Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Konkurencja może szkodzić

Musi być coś nie tak w naszym podejściu do konkurencji skoro krytykę rywalizacji autorzy zaczynają od usprawiedliwiania się, że nie są „szalonymi bolszewikami”. Mowa o książce „Competition Overdose: How Free Market Mythology Transformed Us from Citizen Kings to Market Servants” autorstwa Maurice’a E. Stucke’a i Ariela Ezrachi.
Konkurencja może szkodzić

W 1993 r. amerykański sąd uznał, że w niektórych okolicznościach konkurencja jest szkodliwa. Jak do tego doszło? Autorzy publikacji (jej polski tytuł to „Przedawkowanie konkurencji: Jak mitologia wolnego rynku zmieniła nas z królów obywateli w sługi rynku”) opisują, jak Robert T. Alexander spędził swoje 34-letnie życie zawodowe jako członek Straży Wybrzeża Stanów Zjednoczonych (ang. US Coast Guard). W 1928 r. był kadetem w Akademii Straży Wybrzeża. Ukończył szkołę jako drugi w swojej klasie i stopniowo piął się po szczeblach kariery, aż osiągnął stopień kapitana. Nie miał dzieci i w testamencie zapisał milion dolarów swojej uczelni. Pieniądze miały być wykorzystane na nagrodę dla kadeta, który osiągnie najwyższą, średnią ocenę z chemii i fizyki.

Mit konkurencji w kapitalizmie

Wolą kapitana Alexandra

Ale akademia nie zgodziła się na wydanie środków w taki sposób. Dlaczego? Dyrektor szkoły ostrzegł, że nagroda (w wysokości od 65 tys. do 130 tys. dolarów rocznie dla jednej osoby) zachęci do „niezdrowej konkurencji”, która może zagrozić misji uczelni. W szczególności walka o pieniądze, w jego opinii, może spowodować łamanie kodeksu honorowego, doprowadzić do promocji jednych przedmiotów kosztem innych i przede wszystkim zniszczyć atmosferę oraz stosunki międzyludzkie w akademii. A to może z kolei utrudnić zaszczepienie w kadetach umiejętności pracy zespołowej i błędnie nauczyć ich, że nagrodą za dobrze wykonaną pracę w służbie publicznej jest gotówka, a nie osobista satysfakcja, która bierze się z dobrego wykonywania obowiązków. Szkoła skierowała sprawę do sądu, by ten zmienił wolę darczyńcy i sędzia federalny podzielił opinię władz uczelni.

„Próby wprowadzenia nagrody zgodnie z wolą kapitana Alexandra fundamentalnie zmieniłyby akademię, w sposób niezgodny z intencją darczyńcy” – skonstatował amerykański sąd. A następnie zmodyfikował warunki darowizny. Pieniądze wykorzystano m.in. do stworzenia grantów i stypendiów dających większej liczbie osób dostęp do edukacji. Autorzy cytują powyższy przykład i jednocześnie zauważają, że to jedna z niewielu spraw, w której zapadł podobny wyrok. Rozstrzygnięcie wskazuje, że w niektórych przypadkach konkurencja może być szkodliwa.

Pracownicy w zarządzie służą interesom firmy

Burger przedmiotem skandalu w UE

A to o tyle dziwne, że bardzo często doświadczamy skutków toksycznej konkurencji. Autorzy podają przykład skandalu, który kilka lat temu wybuchł w Unii Europejskiej. Konsumenci wołowych hamburgerów, sprzedawanych w sieciach supermarketów UE, dowiedzieli się, że zjedli m.in. polskie konie o imionach „Trak” i „Wiktor”. Skąd o tym wiadomo? Otóż w zmielonym mięsie znaleziono resztki identyfikatorów zwierząt. Dlaczego wytwórcy hamburgerów dodawali koninę do wołowiny? Wtedy (około 2012 r.) mięso końskie kosztowało jedną piątą tego, co wołowe. Konkurencja między sieciami supermarketów w Wielkiej Brytanii sprawiła, że sklepy robiły wszystko, by utrzymać niską cenę mięsa. Musiały więc wymuszać to na producentach. W efekcie część z nich zaczęła bankrutować. Inni, nie chcąc podzielić ich losu zdecydowali się oszukiwać. Afera wybuchła, gdy w listopadzie 2012 r. Irlandzki Urząd Bezpieczeństwa Żywności sprawdził, co znajduje się w zamrożonych kotletach do hamburgerów sprzedawanych w supermarketach.

Okazało się, że w 85 proc. z nich była wieprzowina, a w jednej trzeciej konina. Niektóre, rzekomo wołowe burgery, w 80 proc. składały się z końskiego mięsa. Ale afera z końskim mięsem jest stosunkowo mało groźna, bo zdrowie konsumentów nie było zagrożone. W najgorszym przypadku klienci, którzy zapłacili za wołowinę, otrzymali tańsze mięso.

Szafując ludzkim życiem

Ale autorzy pokazują także, jak konkurencja między firmami może kosztować ludzkie życie. Powołują się na Dominica Gatesa, dziennikarza „Seattle Times”, opisującego aferę, która wybuchła w związku z dwiema katastrofami (w 2018 r. i 2019 r.) samolotu Boeing 737 Max. Zginęło w nich w sumie 346 osób. Przedstawiciele Boeinga przyznali, że rok przed wypadkami wiedzieli o problemach z samolotami, ale nic nie zrobili. Dominic Gates twierdzi, że powodem była zbyt ostra konkurencja między Boeingiem a Airbusem. Klienci życzyli sobie, by nowy samolot nie wymagał ponownego szkolenia pilotów.

Im ostrzejsza konkurencja między firmami, tym większe prawdopodobieństwo, że zaczną postępować w sposób niekorzystny dla klientów.

Tymczasem Boeing 737 Max miał nowe silniki, które wymagały innego oprogramowania. Amerykańscy inżynierowie wprowadzili je, ale przedstawiciele firmy nie powiedzieli o tym klientom. Obawiali się, by nie zrezygnowali z zakupu, nie chcąc ponosić kosztów związanych z przeszkoleniem pilotów. Dodatkowo okazało się, że amerykańskie władze, w ramach pomocy firmie w konkurencji z europejskim Airbusem, w praktyce przekazały ponad 90 proc. zadań związanych z certyfikacją samolotów Boeingowi.

Inaczej mówiąc Boeing sam siebie kontrolował i sprawdzał, czy jego samoloty spełniają wymagania dotyczące bezpieczeństwa. Im ostrzejsza konkurencja między firmami, tym większe prawdopodobieństwo, że zaczną postępować w sposób niekorzystny dla klientów.

Kapitalizm może być lepszy

Tanie nie znaczy lepsze

Słynny założyciel firmy Ikea Ingvar Kamprad zetknął się z tym zjawiskiem w początkach swojej działalności. Wówczas prowadził sprzedaż wysyłkową. Klienci dostawali do domu katalog, z którego wybierali sobie produkty, a firma wysyłała je do domu. Szybko konkurencja Ikei zaczęła przysyłać podobne katalogi, ale z niższymi cenami, które wynikały z kiepskiej jakości produktów. Ale klient nie był w stanie na podstawie zdjęcia ocenić, jak się ma cena do wartości, którą dostaje. Kamprad rozwiązał ten problem, tworząc duże sklepy, w których wystawił obok siebie np. droższe i tańsze deski do prasowania. Okazało się, że klienci wybierali droższe, widząc, że niższa cena oznacza gorszą jakość, a więc taki produkt posłuży znacznie krócej.

Ale nie zawsze takie porównanie przez klienta jest możliwe, jak chociażby w przypadku wcześniej wspomnianego, siekanego mięsa. Co z tego wynika? Otóż to, że konkurencja nie jest panaceum na wszelkie problemy i jej intensyfikacja prowadzi do wielu negatywnych zjawisk, których przeciwdziałanie kosztuje, a których wyeliminowanie w całości nie zawsze jest możliwe.

Klienci wybiorą droższy produkt widząc, że niższa cena oznacza gorszą jakość, a więc tańszy produkt posłuży im znacznie krócej.

Polska i Anglia jako przykłady schumpeterowskiej przedsiębiorczości

Czas zmienić to podejście

Publikacja Maurice’a E. Stucke’a i Ariela Ezrachi dotyka ciekawego problemu. Mam jednak wrażenie, że się po nim prześlizguje, tzn. zbyt mało wgłębia się w jego istotę. W 1986 r. ukazała się w USA (od tego czasu była wielokrotnie wznawiana) książka „No contest: The Case Against Competition” („Bez rywalizacji: Sprawa przeciwko konkurencji” – tłum. autora) Alfiego Kohna, w której autor znacznie lepiej analizuje problem z konkurencją.

Z 65 badań wynikało jasno, że współpraca daje lepsze rezultaty.

Kohn powołuje się na tzw. meta-analizę, czyli przegląd dużej liczby badań na dany temat. Dokonali jej David i Roger Johnsonowie z University of Minnesota, a dotyczyła ponad 100 badań z lat 1924 – 1980, w których porównywano efekty konkurencji i współpracy przy wykonywaniu różnych prac. I okazało się, że autorzy nie znaleźli nawet jednej pracy naukowej, która wykazałaby, że konkurencja przynosi lepsze efekty niż współpraca. Z 65 badań wynikało jasno, że współpraca daje lepsze rezultaty (w 36 analizach nie znaleziono statystycznie istotnej różnicy między efektami konkurencji a współpracy).

Zdumiewające jest jednak, jak niewielki wpływ na rzeczywistość mają naukowe dowody o małej skuteczności, a nawet szkodliwości konkurencji. Książki, które podważają efektywność konkurencji są zwyczajnie ignorowane (na przykład publikacja Kohna nigdy nie ukazała się w języku polskim, a przynajmniej ja takiego wydania nie znalazłem). Dlatego warto przejrzeć „Competition Overdose”, a następnie uzupełnić wiedzę dogłębną lekturą „No contest”.

Znamienne jest, że autorzy na początku „Competition Overdose” zaznaczają, że nie są „dwoma szalonymi bolszewikami”, którzy „chcą doprowadzić do upadku kapitalizmu”. Przez ostatnie dwie dekady promowali konkurencję i od dziecka wpajano im zalety rywalizacji. Musi być jednak coś nie tak z naszym podejściem do konkurencji, jeżeli oni, którzy wypowiadają się negatywnie na jej temat, muszą się usprawiedliwiać. Najwyższy czas zmienić to podejście, w czym mogą pomóc powyższe książki.

Otwarta licencja


Tagi