Konsumenci zapomnieli już o kryzysie

Polskie PKB w 2010 roku wzrosło o 3,8 proc. To zasługa konsumpcji prywatnej, która mocno przyspieszyła. Za to poziom inwestycji rozczarował – w całym roku spadły one o 2 proc. i nawet w IV kwartale nie widać było wyraźnego przyspieszenia.
Konsumenci zapomnieli już o kryzysie

W 2010 roku dynamiczna była zwłaszcza sprzedaż samochodów CC-BY S 400 HYBRID

Wzrost gospodarczy w 2010 roku był wyraźnie większy niż rok wcześniej (1,7 proc.) i – co ważniejsze – zmieniła się jego struktura. Głównym motorem stał się popyt krajowy, który po 1-proc. spadku w 2009 roku wzrósł o 3,9 proc. Wzrost konsumpcji prywatnej o 3,2 proc. to też znaczna poprawa względem poprzedniego roku. Łyżką dziegciu w tej beczce miodu nadal są inwestycje. Ich spadek był głębszy niż w 2009 roku.

Ekonomiści zwracają uwagę przede wszystkim na rozpędzającą się konsumpcję. Dodają przy tym, że nie wiadomo jeszcze w jakim stopniu jest to efekt dokonywania zakupów na zapas, by zdążyć przed podwyżką VAT, jaka nastąpiła z początkiem tego roku.

Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao:

Skoro kryzys nie przestraszył Polaków w 2009 roku i nie rezygnowali oni z konsumpcji, to wzrost spożycia indywidualnego w 2010 roku tym bardziej nie powinien dziwić. Jeśli tylko nie zabraknie paliwa w postaci większego zatrudnienia i płac, to konsumpcja nadal powinna przyspieszać. Są podstawy do optymizmu. Fundusz płac w przedsiębiorstwach powinien wyraźnie rosnąć. W deklaracjach przedsiębiorstw publikowanych w różnych badaniach koniunktury nie widać, co prawda, wyraźnie większej skłonności do zatrudniania, to jednak twarde, ostateczne dane powinny być lepsze – bo zwykle tak jest. Średni wzrost zatrudnienia powinien w tym roku wynieść 2,6 proc. Spodziewam się też większej dynamiki płac. Pracownicy, którzy w trakcie kryzysu nie żądali dużych podwyżek teraz mogą się ich domagać. Tym bardziej, że przedsiębiorcom stosunkowo łatwo będzie się na to zgodzić: wyniki finansowe firm są bardzo dobre, firmy są rentowne, jest więc czym płacić. Wynagrodzenia mogą więc nominalnie rosnąć w tempie 5-6 proc. Kolejnym argumentem za wzrostem płac może być otwarcie niemieckiego rynku pracy w maju. Nasza gospodarka z niemiecką jest silnie powiązana, pracodawcom zza Odry stosunkowo łatwo będzie szukać u nas pracowników. A mogą to robić, bo koniunktura w Niemczech jest dobra, stopa bezrobocia stosunkowo niska, a problemy demograficzne coraz większe. Nasi pracodawcy mogą być zmuszeni do tego, by zatrzymywać pracowników właśnie wyższymi pensjami. Według nas wszystkie te czynniki złożą się na wzrost konsumpcji o 3,6 proc. w skali roku. Nieco lepiej będzie też w inwestycjach. Choć na razie dane są rozczarowujące. Na podstawie informacji z GUS można szacować, że w IV kwartale ubiegłego roku nakłady brutto na środki trwałe wzrosły o około 1 proc. Spodziewano się około 4-proc. wzrostu.

Marta Petka – Zagajewska, ekonomistka Raiffeisen Banku:

Inwestycje po raz kolejny rozczarowały. My zakładaliśmy ich wzrost w IV kwartale o 2-2,5 proc., tymczasem było to około 1 proc. W sumie to odczyt zbliżony do tego, jaki mieliśmy w III kwartale. Wtedy inwestycje wzrosły o 0,4 proc. Mamy więc raczej do czynienia ze stabilizacją, a nie wzrostem. To trochę chłodzi entuzjazm po dobrych danych o dynamice całego PKB, bo na odbicie w inwestycjach czekamy już dość długo. Pytanie, czy w kolejnych kwartałach znów się nie rozczarujemy. Gdyby do tego doszło trzeba by postawić pytanie o trwałość wzrostu gospodarczego. Nasza prognoza dynamiki inwestycji w I kwartale, to 8 proc. rok do roku. Firmy wciąż się obawiają, czy poprawa koniunktury się utrzyma. Takich obaw nie widać u konsumentów, którzy już w większości chyba zapomnieli o kryzysie. Najchętniej wróciliby do takiego poziomu życia, jak przed jego wybuchem. Widać to choćby w danych o sprzedaży detalicznej. Wzrost w niektórych kategoriach – jak np. sprzedaż samochodów – to pewnie efekt przesunięcia decyzji o zakupach na koniec ubiegłego roku w związku ze zmianami przepisów podatkowych. Być może w styczniu będziemy mieli wyhamowanie w sprzedaży, ale nie sądzę żeby utrzymało się ono na dłużej. Spodziewamy się jednak, że fundusz płac będzie się stopniowo zwiększał, co przełoży się na wzrost konsumpcji o 4-4,5 proc. w przyszłym roku.

Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK:

Gdyby ten wzrost konsumpcji rzeczywiście się utrzymywał, to sprowadzenie inflacji do celu NBP – czyli 2,5 proc. – byłoby trudniejsze. To mógłby być argument nawet za przyspieszeniem podwyżek stóp. Jednak z drugiej strony jest pytanie, na ile przyspieszenie miało charakter jednorazowy związany z podwyżkami VAT. Być może nastąpiło jakieś przesunięcie w zakupach na koniec ubiegłego roku. Sprawa nie jest więc jednoznaczna. Tym bardziej, że mieliśmy słabsze od oczekiwanych wyniki inwestycji, co oznacza, że moment ożywienia w inwestycjach się opóźnia. Rada Polityki Pieniężnej wcześniej podkreślała, że nie chce zacieśniać polityki pieniężnej zanim inwestycje na dobre nie ruszą. W sumie więc po danych o PKB w 2010 roku wiemy niewiele więcej na temat perspektyw dla stóp procentowych, niż wiedzieliśmy wcześniej. O tym, jakie będą decyzje rady zdecydują kolejne dane miesięczne, głównie te dotyczące płac i zatrudnienia oraz inflacji. Ważne będzie tempo wzrostu wynagrodzeń: już w grudniu ubiegłego roku było ono zaskakująco wysokie. Gdyby się okazało, że nadal będą one rosły o około 5 proc. to inflację byłoby coraz trudniej ograniczać. To oznaczałoby, że duży wzrost konsumpcji z końca 2010 roku też się utrwali, co spowoduje, że scenariusz narastania presji popytowej będzie coraz bardziej prawdopodobny.

Not. Marek Chądzyński

W 2010 roku dynamiczna była zwłaszcza sprzedaż samochodów CC-BY S 400 HYBRID

Otwarta licencja


Tagi