Jeśli OFE są takie dobre, to czemu są przymusowe?

Proponuję system emerytalny PPP - prosty, płaski, powszechny. Do jego funkcjonowania wystarcza spis wyborców, bo każdy obywatel otrzymuje jednakową emeryturę od rządu. System nie wymaga składek, wyrafinowanego systemu informatycznego, biurokracji po stronie rządu i przedsiębiorstw do jego obsługi. I nie motywuje do ucieczki w szarą strefę. Taki system funkcjonuje w Kanadzie.
Jeśli OFE są takie dobre, to czemu są przymusowe?

Copyright by PAP/Radek Pietruszka/

Z obecnie funkcjonującego systemu emerytalnego w Polsce nikt nie jest i nie może być zadowolony. Nawet Otwarte Fundusze Emerytalne – rzeczywiści beneficjenci reformy emerytalnej z końca lat 90. Dlaczego zatem system emerytalny, swego czasu tak niezwykle pozytywnie recenzowany przez różne instytucje międzynarodowe jak Bank Światowy, i powstający przy udziale jego przedstawicieli, jest dziś przedmiotem krytyki?

Mit „bezpieczeństwa dzięki różnorodności”

Cykliczny i spekulacyjny krach na rynkach finansowych  był tym razem szokujący również dla polskiej opinii publicznej. Po raz pierwszy „przecena aktywów”, czyli po prostu strata, dotyczyła środków naszych obywateli, zarządzanych przez OFE. Informacje o wielomiliardowych stratach nie schodziły z  nagłówków i szpalt gazet tygodniami. Dzięki nim pojawiła się szansa na rzetelną i uczciwą ocenę „wielkiej kapitałowej reformy emerytalnej”. Dopiero od tego momentu jest możliwa bardziej otwarta debata w tej sprawie, przez długi czas spychana na margines.

Do tej pory propagowano dogmat o światowej wyjątkowości naszej reformy, która Polakom przyniosła  „bezpieczeństwo dzięki różnorodności”. Temu sloganowi – ukutemu na użytek spokoju sumień polityków – towarzyszyły pamiętne telewizyjne spoty, pokazujące przyszłych emerytów systemu OFE wypoczywających w cieniu palm. Można było ulec mirażowi, nad czym usilnie pracowali politycy i rządy, że istotą tak daleko idącej zmiany jest wyłącznie wypłacanie wyższej emerytury, i to dzięki wynalazkowi OFE. O rzeczywistym celu reformy, czyli o doprowadzeniu do redukcji zobowiązań ciążących na rządzie, publicznie wówczas nie wspominano.

Na początku tego roku wyjawił ów cel jeden z ministrów rządu wprowadzającego reformę. Według niego od początku wszyscy politycy byli świadomi tego, że oddanie środków na emerytury OFE, które będzie je inwestowało w gospodarce cykli koniunkturalnych, doprowadzi do rynkowego zmniejszenia zobowiązań emerytalnych. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt wyjawienia tego dopiero w momencie, w jakim przyszli emeryci systemu OFE czytali o „wyparowaniu” miliardów środków na przyszłe  wypłaty.

Było to zaskoczenie nie mniejsze od tego, którego doświadczyli Polacy kilkanaście miesięcy temu, dowiadując się, że tak naprawdę nie będzie zasadniczej różnicy między traktowaniem środków, które są im przymusowo pobierane do ZUS, i tymi do OFE. Przekonywano, a bardziej kuszono naszych obywateli do zapisywania się do tych funduszy tym, iż pieniądze gromadzone na kontach w OFE będą dziedziczone przez bliskich, a w ZUS-ie nie są.

W momencie, kiedy zlikwidowano nigdzie ustawowo nie zagwarantowaną zasadę dziedziczenia kapitału (mocno odciśniętą w świadomości naszego społeczeństwa), dokonano pierwszej zasadniczej zmiany reformy emerytalnej.

Reforma reformy

Trudno zatem dziś publicznie szachować argumentem, iż reformy nie można zmieniać. Przecież rząd i OFE już taką fundamentalną zmianę przeprowadzili. Jak widać, jest ona i możliwa, i konieczna, skoro same OFE zarządzające kapitałami Polaków wynegocjowały ją z rządzącymi. Reforma emerytalna nie może więc korzystać z chroniącego ją do tej pory przed publiczną dyskusją dogmatu nienaruszalności.

Użytek z tego chce również  zrobić rząd. Skoro kapitały Polaków w OFE to nie do końca ich kapitały, nic dziwnego, że rząd  chce je mieć u siebie z powrotem. Jest to tylko konsekwencja wcześniej naruszonego dogmatu.

