Kto będzie zarządzać spółkami skarbu państwa

W wielu firmach, kontrolowanych przez skarb państwa trwa nerwowa atmosfera. W I półroczu 2011 kończą się kadencje zarządów kilkunastu dużych spółek, w tym: PGNiG, PKN Orlen, Lotos, PKO BP, Tauron, PGE, PZU, KGHM. Prezesi i członkowie zarządów wiedzą, że ich los zależy nie tylko od wyników spółek, lecz także - a czasami przede wszystkim - od dobrych stosunków z politykami.
Kto będzie zarządzać spółkami skarbu państwa

Witold Gadomski fot. arch. autora

Mimo 20 lat prywatyzacji skarb państwa wciąż jest właścicielem dużej części gospodarki. Kontroluje 6 z pierwszej dziesiątki największych pod względem wartości sprzedaży przedsiębiorstw i 12 spośród pierwszej dwudziestki. Częściowa prywatyzacja i upublicznienie spółki niekoniecznie zmniejsza wpływ państwa, które kontroluje 8 spośród 20 największych spółek giełdowych. Państwo jest właścicielem lub inwestorem strategicznym większości firm energetycznych, niemal całego przemysłu węglowego i dwu największych spółek paliwowych. Do państwa należą spółki kolejowe, porty lotnicze i morskie, przesył gazu i energii. Niektóre spółki już od lat są na giełdzie, lecz państwo nie godzi się na sprzedaż większych pakietów akcji inwestorom branżowym, którzy mogliby wpływać na strategiczne decyzje przedsiębiorstwa. Nawet gdy państwo posiada tylko 28 proc. akcji spółki (jak w PKN Orlen), tak naprawdę najczęściej sprawuje pełną nad nią kontrolę.

Kolejne rządy kontrolę nad spółkami uzasadniały „ważnym interesem społecznym”. 3 czerwca 2005 r. została uchwalona ustawa o szczególnych uprawnieniach skarbu państwa oraz ich wykonywaniu w spółkach kapitałowych o istotnym znaczeniu dla porządku publicznego lub bezpieczeństwa publicznego, a rozporządzenie Rady Ministrów do ustawy wymienia 17 tzw. strategicznych spółek, które podlegają szczególnej kontroli państwa.

Wiele decyzji „strategicznych”, podejmowanych poza spółkami kontrolowanymi przez SP jest niekorzystnych dla spółki (i jej akcjonariuszy, zarówno państwowych, jak i mniejszościowych prywatnych). Gdyby PKN Orlen był spółką w pełni rynkową, nigdy nie zdecydowałby się na zakup po zawyżonej cenie rafinerii w Możejkach, na której transakcji spółka poniosła znaczne straty.

– W spółce działającej na rynku zarząd poświęca gros czasu na rozmowy z partnerami, klientami, potencjalnymi inwestorami. W kontrolowanych przez państwo spółkach – na rozmowy w Ministerstwie Skarbu Państwa – mówi Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Te firmy inwestują miliardy złotych, a ich zarządy zamiast na strategii skupiają się na budowie dobrych relacji z urzędnikami, od których zależy ich los.

Opinię Henryki Bochniarz potwierdza prezes dużej spółki energetycznej. – Rozmowy w Ministerstwie Skarbu Państwa i Ministerstwie Gospodarki zajmują co najmniej połowę mojego czasu – mówi. Z punktu widzenia budowy wartości spółki to czas stracony. Ale nie mogę podejmować decyzji bez uzgodnień w ministerstwach. Prędko pożegnałbym się ze swym stanowiskiem.

Nie wszyscy prezesi przyznają się do zależności od urzędników ministerialnych. – Strategia Orlenu została opracowana przez zarząd i przyjęta przez radę nadzorczą. Przez 2 i pół roku realizujemy strategię i nie odczuwam żadnych nacisków – mówi prezes Orlenu Jacek Krawiec.

Punktem odniesienia dla niektórych menadżerów państwowych spółek są też związki zawodowe. Mają duży wpływ na przykład na decyzje zarządu KGHM. Ponieważ siły dwu największych związków – „Solidarności” i Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego są wyrównane, ministrowie skarbu również mają duży wpływ, o ile dogadają się ze związkowcami. Jeżeli nie, lokalni działacze są w stanie narzucić własnego kandydata – jak to się zdarzyło w roku 2004, gdy Wiktor Błądek został prezesem wbrew woli ministra skarbu, a za to z błogosławieństwem Ryszarda Zbrzyznego, posła SLD i działacza związkowego.

