Kary finansowe ugaszą unijny pożar

Według ujawnionych dzisiaj uzgodnień Komisji Europejskiej państwa, które notorycznie przekraczają ustalony dla UE poziom deficytu budżetowego i zadłużenia, za karę mogą zostać pozbawione unijnych dotacji. Bruksela rozważa także wprowadzenie obowiązku wpłacenia specjalnego, oprocentowanego depozytu, jeśli okaże się, że finanse publiczne któregoś z krajów są w złym stanie. - Najwyższy czas na prawdziwe, a nie papierowe kary – komentuje zapowiedzi KE Piotr Kaczyński, ekspert Centre for European Policy Studies z Brukseli.
Kary finansowe ugaszą unijny pożar

Piotr Kaczyński, ekonomista Centre for European Policy Studies

Na liście kar rozważanych przez Komisję Europejską jest m.in. wstrzymanie dopłat rolniczych i pomocy regionalnej. Na razie nie wiadomo jednak, jaką część pomocy zabrałyby takie sankcje. Czy już się mamy zacząć bać?

Tym razem to nie mogą być tylko propagandowe zapowiedzi. To muszą być prawdziwe sankcje. Takie papierowe kary, zapisane w Pakcie Stabilizacji i Rozwoju, zostały już wcześniej uśmiercone przez państwa, które stwierdziły, że nie będą przestrzegać jego zasad, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Dlatego te nowe rozwiązania muszą się znacząco różnić od poprzednich.

Obecnie proponowane kary także są dotkliwe. Już obecnie krajom, które łamią Pakt, grozi wstrzymanie tzw. środków spójności, ale jak dotąd to tylko martwy przepis.

Dlatego właśnie potrzebne jest wreszcie przyzwolenie na korzystanie z sankcji. Jednym z głównym problemów Unii jest to, że wiele przepisów jest po prostu martwych.

Zapowiedź skorzystania z możliwości wstrzymania wypłat środków spójności czy dopłat dla rolników może jednak budzić niepokój słabiej rozwiniętych państw członkowskich, takich jak Polska.

Niepotrzebnie. Ewentualne sankcje nie uderzają przecież w kraje biedniejsze, tylko w te państwa, także bogatsze, które nie przestrzegają ustalonych reguł. Wystarczy sprawdzić, jaki jest obecnie kurs złotego, żeby zdać sobie sprawę z tego ile Polska straciła na tym, że niektóre unijne kraje złamały przyjęte reguły budżetowe i zdestabilizowały rynki finansowe. W połowie lat 2000 np. rząd Węgier łamał te zasady, doprowadzając deficyt budżetowy do poziomu 10 procent. Ci, którzy mieli wtedy w miarę dobre wyniki finansowe, np. Polska, musieli za to płacić. Teraz na temat swojej sytuacji finansowej kłamali Grecy i płacą za to Niemcy.

Skąd pewność, że nowe sankcje da się wyegzekwować? Grekom udawało się przecież bardzo długo ukrywać prawdziwy stan finansów publicznych.

Wprowadzenie rozwiązań w życie jest możliwe pod warunkiem, że nie będą one tylko zapowiedzią czysto polityczną. Sprawdzaniem stanu finansów państw członkowskich mógłby się zająć np. Eurostat albo sama Komisja.

Czy atmosfera w Brukseli sprzyja obecnie przyjęciu ostrych rozwiązań?

Panuje duże przyzwolenie na to, by sankcje były automatyczne i nie wynikały z niczyjej decyzji politycznej. Jeśli jakieś państwo przekroczy określony poziom deficytu budżetowego, to automatycznie spotka się z sankcjami. O to właśnie chodzi.

I wszystkie państwa członkowskie patrzą na te zabiegi przychylnie? Co z Wielką Brytanią, której nowy rząd jest generalnie przeciwny głębszej integracji?

Rząd brytyjski jest zadowolony, bo Anglia ma obietnicę wyłączenia z tych przepisów. Zresztą trudno powiedzieć, czy jakiś konkretny kraj sprzeciwia się sankcjom. Nawet Francuzi, jeśli uda się im wprowadzić do konstytucji podobne do niemieckich zapisy ograniczające poziom deficytu budżetowego, będą sankcjom przychylni. Z tego samego powodu także Polacy powinni spać spokojnie. Ograniczenie zadłużenia do 60 procent PKB jest wpisane do konstytucji. Wcześniej zaś mamy progi, 50- i 55 proc., które wręcz automatycznie stabilizują polski budżet. Czyli w całej tej dyskusji najważniejsze jest nie to, co powie Komisja, ale fakt, że o zrównoważenie budżetu mają dbać poszczególne rządy, bo tak mówią ich konstytucje. Przecież to Francja i Niemcy wybiły kiedyś zęby Paktowi Stabilizacji i Rozwoju. Dziś obowiązek ograniczenia deficytu Niemcy mają w ustawie zasadniczej.

Pojawiły się też sugestie kar nie finansowych. Niemcy chcą podobno, żeby wobec krajów łamiących unijne zasady budżetowe zawieszano prawo głosu w Radzie Europejskiej. To dobry pomysł?

To jest sankcja nierealna, bo jeżeli ktoś jest członkiem Unii to automatycznie ma prawo głosu. Ale żadna z tych propozycji nie jest jeszcze oficjalnym stanowiskiem Komisji. Dyskusja trwa. Niemcy mówią też np. o zmianie traktatów, a to nie jest wykonalne.

Czy nowe sankcje mają szanse wejść w życie już w styczniu 2011 roku?

Proces legislacyjny w Unii trwa czasem 10 lat, ale jeśli coś jest rzeczywiście pilne, to idzie bardzo szybko. Jeżeli będzie zgoda co do zapisów wczesną jesienią, to styczeń jest możliwy, choć na dziś żadnych pieniędzy bym na to nie stawiał.

1 lipca prezydencję Unii przejmuje po Hiszpanii Belgia, której bliskie są np. pomysły kontroli narodowych budżetów na poziomie europejskim. Czy to ma znaczenie dla uchwalenia sankcji?

Raczej nie. Kraj sprawujący prezydencję nie jest w stanie narzucić innym swoich rozwiązań, co najwyżej może przeszkadzać.

Co dalej stanie się z uzgodnieniami Komisji Europejskiej?

To zależy od tego, czy będą to rozwiązania unijne, czy np. decyzja polityczna o tym, że wprowadzamy pewne ograniczenia dotyczące deficytu do narodowych konstytucji. Wtedy nie jest potrzebna decyzja ani Rady Europejskiej, ani przejście przez cały proces legislacyjny. Natomiast decyzja o tym, że np. Eurostat ma mieć prawo wglądu do statystyk narodowych, wymaga całego procesu legislacyjnego i przyjęcia przez Parlament Europejski.

Czy sankcje nie ograniczą konkurencyjności państw członkowskich? Tak znaczna redukcja deficytu w krótkim czasie musi mieć negatywne konsekwencje dla wzrostu gospodarczego.

Na to nie ma mądrych. Każde rozwiązanie będzie miało jakąś gorszą stronę. Nie mamy przecież do czynienia z sytuacją, w której mamy sprawić, by wszystkim żyło się dostatnio, ale chodzi o ograniczenie negatywnych zjawisk w gospodarce do minimum. Po prostu gasimy pożar i nie chcemy żeby się rozprzestrzenił.

Rozmawiała Anna Gwozdowska

Piotr Kaczyński, ekonomista Centre for European Policy Studies

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Cudowne recepty na pokój nie istnieją, ale odnaleźć można lepsze i gorsze rozwiązania. Historia gospodarcza przestrzega nas przed pochopnym rozpętywaniem wojny ekonomicznej – która może nie tylko nie zapobiec eskalacji militarnej, ale nawet ją pogłębić.
Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?