Mamy zatem sytuację, gdzie z jednej strony rządzący, a z drugiej zorganizowana grupa interesu, jaką są OFE, podjęły walkę o kontrolę nad pieniędzmi obywateli.  Wprowadzenie nowych, ponownie wynegocjowanych pomiędzy „wysoko umawiającymi się stronami” zasad podziału tych pieniędzy nie zmienia faktu, iż nadal obie strony nie chcą przyznać do nich prawa obywatelom.

Jednak jak każda próba „reformy reformy”, i ta otwiera drogę do nowej rewolucji, która wobec problematycznej efektywności przyjętych rozwiązań jest tylko kwestią czasu.

Ponowne liczenie kosztów, czyli cena wbicia klina

Reforma emerytalna, co od początku podkreślano, nie mogła być tania. Mimo że do jej przyjęcia posłużono się skrajnie niedoszacowanymi wyliczeniami ministerialnych urzędników (których próbowano za to postawić przed Trybunałem Stanu), to jeszcze nie wzięto pod uwagę kosztów, jakie przyjdzie ponosić polskim przedsiębiorstwom, i ponoszą je aż do tej pory.

Bezrobocie w Polsce na przełomie 1997 i 98 roku spadało i było już nieznacznie powyżej 9 procent. Wprowadzając reformę emerytalną, podwyższono skokowo opodatkowanie pracy do kilkudziesięciu procent. Tak drastyczny wzrost obciążeń, prowadzący do opodatkowania ponad 80 procent płacy netto (ZUS, składki, podatki), jest głównym źródłem bezrobocia w Polsce. Jednoznacznie potwierdzają to raporty rządowe, w których wśród wielu podawanych drugorzędnych przyczyn za główną jednak przyjmowano wzrost opodatkowania pracy, eufemistycznie nazywając to klinem podatkowym.

Jego niszczące działanie jest uniwersalne. Od kiedy rząd Niemiec podpisał porozumienie o objęciu Polaków zatrudnionych przy zbiorze szparagów składkami ZUS i pochodnymi, ich praca dla niemieckich pracodawców, a także dla samych zainteresowanych przestała być opłacalna. Polska gospodarka musi się zmagać od dekady z tą swoistą akcyzą nałożoną na pracę, która jest porównywalna z innymi tak samo wysokimi akcyzami na alkohol, papierosy czy paliwa. Dopiero przed krachem na światowych rynkach finansowych w Polsce znów „osiągnęliśmy” poziom bezrobocia z końca lat 90.

W analizach zamówionych przez obecny rząd po raz bodajże pierwszy wprost pojawiają się ukryte do tej pory koszty tej „jedynej udanej reformy”, za jaką przyjmowano reformę emerytalną. Okazuje się, że „wykreowała”  ona do kilkuset tysięcy „nowych miejsc pracy”. Nigdy tym niezwykłym „sukcesem” jak do tej pory nie chwalił się żaden z rządów.

Nic dziwnego, skoro przedsiębiorstwa, aby sprostać nie tylko wzrostowi opodatkowania pracy, ale też  dodatkowym obowiązkom, musiały zatrudniać osoby lub zewnętrzne firmy do prowadzenia obsługi nowego systemu. Do tej pory przyznawano się wyłącznie do wzrostu liczby i kosztów przelewów oraz uciążliwości i mnożenia wymaganych dokumentów. Nie chciano dostrzec, że są to również dość znaczące ciężary dla firm i koszty tej reformy. Jeżeli dodamy, co właśnie wreszcie zauważył obecny rząd, do liczby pracowników ZUS tych, którzy pracują dla niego po stronie przedsiębiorstw, to okaże się, że mamy jeden z najkosztowniejszych, uciążliwych i społecznie znienawidzonych systemów emerytalnych.

Demokracja emerytalna

Funkcjonowanie współczesnej demokracji jest możliwe nie tyle dzięki powszechnym i wolnym wyborom politycznym, ile systemowi emerytalnemu. Póki wypłacane są dość wysokie emerytury i świadczenia socjalne, demokracja, jaką znamy, istnieje. Prowadzi to do praktycznie niekontrolowanego wzrostu długu publicznego, a przy kryzysie demograficznym również do nieuchronnej zapaści gospodarczej i społecznej, jakiej do tej pory nie znamy. Tylko w projektach anarchokapitalistów system polityczny uwolniony jest od zobowiązań emerytalnych. Dziś trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie takiego systemu, skoro nawet w takich dyktaturach, jaka panuje w Chinach, wprowadza się podobny system.

