Lekarstwa, które nie uratują gospodarki

Zapowiedź wygłoszenia przez premiera programowego przemówienia zmobilizowała opozycję. Wszystkie opozycyjne partie przedstawiły swoje pomysły na gospodarkę. Trudno je nazwać programami, to raczej luźno rzucane propozycje. Ich wspólną cechą jest niezwracanie uwagi na sytuację gospodarczą w otoczeniu Polski i na słabnącą siłę budżetu.
Lekarstwa, które nie uratują gospodarki

Co zrobiłby statystyczny polityk mając do wydawania banknoty, na których sam może wpisać dowolny nominał? (fot. KM/OF)

Wszystkie partie koncentrują się na działaniach państwa, a nie prywatnych firm i rynku. Wszystkie zapowiadają, że wdrożenie ich programów przyczyni się do pobudzenia wzrostu gospodarczego, choć nie wyjaśniają, w jaki sposób może to nastąpić.

Prawica socjalna

Największa partia opozycyjna Prawo i Sprawiedliwość proponuje w swym programie znaczne zwiększenie wydatków socjalnych.

Dla emerytów:

• uchylenie ustawy podwyższającej wiek emerytalny do 67 lat i powrót do progu 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn, przy możliwości dobrowolnego wydłużenia okresu pracy przez osoby uprawnione;

• wprowadzenie wyboru w systemie emerytalnym (ZUS/OFE);

• zwrot podatku dla emerytów, którzy otrzymują 1000 zł i mniej.

Dla rodzin:

• rozszerzenie ulg podatkowych na dzieci na tych podatników, którzy podatku dochodowego nie płacą lub płacą go w wymiarze tak małym, że z ulgi nie są w stanie skorzystać. W dodatku ulga ma przysługiwać rodzinie od momentu poczęcia dziecka;

• wprowadzenie dodatku rodzinnego na zakup podręczników dla dzieci;

• wydłużenie urlopu macierzyńskiego;

• opłacanie przez państwo składek ubezpieczenia społecznego za rodziców przebywających na urlopie wychowawczym;

• wliczanie do okresu składkowego urlopu macierzyńskiego kobiety, prowadzącej działalność gospodarczą,

• bon dla rodzin, posyłających swoje dzieci do żłobków i przedszkoli – rodzice mogliby realizować bon w placówce, do której uczęszcza dziecko, niezależnie czy jest ona publiczna czy niepubliczna (wartość bonu to 300 zł miesięcznie na dziecko);

• przywileje dla rodzin wielodzietnych w postaci karty rodziny, która uprawniałaby do zniżek komunikacyjnych oraz przy korzystaniu z instytucji kultury i sportu;

• pomoc finansowa dla młodych rodzin ubiegających się o mieszkanie;

• wdrożenie Narodowego Programu Budownictwa Mieszkaniowego;

Ochrona zdrowia:

• likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia i finansowania służby zdrowia bezpośrednio z budżetu poprzez Ministerstwo Zdrowia;

• stworzenie Krajowej Sieci Szpitali;

• zwiększenie refundacji leków;

• wprowadzenie do szkół gabinetów lekarskich.

Znacznie skromniejszy jest program PiS w sprawach gospodarki. Największa partia opozycyjna koncentruje się na podatkach i rynku pracy.

Podatki

• przyjęcie nowej ustawy podatkowej, w której określone będą zasady naliczania PIT i CIT oraz ujednolicona zostanie baza podatkowa;

• wprowadzenie jednej, powszechnej deklaracji VAT;

• wprowadzenie podatku bankowego i podatku obrotowego od hipermarketów;

• zmniejszenie akcyzy, obciążającej paliwa;

• wprowadzenie ulgi dla przedsiębiorców i pracodawców w zamian za inwestycje i tworzenie miejsc pracy.

