie poniżej 4 proc. PKB, to jednak dług publiczny znajdzie się na poziomie 60 proc. Z tego powodu konieczne są znaczące cięcia w sektorze publicznym, na które jednak władze nie chcą się zdecydować. Dziś płace pracowników sektora publicznego stanowią aż blisko 30 proc. wszystkich wydatków budżetowych Cypru. Zdaniem opozycji rząd nie informuje jaki jest prawdziwy stan cypryjskiej gospodarki.

Gdyby nawet w wyniku majowych wyborów komunistyczna partia AKEL straciła dominującą pozycję w parlamencie, wątpliwe, by miało to większe znaczenie dla polityki gospodarczej rządu. Kierujący nim komunistyczny prezydent Christofias ma na mocy cypryjskiej konstytucji bardzo duże uprawnienia, natomiast parlament posiada niewielki wpływ na jego działalność (praktycznie wyłącznie poprzez kontrolę budżetową i interpelacje posłów).

Łotwa, maj-czerwiec – wybory prezydenckie

Dwa lata temu Łotwa znalazła się na skraju bankructwa, przed czym uchroniły ją  radykalne działania nowo mianowanego premiera Valdisa Dombrovskisa. Wyborcy nagrodzili go zwycięstwem w październikowych wyborach parlamentarnych. Zbliżające się wybory prezydenckie nie będą raczej okazją to zmian w polityce gospodarczej Tallina. Dziś to de facto od popularnego szefa rządu zależy, kto zostanie głową państwa.

Wiele wskazuje na to, że ugrupowania wspierające koalicyjny rząd Dombrovskisa poprą kandydaturę obecnego prezydenta Valdisa Zatlersa. Tym samym miałby on duże szanse na reelekcję, zaś Łotwa na dalszą stabilizację.

Portugalia, 5 czerwca – wybory parlamentarne

Jeszcze przed wakacjami Portugalia będzie potrzebowała 9 mld euro na refinansowanie swoich długów. Tymczasem z tego kraju nadchodzą coraz gorsze informacje. Według podanych w zeszłym tygodniu statystyk deficyt budżetowy w 2010 r. wyniósł 8,6 proc. PKB, czyli znacznie więcej niż planował rząd (7,3 proc. PKB). Obniżka oceny przez agencje ratingowe, wzrost oprocentowania obligacji do rekordowego poziomu i planowany spadek PKB w tym roku o ponad 1 proc. to ostatnie z hiobowych wieści z Portugalii. W poniedziałek analitycy Ernst & Young ogłosili, że ich zdaniem w czerwcu kraj poprosi o ratunek UE i MFW i schroni się pod parasolem ochronnym ESFS. Będzie to równoznaczne z akceptacją trudnych warunków pomocy.

Gabinet premiera José Sokratesa z jednej strony odrzucał „dobre rady” innych europejskich stolic, które sugerowały wystąpienie o wsparcie EFSF, z drugiej zaś próbował przeforsować w parlamencie w Lizbonie dalsze decyzje oszczędnościowe (tym razem w sektorze zdrowotnym). Po fiasku tych prób i dymisji rządu dwa tygodnie temu nie wiadomo jakie będzie rozwój sytuacji w tym kraju. W obawie przed reakcjami wyborców portugalscy politycy wysyłają niejasne sygnały do europejskich partnerów i unikają składania nowych deklaracji co do polityki gospodarczej. Dotychczasowe decyzje (m.in. podwyżki podatków i cięcia wydatków socjalnych) były i tak niepopularne wśród obywateli, a jednak nie zadowoliły inwestorów i nie zahamowały wzrostu długu publicznego (zwiększy się on także w przyszłym roku).

Ta gra na czas związana jest z kalendarzem polityczno-finansowym. Mimo eksplodujących kosztów zadłużenia Portugalia prawdopodobnie poradzi sobie jeszcze z kwietniową emisją obligacji, a kluczowy przetarg na jej papiery odbędzie się 10 dni po czerwcowych wyborach. Najpóźniej wtedy portugalskie partie będą musiały porzucić taktykę przeczekania i wziąć odpowiedzialność za ratowanie kraju przed gospodarczą zapaścią. Być może będą musiały tego dokonać przy współudziale zagranicznych instytucji.

Estonia, wrzesień – wybory prezydenckie

Czy rząd, który zmniejsza pensje i emerytury, może wygrać wybory? Miesiąc temu liberalno-konserwatywna ekipa premiera Andrusa Ansipa dowiodła, że możliwe jest to nie tylko na Łotwie. Mimo dwóch lat radykalnej kuracji oszczędnościowej prawicowe partie w Estonii odniosły polityczny i ekonomiczny sukces. Minimalny deficyt budżetowy (poniżej 2 proc.) i wprowadzenie kraju do strefy euro przekonały wyborców, by dać Ansipowi mandat do stworzenia trzeciego gabinetu.

Oznacza to, że Estonia nadal będzie wzorcem wolnorynkowego kraju w UE oraz, że prezydent Toomas Ilves pozostanie na stanowisku na kolejną kadencję. W Estonii prezydenta wybiera parlament.

Irlandia, październik – wybory prezydenckie

Najważniejsze tegoroczne wybory w Irlandii już się odbyły w lutym, kiedy rządząca partia Fianna Fáil straciła trzy czwarte miejsc w parlamencie. Polityczna rewolucja nie poprawia jednak sytuacji gospodarczej kraju. Według najnowszej serii testów odpornościowych irlandzkim bankom brakuje 24 mld euro, którą będą musieli pokryć podatnicy. Trwający już dwa i pół roku kryzys sektora bankowego będzie więc kosztował każdego z 4,5 mln mieszkańców tej zielonej wyspy (sic!) przynajmniej 15 tysięcy euro.

W tej sytuacji głównym zadaniem nowego rządu jest kontynuacja restrukturyzacji banków (w tym także nacjonalizacja). Możliwe jednak, że nie będzie ona możliwa bez dalszego sięgnięcia do kieszeni irlandzkich podatników i wsparcia innych krajów UE. Może się bowiem okazać, że przyznane Dublinowi na jesieni 2010 r. przez UE i MFW 67,5 mld euro nie wystarczą. Według szacunków magazynu „The Banker” irlandzkie banki potrzebują gotówki w wysokości 55 mld euro, czyli ponad dwa razy więcej niż wynika to z oficjalnych stres-testów. Agencje ratingowe już zapowiedziały, że kolejne kłopoty banków i dalsza pomoc rządowa dla tej branży będą skutkować dalszym obniżeniem ratingu Irlandii.

W tej sytuacji październikowe wybory prezydenckie będą miały jedynie symboliczne znacznie. Według konstytucji uprawnienia prezydenta irlandzkiej republiki są bardzo ograniczone, choć wybierany jest on w wyborach powszechnych na 7-letnią kadencję. Będzie to swoisty test odpornościowy dla społeczeństwa, które prawdopodobnie dopiero w kolejnym pokoleniu będzie mogło zredukować zadłużenie swojego kraju do rozsądnego poziomu. Chyba że wcześniej znów wydarzy się coś nieprzewidywalnego.

Bułgaria, październik – wybory prezydenckie i lokalne

Konserwatywno-liberalnemu rządowi bardzo zależy, by ustabilizować pozycję kraju jako wiarygodnego członka Unii Europejskiej. Nie przyjęcie Bułgarii do strefy Schengen i skandale korupcyjne związane z wykorzystanie środków UE sprawiły, że ten jeden z najbiedniejszych członków wspólnoty ma poważne kłopoty, by uchronić się przed dalszą marginalizacją. Właśnie dlatego Bułgaria przystąpiła do Paktu Euro Plus i według zapowiedzi władz już około 2014 r. ma być gotowa do wstąpienia do unii walutowej

Oczywiście nie znaczy to wcale, że Bułgaria miałaby się już wtedy znaleźć w strefie euro. Sofii zależy jednak, by utrzymać niski podatek liniowy (PIT wynosi 10 proc., CIT 15 proc.). Może to być trudne do osiągnięcia nie tyle ze względu na innych członków UE, ale i presję obywateli. W ostatni weekend kilkanaście tysięcy Bułgarów domagało się w stolicy korekt w polityce ekonomicznej rządu i większych wydatków na zdrowie i edukację. Nawiasem mówiąc bułgarscy urzędnicy zarabiają około 350 euro miesięcznie i należą do najniżej opłacanych w Europie. Dopóki jednak w sondażach przed wyborami prezydenckimi prowadzi kandydat partii rządzącej, dopóty ekipa premiera Bojko Borysowa nie zmieni modernizacyjnego kursu.

Luksemburg, październik – wybory lokalne

Jak dotąd nie widać, by zbliżające się lokalne wybory w Wielkim Księstwie (pół miliona obywateli) miały wpływ na działania premiera Jean-Claude’a Junckera.

Dania, 12 listopada – wybory parlamentarne

W 2000 r. Duńczycy zdecydowali w referendum o pozostaniu poza strefą euro. Trudno przewidzieć jaki byłby wynik, gdyby teraz tamto głosowanie zostało powtórzone. Sondaże faworyzują obecnie przeciwników wspólnej waluty, ale sytuacja mogłaby się zmienić podczas ewentualnej kampanii referendalnej. Tym bardziej, że liberalno-konserwatywny rząd Larsa Lokke Rasmussena opowiada się za jak najściślejszą integracją z resztą UE.

Właśnie dlatego Dania przystąpiła do Paktu Euro Plus, a politycy w Kopenhadze byli jednymi z niewielu w Europie, którzy publicznie zachwalali „mądre zapisy” tego porozumienia. Ich zdaniem Dania zyskała wpływ na polityczno-gospodarcze decyzje w Unii, a równocześnie zachowała wywalczone wcześniej odrębne regulacje. Miało to zapewne wpływ na pewną poprawę notowań mniejszościowego gabinetu, który w sondażu jednak nadal nieznacznie przegrywa z lewicową opozycją. Ponieważ referendum w sprawie euro nie odbędzie się w najbliższych miesiącach (nie byłoby na to zgody parlamentu), obecny rząd będzie chciał gorliwie stosować się do ustaleń Paktu Euro Plus, licząc, że proeuropejskie nastroje obejmą większość obywateli.

Polska, październik – wybory do Sejmu i Senatu

Ciąć wydatki, czy stymulować gospodarkę? Zachować status quo, czy modernizować państwo? Być skłonnym do kompromisów partnerem innych krajów UE, czy twardo bronić własnych interesów w Europie?

Te znane z innych krajów dylematy występują oczywiście również u nas. Ponieważ inaczej niż w państwach bałtyckich wyborcy w Polsce raczej nie nagradzają reformatorów, te zasadnicze kwestie nie znajdą rozstrzygnięcia ani przed jesiennymi wyborami, ani przed zaczynającą się latem prezydencją w Unii. Ale to już temat na zupełnie inne analizy.

Wybory rozstrzygną o dalszych decyzjach gospodarczych w Unii (CC BY-NC-SA visitmanchester)

Otwarta licencja


Tagi