Skoro demokracja nie może funkcjonować  bez systemu emerytalnego, to jaki powinien on być, aby z jednej strony gwarantował bezpieczeństwo obywatelom, a z drugiej – nie rodził takich zobowiązań i zagrożeń finansowych oraz roszczeniowych presji?

Jeżeli powszechny, to tylko prosty

Obecny mechanizm finansowania zobowiązań  emerytalnych opiera się na bezpośrednim opodatkowaniu pracy. Mimo niezwykle wysokiego jak na nasz poziom rozwoju gospodarczego opodatkowania pracy, uzyskiwane środki są niewystarczające do pokrycia zobowiązań, które wzięły na siebie rządy. Dalszy wzrost opodatkowania pracy wywołuje nasilenie ucieczki tejże pracy do gospodarki nierejestrowanej, zwanej szarą strefą, lub za granicę (co ma miejsce nawet w przypadku inwestycji zagranicznych, które niedawno się w Polsce pojawiły i już się likwidują).

Nakładający się na ten mechanizm kryzys demograficzny i dotkliwa dla gospodarki oraz systemu podatkowo-emerytalnego emigracja Polaków prowadzą do przyjęcia dwóch rozwiązań. Najłatwiej jest zaordynować wzrost opodatkowania pracy poprzez włączenie KRUS oraz innych, tzw. mundurowych, systemów emerytalnych do ZUS. Mimo jednoznacznych wniosków o źródle bezrobocia w Polsce rządzącym wydaje się, że wzrost opodatkowania rolników do poziomu w miastach i uczynienie ich propagandowo odpowiedzialnymi przed społeczeństwem za coraz to większy brak środków na wypłaty emerytur w ZUS-ie pozwoli odwlec na wiele lat rzeczywistą i pilnie wymaganą zmianę.

Jeżeli, co deklaruje rząd, system emerytalny ma być powszechny, to aby się tak stało, musi być niezwykle prosty i tani w obsłudze. Skoro sam rząd posiada argumenty, że bez cienia wątpliwości ZUS takim systemem być nie może, to logiczne i odpowiedzialne jest wprowadzenie rozwiązań, które spełniają ewidentne kryteria efektywnościowe.

Demokratyzacja emerytur, czyli PPP – proste, płaskie i powszechne

Wszyscy się zgadzają  co do tego, że najcenniejszy w dzisiejszym świecie jest kapitał  ludzki. Z unijnymi mechanizmami i programami dotyczącymi kapitału społecznego tak naprawdę powraca zasada klasycznej ekonomii, że źródłem bogactwa jest praca. Kapitał sam z siebie jest martwy. To ludzka praca go ożywia. Nie można zatem dyskryminować pracy, nakładając na nią akcyzę, i to w tak skomplikowany i kosztowny sposób, jaki obowiązuje w Polsce.

Skoro tak – to jakie jest drugie rozwiązanie, które może wybrać rząd?

Jest to system powszechnych emerytur funkcjonujący w Kanadzie. Każdy obywatel po przekroczeniu określonego wieku otrzymuje od rządu jednakową emeryturę. Do jego funkcjonowania wystarcza spis wyborców. System ten nie ma składek, wyrafinowanego (czytaj: skomplikowanego i kosztownego) systemu informatycznego, biurokracji po stronie rządu i przedsiębiorstw dla jego obsługi, motywacji do uciekania w gospodarkę nierejestrowaną i wszystkich tych ciężarów, które w Polsce są już nie do zniesienia i zaakceptowania przez coraz to szersze rzesze społeczeństwa i przedsiębiorców. Mnożące się w całym kraju przypadki płacenia nawet przez taksówkarzy mniejszych składek emerytalnych w innych krajach UE, na Litwie czy w Wielkiej Brytanii, są wystarczającym dowodem nieodwracalnego procesu, którego rząd w Warszawie nie zatrzyma. Zamiast grożenia obywatelom (którzy jak widać, nauczyli się korzystać z lepszych standardów unijnych) urzędniczymi kontrolami, rządzący mogą wykorzystać powszechne niezadowolenie dla swoich partykularnych celów wyborczych i zaproponować Polakom rozwiązanie funkcjonujące z sukcesem w Kanadzie.

