Autor: Paweł Dobrowolski

ekonomista i ekspertem Instytutu Sobieskiego

Inflacja lub deflacja – dwie drogi, obie złe

Inflacja w strefie euro wyniosła w kwietniu 1,5 proc. i nie przekracza celu EBC. Jednak w przyszłości trudno oczekiwać stabilności cen. W wyniku kryzysu gospodarka europejska zanotowała potężną stratę. Prędzej czy później będzie musiała spaść na dłużników w postaci deflacji lub obciążyć wierzycieli jako inflacja. Obecne problemy wspólnej waluty pokazują jej strukturalną wadę. Euro jest jedyną walutą papierową, która nie ma oparcia we własnym ministerstwie finansów.
Inflacja lub deflacja - dwie drogi, obie złe

Paweł Dobrowolski, ekonomista Instytutu Sobieskiego

Jaka jest przyszłość euro? Nie wiem. W tej chwili są nadzwyczajne czasy, takie jakie zdarzają się raz na 100 lat. Możemy podać argumenty zarówno na rzecz scenariusza inflacyjnego, jak i deflacyjnego, jednak w moim przekonaniu nie da się tego wymierzyć ilościowo.

W wyniku pęknięcia bańki na rynkach finansowych w 2007 roku, powstała strata. Ktoś, gdzieś, kiedyś powstałą stratę będzie musiał odcierpieć. Pojawia się pytanie, czy będą to wierzyciele czy dłużnicy. Gdy ciężar straty ponoszą dłużnicy, to pojawia się deflacja. Bankruci są zmuszani do wyprzedania swojego majątku, cena aktywów w gospodarce spada, a z nią poziom cen. Jeśli pojawia się inflacja, strata jest alokowana na wierzycielach. Wtedy długi spłacane są w tańszym pieniądzu, a wierzyciele nie odzyskują w pełni zainwestowanego kapitału.

Alokacja strat przez deflację występowała najczęściej w systemie pieniądza kruszcowego. Po kryzysie przez 10–15 lat spadały ceny i płace, a posiadacze gotówki bogacili się, nic nie robiąc. To rodziło napięcia społeczne. Kiedy powstał pieniądz papierowy nieoparty na kruszcu, kwestia, czy straty finansowe powstałe w wyniku kryzysu łatamy inflacją czy deflacją, jest tylko wyborem politycznym.

W tej grze uczestniczy wiele sił. Po pierwsze państwo jako podmiot gospodarczy, który jest często największym dłużnikiem. Jemu może zależeć na inflacji, ponieważ pozwala ona zmniejszyć realny ciężar długu. Na spadku wartości pieniądza korzystają też wszyscy inni dłużnicy, a ponieważ jest ich więcej niż wierzycieli, to w warunkach demokracji jest to kolejny istotny argument przemawiający na rzecz inflacji.

Na problem trzeba popatrzeć też z perspektywy poszczególnych państw. W ekonomii zauważono prawidłowość, że kraje, które mają mniejszą szarą strefę, mają też niższą inflację. Te państwa, które mają gorsze prawo i są mniej efektywne w ściąganiu podatków, łatają dziury w finansach za pomocą podatku inflacyjnego. Jeśli sprowadzimy to do casusu Niemiec, które mają małą szarą strefę, i Grecji, która ma dużą szarą strefę, to pojawia się pytanie, która wizja okaże się silniejsza, bo państw podobnych Grecji jest więcej.

Poza tą istnieją jeszcze inne osie sporów. W niemieckim dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” padła propozycja, aby Niemcy, kraje Beneluksu, Czechy, Austria i Polska stworzyły nowe, silne euro. Jest to niewątpliwie nobilitacja dla naszego kraju, ale trzeba podkreślić, że wśród wymienionych krajów nie ma Francji – kluczowego, obok Niemiec, kraju UE. Ujawniają się więc również tarcia wewnątrz rdzenia Unii Europejskiej.

Należy również pamiętać, że nie wszystkie kraje mają teraz takie same możliwości działania. Postawiona przed widmem bankructwa, ale będąca poza eurolandem Wielka Brytania może próbować dodrukowywania pieniędzy. Irlandia czy Grecja takiej możliwości nie mają. Te kraje mogą najwyżej starać się zmusić swoich stabilniejszych partnerów do druku pieniędzy czy niestandardowych działań, jak zakup swoich obligacji przez EBC. Tu pojawiają się kolejne pytania  – czy Grecy i Irlandczycy zdołają przekonać Niemców, jaka jest struktura władzy w Europejskim Banku Centralnym, jak ona wygląda na poziomie Komisji Europejskiej, pod jaką presją jest EBC itd. Ostateczny wynik zależy od przetargu i siły politycznej w łonie całej UE.

Przy wszystkich racjach, największy wpływ na ostateczną decyzję, którą wybrać z dróg,  może mieć to, że państwa rozwinięte są zadłużone bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. To by przemawiało za inflacją. Na wydarzenia ostatnich trzech lat można spojrzeć bowiem w następujący sposób: kryzys niewypłacalności instytucji finansowych, przez ich wykup przez państwa, zastąpiliśmy kryzysem niewypłacalności państw. Do tego dojdą skutki problemów demograficznych, które gdyby były uwzględnione w rachunku długu narodowego, to wywindowałyby go do poziomu setek procent PKB. W pewnym momencie trzeba będzie oświadczyć publicznie, że są to kwoty niespłacalne. Czy wtedy politycy odważą się wystąpić i powiedzieć „drodzy emeryci, mieliście otrzymywać godziwe emerytury, ale nic z tego, obcinamy wam świadczenia, żeby państwo pozostało wypłacalne”? Czy też raczej uciekną od problemu przez inflację? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Podobnie nie sposób przewidzieć jak zareagują obywatele. Czy na przykład Grecy jeszcze trochę postrajkują, ale ostatecznie pozwolą zreformować swoje państwo, czy też całkowicie sparaliżują rządzenie krajem?

Opisane powyżej problemy strefy euro pokazują jej strukturalną wadę. Euro jest jedyną walutą papierową, która nie jest oparta o własne ministerstwo finansów. Wartość waluty papierowej opiera się na obietnicy, że dany suweren będzie w stanie nałożyć podatki na ludzi, którzy mu podlegają, i spłacić zobowiązania zaciągnięte w tej walucie. W strefie euro ten warunek nie jest spełniony, choć właśnie tylnymi drzwiami wprowadzono instytucję, która może odegrać funkcję ministerstwa finansów. W ramach ogłoszonego pakietu ratunkowego ma zostać stworzony fundusz na 440 miliardów euro. Ma on za zadanie pożyczać pieniądze na rynkach finansowych, aby sfinansować potrzeby pożyczkowe krajów zagrożonych. Ten fundusz został powołany na trzy lata, ale jeśli na przykład przy następnej odsłonie kryzysu zostanie przedłużony, to de facto powstanie europejskie ministerstwo finansów. Bo jeśli ten fundusz może pożyczać pieniądze, to może też je spłacać, czyli siłą rzeczy w ten czy inny sposób nakładać podatki. Czyli może przejąć tę funkcję od parlamentów narodowych. Dopóki jednak takiego ministerstwa finansów nie ma, w mechanizmie euro tkwi fundamentalna słabość.

Paweł Dobrowolski, ekonomista Instytutu Sobieskiego

Otwarta licencja


Tagi