Autor: Ewa Cieślik

Adiunkt na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu; specjalizuje się w chińskim rynku finansowym.

Kres „Made in Hong Kong”

Waszyngton, chcąc po raz kolejny dać prztyczka w nos Chinom, zapowiedział, że towary eksportowane z Hongkongu na rynek amerykański muszą być opatrzone etykietą „Made in China”, a nie jak dotychczas praktykowano – „Made in Hong Kong”.
Kres „Made in Hong Kong”

Hongkong (©Envato)

Teoretycznie to kosmetyczna zmiana i nie niesie za sobą bezpośrednich skutków finansowych dla hongkońskich firm. Jednak za tym niby mało znaczącym wymogiem kryje się coś więcej.

Decyzja władz USA zapadła po tym, jak Pekin przeforsował kontrowersyjne prawo o bezpieczeństwie na obszarze Hongkongu. Amerykańscy celnicy (the US Customs and Border Protection) ogłosili, że towary sprowadzane z tego terytorium muszą być opatrzone etykietą „Made in China”. Pierwotnie przepis miał być egzekwowany od 25 września, ale ostatecznie zdecydowano przesunąć tę datę na 9 listopada 2020 r., aby firmy mogły się do niego przygotować. Można nadal używać nazwy Hongkong jako miejsca pochodzenia produktu i nie będzie on podlegać cłom. Jeżeli jednak eksporter nie dostosuje się do odpowiedniego oznaczania produktu, wówczas zostanie obciążony 10-proc. cłem ad valorem.

Etykieta „Made in Hong Kong” kojarzona była z renomą.

Nowy numer jeden dla Chin

Zmieniająca się rola Hongkongu

Do lat 70. minionego wieku Hongkong odgrywał rolę fabryki produktów przemysłu lekkiego, i dotyczyło to zarówno elektroniki, jak i np. zabawek. Etykieta „dekret” kojarzona była z renomą. Z czasem gospodarka SAR przekształciła się w obszar zdominowany przez usługi. Szacuje się, że sektor usługowy odpowiada za ponad 90 proc. tamtejszego PKB i prawie 89 proc. zatrudnienia. Natomiast produkcja przemysłowa stanowi tylko 1 proc. PKB i niewiele ponad 2 proc. zatrudnienia. Chociaż dzisiaj Hongkong tworzy mniej niż 3 proc. chińskiego PKB, to pełni funkcję bardzo ważnego centrum finansowego świata, obok Nowego Jorku i Londynu. Na jego terenie działa ponad 160 licencjonowanych banków i ponad 2,1 tys. firm zarządzających aktywami. Hongkong to największe, globalne centrum pozyskiwania kapitału, trzeci rynek obrotu dolarem oraz nadal ważna brama do Chin.

Do USA w 2019 r. trafiało 7,7 proc. hongkońskiego eksportu i 7,6 proc. reeksportu.

SAR stał się także centrum reeksportowym – pośredniczy w handlu między Chinami a światem. Z Hongkongu wysyłane są głównie maszyny elektryczne, aparatura i urządzenia, które w 2019 r. odpowiadały za prawie 40 proc. reeksportu. Na drugiej pozycji uplasowały się produkty i wyposażenie telekomunikacyjne oraz rejestracji dźwięku (prawie 19 proc.). Eksport dóbr wytwarzanych w samym Hongkongu to niewiele ponad 1 proc. wszystkich produktów wychodzących w tego obszaru.

W 2019 r. do USA trafiało 7,7 proc. hongkońskiego eksportu i 7,6 proc. reeksportu. Stąd zapowiedź Waszyngtonu o zmianie etykietowania dotyczy w rzeczywistości zaledwie 0,1 proc. całkowitego eksportu SAR (w tym reeksportu) i mniej niż 2 proc. lokalnej produkcji przemysłowej. 48,5 proc. eksportu Hongkongu do Stanów Zjednoczonych (nie reeksportu) stanowiła biżuteria. Kolejnym produktem eksportowym okazały się produkty spożywcze (10,7 proc.). Dla większości wywożonych z Hongkongu produktów głównym odbiorcą pozostawały Chiny Kontynentalne – odpowiadały za ponad 43 proc. eksportu i prawie 56 proc. reeksportu.

Trudno o alternatywę dla Hongkongu

Uderzenie pośrednie

Zlikwidowanie formuły „Made in Hong Kong” nie uderza bezpośrednio w finanse tamtejszych firm, ale daje im się we znaki od strony wizerunkowej. Przedsiębiorstwa obawiają się, że produkty mogą stracić renomę, a kojarzenie towarów wysokich technologii, dóbr luksusowych czy kulturalnych z Chinami z pewnością zaszkodzi sprzedaży. Skorzystają regionalni rywale – Singapur i Szanghaj, które przejmą zamożnych klientów oraz średnie i duże korporacje. Pustka pozostawiona przez odchodzące z SAR podmioty prawdopodobnie zostanie szybko wypełniona przez ich odpowiedniki z Państwa Środka.

Zresztą amerykański wymóg zmiany etykiet to prawdopodobnie tylko preludium. Wielu obserwatorów uważa, że te działania to tylko przedsmak do nałożenia na towary pochodzące z Hongkongu regularnych ceł i innych obostrzeń, chociaż Waszyngton oficjalnie temu zaprzecza. W lipcu prezydent USA Donald Trump podpisał „Executive Order on Hong Kong Normalization”, dekret, który stał się swoistym symbolem zakończenia specjalnego traktowania Hongkongu. W praktyce oznacza to, że produkty pochodzące z Hongkongu nie mogą już korzystać z obniżonych ceł. SAR utracił specjalny status jako odrębna jurysdykcja celna, który do tej pory był gwarantowany przez US-Hong Kong Policy Act z 1992 r. Hongkong oczywiście się broni. Zapowiedziano, że zostaną podjęte działania przeciwko USA w ramach mechanizmu rozstrzygania sporów Światowej Organizacji Handlu.

Na poprawę relacji między Chinami a Stanami Zjednoczonymi raczej nie ma co liczyć.

Kolejnym ciosem Ameryki w Hongkong są ograniczenia technologiczne. W lipcu 2020 r. Waszyngton cofnął zwolnienia z licencji na eksport wrażliwych technologii do SAR. Odczuły to głównie przedsiębiorstwa zaangażowane w wytwarzanie chipów komputerowych i technologii tzw. podwójnego zastosowania, czyli takich, które można używać zarówno w sferze cywilnej, jak i wojskowej, np. satelity i soczewki teleskopowe.

Chińczycy trzymają się mocno

Waszyngton w sierpniu 2020 r. nałożył sankcje na 11 chińskich urzędników, w tym na Carrie Lam, która od lipca 2017 r. jest szefową administracji Hongkongu. W odwecie Chiny ogłosiły sankcje wobec 11 Amerykanów, w tym kluczowych prawników, za ich rzekomą ingerencję w sprawy wewnętrzne Hongkongu. Następnie administracja Trumpa ogłosiła, że zamierza wypowiedzieć lub zawiesić trzy ważne umowy dwustronne z Hongkongiem, w tym jedno porozumienie podatkowe, które jest szczególnie korzystne dla firm żeglugowych zarejestrowanych w SAR.

Na poprawę relacji między Chinami a Stanami Zjednoczonymi raczej nie ma co liczyć, a dodatkowo do gry włączono Hongkong. Donald Trump w ostatnich tygodniach kampanii wyborczej prawdopodobnie będzie uderzał we wszystkie słabe punkty Chin, chcąc odzyskać zaufania elektoratu. Kwestie SAR czy Tajwanu pozostają idealnymi tematami do atakowania Państwa Środka. Z kolei Pekin niechętnie skłania się ku kompromisom, więc konflikt się zaostrza. Jako że oba kraje mają odmienne systemy i struktury przywództwa, a wyznawane przez nie wartości polityczne są różne, trudno o porozumienie. Ponieważ USA stają w obliczu wielu wyzwań społeczno-ekonomicznych, uwydatnionych przez kryzys wywołany przez COVID-19, kwestie polityki zagranicznej, a szczególnie handel i technologie, stały się areną politycznej rywalizacji. Waszyngton postrzega Chiny jako wroga numer jeden dla bezpieczeństwa narodowego, ideologii liberalno-demokratycznej, a także międzynarodowej konkurencyjności gospodarczej. Ostatnie zakazy dla chińskich aplikacji TikTok i WeChat, wysłanie członka gabinetu na spotkanie z władzami Tajwanu, ograniczenia w dostępie Huawei do amerykańskiej technologii, a także wytężona antyreklama chińskich technologii, głównie 5G, to tylko wybrane przykłady działań USA w ramach wojny handlowej z Państwem Środka.

Hongkong (©Envato)

Otwarta licencja


Tagi