Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

Kryptowaluty na razie nie zagoszczą w portfelach inwestycyjnych ESG

Jeśli kryptowaluty zostaną kiedykolwiek dodane do portfeli ESG, to będą podlegały ścisłej kontroli, szczególnie w odniesieniu do elementu środowiskowego. Tymczasem wydobycie bitcoinów pochłonęło w zeszłym roku więcej energii elektrycznej niż zużyto w całej Argentynie.
Kryptowaluty na razie nie zagoszczą w portfelach inwestycyjnych ESG

(©Envato)

Kryptowaluty są wydobywane czy wykopywane, co polega na uwierzytelnianiu transakcji w sieci blockchain za pomocą rozkodowywania bloków. Za zdecentralizowanym blockchainem stoi więc kryptografia. Wymaga to użycia sprzętu komputerowego o gigantycznej mocy. W tym celu tworzone są specjalne „kopalnie” kryptowalut uprawiające „górnictwo” w sieci. Na świecie istnieje ponad 15 tys. różnych kryptowalut i ponad 400 giełd (według danych CoinMarketCap).

Kosmiczna wręcz zmienność kryptowalut nie jest jedynym ryzykiem, jakie się z nimi wiąże. Drugim zagrożeniem jest ich zgubny wpływ na klimat wskutek gigantycznego zużycia energii. W istocie rzeczy „kopanie” kryptowalut to nie tylko tworzenie nowych aktywów i wartości dodanej; to także degradacja środowiska.

Wydobycie każdej kryptowalutowej monety – tzw. proof-of-work (dosł. dowód pracy) wymaga ogromnego ładunku energii do zasilania sprzętu. To właśnie zdecentralizowany charakter blockchaina, pozbawionego organu nadzorującego, takiego jak bank centralny, powoduje konieczność zastosowania tak skomplikowanej kryptografii dla utrzymania i kontrolowania bezpieczeństwa sieci kryptowalut. Drogi sprzęt, jak i koszt energii elektrycznej stwarzają gigantyczną barierę wejścia, co z kolei praktycznie uniemożliwia przejęcie kontroli nad całą siecią kryptograficzną przez grupę „górników”.

Eksperyment monetarny Salwadoru

Według Digiconomist, serwisu analizującego kryptowaluty, wydobyciu bitcoinów towarzyszy 96 milionów ton emisji dwutlenku węgla (zbyt dużo dwutlenku węgla w atmosferze zatrzymuje ciepło słoneczne, co prowadzi do wzrostu temperatur na Ziemi). Pojedyncza transakcja bitcoin zużywa 2100 kilowatogodzin energii elektrycznej, co odpowiada ilości energii zużywanej przez przeciętne amerykańskie gospodarstwo domowe w ciągu 72,2 dnia.

Jeśli chodzi o ethereum, to Digiconomist szacuje, że bicie tej kryptowaluty generuje ponad 47 milionów ton emisji dwutlenku węgla rocznie oraz 99,6 terawatogodzin energii elektrycznej — więcej niż zużywają Filipiny czy Belgia. Pojedyncza transakcja ethereum wymaga ponad 220 kilowatogodzin energii elektrycznej, czyli tyle samo energii, ile przeciętne gospodarstwo domowe w USA zużywa w ciągu prawie 7,5 dnia.

Aby złamać kod umożliwiający weryfikację bloku, trzeba podjąć biliony prób. Przy setkach tysięcy komputerów Bitcoin zużywa 707 kWH na transakcję. Ponadto komputery muszą być chłodzone, co też pożera energię. Wydobycie bitcoina pochłania ponad 121 terawatogodzin rocznie (więcej niż Holandia czy Argentyna) – wynika z kolei z analizy University of Cambridge. To więcej niż skumulowana konsumpcja Facebooka, Microsoftu, Apple’a i Google’a.

Wydobycie bitcoina pochłania ponad 121 terawatogodzin rocznie, więcej niż Holandia czy Argentyna, wydobycie ethereum 99,6 terawatogodzin więcej niż zużywają Filipiny czy Belgia.

Ilość energii zużywanej przez farmy kryptowalutowe będzie niestety coraz większa wraz z upływem czasu, bowiem wydajność „kopania” spada, natomiast konkurencja rośnie. Nagrody stale maleją o połowę, bo tak jest skonstruowany system bitcoina. Aby wydobycie było opłacalne finansowo, „górnicy” muszą przetwarzać więcej transakcji i stale zwiększać swoją moc obliczeniową. W rezultacie muszą szukać najtańszej energii elektrycznej i szybszych, ale bardziej energochłonnych komputerów. Od 2015 r. do marca 2021 r. zużycie energii za sprawą bitcoina wzrosło prawie 62-krotnie. Według Uniwersytetu Cambridge tylko 39 proc. tej energii pochodzi ze źródeł odnawialnych, głównie z hydroenergetyki, która może mieć szkodliwy wpływ na ekosystemy i bioróżnorodność.

W 2020 r. Chiny kontrolowały ponad 65 proc. globalnej mocy obliczeniowej obsługującej sieć bitcoin. „Górnicy” korzystali z ich taniej energii elektrycznej pochodzącej z elektrowni wodnych i węglowych. Ostatnio jednak Chiny rozprawiły się z „kopaniem” kryptowalut z powodu obaw o ryzyko finansowe, a także ogromne zużycie energii, sprzeczne z celem osiągnięcia neutralności węglowej do 2060 r. W rezultacie wielu chińskich wydobywców bitcoina przenosi się do innych krajów, takich jak Kazachstan i Stany Zjednoczone (oba kraje bazują na wysoko emisyjnych źródłach energii). Jeśli nie są w stanie wyemigrować, to sprzedają swój sprzęt innym „górnikom” na całym świecie.

Ci szukają inwestorów na przekształcanie opuszczonych fabryk i elektrowni w farmy wydobywcze. Sztandarowym przykładem takowej jest Greenidge Generation, dawna elektrownia węglowa w miasteczku Dresden nad jeziorem Seneca w amerykańskim stanie Nowy Jork, która przeszła na gaz ziemny i rozpoczęła wydobycie bitcoinów. Uwalniane przez nią emisje gazów cieplarnianych wzrosły prawie 10-krotnie w latach 2019-2020. Na rzecz „kopania” kryptowalut przejmowane są również inne zanieczyszczające elektrownie szczytowe – takie, które zwykle działają tylko w szczycie zapotrzebowania przez kilka godzin w miesiącu. Greenidge i jej podobne zużywają duże ilości wody do chłodzenia i odprowadzają gorącą, zagrażając przyrodzie, rybom i zwierzętom.

„Kopanie” kryptowalut generuje również znaczną ilość odpadów elektronicznych, ponieważ sprzęt szybko się zużywa. Według Digiconomist sieć bitcoin generuje rocznie około 30 tys. ton odpadów elektronicznych. Nawet jeśli pewnego dnia możliwe stanie się wydobywanie kryptowalut przy użyciu energii odnawialnej, to problem z e-odpadami pozostanie. „Górnicy” używają bowiem ultrawydajnego sprzętu, który staje się przestarzały co 1,5 roku i nie można go przeprogramować na nic innego. Szacuje się, że sieć bitcoin generuje rocznie 11,5 kiloton e-odpadów.

Nawet jeśli pewnego dnia możliwe stanie się wydobywanie kryptowalut przy użyciu energii odnawialnej, to problem z e-odpadami pozostanie.

Pojawienie się nowej generacji ekologicznych kryptowalut jest teoretycznie możliwe, ale wymagałoby bardzo wysokich początkowych nakładów kapitałowych. Zainteresowanie rozwiązaniami efektywnymi energetycznie byłoby uzależnione od ceny samego bitcoina, która jest szalenie nieprzewidywalna. Gdyby miała spaść poniżej pewnego progu, kapitałochłonne inwestycje stałyby się nieopłacalne. Entuzjaści kryptowalut na dłuższą metę nie będą jednak mogli ignorować kwestii środowiskowych ze względu na powszechny nacisk na ochronę klimatu i przestrzeganie standardów ESG w portfelach inwestorów.

Chiński rynek kryptowalut znika

Crypto Climate Accord to inicjatywa, której celem jest, aby cała branża kryptowalutowa osiągnęła zerową emisję netto do 2040 r. Ma ona na celu dekarbonizację blockchainów poprzez lokalizację „kopalń” na obszarach z nadwyżką energii odnawialnej, zakup zielonych certyfikatów, wreszcie przejście na mniej energochłonny model („konsensus”) uwierzytelniania: tzw. proof-of-stake (dosł. dowód zastawu) zamiast proof-of-work. Cel proof-of-stake jest taki sam – weryfikacja transakcji, ale „wydobywcy” robią to poprzez oddanie określonej liczby swoich monet kryptowalutowych pod zastaw (ang. staking) i otrzymują swoją nagrodę, gdy nowy blok zostanie dodany do łańcucha. Mają więc taką moc wydobycia, jaki procent swoich tokenów włączą do gry.

W porównaniu z proof-of-work konsensus proof-of-stake ma tę zaletę, że nie trzeba mieć supermocnego komputera, aby zweryfikować transakcję. W proof-of-stake „górnicy” muszą po prostu zastawiać tokeny, aby wziąć udział w konkurencji. W rezultacie jest mniej uczestników. Mimo to twórcy nowych projektów kryptograficznych stają się świadomi swojego wpływu na środowisko i są skłonni przechodzić na proof-of-stake. Ethereum ma go przyjąć już w 2022 r., natomiast w przypadku bitcoina nie ustalono jeszcze daty.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi