Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Jak Valéry Giscard d’Estaing radził sobie z ekonomią

Niewielu dziś o nim jeszcze zapewne pamięta. Ważnym wkładem VGE do polityki było jego przekonanie o korzyściach z zespalania i jednoczenia kontynentu. Gdyby nie tacy jak on i jemu podobni, to sytą Europę oglądalibyśmy zza grubej szyby. A jak Valéry Giscard d’Estaing radził sobie z ekonomią?

Nazwisko sugeruje, że był Francuzem. I ma rację, kto tak sądzi. Urodził się w 1926 r., jednak nie gdzieś we Francji, a w Koblencji. Jego ojciec gnębił tam Niemców jako urzędnik skarbowy francuskiego okupanta za to, że toczyli po przeciwnych stronach I wojnę, niszcząc przedtem przez długie cztery lata „słodką Francję”. Byłby to w pełni pomijalny początek jego życiorysu, gdyby nie kontrapunkt, który da o sobie znać dopiero kilka dekad później.

Zmarły 2 grudnia 2020 roku VGE lub Giscard, bo tak o nim mówiono i pisano, żeby oszczędzać język i atrament, był politykiem bardzo sprawnym. Karierę polityczną całą gębą zaczął już w wieku 36 lat, obejmując w 1962 r. w rządzie tekę ministra gospodarki i finansów. Bardzo dużo łączy go ze złotem i z zapomnianą od dawna wymienialnością walut na ten kruszec. W serwisie finansowym ten wątek wspomnienia o nim nie może zostać pominięty.

Był w czołówce sprawców odejścia Zachodu od wynegocjowanego zaraz po II wojnie systemu walutowego Bretton Woods. Przyjęte w Nowej Anglii zasady uczyniły z wymienialnego na złoto dolara USA walutowego hegemona świata. VGE Zapamiętany został w tym kontekście z bon motu, czyli dosłownie – trafnego słowa, że dolar amerykański cieszy się „kolosalnym uprzywilejowaniem” (exorbitant privilege).

 Valéry Giscard d’Estaing był w czołówce sprawców odejścia Zachodu od wynegocjowanego zaraz po II wojnie systemu walutowego Bretton Woods.

Najplastyczniej istotę „kolosalnego uprzywilejowania” ujął amerykański ekonomista Barry Eichengreen. Wskazał, że koszt produkcji studolarówki to garstka moniaków. Obecnie wynosi 12,5 centów, choć nominalna wartość nabywcza studolarówki jest 800 razy większa (12,5¢ razy 800 = $100). I teraz clou, czyli gwóźdź. Amerykański importer kupił coś we Francji (np. skrzynki koniaku) i zapłacił bardzo pożądanymi w Europie dolarami. Jeśli dolary te trafiły pod materac w jakimś francuskim maison lub château, to efekt był (i jest taki), że Ameryka zapłaciła za koniak sprowadzony aż zza morza drobną kwotą w centach, stanowiącą koszt wyprodukowania dolarów zatrzymanych jako rezerwa lub do późniejszego wykorzystania przez kraj kontrahenta, tutaj Francję.

Szczegóły są rzecz jasna bardziej skomplikowane, a nawet zagmatwane, ale tak właśnie działa ten mechanizm przedstawiony obrazowo. Trzeba też dodać, że w jego rezultacie USA mogą się zadłużać, nie płacąc odsetek, tak jak jest w przypadku formalnego długu zaciąganego poprzez sprzedaż oprocentowanych obligacji rządu USA.