Od przekształcenia tej wielkiej firmy w spółkę akcyjną w roku 1991 stanowisko prezesa zmieniało się 12 razy. Od lutego 2006 do stycznia 2008 r. zarządem spółki kierował Krzysztof Skóra, który wcześniej był skarbnikiem niewielkiej gminy Ruja i kandydatem PiS w wyborach do Sejmu w 2005 roku. Od lipca 2009 spółką kieruje Herbert Wirth. Jest doktorem nauk technicznych i skończył podyplomowe studia zarządzania. Ale jego doświadczenie menadżerskie jest niewielkie. Przez 2 lata był wiceprezesem spółki zależnej od KGHM – KGHM Cuprum CBR Sp. z o.o., a wcześniej dyrektorem departamentu nowych przedsięwzięć i zarządzania projektami w „Miedzi”. KGHM osiągnął w ubiegłym roku najwyższy zysk w swej historii, lecz to zasługa wyłącznie wysokich cen miedzi i srebra – produktów sprzedawanych przez spółkę. Koszty produkcji w ciągu dziesięciu lat wzrosły więcej niż dwukrotnie. To znaczy, że przy lepszym zarządzaniu zyski byłyby wyższe. Zyski mogłyby zostać przeznaczone na inwestycje, które przekształciłyby KGHM w wielki koncern o zasięgu międzynarodowym. Ale zależność od skarbu państwa i częsta zmiana zarządów powodują, że zyski zasilają przede wszystkim kasę państwa.

Miernikiem, pokazującym jakość spółki rynkowej jest jej wartość. Przed dziesięciu laty istniały projekty połączenia Orlenu z węgierskim MOL-em lub austriackim OMV i stworzenia największego koncernu paliwowego w Europie Środkowej. Te trzy koncerny miały wówczas podobną wartość rynkową. Ale dziś wartość Orlenu jest  wyraźnie mniejsza niż jego konkurentów. Spółka zajmuje 176 miejsce w rankingu największych spółek energetycznych na świcie. MOL jest 88, a OMV 32.

To samo dzieje się w innych sektorach. Według opinii eksperta Ernst&Young wartość giełdowych spółek, kontrolowanych przez Skarb Państwa jest o około 100 mld zł niższa niż porównywalnych spółek, działających według logiki rynkowej.

Ocena działania zarządów spółek, kontrolowanych przez Skarb Państwa nie jest łatwa. Wiele z nich ma bowiem pozycję monopolistyczną, a jej wyniki finansowe zależą od regulatorów, którzy zatwierdzają (lub nie) ceny sprzedaży. Decyzje zarządów są uzgadniane, a czasem wymuszane przez rząd lub ważnego polityka. Przykładem jest działanie PGNiG. Akcje spółki warte są dziś mniej więcej tyle samo co przed laty, gdy we wrześniu 2005 roku debiutowała na giełdzie.

Dla zarządu PGNiG kluczową sprawą jest wynegocjowanie porozumienia z Gazpromem o warunkach dostaw gazu do Polski. Ale w negocjacjach tych PGNiG nie był samodzielny, podobnie jak wówczas, gdy podpisał umowę na dostawę gazu skroplonego z Kataru. Zarząd liczy na to, że jeśli umowa okaże się niekorzystna, rząd w jakiś sposób zrekompensuje straty. Z drugiej strony w statucie spółki jest zapis, przewidujący możliwość realizacji strategicznych przedsięwzięć inwestycyjnych, trwale lub przejściowo pogarszających efektywność ekonomicznej działalności spółki, lecz koniecznych dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Zapis ten umożliwia ręczne sterowanie PGNiG przez SP, z oczywistą szkodą dla mniejszościowych inwestorów.

Jak w takiej sytuacji oceniać jakość zarządzania? Jedynym kryterium jest spolegliwość wobec decyzji podejmowanych poza spółką przez polityków lub urzędników ministerialnych.

– W firmach państwowych menadżerowie mają inne cele niż w prywatnych – przetrwać jak najdłużej, zarobić jak najwięcej mimo obowiązywania ustawy kominowej – mówi profesor Władysław Mielczarski, znawca branży energetycznej. – Ponieważ państwowe spółki nadzoruje minister skarbu z aktualnego rządu, menadżerowie muszą tak działać, by nie narazić się politykom. Trudno im odmawiać, gdy polityk prosi o zatrudnienie takiej, czy innej osoby lub zlecenie takiej, czy innej firmie prac. Co ciekawe, ci sami menadżerowie, gdy znajdują się w spółce prywatnej doskonale sobie radzą. Prezesem Vattenfalla w Polsce był Jacek Dreżewski, który świetnie sobie radził. A gdy był menadżerem w firmach państwowych nie miał możliwości pokazać wszystkich swoich zalet. Teraz szefem Vattenfalla jest pan Jacek Piekacz. Zagraniczne firmy doceniają polskich menadżerów, którzy nie są gorsi niż menadżerowie z innych krajów. Ale gdy zarządzają firmami państwowymi mają związane ręce. – ocenia profesor Mielczarski.