Punkt wyjścia, droga dojścia

Nie przyniosły rezultatu przez lata stosowane środki administracyjne, mające w założeniu skłonić  OFE do konkurencji i efektywności, która przełożyłaby się na ciut większe emerytury z tzw. drugiego filara. Nie pomoże i dziś wprowadzenie zewnętrznego benchmarku do oceny efektywności tych funduszy. Nie wynaleziono na świecie póki co lepszego mechanizmu od konkurencji. Dziś OFE posiadają urzędowy monopol i przywilej otrzymywania części podatku zwanego składką emerytalną. Nawet proste symulacje, które przeprowadziły niektóre krajowe pisma ekonomiczne, pokazywały, iż te same pieniądze, które dziś trafiają do OFE, ulokowane w bankach, dają lepsze wyniki. Niewyobrażalne jest również to, aby na konkurencyjnym bankowym rynku jakikolwiek z nich miał odwagę pobierać od wypłaty naszych własnych pieniędzy aż 7 procent, a taki przywilej do niedawna miały OFE!

Skoro Otwarte Fundusze Emerytalne są takim dobrodziejstwem dla Polaków, to dlaczego są przymusowe? Jeżeli rząd, nie pozornie, ale faktycznie chce doprowadzić do konkurencji OFE, to musi wprowadzić dobrowolność przynależenia do nich. OFE będą konkurować o nasze pieniądze, tak jak dziś to czynią banki. Nic tak nie podnosi efektywności niż konkurencja. Propozycja rządu zmiany udziału środków trafiających do ZUS i OFE tego na pewno nie uczyni.

Każdy Polak powinien mieć  prawo do takiej emerytury, jaką sam sobie wypracuje. Jest to możliwe tylko przy przyjęciu systemu emerytalnego obowiązującego w Kanadzie. Mając gwarancje podstawowej emerytury, każdy starałby się tak pracować, aby samodzielnie określić wiek przejścia i posiadane na nią środki. Wiarygodności pozbawione są oświadczenia premiera mające nas skłonić do dłuższej pracy w ramach obecnego systemu w zamian za hipotetyczne większe emerytury w nieokreślonej przyszłości. Póki to rządy decydują o algorytmach wypłacania emerytur, zmienianych nawet co roku, jak można publicznie podejmować zobowiązania, które będą realizowane za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat?

O pochodzeniu bogactwa, czyli system laborecentryczny

Polska nie ma takich złóż  ropy i gazu jak Norwegia ani też kopalni złota czy diamentów. Jedynym naszym bogactwem, którym nieodparcie zachwyciła się Europa, jest nasza praca. Polacy według badań Komisji Europejskiej są najbardziej przedsiębiorczym narodem zjednoczonej Europy. Skoro jest to kwestia poza dyskusją, uczyńmy pracę nadrzędną wartością, z której wywodzą się wszystkie rozwiązania systemowe jej podporządkowane. Praca nie może być administracyjnie ani podatkowo dyskryminowana. Nie uda się dokonać takiego cywilizacyjnego skoku – jakiego dokonała Irlandia, prześcigając swojego historycznego wroga Anglię –  bez dokonania tak daleko idących zmian jak te, które już raz miały miejsce w Polsce ponad dwie dekady temu.

Póki Polak będzie mógł zarejestrować  działalność gospodarczą ważną w całej UE w ciągu kilkunastu minut w berlińskim magistracie, mając do dyspozycji aż dwa „okienka”  z obsługą w języku ojczystym, oraz zapłacić radykalnie niższe podatki od pracy w Londynie, a nie będzie mógł tego samego zrobić w Polsce, to jakiekolwiek zapewnienia premiera i innych polityków dotyczących dowolnych kwestii będą skrajnie niewiarygodne.

Tylko rozwijająca się realna gospodarka, uwolniona od przygniatających ją podatków i biurokratycznych na granicy absurdu obowiązków, jest w stanie sfinansować oczekiwaną i wymaganą zmianę systemu emerytalnego oraz reformę finansów publicznych. Nie jest to możliwe przy obowiązującym systemie ani do końca emerytalnym, ani podatkowym.

Andrzej Sadowski, założyciel i wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha – Pierwszego Niezależnego Instytutu w Polsce, od 16 września 1989 roku, e-mail: andrzej.sadowski@smith.pl

Copyright by PAP/Radek Pietruszka/

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Technologia w sukurs ludzkiej pracy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ uchodźców z Ukrainy do Polski na skutek inwazji rosyjskiej nie zmieni trendu przechodzenia gospodarki analogowej na cyfrową – mówi dr hab. Jakub Górka z Wydziału Zarządzania UW, doradca prezesa ZUS ds. FinTech i e-płatności, ekspert PSMEG w Komisji Europejskiej.
Technologia w sukurs ludzkiej pracy