Koncesje utrudniają inwestycje w górnictwie

W Polsce jest kilka projektów budowy nowych kopalń lub reaktywacji nieczynnych, w których są jeszcze pokłady węgla nadające się do eksploatacji. Zdaniem inwestorów największym problemem jest żmudny proces koncesyjny.
Koncesje utrudniają inwestycje w górnictwie

Sektor węgla kamiennego kontrolowany jest głównie przez państwo. Poza kopalniami skupionymi w Polskiej Grupie Górniczej, Katowickim Holdingu Węglowym i Jastrzębskiej Spółce Węglowej mamy jeszcze Lubelski Węgiel Bogdanka z grupy Enea oraz Tauron Wydobycie z Grupy Tauron.

Prywatne podmioty zajmujące się produkcją „czarnego złota” to PG Silesia należąca do czeskiego EPH (największy prywatny podmiot węglowy na naszym rynku) oraz kopalnie Siltech i Eko-Plus – łącznie realizują one mniej niż 3 proc. wydobycia węgla w Polsce.

Każda z kopalń wydobywa węgiel na mocy koncesji wydobywczej wydawanej przez Ministerstwo Środowiska. Dodatkowo ważną koncesję wydobywczą, ale na razie jeszcze niewykonywaną, posiada australijska firma Prairie Mining, która uzyskała ją po nabyciu nieczynnej kopalni Dębieńsko (nabywając zakład nabyła także koncesję).

Inwestorzy, którzy chcą zbudować w Polsce kopalnie nie mają na razie koncesji wydobywczych (żaden z nich nie złożył jeszcze stosownego wniosku), mają jednak koncesje poszukiwawcze. Te pozwalają im badać potencjalne złoża (głównie za pomocą odwiertów w głąb ziemi), oceniać je, a potem ewentualnie decydować o wystąpieniu lub nie o koncesję wydobywczą.

 

Potencjalni inwestorzy to wspomniana firma Prairie Mining, która oprócz Dębieńska chce budować kopalnię Jan Karski pod Lublinem w sąsiedztwie Bogdanki, z którą spiera się sądownie o złoża węgla na tzw. polach K6 i K7. Kolejny inwestor zainteresowany polskim czarnym złotem to niemiecki HMS Bergbau, który chce zbudować kopalnię w Orzeszu, jednak do tego chciałby wykorzystać część infrastruktury kopalni Krupiński należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Kopalnia ta ma zakończyć wydobycie w 2017 r., jednak porozumienia między HMS, JSW i Skarbem Państwa w sprawie wykorzystania części jej urządzeń nie ma.

Swoją kopalnię niedaleko Oświęcimia chciał również budować producent maszyn górniczych, Kopex. Jednak jego sytuacja finansowa jest bardzo trudna, niebawem może zostać przejęty przez konkurenta.

Najwięcej projektów, w sumie cztery, wymyśliła w Polsce australijska Balamara. Dwa projekty w Jaworznie (Mariola 1 i Mariola 2) wiązałyby się z reaktywacją nieczynnych kopalń Jan Kanty i Siersza, a na to niekoniecznie godzą się władze i mieszkańcy Jaworzna. Trzeci projekt w Sawinie na Lubelszczyźnie (też niedaleko Bogdanki) a czwarty w Nowej Rudzie, na Dolnym Śląsku, czyli w nieczynnym zagłębiu wałbrzyskim (reaktywacja kopalni Wacław). Węgiel koksowy z tej ostatniej mógłby być dostarczany do koksowni Victoria, którą JSW sprzedała TF Silesia i ARP, a która znajduje się 40 km dalej i produkuje ok. 400 tys. ton koksu odlewniczego rocznie (do jego produkcji potrzeba ok. 560 tys. ton węgla koksowego).

– Nie ma powodu, by polski węgiel wciąż nie odgrywał znaczącej roli, to może zwiększyć polski PKB. My mamy kapitał i fachową wiedzę – uważa Michael Hale, dyrektor w Balamara Resources.

Jego zdaniem nowe kopalnie ze znacznie niższymi kosztami wydobycia to szansa dla Polski, która może być w kolejnych latach znaczącym dostawcą węgla na rynkach europejskich.

O potrzebie budowy nowych, nowoczesnych kopalń mówili ostatnio i premier Beata Szydło, i minister energii Krzysztof Tchórzewski. Czy mieli na myśli także inwestycje prywatnych inwestorów?

Ostatnia polska kopalnia zbudowana od podstaw to Budryk w Ornontowicach, otwarta w latach 90. XX w. Oczywiście od tego czasu istniejące kopalnie się rozbudowywały, ale to wszystko wpływało na koszty – wydobycie schodzi coraz niżej. Średnia głębokość pokładów w Polsce to 850 m. A skomplikowanie wydobycia i coraz trudniejsze warunki – to wszystko przekłada się na koszty (chodzi m.in. o nakłady na klimatyzację, profilaktykę zagrożeń czy transport węgla na powierzchnię).

>>więcej: Górnictwo w Polsce: szanse i zalety vs wady i ryzyka

Jeśli przyjmiemy, że część obecnie pracujących kopalń faktycznie zostanie zamknięta, a wydaje się to nieuniknione z obliczu konieczności restrukturyzacji branży, to za kilka lat może się okazać, że węgla nam po prostu brakuje. Chociaż dzisiaj, gdy mówimy o nadwyżce ok. 10 mln ton węgla energetycznego w skali roku i imporcie paliwa na poziomie ok. 10 mln ton (konieczny jest dla koksowni – produkcja węgla koksowego, bazy do produkcji stali jest w naszym kraju niewystarczająca) brzmi to pewnie trochę dziwnie.

Część inwestorów chcących budować kopalnie w Polsce wcale nie myśli dziś jednak o krajowym rynku, ale o rynku UE. Dzisiaj import węgla do UE to ok. 180 mln ton rocznie. Dla porównania Polska produkuje ok. 70 mln ton tego paliwa. Energetyka i ciepłownictwo potrzebują ok. 55 mln ton, odbiorcy indywidualni ok. 11 mln ton, koksownie ok. 12,5 mln ton.

Prywatni inwestorzy deklarują chęć zbudowania nowych zakładów w Polsce, które miałyby zatrudnić kilkanaście tysięcy ludzi i dostarczać rocznie ok. 22 mln ton węgla kamiennego.

Wszystko będzie zależało od tego, czy i kiedy dostaną koncesje. Państwowy właściciel znakomitej większości polskich kopalń jest jednak zainteresowany przede wszystkim naprawianiem kontrolowanej przez siebie części sektora. PGG, która powstała w maju po przejęciu kopalń Kompanii Węglowej, ma zapewnione 2,4 mld zł łącznego dokapitalizowania. JSW sprzedała część majątku wartego w sumie ponad 700 mln zł, dostała też dokapitalizowanie na rozbudowę zakładów przeróbki węgla (ponad 200 mln zł), a planuje jeszcze emisję obligacji za 300 mln zł. KHW zaś potrzebuje ok. 1 mld zł, by nie upaść.

Wszystkie te pieniądze trafiają na ratowanie kopalń. Spółki te mogą zapomnieć na razie o budowie nowych zakładów, choć jeszcze kilka lat temu Kompania Węglowa miała takie plany na Lubelszczyźnie.

Państwowy właściciel nie potrzebuje prywatnej konkurencji, która pokaże, że można lepiej i taniej.

Dotarłam do pisma z resortu środowiska do jednego z inwestorów, z którego wynika – w uproszczeniu – że aby dostać koncesję wydobywczą trzeba pokazać, że ma się zagwarantowane pieniądze na budowę nowej kopalni. Problem w tym, że żadna instytucja finansowa nie da inwestorowi środków na jej budowę, jeśli ten nie będzie miał koncesji wydobywczej. To błędne koło.

Nadzieję na zmianę może przynieść nowa strategia dla sektora węgla kamiennego na lata 2016-2030, która ma być gotowa do końca roku. W jej projekcie możemy przeczytać, że proces koncesyjny ma być uproszczony i przyspieszony – na razie jednak nie ma żadnych konkretów.

– Prawo geologiczne i górnicze mówi o zdolności finansowej inwestora, jednak resort środowiska, który przyznaje koncesje, nie ma kompetencji i wiedzy, by takiego inwestora sprawdzić. Dzisiaj i posłowie, i ministrowie wyobrażają sobie, że inwestor, który chce budować kopalnię ma na starcie 2 mld zł na koncie. A przecież finansowanie buduje się etapami, poza tym nie za wszystko przecież płaci się od razu – tłumaczy w rozmowie przedstawiciel jednej z firm, która chce w Polsce zbudować kopalnię.

Wątpliwym pocieszeniem dla prywatnych firm może być to, że państwowe kopalnie często równie długo czekają na decyzje. Ostatnio jedna z kopalń PGG, której kończyła się ważność koncesji, dostała nowe pozwolenie dosłownie na kilka dni przed wygaśnięciem starego.

2 listopada o wsparciu budowy kopalni w Polsce poinformowała firma z Chin:


Tagi


Artykuły powiązane

Ukraina walczy o eksport zbóż

Kategoria: Trendy gospodarcze
Jeżeli kraj eksportował co roku 50 mln ton pszenicy i kukurydzy, czy 15 mln ton wyrobów stalowych, a nagle może wywozić ułamek tego wolumenu, to ma wielki problem gospodarczy. Przeżywa go Ukraina, walcząca z agresorem.
Ukraina walczy o eksport zbóż