Na szczęście coraz częściej na czele spółek skarbu państwa stoją znani menadżerowie, mający doświadczenie w firmach rynkowych.

Kierujący PKN Orlen Jacek Krawiec był prezesem zarządu giełdowych spółek Impexmetal i Elektrim, a ostatnio Action SA. Stojący od ponad roku na czele zarządu PKO BP SA Zbigniew Jagiełło był wcześniej przez 9 lat prezesem zarządu Pekao/Alliance Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, a potem Pioneera Pekao TFI. Jagiełło nie był faworytem konkursu, rozstrzygniętego we wrześniu 2009. Powszechnie uważa się, że wpływ na jego nominację miał Jan Krzysztof Bielecki, który wcześniej współpracował z Jagiełło, będąc szefem Pekao SA.

Fenomenem wśród menadżerów spółek kontrolowanych przez skarb państwa jest Paweł Olechnowicz, który zarządza drugą co do wielkości spółką paliwową Lotos SA od marca 2002 roku. Przetrwał 5 rządów i 7 ministrów skarbu państwa. Jako jeden z niewielu polskich menadżerów ma doświadczenie międzynarodowe. W latach 1990–1996 był prezesem zarządu i dyrektorem generalnym ABB Zamech Ltd, a w latach 1995 –1996 również obejmował stanowisko wiceprezydenta i szefa segmentu energetycznego w ABB Polska. Następnie zatrudniony w ABB Ltd. w Zurichu na stanowisku wiceprezesa na Europę Centralną i Wschodnią.

Zweryfikowane przez rynek kwalifikacje menadżerskie ma prezes PZU SA Andrzej Klesyk. Objął stanowisko w grudniu 2007 roku. Wcześniej nie miał żadnych związków z politykami i nie był kojarzony z żadną partią, choć w latach 1989 – 1990 pracował w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych. Ale w 1991 roku wyjechał do USA, gdzie pracował w takich firmach, jak Kidder, Peabody oraz Coopers & Lybrand. W latach 1993 – 2000 był zatrudniony w londyńskim biurze firmy McKinsey & Co. Wówczas pomagał tworzyć detaliczną sieć Banku Handlowego. Zajmował się też tworzeniem kont internetowych Inteligo przy Bankgesellschaft Berlin (Polska).

Klesyk przez lata był konsultantem w renomowanych firmach. Od 2003 roku jako partner w The Boston Consulting Group. Był jednym z pierwszych Polaków, którzy  skończyli dwuletnie studia w Harvard Business School, uzyskując tytuł MBA. Skarb Państwa ma dziś w PZU nieco ponad 45 proc. akcji. Po wycofaniu się Eureko, reszta jest rozproszona. Kadencja obecnego zarządu kończy się 27 czerwca 2011 r. Wydaje się niemal pewne, że Klesyk pozostanie prezesem, choć plotki mówią, że jego stosunki z przewodniczącą rady nadzorczej Marzeną Piszczek nie są najlepsze. Piszczek to zaufana osoba ministra Aleksandra Grada. Wcześniej kierowała radą nadzorczą w PKO BP i doprowadziła do usunięcia ze stanowiska prezesa zarządu Jerzego Pruskiego.

Nie ma decyzji, czy prywatyzacja PZU będzie kontynuowana. Jeśli państwo pozostanie właścicielem strategicznym, a Platforma Obywatelska nie wygra kolejnych wyborów (co dziś wydaje się mało prawdopodobne), kolejny rząd będzie chciał mieć w PZU „swojego człowieka”.

Szczęścia do prezesów nie ma największa polska linia lotnicza PLL LOT SA, w której skarb państwa ma 68 proc. udziałów, a wraz ze spółką zależną (Regionalny Fundusz Gospodarczy S.A.) ponad 90 proc. Tylko w ostatnich pięciu latach stanowisko prezesa LOT piastowało 8 osób. Zmiany były zwykle dokonywane w atmosferze awantury. Od kilku miesięcy prezesem jest Marcin Piróg, który przez 8 lat kierował spółką Carlsberg Polska, a przez 2 lata był prezesem Ruch SA. LOT jest w fatalnej sytuacji i jest mało prawdopodobne, by poradził sobie bez prywatyzacji. Nikt nie stawia dużych pieniędzy, że aktualny prezes prywatyzacji doczeka.

Kariery niektórych prezesów wielkich spółek skarbu państwa są zaskakujące. Tomasz Zadroga, szef największej spółki energetycznej Polska Grupa Energetyczna SA (ponad 20 mld zł przychodów rocznie, ponad 40 tys. pracowników, kapitalizacja blisko 43 mld zł) przyszedł ze stanowiska wiceprezesa Inter Cars SA – dużej firmy, handlującej częściami samochodowymi (kapitalizacja niespełna 1 mld zł). Wcześniej był członkiem zarządu Adidas Polska.

– W zarządzie PGE nikt nie ma formalnego wykształcenia w zakresie energetyki – wypowiada się dla portali „Wirtualny Nowy Przemysł” profesor Mielczarski. – Ich plan inwestycyjny do 2012 roku uważam za nierealny. Jest to bujanie w obłokach w zakresie energetyki odnawialnej, ale i konwencjonalnej.

Od sierpnia 2008 roku na czele Ciechu, dużej spółki kontrolowanej przez skarb państwa, który posiada 36 proc. akcji, stoi Ryszard Kunicki, do 1991 dyrektor PGR w Człuchowie. Od 1991 roku był pracownikiem spółki Hydro Poland Sp. z o.o. (po zmianie nazwy Yara Poland) i doszedł w niej do stanowiska prezesa. W jego oficjalny CV czytamy, że w spółce tej „zdobył ogromne doświadczenie zawodowe”, ale firma handlująca nawozami, to jednak co innego niż koncern chemiczny. Po III kwartałach 2010 roku spółka miała stratę ponad 60 mln zł. Od objęcia przez Kunickiego stanowiska prezesa straciła więcej niż połowę swej wartości. W spółce rynkowej zmiana nastąpiłaby już dawno.

Gdy przed wyborami w 2007 roku pytałem Donalda Tuska, jaki ma pomysł na odpolitycznienie spółek skarbu państwa, odpowiedział, że jedynym sensownym pomysłem jest ich szybka prywatyzacja. Gdy objął stanowisko premiera zdanie zmienił. Nawet jeśli wpływy z prywatyzacji są w ostatnich latach niezłe, to państwo bardzo niechętnie pozbywa się kontroli nad spółkami. Najbliższy doradca premiera, szef Rady Gospodarczej Jan Krzysztof Bielecki uznał, że najlepszym sposobem na odpolitycznienie jest powołanie nowej instytucji, która udzielałaby rekomendacji członkom rad nadzorczych występujących w imieniu Skarbu Państwa.

Instytucją tą ma być Komitet Nominacyjny, składający się z 10 osób, których powołuje premier „z uwzględnieniem ich wiedzy, doświadczenia lub autorytetu, dających rękojmię prawidłowej realizacji zadań”. Członkowie Komitetu mają być powoływani na 5-letnie kadencje i bez ich zgody mogą zostać odwołani jedynie w przypadku skazania na karę pozbawienia wolności za popełnienie przestępstwa. Kandydatów do komitetu mogą zgłaszać szefowie resortów i KNF, ale zadecyduje premier. Czy Komitet Nominacyjny na pewno będzie apolityczny? Wcale nie jest to pewne.

Projekt ustawy o enigmatycznej nazwie „o zasadach wykonywania niektórych uprawnień Skarbu Państwa” wywołał burzę. Z jednej strony nie podoba się zwolennikom szybszej prywatyzacji (np. Leszkowi Balcerowiczowi), którzy uważają, że będzie ona protezą prawdziwych przekształceń w spółkach skarbu państwa. Projekt krytykują też niektórzy politycy, którzy obawiają się zwiększenia roli premiera i jego bliskiego otoczenia na rady nadzorcze i zarządy spółek. W oczywisty sposób odbiera on kompetencje ministrowi skarbu państwa, co świadczy o tym, że nie cieszy się on wielkim zaufaniem premiera. Ale skoro tak, to może prościej ministra odwołać, zamiast tworzyć dość dziwną konstrukcję prawną nadzoru nad spółkami.

Projekt został skierowany do Sejmu, lecz prace nad nim zostały wstrzymane przez marszałka Grzegorza Schetynę. Nowe rady nadzorcze, a w konsekwencji zarządy spółek będą zatem wybierane tradycyjnie. Głos decydujący należeć będzie do ministra skarbu państwa, choć swoich ludzi będą starali się umieścić w radach także regionalni szefowie Platformy i PSL, ministrowie, ludzie z kancelarii prezydenta, no i oczywiście premier.

Witold Gadomski fot. arch. autora

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa