Autor: Aleksandra Fandrejewska

Dziennikarka, laureatka nagrody im. W. Grabskiego dla najlepszego dziennikarza ekonomicznego.

Już niewielki wzrost gospodarki pobudza zatrudnienie

Sytuacja na rynku pracy poprawia się, ale to zasługa nie wzrostu stałego zatrudnienia, a przede wszystkim elastycznych jego form. Ceną za to jest mniejsze bezpieczeństwo pracowników. W dyskusję na temat konsekwencji takiej sytuacji wpisała się Najwyższa Izba Kontroli z wnioskami dotyczącymi pomocy dla bezrobotnych w wieku po „pięćdziesiątce”.
Już niewielki wzrost gospodarki pobudza zatrudnienie

Aktywizacja bezrobotnych w wieku 50+ (CC BY NC ND sglpix)

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zaczęło kampanię, w trakcie której chce informować o „działaniach, stymulujących wzrost zatrudnienia osób 50+”. Przez przypadek uwerturą tego przedsięwzięcia stała się ocena, jaką Najwyższa Izba Kontroli wydała resortowi i polityce rynku pracy przeznaczonej dla osób ponad pięćdziesięcioletnich. Izba ma wiele zastrzeżeń, ale też sama stawia kwestie pomocy bezrobotnym 50+ w sposób, który budzi wątpliwości. Najpoważniejsza z nich dotyczy pytania na ile urząd pracy, jako dysponent pieniędzy publicznych, może ingerować w politykę kadrową firm.

NIK uważa, że prawdziwą miarą skuteczności pomocy oferowanej przez urzędy pracy powinno być trwałe wyjście z bezrobocia, a nie znalezienie zajęcia zarobkowego na kilka miesięcy. Opinia ta, stawiająca na stałość i bezpieczeństwo zatrudnienia spowodowała dyskusję wśród służb zatrudnienia, ekonomistów i organizacji pracodawców. Sytuację na rynku pracy poprawiło właśnie zatrudnianie na umowy czasowe, przyjmowanie ludzi do pracy na zlecenia, albo korzystanie z pomocy pracowników tymczasowych. Przy wzroście gospodarczym o ok. 2 proc. wzrost zatrudnienia jest niski.

Umowy cywilne pomagają rynkowi pracy

Na znaczenie elastycznych form zatrudnienia zwracają uwagę ekonomiści Narodowego Banku Polski, przestawiając raport o inflacji. Analitycy banku centralnego wyraźnie w nim zaznaczają, że właśnie dzięki umowom czasowym i umowom cywilno–prawnym rynek pracy powoli wychodzi na prostą, a dzieje się tak, bo firmy mogą rotować pracowników według potrzeb, bez zbytnich kosztów nawiązania i rozwiązania umów.

– Popyt na pracę w sektorze przemysłowym zaczął wykazywać silną poprawę już po ok. 2-3 miesiącach po odnotowanym wzroście wielkości zamówień. W trakcie ożywienia w latach 2009-2010 to opóźnienie w popycie na pracę względem wzrostu zamówień wyniosło więcej, aż ok. 9 miesięcy  – zwraca uwagę Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku SA.

Według Wojciechowskiego w ostatnich latach nastąpiło w Polsce istotne obniżenie tzw. bezzatrudnieniowego tempa wzrostu gospodarki.

– O ile przed dekadą liczba pracujących w Polsce zaczynała rosnąć dopiero gdy realne tempo wzrostu PKB przekraczało ok. 4,5 proc., to obecnie minimalne tempo ożywienia PKB, któremu zaczyna towarzyszyć wzrost liczby pracujących obniżyło się – naszym zdaniem  – do ok. 2,0 proc. – dodaje Wojciechowski.

Pod koniec 2013 roku co czwarty pracownik miał w Polsce umowę czasową (3,3 mln osób). Dodatkowo prawie 900 tysięcy osób utrzymuje się tylko ze zleceń, a kolejnych ponad 1 mln jest samozatrudnionych. Nie ma niestety danych dla ilu osób umowa o dzieło jest podstawą utrzymania. Szybciej rośnie liczba umów czasowych, zleceń czy umów stałych o pracę.

Młodszym elastyczne warunki mniej przeszkadzają

Zresztą, na co zwraca uwagę Artur Skiba, prezes zarządu Antal International i wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, 80 proc. umów oferowanych nowym pracownikom to zatrudnienie na okres próbny.

– Dopiero potem firmy oferują umowy na czas określony lub nieokreślony. Coraz częściej zauważamy, że są to już umowy na czas nieokreślony  – opisuje rynek Skiba.

Artur Skiba zauważa, iż wyjątkiem od takiej praktyki jest przyjmowanie osób na stanowiska wyższego szczebla. W ich przypadku pracodawcy są skłonni zrezygnować z okresu próbnego i od razu oferują umowę o pracę na czas nieokreślony.

Coraz więcej jednak specjalistów, szczególnie tych najbardziej pożądanych na rynku decyduje się na wybór elastycznych form zatrudnienia i pracuje w sposób kontraktowy rezygnując w ogóle z umów o pracę.

– Z badania Antal International „IT@PL – rynek pracy IT w Polsce” wynika, że co trzeci specjalista czy menedżer IT preferuje kontraktowe formy współpracy przedkładając je nad tradycyjne formy zatrudnienia – dodaje ekspert.

Elżbieta Flasińska, ekspert Grupy Pracuj tłumaczy, iż na prawie 24 tysiące ofert pracy w serwerze pracuj.pl co trzecia posiada w treści informację o proponowanej formie umowy.

– Wśród tych 34 proc. ogłoszeń, ogromna większość, bo ponad 93 proc. to oferty pracy stałej, na pełny etat, 3 proc. to umowy czasowe , a zaledwie jedna oferta na 100 dotyczy pracy na część etatu. Kontrakty stanowią 2,4 proc. ofert podających formę zatrudnienia  – mówi ekspert.

Artur Wawrzyniak, ekspert agencji zatrudnienia Manpower przytacza dane Polskiego Forum HR, gdzie liczba pracowników tymczasowych wzrasta rocznie o jedną piątą.

– Przedsiębiorcy szukają coraz to nowych pracowników. Są to już nie tylko osoby z małymi kwalifikacjami do prac prostych, a coraz częściej pracownicy nieprodukcyjni „białe kołnierzyki”. To pracownicy centrów usług wspólnych, administracyjni, czy biurowi (zarówno niższego, jak i średniego szczebla). Tendencji tej sprzyja rozwój inwestycji zagranicznych w Polsce, które w większym stopniu dotyczą centrów usługowych o zasięgu międzynarodowym aniżeli zakładów produkcyjnych – tłumaczy Adam Wawrzyniak.

Gospodarki nakazowo-rozdzielczej już nie ma

W tak zmieniającą się sytuację na rynku pracy zaskakująco wpisały się wyniki kontroli NIK. Izba policzyła, iż tylko niespełna 16 proc. bezrobotnych 50+, którzy dostali aktywne wsparcie z urzędów pracy, na stałe znalazło zajęcie i nie wróciło do rejestrów.

Izba zwraca uwagę, iż rozmijają się oczekiwania bezrobotnych z tym, co oferują im pośredniaki. Jak piszą urzędnicy: „osoby po ukończeniu 50 lat poszukują stabilizacji, czyli stałej pracy umożliwiającej dłuższą perspektywę zatrudnienia.”  Tymczasem powiatowe urzędy pracy  jeśli mają propozycje, to głównie „zatrudnienia za minimalne wynagrodzenie, na podstawie krótkich umów lub też obciążonych warunkiem założenia własnej firmy”. Często nie mają jednak niczego do zaoferowania.

Co więcej, NIK zarzuca przedsiębiorcom, że wykorzystują pieniądze jakimi dysponują urzędy pracy do uzyskania „dodatkowego wsparcia kadrowego, nie ponosząc przy tym żadnych kosztów”. Dodatkowo firmy w większości nie przedłużają umowy ponad czas uzgodniony z urzędem pracy. Co jest gorsze: urzędy pracy nie mają jak skłonić firmy by zatrudniały ludzi na dłużej niż tylko trwa dofinansowanie i w ten sposób trwa rolowanie – określenie moje, a nie NIK – bezrobotnych i publicznych pieniędzy. Szczególnie ta część zarzutów, czy wniosków Izby wzbudziła ożywioną reakcję w samych urzędach pracy i wśród pracodawców.

– Gdybyśmy nadal mieli gospodarkę nakazowo-rozdzielczą, mógłbym ingerować w to na jak długo firma przyjmuje pracownika, a tak – nie mogę. Przedsiębiorcy działają dla zysku – mówi dyrektor Jerzy Bartnicki, szef powiatowego urzędu pracy w Kwidzyniu (woj. pomorskie).

– Dla osób pięćdziesięcioletnich i starszych utrata pracy jest jak  tułaczka na wojnie. Często są to ludzie, którzy pracowali w jednej firmie 15 – 20, a nawet więcej lat. Do tej pory uważali się za specjalistów, cieszyli się szacunkiem w pracy, w domu. Na pewno to, że otrzymują propozycje stażu, czy krótkiego angażu wpływa na nich negatywnie. Załamuje się ich pozycja zawodowa i rodzinna – opisuje dyrektor Bartnicki.

Bartnicki przyznaje, że popyt na pracę, w tym na zatrudnianie osób 50+ jest niewielki. Dla firm, szczególnie małych, koszty zatrudnienia pracownika są znaczące. Jeśli już mają inwestować, to wolą w młodych pracowników.

Jałowy obieg pieniędzy publicznych

Dyrektora Bartnickiego dziwi jednak przekładanie pieniędzy z jednej publicznej kieszeni do drugiej:

– Sporo się ostatnio dzieje, by podnieść daniny, choćby w ubezpieczeniach emerytalnych, a ja pytam: dlaczego emeryci płacą podatek dochodowy, jeśli natychmiast zostaje on zamieniony w dotację do FUS? Po co urzędy pracy płacą podatki dochodowe od zasiłku dla bezrobotnych, stażu i innych form wsparcia? Czy ktoś policzył ile czasu i pieniędzy kosztują takie transfery? Może warto zastanowić się nad obniżeniem klina podatkowego, przynajmniej w przypadku osób o niskich dochodach – pyta dyr. Bartnicki.

Treść informacji NIK zna również Regina Chrzanowska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy (PUP) w Krośnie (woj. podkarpackie). Zgadza się z opinią NIK, że firmy często wyszukują różnych sposobów by znaleźć ludzi, ale za nich nie płacić.

– Staramy się nie wysyłać na staże kolejnych osób do firm, które nie wywiązują się z wcześniejszych zobowiązań. Ale nie mamy – tak jak postawiła to Izba – sposobów, by egzekwować nawiązywanie dłuższych umów, niż wynosi czas wsparcia – tłumaczy Chrzanowska.

Jak zauważa pani dyrektor część prawników ma wątpliwości, czy pup –y mogą w umowy wpisywać zobowiązanie dla firm zatrzymania u siebie stażysty, czy pracownika dłużej niż wynosi czas stażu, czy nauki. Dodatkowo jeśli urzędy będą naprawdę restrykcyjnie traktowały przedsiębiorców, to z kim będą współpracowały.

Dyrektorzy PUP przypominają, że najbardziej efektywne są najdroższe formy pomocy dla bezrobotnych: dotacja do działalności gospodarczej dla bezrobotnego oraz pieniądze na wyposażenie stanowiska pracy dla przedsiębiorcy. Tymczasem w myśl nowych przepisów wprowadzone zostały zachęty finansowe rozliczające urzędy pracy z efektywnej działalności.

Rodzą się z tego nonsensy.

– Jeśli będę efektywna wynikowo, to znaczy ludzie będą mieli dłużej zajęcie, to zawalę efektywność finansową urzędu – zauważa dyr. Chrzanowska.

– Czy ktoś nagradzał straż pożarną za to, że tanio gasi dużo pożarów. Albo pogotowie ratunkowe za to, że przywozi pacjentów tylko z najbliższej okolicy, bo to tańsze? – dorzuca Bartnicki.

 

 

 

 

Aktywizacja bezrobotnych w wieku 50+ (CC BY NC ND sglpix)

Otwarta licencja


Tagi