Rozwiązania systemu Bretton Woods wciąż aktualne

Bretton Woods a stabilność fiskalna państwa

System Bretton Woods opisany w kilku zdaniach sprowadzał się do utrzymywania stabilności fiskalnej państw uczestniczących poprzez ich zasilanie w gotówkę w razie krótkoterminowych kłopotów fiskalnych (budżetowych). Kto miał nadwyżki, wpłacał do międzynarodowej skarbonki w Międzynarodowym Funduszu Walutowym (IMF), z której czerpały państwa w tarapatach. Żeby zniechęcać do poprawy konkurencyjności na rynkach w wyniku deprecjacji własnej waluty, wprowadzono obowiązkową wymienialność i stałe kursy wymiany walut w relacji do złota. W ten sposób państwa miały się uwolnić od stałej troski o swój bilans płatniczy, zwłaszcza gdy był na nim duży minus, co miało im pozwalać na skupienie się na wewnętrznych aspektach rozwoju własnych gospodarek.

Ze względu na obezwładniającą dominację Stanów Zjednoczonych główną rolę w systemie Bretton Woods odgrywał dolar USA. Potwierdzeniem roli i siły tej waluty były zasoby złota przechowywane w skarbcach federalnych. Dolary można było wymienić na złoto po stałym kursie 35 dol. za jedną uncję. Mechanizm ten nazywany był złotym oknem (the gold window). Działało to nieźle, dopóki Europa nie odbiła się wysoko od powojennego dna. Zwielokrotnione dzięki wzrostowi europejskiej produkcji możliwości eksportu do USA ze starego kontynentu w połączeniu z korzyściami wynikającymi z „kolosalnego uprzywilejowania” sprawiały, że w Europie rosła coraz większa sterta dolarów. Narastająca z roku na rok nierównowaga, wynikająca także z rozpoczynającej się właśnie wielkiej wędrówki kapitałów ponad granicami państw, prowadziła do zgrzytów i w końcu do upadku Bretton Woods. Bezpośrednim powodem były coraz wyższe deficyty po stronie USA, które wstrząsały zaufaniem do jego ostoi, a zatem do trwałości systemu.

Słabości powojennego systemu walutowego dostrzegał nie tylko VaIéry Giscard d’Estaing, ale to on je nazwał. Jego słowa były wodą na młyn dla ówczesnego francuskiego prezydenta. Generał Charles de Gaulle postawił sobie za cel zmazanie z Francji hańby II wojny światowej i umieszczenie swego kraju w światowej szpicy. Stawiał się zatem, jak tylko mógł, Ameryce. W lutym 1965 r. de Gaulle wysłał za ocean okręty francuskiej marynarki, żeby zabrały z USA złoto należne Francji o wartości 150 mln dol. W przeliczeniu na kruszec, według parytetu 35 dol. za uncję, Francja otrzymać musiała wówczas około 147 ton złota.

150 mln dol. z 1962 r. ma dziś wartość około 1,3 mld dol. Złoto kosztuje obecnie nieco ponad 1800 dol. za uncję, czyli cena tony to z grubsza 53,5 mln dol. Gdyby zatem chcieć koniecznie porównać nieporównywalne, to de Gaulle zrobił świetny interes, ponieważ dziś tego złota byłoby ledwie 24 tony z małą górką.

System Bretton Woods zaczął kończyć nieuchronnie swój żywot wraz z podjętą wobec złych realiów gospodarczych decyzją prezydenta Nixona o wstrzymaniu od 15 sierpnia 1971 r. wymiany dolarów na złoto. VGE nie odegrał w procesie upadku zasad Bretton Woods żadnej decydującej roli, ale przyczynił się jednak do wielkiej zmiany w systemie monetarnym polegającej na pożegnaniu złota i powszechnym wdrożeniu pieniędzy papierowych. Nie stoi za nimi kruszec, trzymają się na zaufaniu, a w istocie – na przekonaniu, że władze państw wiedzą zawsze, co czynią, prowadząc politykę monetarną, fiskalną i każdą inną.

Dlaczego złoto wróciło do łask

Stabilne ceny złota

Nie był to jednak koniec związków Giscarda d’Estaing ze złotem. O historii przypominającej kłopoty naszego Zabłockiego z jego mydłem, wolałby w swoim czasie zapomnieć. Po odejściu de Gaulle’a z polityki, co nastąpiło w 1969 r., popierał nowego prezydenta George’a Pompidou. Za jego prezydentury został po raz drugi ministrem finansów i właśnie wtedy popełnił wielki błąd, ciągle wierząc, że złoto nie zdrożeje, w co już nie należało wierzyć.

Ceny złota były przez wieki i dekady niesłychanie stabilne. Wyjątkiem były okresy wielkich wojen i kryzysów gospodarczych. Od 1934 r. do końca lat 60. XX wieku uncja kosztowała mniej więcej 35 dol. W 1971 r. cena wzrosła nieznacznie (do nieco ponad 40 dol.), ale w roku następnym już do 58,4 dol. za uncję. I wtedy właśnie ministerstwo finansów kierowane przez Giscarda postanowiło zaciągnąć dług w formie tzw. złotych obligacji o nominale 1000 franków, nazywanych przez rynek „Le Giscard”. Chodziło m.in. o to, żeby skłonić francuskich chłopów i mieszczuchów do wykopania spod jabłonek złotych monet i sztabek ukrytych w banku ziemskim na wypadek złych czasów i do pożyczenia tego kruszcu rządowi, który uzyskawszy w ten sposób solidne zabezpieczenie, mógłby pożyczyć sporo pieniędzy na różne zbożne cele.

Ważne dla tej historii jest wyjaśnienie, że w liście emisyjnym zawarto klauzulę bezpieczeństwa stanowiącą, że jeśli relacja między frankiem a innymi głównymi walutami i złotem przestanie być sztywna, to cena wykupu tej emisji ustalona będzie według ceny jednokilogramowej sztaby złota w dniu wygaśnięcia tych obligacji. Francuscy eksperci uznali, że złoto nie zdrożeje, a bezpieczna złota podstawa obligacji przyciągnie nabywców kuszonym kuponem odsetkowym wartym 7 proc. rocznie.

Emisja 15-letnich „Giscardów” ruszyła w styczniu 1973 r. i miała łączną wartość 6,3 mld franków (wówczas równowartość 1,17 mld dol.). W poprzedzającym 1972 r. PKB Francji wynosiło 203,5 mld dolarów, więc zaciągnięta pożyczka była niebagatelna. Niestety, Arabowie napadli niebawem na Izrael, wywołując wojnę nazwaną potem Jom Kippur. Przegrali, ale odegrali się na Zachodzie embargiem i horrendalną zwyżką cen ropy, która była wówczas najważniejszą siłą pociągową świata. Po pół roku od embarga przeciętna światowa cena ropy wzrosła z 3 do 12 dol. za baryłkę. W warunkach 2018 r. byłby to wzrost z 17 do 61 dol. za baryłkę. Zaczął się na Zachodzie długi okres wielkich trudności gospodarczych połączonych z bardzo wysoką inflacją nazwany wkrótce stagflacją.

Ceny złota poszły naturalnie ostro w górę. Na domiar złego w 1977 r. Francja została wyrzucona z tzw. europejskiego węża walutowego ustanowionego w celu „unieruchomienia” relacji kursowych między walutami państw EWG, czyli poprzedniczki UE. Zdarzyło się nieuchronne i kurs franka stał się płynny, a w 1978 r., w ramach tzw. porozumienia jamajskiego, IMF zniósł formalnie złote parytety walut. Warunki dla „Giscardów” zmieniły się zatem diametralnie, zaczęła działać wspomniana wyżej klauzula bezpieczeństwa łącząca korzyści dla nabywców tych obligacji z ceną złota.

Emisja 15-letnich „Giscardów”, która ruszyła w styczniu 1973 r. miała łączną wartość 6,3 mld franków.

30 czerwca 1980 r. „The New York Times” informował, że „Obligacje powiązane ze złotem są kosztowne dla Francji” („Gold-Indexed Bond is Costly for France”). Gazeta podkreślała, że rząd francuski musiał wydać aż 40 proc. pieniędzy pozyskanych z innej emisji obligacji na wypłatę samych tylko jednorocznych odsetek od „Giscardów”. Francuzi pozyskali 6,3 mld franków na 15 lat, a tu nagle na same jednoroczne odsetki musieli wydać 2,5 mld franków! Przypomnijmy, że zakładano wypłatę 70 franków rocznych odsetek od jednej obligacji, a przyszło płacić 393 franki od 1000 franków, czyli zamiast 7 aż 40 proc. Nie wzburzyło to opinii publicznej, bowiem zwykli Francuzi i tak nie mieli pojęcia, o co chodzi, i że to oni głównie zapłacą w podatkach rachunek za porażkę rządu. Posiadacze „Giscardów” i gracze na rynkach finansowych zacierali tymczasem ręce.

Na przełomie lat 1987 i 1988, kiedy brakowało tylko kilku tygodni do końcowego wykupu „Giscardów”, złoto kosztowało na rynkach światowych 465 dolarów za uncję, podczas gdy wedle kalkulacji emitentów miało kosztować wówczas przynajmniej 8 razy mniej. Rachunek wyglądał tak, że za każdy papier o nominale 1000 franków rząd był zmuszony wypłacić inwestorom w momencie jego umorzenia aż około 9000 franków. Licząc w złocie, właściciel jednego „Giscarda” otrzymywał 3,07 uncji za kapitał i 0,215 uncji za 7-procentowy kupon. Przypomnijmy, że rząd uzyskał 6,3 mld franków z emisji, a musiał oddać po 15 latach aż około 56 mld franków (992 mln dol.), czyli 9 razy więcej. W przeliczeniu na złoto wypłata wyniosłaby 620 ton za kapitał i 40 ton z tytułu odsetek. Różnica między początkiem operacji, a jej końcem kolosalna. I tyle tej historii. „Giscardy” nie wywróciły finansów Francji, ale są warte przypomnienia, po to żebyśmy zachowywali pokorę w sprawach finansowych.

 Na przełomie lat 1987 i 1988 złoto kosztowało na rynkach światowych 465 dolarów za uncję.

W 1974 r. zmarł niespodziewanie prezydent Pompidou. Na szczęście dla jego ministra finansów rozmiary porażki z „Giscardami” zaczęły rysować się dopiero kilka lat później. VGE postanowił wziąć udział w wyborach prezydenckich i pokonał, ale tylko o włos, socjalistę François Mitteranda. Zwyciężył, choć ówczesna Francja była w bardzo wielu miejscach przystrajana w czerwone flagi, a słowa z Moskwy były dla wielu Francuzów słodkie jak miód.

Mówi się, że Giscard d’Estaing był liberalnym prawicowcem, ale wyróżniało go zacięcie socjalne. Niby konserwatysta, ale zaprosił do rządu kobiety. Simone Veil została ministrem zdrowia i ustanowiła m.in. prawo dopuszczające aborcję. Françoise Giroud mianował sekretarzem stanu ds. kobiet. Ta druga została wkrótce ministrem kultury, ale najpierw z powodzeniem wdrażała rozwiązania zmierzające do poprawy warunków zatrudnienia dla kobiet i umożliwiające wygodniejsze łączenie pracy z macierzyństwem.

Za jednej tylko kadencji prezydenckiej Giscarda d’Estaing umożliwiono parom rozwody za obopólną zgodą, wprowadzono wynagrodzenie minimalne, przekazano pomoc finansową dla rodzin z dziećmi, ubezpieczenia zdrowotne objęły wszystkich obywateli, wiek wyborczy obniżono z 21 do 18 lat, wprowadzono hojniejsze rozwiązania emerytalne, pomoc społeczna zaczęła rozdawać chętnym środki antykoncepcyjne. VGE skończył z państwowym monopolem radiowo-telewizyjnym. W początkach prezydentury chciał być blisko ludzi. Na śniadania do Pałacu Elizejskiego zapraszał tzw. zwykłych Francuzów, raz – byli to nawet śmieciarze. Francuska opinia publiczna wolała jednak widzieć w swoim prezydencie kogoś na kształt króla, cesarza, więc praktyki „spoufalania się” zaprzestał.

Francuska pomoc publiczna nie przeszkadza Brukseli

Państwo wsparciem dla gospodarki

Uważał, że państwo powinno wspierać rozwój gospodarczy. To prezydent Giscard d’Estaing był ojcem francuskich kolei wielkich prędkości TGV oraz zapomnianego już, ale wówczas przełomowego systemu telefonicznego Minitel, będącego czymś w rodzaju lilipuciego internetu tamtych czasów. Wspierał energetykę atomową. Dziś działa we Francji 56 reaktorów atomowych, zapewniając krajowi aż 70 proc. zużywanej energii elektrycznej. Francja to kraj gęsto zaludniony, lecz bardzo mało komu te reaktory przeszkadzają, zwłaszcza że nigdy nie zdarzył się jakiś poważniejszy wypadek. Nie uznawał za obowiązujący podział na burżuazję i proletariat, mówił o klasie średniej jako soli społeczeństwa. Nie rzucił polityki, gdy przegrał wybory prezydenckie, stał się samorządowcem w swoich okolicach i w Owernii.

Z europejskiego i polskiego punktu widzenia najistotniejszym jednak dorobkiem VGE było jego przekonanie o korzyściach z zespalania i jednoczenia kontynentu.

Z europejskiego i polskiego punktu widzenia najistotniejszym jednak dorobkiem VGE było jego przekonanie o korzyściach z zespalania i jednoczenia kontynentu. Gdyby nie tacy jak on i jemu podobni, to sytą Europę oglądalibyśmy zza grubej szyby. Nie stalibyśmy się członkami Unii Europejskiej – wspólnoty nie bez wad i oczywistych słabości, ale przede wszystkim niosącej ze sobą korzyści. Nie tylko dla państw jako bytów polityczno-gospodarczych i militarnych, ale głównie dla ich mieszkańców. Tu trzeba jednak przyznać, że o idei rozszerzania Unii o państwa ze wschodu kontynentu Valéry Giscard d’Estaing nie wyrażał się wylewnie.

Przyczynił się do powstania Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego wyłanianego w wyborach powszechnych. W 2001 r., na krótko przed osiemdziesiątką, został szefem komisji powołanej do opracowania konstytucji europejskiej. Projekt powstał, ale przepadł w referendach we Francji i Holandii. Na konstytucję w wydaniu komisji, której przewodniczył, było za wcześnie, bo w Europie jeszcze chyba długo albo w ogóle nie będzie ochoty na Unię „pełną gębą”.

No i jeszcze ten kontrapunkt z pierwszych akapitów. Francuzi brali się z Niemcami za łby właściwie przez całą historię obu nacji, a już zwłaszcza – tę najnowszą. Dzięki Schumannowi, Monnetowi, Adenauerowi, Schmidtowi, a także VGE i wielu innym jakoś im ta złość na siebie przeszła. Giscard urodził się w Koblencji, bo Francja wyżywała się na Niemczech i Niemcach. Także dzięki niemu, nie piją sobie wprawdzie Jean-Pierre z Helmutem z dzióbków, lecz jest w Europie dostatnio i spokojnie.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej

Kategoria: Analizy
Po upadku systemu z Bretton Woods zwiększyła się skala dyskrecjonalności polityki pieniężnej. Rosnąca popularność kryptowalut wymusiła na bankach centralnych zainteresowanie pieniądzem cyfrowym, który ponownie może zmienić zasady rządzące polityką pieniężną.
System z Bretton Woods i jego dziedzictwo – wnioski z konferencji naukowej