Kryzys nie szkodzi polskim obligacjom

Polskie obligacje nie tracą na wartości mimo kolejnych odsłon kryzysu w strefie euro. Popyt na papiery Ministerstwa Finansów jest duży ze względu na dobre postrzeganie naszego kraju za granicą, zapowiedzi zmniejszenia podaży długu na rynku krajowym i sygnały z Rady Polityki Pieniężnej, która wyraźnie deklaruje dłuższą przerwę w podwyżkach stóp procentowych.
Kryzys nie szkodzi polskim obligacjom

(CC BY-NC-ND Kevin Labianco)

Rentowności obligacji spadają. W ciągu miesiąca dochodowość papierów dziesięcioletnich zmniejszyła się z 6,08 do 5,83 proc. W przypadku pięciolatek spadek wyniósł 33 pkt. bazowych – z 5,68 proc. do 5,35 proc. Mniejszą rentowność mają też obligacje dwuletnie, choć inwestorzy musieli zdawać sobie sprawę z tego, że Rada Polityki Pieniężnej przyspieszy podwyżki stóp. Tu spadek wyniósł 14 pkt. bazowych.

Polskim obligacjom nie szkodzi tzw. wzrost awersji do ryzyka, jaki można od czasu do czasu obserwować na rynkach światowych po kolejnych złych informacjach z Grecji. Choć złoty zwykle w takich sytuacjach traci na wartości wobec głównych walut, obligacje skarbowe trzymają się mocno. Co więcej, wygląda na to, że popyt na polskie papiery pochodzi głównie z zagranicy. Na koniec kwietnia ich zaangażowanie w krajowy rynek długu sięgnęło prawie 146,2 mld zł, czyli najwięcej w historii.

Ministerstwo Finansów umiejętnie wykorzystuje modę na polskie obligacje za granicą sprzedając z powodzeniem papiery denominowane w walutach obcych. Na początku czerwca po raz kolejny otworzyło emisję obligacji w dolarach sprzedając papiery za 1 mld dolarów.

Emisji ma być mniej

Emisje przeprowadzane za granicą są paradoksalnie jednym z powodów dużego popytu na wtórnym krajowym rynku długu. MF już w styczniu pozyskało środki w walutach na obsługę zagranicznej części długu. Teraz pieniądze z każdej emisji zagranicznej idą na obsługę długu krajowego. A to oznacza, że ministerstwo może ograniczyć podaż obligacji w kraju.

Powodów do zmniejszenia podaży jest zresztą więcej. Przede wszystkim stabilny wzrost gospodarczy daje nadzieje na zwiększenie dochodów podatkowych, co z kolei może przełożyć się na niższy deficyt. Poza tym wpływy z prywatyzacji też wypadają nieźle, co dodatkowo zmniejsza presję na emisję nowego długu.

Spadek podaży wywołuje wzrost cen, bo chętnych na zakup polskiego długu nie ubywa. Zdaniem Piotra Kalisza, ekonomisty Citi Handlowego, niższa podaż to jeden z czynników, który ma obecnie duży wpływ na wzrost cen obligacji. Ale nie jedyny.

– Na początku roku zainteresowanie polskimi obligacjami było małe, wtedy rentowności rosły, a ceny spadały. Teraz to odreagowujemy – mówi ekonomista. I dodaje, że sprzyja temu dobre postrzeganie Polski przez inwestorów zagranicznych. Zagranica docenia to, że sytuacja fiskalna w Polsce jest lepsza, niż innych krajów regionu i w niektórych państwach strefy euro. Poza tym inwestorzy wierzą w plan Ministerstwa Finansów, zgodnie z którym Polska ograniczy deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB w 2012 roku. Według Marka Kaczora, dealera obligacji w PKO BP umiejętnie prowadzona przez MF kampania informacyjna też ma duże znaczenie w kształtowaniu rynkowych nastrojów.

– Analitycy w kraju przywiązują czasem dużą wagę do informacji, które zagranica ignoruje – i na odwrót. Kwestia planu ograniczenia deficytu to dobry przykład. W kraju nie poświęciliśmy temu dużej uwagi. Za granicą ten temat żyje, inwestorzy wierzą w zapowiedzi rządu – mówi.

Dobre opinie o Polsce i spadek podaży obligacji to nie jedyne powody dużego zainteresowania naszym rynkiem długu za granicą. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że polskie obligacje mają atrakcyjne rentowności w porównaniu do tzw. rynków bazowych – czyli niemieckiego i amerykańskiego.

– Gdy np. duże amerykańskie fundusze inwestycyjne porównają nasz rynek z sytuacją u siebie w kraju, gdzie perspektywy ciągle nie są najlepsze a rentowności obligacji są historycznie niskie, to nasze papiery dłużne wypadają atrakcyjnie. Poza tym Polska jest najbardziej płynnym rynkiem w Europie Środkowowschodniej, co czasami jest wadą – jak w czasie kryzysu – a czasami zaletą, jak obecnie – mówi Marek Kaczor.

Rentowności jeszcze spadną

Nasi rozmówcy zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt: choć Polska nadal jest w grupie rynków wschodzących to znaczna część inwestorów klasyfikuje ją w czołówce tej grupy.

– Postrzeganie naszego kraju cały czas ewoluuje i to chyba na naszą korzyść. Część funduszy globalnych, które wyniosły się z krajów peryferii strefy euro zainwestowała w nasz dług. Przez to wycena naszego długu nie cierpi w momencie, gdy na rynku następuje ucieczka od ryzyka wywołana kolejnym globalnym napięciem. Jeszcze w czasie kryzysu było inaczej: obligacje niemieckie w takich sytuacjach mocno zyskiwały na wartości, nasze zachowywały się dokładnie odwrotnie. To się zmieniło – mówi Marek Kaczor.

Piotr Kalisz dodaje, że dziś trudno zakwalifikować polskie papiery dłużne do kategorii ryzykownych aktywów.

– To są obligacje złotowe, więc teoretycznie powinny tracić, gdy rośnie awersja do ryzyka, ale z drugiej strony są to obligacje rządowe, które z zasady są mniej ryzykowne. Gdy na rynku globalnym zaczyna panować niepokój inwestorzy próbują sobie odpowiedzieć na pytanie: czy polskie obligacje powinny zachowywać się jak niemieckie, czyli zyskiwać na wartość w czasie wzrostu niepewności na rynku, czy tracić na wartości. Ostatnio wybierają tę pierwszą opcję – mówi.

Według niego obecny trend spadku rentowności może potrwać jeszcze przez kilka miesięcy. Tym bardziej, że Rada Polityki Pieniężnej wyraźnie zasygnalizowała po czerwcowym posiedzeniu, że zrobi dłuższą przerwę w podwyżkach stóp. A taka informacja zwykle wspiera rynek długu.

– Negatywnym sygnałem byłoby, gdyby rada ponownie zaczęła mówić o kolejnych podwyżkach stóp procentowych. To mogłoby przestraszyć inwestorów, szczególnie tych, którzy kupują obligacje o najkrótszych terminach zapadalności – mówi ekonomista Citi Handlowego.

Dalszego spadku rentowności spodziewa się również Marek Kaczor. Według niego dochodowość obligacji może dojść do poziomu z października 2010 roku.

– To by oznaczało, że rentowność pięciolatek mogłaby wynosić 5,10 proc., dziesięciolatek około 5,30 proc. Oczywiście mogą zdarzać się korekty, ale perspektywy dla rynku są dobre – mówi analityk.

(CC BY-NC-ND Kevin Labianco)

Otwarta licencja


Tagi