Koniec deflacji wróży koniec zysków z oszczędności

Robert Kiyosaki, autor bestsellerów o inwestowaniu twierdzi, że bogactwo to stan umysłu a nie konta. Powiększanie konta wymaga wiedzy i sprawnego umysłu. Istnieje jednak różnica między wrażeniem, że się zarabia a samym zarabianiem. Łatwo ulec iluzji zysku, czego dowodem doświadczany dziś paradoks.
Koniec deflacji wróży koniec zysków z oszczędności

Od ponad dwóch lat polska gospodarka doświadcza deflacji, co stało się impulsem do utrzymywania historycznie niskich stóp procentowych. Niski poziom nominalnego oprocentowania sprawia, że wielu Polaków ulega przekonaniu, iż nie warto oszczędzać. Okazuje się jednak, że to właśnie w okresie deflacji oszczędzanie jest opłacalne.

Efekt ten w znacznej mierze zawdzięczamy konstrukcji podatku obciążającego dochody z odsetek, powszechnie nazywanego podatkiem Belki.  Podatek ten obciąża nominalną stopę procentową, której wysokość zależna jest od poziomu inflacji. Stopa nominalna w pewnym uproszczeniu składa się ze stopy realnej odzwierciedlającej faktyczny przyrost siły nabywczej naszych oszczędności oraz premii inflacyjnej rekompensującej nam spadek siły nabywczej pieniądza.  Czym wyższa jest inflacja, tym większą część stopy nominalnej stanowi premia inflacyjna. Jeżeli udział realnej stopy zwrotu w stopie nominalnej będzie niższy od stawki podatku Belki, to uzyskana przez nas stopa po opodatkowaniu będzie niższa od inflacji, co oznaczać będzie realną stratę.

Sytuacja taka nie jest bynajmniej niczym niespotykanym. W okresie ostatnich 10 lat aż przez 36 miesięcy osoby zakładające lokaty bankowe ponosiły realną stratę. Przykładowo, jeżeli na początku roku 2011 przeciętne oprocentowanie lokat terminowych w polskich bankach kształtowało się na poziomie 4 proc., to przy inflacji wynoszącej wówczas 3,6 proc., sytuacja w której odsetki od lokat są obciążane podatkiem Belki powodowała brak realnego zysku na oprocentowaniu. W kolejnych miesiącach wraz ze wzrostem inflacji pojawiała się realna strata, zwana w teorii ekonomii erozją kapitału.

Gdy począwszy od połowy 2012 roku inflacja zaczęła spadać, przechodząc w 2014 roku w deflację, to mimo obserwowanego od tego czasu znaczącego obniżenia oprocentowania lokat bankowych, oszczędności w bankach stały się opłacalne. Nie przeszkodziła temu nawet zmiana przepisów ordynacji podatkowej, która pozbawiała deponentów możliwości wykorzystywania lokat jednodniowych (tzw. lokat antybelkowych) do unikania opodatkowania zysków odsetkowych. Jeżeli obecnie przeciętne oprocentowanie lokat terminowych w polskich bankach kształtuje się na poziomie nieco powyżej 1,5 proc., to przy uwzględnieniu deflacji i opodatkowania daje to realny zysk w wysokości ponad 2 proc. Tak więc okazuje się, że obserwowane w ostatnim czasie obniżanie oprocentowania produktów depozytów w bankach nie jest dla deponentów aż tak dokuczliwe, o ile dzieje się to w warunkach deflacji.

Wydaje się jednak, że czas deflacji powoli się kończy. Projekcje Narodowego Banku Polskiego wskazują, że rok 2017 oznaczać będzie powrót inflacji. Początkowo niewielkiej, ale pewnie w kolejnych latach liczyć się należy z jej poziomem oscylującym wokół celu inflacyjnego NBP, który wynosi 2,5 proc., choć równie dobrze mogą się zdarzyć epizody inflacji wokół 4 proc.-5 proc. Nie można przecież zapominać, że z taką sytuacją mieliśmy do czynienia raptem 5 lat temu.

 

Lokaty bankowe to oczywiście nie jedyny instrument oszczędnościowy dostępny dla gospodarstw domowych. Wydawać by się mogło, że szczególnie atrakcyjne mogą być obligacje skarbowe indeksowane poziomem inflacji.  Teoretycznie państwo jako emitent obligacji gwarantuje inwestorowi uzyskanie stopy zwrotu równej inflacji powiększonej o marżę. Zyski z takich obligacji też są jednak objęte podatkiem Belki, którego wysokość, w pewnych warunkach, może przekroczyć wartość marży. Przykładowo obecnie Ministerstwo Finansów sprzedaje czteroletnie obligacje indeksowane inflacją, dla których marża wynosi  1,25  proc. W takiej sytuacji wystarczyłoby, żeby inflacja przekroczyła 5,33 proc., aby lokata środków w ten instrument przyniosła realną stratę.

Skoro więc poziom opodatkowania podatkiem Belki nie jest obojętny dla utrzymywania realnej wartości pieniądza, to zasadne jest pytanie o sens utrzymywania tego rozwiązania zwłaszcza w sytuacji zakładanej w Planie Odpowiedzialnego Rozwoju autorstwa wicepremiera Mateusza Morawieckiego konieczności budowania oszczędności Polaków. Odzwierciedleniem tych zamierzeń są propozycje przyjęcia preferencyjnych stawek opodatkowania w przypadku zysków z oszczędności długoterminowych, jak to głosi ostatnio chociażby prof. Małgorzata Zaleska, prezes warszawskiej giełdy.

Niestety, w przypadku utrzymywania nominalnych stóp zwrotu na poziomie bliskim stopie inflacji, nawet takie preferencje nie uchronią przed erozją oszczędności. Jeżeli rzeczywiście troską rządzących jest powiększanie skłonności do oszczędzania, to skutecznym rozwiązaniem jest objęcie opodatkowaniem wyłącznie zysków realnych (a więc skorygowanych o inflację), a nie nominalnych. W takiej sytuacji, nie dość, że dokuczliwość opodatkowania byłaby mniejsza, to jeszcze pojawiłby się dodatkowy sygnał wskazujący, że budowanie stabilnej bazy krajowego kapitału zapewniającego bezpieczeństwo finansowe Polaków nie jest dla rządu tylko jednym z haseł zapisanych na slajdach prezentujących program gospodarczy.

Autorzy wykładają na Uniwersytecie Szczecińskim.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Kategoria: Oko na gospodarkę
Wysoka inflacja to w dużej mierze cena za wyjście gospodarki światowej z kryzysu wywołanego pandemią i wojną w Ukrainie. Nawet w najbardziej rozwiniętych krajach świata wzrost cen zbliża się już do 10 proc. w skali rocznej. Kosztem jest także wzrost długów, a inną realną konsekwencją – wzrost podatków.
Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków