Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Kobiece banki nie tylko na Dzień Kobiet

Wiadomość nie przebiła się na łamy w chwili odświętnej inauguracji, ale 8 marca dostaje drugą szansę. W listopadzie 2013 r. w Indiach otworzył podwoje Bank dla Kobiet. Gala była dostojna. Siedzibę centrali nawiedził w dniu otwarcia premier Manmohan Singh – sam profesjonalny bankowiec. W ceremoniach wzięła też udział Sonia Gandhi ze słynnej dynastii politycznej.
Kobiece banki nie tylko na Dzień Kobiet

Hinduska handlująca kokosami - Bharatiya Mahila Bank chce udzielać kredytów ubogim kobietom (CC BY Meanest Indian)

Nowa instytucja finansowa nazywa się Bharatiya Mahila Bank, czyli Bank Kobiet Indyjskich. Centralę ma w Mumbai (Bombaju) pod najważniejszym adresem finansowo-gospodarczym państwa, w strefie biznesu Nariman Point. W dniu otwarcia bank miał 7 oddziałów. W planach krótkookresowych jest ich 25, a za kilka lat ma być ich nawet 500 rozproszonych po całych, głównie wiejskich, Indiach.

Reżim płciowy w Bharatiya Mahila Bank jest dość ostry, bowiem pożyczki mogą otrzymać wyłącznie kobiety na projekty prowadzone lub przeznaczone dla jejmości. Bank przyjmuje natomiast depozyty składane przez mężczyzn, co ma wymiar bardzo pragmatyczny. W Indiach to nadal jegomoście trzymają bowiem kasę, jako że nadal w tym wielkim kraju miejsce przeznaczone dla kobiet jest przede wszystkim w domu, a w nim przy palenisku.

Dla kobiet z bardzo niskimi dochodami

Na czele BMB stoi Usha Ananthasubramanian, a cały ośmioosobowy, żeński zarząd składa się z wykształconych i rutynowanych profesjonalistek z wszechstronnym doświadczeniem gospodarczym. Bank ruszył z funduszem założycielskim w wysokości 10 mld rupii, stanowiących równowartość prawie 500 mln zł. Według planów zarządu, za 7 lat aktywa banku mają mieć wartość ok. 600 mld rupii (30 mld zł według obecnego kursu). BMB nie jest więc jeszcze ani wielki, ani nawet duży, ale znacznie większy od jednego z pionierów bankowości dla kobiet w Indiach.

Wśród prekursorek była Chetna Gala Sinha – ekonomistka po studiach podyplomowych z zasobnego domu w Bombaju. Wraz z mężem, tak jak ona aktywistą społecznym, opuściła niemal 30 lat temu najzasobniejszą metropolię Indii i osiadła na wsi w stanie Maharashtra. Wprawdzie dopiero w drugim podejściu, ale otrzymała jednak koncesję Reserve Bank of India na utworzenie tam banku spółdzielczego. Uruchomiła go w 1997 r. pod nazwą Mann Deshi Mahila Sahakari Bank, w skrócie Mann Deshi. Jest to bank dla kobiet, o czym zaświadcza słówko „mahila”, czyli w języku hindi – kobieta, pani, dama. Klientkami Mann Deshi nie są jednak te ostatnie, bo jego usługi zarezerwowane są dla kobiet z bardzo niskimi dochodami.

W tej chwili bank ten ma ponad 185 tys. klientek. Jedna z nich to Aruna Gaikwad. 10 lat temu – opierając się na tym co opowiadało swego czasu o niej radio BBC – Aruna Gaikwad zarabiała jako robotnica rolna jakieś 20 rupii, czyli złotówkę dziennie. Dzięki bankowi udało się jej uciec od harówki na polu. W 2006 r. prowadziła już sprzedaż warzyw zarabiając na tym wówczas 400 rupii dziennie, tj. równowartość 20 złotych.

Na wielkich obszarach Indii ludzie ciągle żyją i zarabiają (lub nie zarabiają) z dnia na dzień. W jakiejkolwiek działalności finansowej skierowanej do osób bez żadnego cenniejszego dobytku trzeba tę okoliczność uwzględniać na pierwszym miejscu. Dlatego też Mann Deshi udziela kredytów i rozlicza oszczędności w cyklach jedno- i dwutygodniowych, a nawet codziennie. To zadziałało. W ciągu niecałych 10 lat funkcjonowania tego banku liczba „przedsiębiorczyń” w rejonie jego działania zwiększyła się do ok. 17 tysięcy. Są to niewielkie biznesiki, ale wiedzieć trzeba, że ze względu na strukturę cen oderwanych od światowych, dochód miesięczny o równowartości 180 dolarów pozwolił jednej z kobiet mającej już 11 wnuków i nie znającej nawet swego dokładnego wieku, na pobudowanie dwóch domów dla córek i pomoc w kształceniu dzieci.

Kobiety przynoszące pieniądze do domów są wielkim szczęściem dla mężów – można np. wynieść coś z domu, sprzedać i mieć na swoje uciechy, np. w barze. Z powodu kulturowej spuścizny cały, ogromny wysiłek wielu dzielnych kobiet szedł więc i ciągle idzie zbyt często na marne. Dość skutecznym zabiegiem było wprowadzenie w Mann Deshi zasady, że kobiety uzyskają pożyczkę dopiero po zmuszeniu mężów do przyznania im jako żonom współwłasności domowego dobytku. W okresie 1997 – 2006 tytuły współwłasności uzyskało w ten sposób w regionie aż 600 tys. jego mieszkanek. Według niekontestowanych ocen, działalność tej instytucji przyczynia się do wzrostu wydatków na dzieci, kształcenie, ochronę zdrowia.

Mann Deshi rozpoczynał w 1997 r. działalność z kapitałem zakładowym o równowartości 15 tys. dolarów. W roku finansowym 2012-2013 jego aktywa miały wartość ponad 470 tys. dolarów, a 98 proc. pożyczek spłacanych jest zgodnie z umową. Mann Deshi nie jest jednak przykładem istotnego sukcesu w przezwyciężaniu skrajnego ubóstwa – średnia wartość oszczędności utrzymywanych w skali miesięcznej przez usługobiorczynie banku wynosi 75 rupii, tj. 3 złote i 75 groszy. Przełomu zatem nie ma, ale bez Mann Deshi byłoby zapewne gorzej.

Z podobnego założenia światłe kobiety wychodzą również w innych rejonach kłujących oczy biedą. Idea mikrofinansowania z dumnym (i sporo na wyrost) słowem bank w nazwie pochodzi z Bangladeszu, gdzie Muhammad Yunus założył w 1976 r. Grameen Bank, a w 1983 r., na mocy specjalnej ustawy, uzyskał dla niego regularną licencję bankową. Yunus skoncentrował się na mikrokredycie i dostał za to pokojowego Nobla. To stamtąd wyszła inspiracja do tworzenia banków dla kobiet w Indiach.

>>>> Czytaj >>>>> Jak mikrokredyt wyrywa ludzi nie tylko z biedy

Drugi, a właściwie pierwszy w kolejności powstania, bank dla kobiet indyjskich działa w stanie Gujarat. Jest nim Mahila SEWA Cooperative Bank. Jego klientki rekrutują się w 80 proc. z samozatrudnionych kobiet mieszkających w miastach i w 20 proc. z pracujących na wsi. Przy przychodach na poziomie 2 mld rupii Mahila Sewa miał w 2012 r. zysk netto w wysokości 20 mln rupii, tj. 1 mln zł.

W ślady Indii idzie Tanzania i Etiopia

W 1999 r. o banku dla kobiet zaczęto mówić w Tanzanii. Deliberowano długo, aby w 2009 roku otworzyć taki wreszcie w Dar es Salaam. Nosi nazwę „Tanzania Women’s Bank sp. z o.o.”, a 97 proc. jego udziałów objęło państwo. Na koniec 2012 r. TWB miał aktywa wartości 22 mld szylingów tanzanijskich (ok. 4,4 mln zł), które przyniosły mu za ów rok 290 mln TZS (174 tys. zł) straty. Większy od niego jest każdy polski bank spółdzielczy, ale też Tanzania to jedno z najbiedniejszych państw świata.

Przed rokiem w Addis Abebe otwarty został Enat Bank – pierwszy bank dla kobiet w Etiopii. Powstał staraniem 11 inicjatorek i 7200 akcjonariuszy, wśród których jest 64 proc. kobiet. Kapitał opłacony wynosi 120 mln birr, a subskrybowany 260 mln birr. Wielkości te są dość istotne o tyle, że Enat był ostatnim bankiem, któremu pozwolono rozpoczynać działalność z tak niskimi funduszami, bowiem zaraz potem próg kapitałowy dla banków został w Etiopii podniesiony do 500 mln birr, tj. do ok. 80 mln zł. Domyślać się zatem można, że Enat powstał dzięki sporej przychylności władz. Celem jest rozpowszechnianie dobrodziejstw utrzymywania oszczędności oraz kredytowanie małych firm i firemek rozbiegowych, zwanych start-up.

Według ocen Banku Światowego (Global Findex), w skali globalnej rachunku bankowego może nie mieć 1,3 mld kobiet. Ważna jest więc każda próba zmiany tego ponurego zaiste stanu rzeczy. Indie przewodzić powinny w tych wysiłkach z przyczyn w dwójnasób naturalnych. Liczba kobiet żyjących na marginesie dorobku współczesnej cywilizacji lub nawet daleko poza nim jest tam zapewne największa na świecie, lecz z drugiej strony państwo rozwija się i dysponuje licznymi enklawami wybujałej wręcz nowoczesności. Pole do obsiania nie jest więc zupełnie jałowe. Bieda wprawdzie maleje i sytuacja kobiet poprawia się, ale nadal opieszale. Według ankiet, rachunek bankowy ma obecnie 26 proc. obywatelek Indii, ale przeciętna pożyczka udzielona kobiecie jest tam o 80 proc. mniejsza od pieniędzy stawianych przez banki do dyspozycji statystycznego mężczyzny.

