Inwestorzy stanowczo za mało wiedzą o polskich innowacjach

Polska być może już teraz jest bardziej innowacyjna niż wykazują to międzynarodowe rankingi. Inwestorzy poszukujący nowatorskich firm stanowczo za mało wiedzą o możliwościach jakie oferuje nasz kraj – uważa Mark Iwanowski, były wiceprezes firmy Oracle.
Inwestorzy stanowczo za mało wiedzą o polskich innowacjach

Mark Iwanowski

Obserwator Finansowy: Przygotowuje Pan uruchomienie funduszu inwestycyjnego firmy Cognizant Technology Solutions, który będzie działał w krajach Europy Środkowej. Jeszcze kilka lat temu nie uznawał Pan Polski za atrakcyjne miejsce dla funduszy venture capital. Teraz jest Pan gotów rozważyć taką inwestycję. Dlaczego?

Mark Iwanowski: Przede wszystkim wyczuwam zmianę nastawienia Polaków, szczególnie z młodszego pokolenia, do tworzenia nowych przedsięwzięć i podejmowania ryzyka. Mam też wrażenie, że urzędnicy rządowi wysokiego szczebla zaczęli doceniać wartość jaką jest budowanie innowacyjnej gospodarki.

Pan dziś ocenia Polskę inaczej, ale mała liczba działających u nas amerykańskich funduszy venture capital dowodzi, że ich przedstawiciele nadal pozostali sceptyczni…

Pierwsze sukcesy funduszy obecnych już w Polsce powinny to jednak szybko zmienić, podobnie jak stało się w Chinach. Fundusze, które inwestowały tam jako pierwsze zostały hojnie wynagrodzone i wtedy wszyscy pozostali uświadomili sobie, że ich tam jeszcze nie ma. Nastąpił masowy napływ inwestorów do Chin. To samo widzę teraz w Polsce, tyle że dodatkowo ma ona do zaoferowania coś więcej niż Chiny, czy Rosja, to jest rządy prawa, skuteczną ochronę praw własności intelektualnej i demokrację. Te trzy czynniki plus dobrze wyedukowane społeczeństwo i członkostwo w Unii Europejskiej to najważniejsze źródła przewagi Polski.

Czy potencjalni inwestorzy z Doliny Krzemowej o tym nie wiedzą?

Nie, i moim zdaniem także w tym tkwi problem. Polska, z jej wszystkimi atutami, nie jest wystarczająco rozpoznawalna. Dopiero teraz sytuacja zaczyna się zmieniać.

Chyba nie chodzi o dostęp do danych?

To jest na pewno problem także z zakresu public relations. Jeśli spojrzymy na inne kraje obecne w Dolinie Krzemowej, one bardzo intensywnie zabiegają o to, aby informacja o ich innowacyjności, poziomie wyedukowania społeczeństwa, czy systemie prawnym dotarła do jak najszerszego grona zainteresowanych. Polska jak dotąd tego nie robiła w wystarczającym stopniu. Wiele państw zatrudnia znane ze skuteczności amerykańskie agencje PR lub takie same firmy ze swojego obszaru, których zadaniem jest docieranie do pożądanej grupy w Dolinie Krzemowej, w tym także do inwestorów.

Może więc w rzeczywistości Polska jest bardziej innowacyjna, niż wynika z rankingów?

Może, bo pod względem PR była mało aktywna. Nie jest to dla mnie zaskakujące, ponieważ w wielu byłych państwach komunistycznych nie ma dostatecznej świadomości jak istotne są działania marketingowe i podejście do kraju jako marki. Warto jednak zauważyć jak wiele na tym polu robią Rosja, Chiny, czy Indie. I może jeszcze jeden przykład. Całkiem niedawno rząd ukraiński przysłał do Doliny Krzemowej dużą delegację. To była już kolejna taka wizyta.

Czy takie wydarzenia, jak ostatnie Sympozjum Naukowo Technologiczne Polska-Dolina Krzemowa, mogą się przyczynić do zmiany wizerunku Polski?

Zdecydowanie tak. W trakcie takich spotkań bardzo ważne są wystąpienia przedstawicieli koncernów z Doliny Krzemowej, jak choćby to reprezentanta Intela, który mówił, że wiele ze swoich technologii firma rozwinęła w Polsce. To właśnie taki rodzaj działań marketingowych, które są tu bardzo potrzebne.

Twierdzi Pan, że dzisiejsze środowisko Doliny Krzemowej to dzieło trzech pokoleń. Czy w Polsce będziemy musieli równie długo czekać, żeby powstało otoczenie sprzyjające innowacjom i innowacyjnym firmom?

Mam nadzieję, że dzięki wykorzystaniu doświadczeń zebranych przez trzy pokolenia tutejszych przedsiębiorców, proces rozwoju innowacji w Polsce potrwa znacznie krócej. Najważniejsze by stworzyć jak najwięcej kontaktów i powiązań polskich firm z partnerami z Doliny Krzemowej. Współpraca ludzi z tych dwóch środowisk to najlepszy sposób wzajemnego edukowania, radykalnie przyspieszy rozwój innowacyjnych polskich firm.

Jaką rolę w tym procesie powinny odgrywać instytucje państwowe? Czy wystarczy, że będą one dążyć do stworzenia właściwego otoczenia instytucjonalnego, czy też powinny także aktywnie wspierać innowacje finansowo?