Bank nie wystarczy uruchomić

Uruchomienie Banku Kobiet Indyjskich spotkało się jednak na Subkontynencie z mieszanym przyjęciem. Dziennik The Times of India podkreślił w komentarzu, że życzy inicjatywie jak najlepiej, ale sądzi, że jest to kolejny w Indiach dowód na czarowanie rzeczywistości oraz na prymat symbolu nad materią praktyczną. Akcja kredytowa w Indiach ma wartość 54 bilionów rupii (2700 mld zł) rocznie. Banki pod kontrolą państwa udzielają trzy czwarte tych pożyczek. Gazeta uważa, że gdyby naprawdę wziąć się za problem finansowej dyskryminacji kobiet, to można byłoby postąpić w ten np. sposób, że minister finansów „poprosiłby” system bankowy o wydzielenie jakiejś puli pieniędzy tylko pod kredyty dla mieszkanek Indii. Państwo może tam dużo więcej (przynajmniej na papierze) niż gdziekolwiek indziej, więc pogląd ten jest dość racjonalny, choć niekoniecznie słuszny z punktu widzenia efektywnej alokacji zasobów.

Chetna Gala Sinha powiedziała zaś z nieskrywanym powątpiewaniem, że nie wystarczy bank dla kobiet uruchomić – trzeba jeszcze sprawić, żeby do nich dotarł. Wskazała, że kiedy startowała z Mann Deshi działały w okolicy trzy banki państwowe, lecz żaden nie oferował kobietom rachunków oszczędnościowych. Inni podkreślali, nie bez racji, że w roli instytucji finansowej skierowanej do biednych i niezamożnych kobiet lepiej sprawdza się bank spółdzielczy niż komercyjny marabut. W serwisach społecznościowych były głosy, że lepszym sposobem wydatkowania pieniędzy przeznaczonych na kapitał dla BMB byłaby budowa publicznych toalet i wzmocnienie bezpieczeństwa na ulicach.

Z punktu widzenia współczesnych norm społeczno-kulturowych Zachodu banki dla kobiet są wynaturzeniem, bo wszystko jest dla ludzi, bez względu na kombinację chromosomów. Medytacja przy cieple kominka z fajką w zębach i kieliszkiem w dłoni o tym co dobre, a co złe dla nieszczęśników z ciepłych krajów niesie jednak ze sobą stanowczo zbyt duży ładunek arogancji. Pod naszymi szerokościami bank dla kobiet byłby wyłącznie seksistowskim wygłupem, a tam już całkiem niekoniecznie.

Uwaga na nadmiar empatii

To powiedziawszy warto jednak pamiętać, że nadmiar empatii może ograniczać pole widzenia i mieć skutki podobne do zaćmy. Przebadano ostatnio 1500 instytucji z całego świata zajmujące się mikroskopijnymi pożyczkami w typowej wysokości poniżej 150 dolarów. Okazało się, że ich przeciętne oprocentowanie, już i tak bardzo duże, wzrosło z ok. 30 proc. w 2004 r. do 35 proc. w 2011 r. Jednocześnie wzrasta skala tego interesu. Według firmy MIX Market zbierającej informacje na ten m.in. temat, biznes mikrofinansowy przybierał w tym samym okresie o 30 proc. średniorocznie.

Z danych zawartych w pracy pt. „Microcredit interest rates and their determinants”, której współautorzy to: R. Rosenberg, S. Gaul, W. Ford i O. Tomilova wynika również, że po 2006 r. spadła dość wyraźnie wartość jednostkowa udzielanych mikropożyczek. Może to prowadzić do wniosku, że „bankierzy” mikrofinansowi zwrócili się wówczas z ofertą na sam margines biedy, co musiało kończyć się wzrostem wskaźnika długów nieobsługiwanych. Skutkiem była zwyżka kosztów działalności prowadząca do żądania od klienteli wyższych odsetek.

Żywiołowy rozwój instytucji mikrofinansowych sprawiał z kolei, że różnorodnym agencjom rozwojowym korzystającym zazwyczaj ze środków publicznych i które są podstawowym źródłem środków dla firm mikropożyczkowych nie nastarczało już na ten cel funduszy. W konsekwencji, pożyczkodawcy musieli sięgnąć po znacznie droższe środki z rynku. Przywoływana praca zdaje się potwierdzać taki właśnie rozwój sytuacji, bowiem wskazuje się w niej, że w okresie 2004-2011 koszty ciułania funduszów przez firmy udzielające mikropożyczek wzrosły aż o 70 proc.

Jaki tego związek z Bharatiya Mahila Bank, od którego rozpoczęliśmy ten pobieżny przegląd? Rysuje się mianowicie możliwość, że cel społeczny współgra w tej inicjatywie bardzo ściśle z biznesem, uwielbiającym przedsięwzięcia z wysokimi stopami zwrotu. Może więc być i tak, że pierwszy, duży, komercyjny bank dla kobiet to przede wszystkim maszyna do zarabiania sterowana z ukrycia przez bardzo chciwych i cynicznych mężczyzn.

Hinduska handlująca kokosami - Bharatiya Mahila Bank chce udzielać kredytów ubogim kobietom (CC BY Meanest Indian)

Otwarta licencja


Tagi