To bardzo ważne zagadnienie. Moim zdaniem rządy w ogóle nie sprawdzają się w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych. Przypadki nietrafionych przedsięwzięć innowacyjnych podejmowanych przez władze państwowe powtarzają się od wielu lat. Przykładem z nie tak odległej przeszłości może być amerykański program US Stimulus. Pieniądze z tego programu zostały w znacznej części zmarnotrawione, jak choćby ponad 500 mln dol. zainwestowane w firmę Solyndra, produkującą ogniwa fotowoltaiczne, która zbankrutowała.

Co zatem władze powinny zrobić dla przyspieszenia innowacji?

Wydaje mi się, że rząd może wspierać rozwój innowacji na trzy sposoby równolegle. Instytucje rządowe na pewno powinny dążyć do eliminowania barier, z którymi na co dzień stykają się małe firmy, gdy starają się sprostać wymogom wszelkiej maści nadzorujących je urzędów. Drugim sposobem jest wniesienie środków publicznych do prywatnych funduszy inwestujących w innowacyjne firmy, co może znacznie przyspieszyć rozwój nowatorskich przedsięwzięć.

Trzecie działanie, to skuteczne nakłanianie uczelni, aby te uczyły studentów przedsiębiorczości, tak jak na przykład robi to Uniwersytet Stanforda. W przypadku tej akurat uczelni efekt jest taki, że jej absolwenci wnoszą nieproporcjonalnie duży wkład w rozwój gospodarki amerykańskiej.

Jakie są największe atuty modelu, w którym środki publiczne są łączone z prywatnymi w jednym funduszu inwestycyjnym, a jakie mogą być ułomności takiego rozwiązania?

Jak długo rząd, wnosząc pieniądze do funduszy inwestycyjnych, nie próbuje wpływać na to w jakie firmy fundusz będzie inwestował i pozwoli na to, żeby działały mechanizmy rynkowe, tak długo potencjalne ułomności są znikome. Problemy – praktycznie zawsze – pojawiają się wtedy, kiedy rząd lub jego agendy, występując jako partnerzy funduszy, biorą na siebie rolę arbitra aktywnie uczestniczącego w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.

Urzędnicy nie powinni w ogóle wkraczać?

Jeżeli głównym czynnikiem determinującym inwestycje jest stopa zwrotu, odzwierciedlona także w liczbie tworzonych miejsc pracy, wówczas rola partnera publicznego powinna być ograniczona do zaangażowania w decyzje inwestycyjne mające związek z bezpieczeństwem państwa. W pozostałych przypadkach urzędnicy powinni się zdać na czynniki rynkowe i w związku z tym na partnerów prywatnych.

Od tej czysto rynkowej reguły widzę jeszcze jeden wyjątek. Zgodziłbym się z tym, żeby takie fundusze nie mogły inwestować w przedsięwzięcia, które mogą być szkodliwe dla ogółu społeczeństwa, na przykład w fabryki papierosów.

Zapytałem o rolę przedstawicieli sektora publicznego w ciałach podejmujących decyzje inwestycyjne, ponieważ mówi się, że ich niechęć do ryzyka hamuje innowacje…

Urzędnicy z definicji starają się unikać ryzyka. A nie da się wprowadzać innowacji nie ryzykując. Najlepszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest konsekwentne edukowanie urzędników i wyrabianie w nich przekonania, że unikając ryzyka inwestycyjnego przyczyniają się do obniżenia konkurencyjności państwa.

Jak to osiągnąć?

Każdy przedstawiciel administracji publicznej powinien mieć wbite do głowy, że państwa nieprzerwanie rywalizują między sobą na globalnej scenie, i te które rozważnie podchodzą do ryzyka zawsze będą miały przewagę w innowacyjności nad innymi. Polska, moim zdaniem, posiada niezbędne składniki do tego, żeby odgrywać wiodącą rolę wśród innowacyjnych państw Unii Europejskiej. Ale stanie się tak pod warunkiem, że przywódcy państwa będą zdeterminowani do właściwego wykorzystania tych składników.

Czy uważa Pan, że środki inwestorów prywatnych wnoszone do publiczno-prywatnych funduszy powinny być w jakiś szczególny sposób chronione?

Inwestorzy prywatni dążą przede wszystkim do maksymalizacji stopy zwrotu. W partnerstwie publiczno-prywatnym takie nastawienie przynosi korzyści obydwu stronom. Już samo zaangażowanie środków po stronie publicznej znacznie obniża ryzyko dla partnera prywatnego i jest silną zachętą. Dodatkowym bodźcem byłoby przekonanie partnerów prywatnych, że przyjęte reguły współpracy będą ściśle przestrzegane, a dzięki temu decyzje inwestycyjne będą wolne od nacisków politycznych.

W takiej atmosferze fundusze rzeczywiście będą mogły osiągać największe zwroty. Warto przy tym wspomnieć o innym, bardzo korzystnym efekcie, a mianowicie o tym, że firmy dofinansowane przez fundusze venture capital są o wiele efektywniejsze w tworzeniu miejsc pracy niż inne przedsiębiorstwa.

Rozmawiał Artur Burak

Mark Iwanowski

Otwarta licencja


Tagi