Pomysły na bezrobocie

Pomysły PiS na walkę z bezrobociem to:

• obniżenie o 50 proc. przez okres 2 lat składek na ZUS dla absolwentów szkół, stypendia edukacyjne w okresie nauki oraz poszukiwania pracy;

• obniżenie składki rentowej dla pracodawców o 2 punkty procentowe;

• ograniczenie możliwości umów elastycznych pracownika z pracodawcą;

• zwiększenie środków na aktywizację bezrobotnych;

• pomoc dla gmin, w których występuje wysokie bezrobocie.

Przy pobieżnym zapoznaniu się z tym programem (niektóre jego punkty to tylko hasła; nie sposób obliczyć dokładnie skutków budżetowych) rzuca się w oczy dysproporcja między wydatkami budżetowymi (lub ubytkiem dochodów), a wzrostem dochodów, potencjalnie generowanych przez wprowadzenie pomysłów PiS.

Według zapewnień ekspertów tej partii, dochody publiczne wzrosną o ponad 11 mld zł – 5 mld zł przyniesie reforma systemu podatkowego, a 6 mld zł podatek nałożony na banki i inne instytucje finansowe oraz hipermarkety. Wprawdzie PiS zapewnia, że „to szacunki konserwatywne”, ale są to wyliczenia opierające się raczej na wierze niż wiarygodnych symulacjach. Napisanie na nowo ustaw podatkowych nie jest żadną gwarancją wzrostu dochodów budżetowych. Przeciwnie – może spowodować ubytek dochodów, zwłaszcza że PiS przyrzeka rozszerzenie zakresu ulg podatkowych oraz bardziej przychylną dla przedsiębiorców definicję kosztów uzyskania przychodów.

Sama obniżka akcyzy na paliwa może spowodować uszczerbek w budżecie (w zależności od skali cięcia) od 0,5 do 1 mld zł.

Program PiS, podobnie jak programy wielu innych polskich partii opozycyjnych, zakłada, że skutkiem fiskalnego pobudzania gospodarki będzie dodatkowy wzrost PKB oraz przyrost miejsc pracy, co zrekompensuje ubytek w dochodach.

Tego rodzaju założenie jest bardzo ryzykowne, zwłaszcza w sytuacji pogarszających się warunków w otoczeniu Polski. Nie bierze też pod uwagę potencjalnego przyrostu kosztów obsługi długu, na skutek negatywnych reakcji inwestorów na poluzowanie fiskalne.

Wprawdzie eksperci Prawa i Sprawiedliwości zapewniają, że „będziemy mniej płacić za obsługę zadłużenia, które tak zwiększył rząd Donalda Tuska”. I deklarują: „Chcemy zbliżyć się do wiarygodności Czech, których rentowność obligacji skarbowych jest ponad 2 krotnie niższa niż polskich”, ale deklaracja ta jest zupełnie oderwana od faktów. Można się raczej spodziewać zwiększenia rentowności polskich papierów dłużnych, zwłaszcza jeśli kolejny rząd rzeczywiście wycofałby ustawę podnoszącą wiek emerytalny. Ustawa ta jest najważniejszym wehikułem obniżania wydatków publicznych, zwłaszcza po 2020 r. Gdyby została wycofana, konieczne byłyby inne cięcia wydatków socjalnych, których PiS nie proponuje.

Program tej partii koncentruje się na krótkim okresie. Największe „oszczędności” które proponuje mogą wynikać z dalszej redukcji składki do OFE. Zdaniem ekspertów PiS wybór między systemem OFE, a ZUS, będzie oznaczał, że ok. 80 proc. Polaków wybierze drugie rozwiązanie. Przeniesienie oszczędności z OFE do ZUS przyniesie jednorazowe, znaczące dochody dla finansów publicznych. Podobne rozwiązanie na Węgrzech pozwoliło uzyskać w 2011 r. nadwyżkę budżetową w wysokości 3,6 proc. PKB. Ale deficyt strukturalny wyniósł wówczas – 5 proc. PKB, a rentowność 10-letnich obligacji pod koniec 2011 r. zbliżyła się do 10 proc., co najlepiej pokazuje, że rynki finansowe negatywnie reagują na „niekonwencjonalne” sposoby rozwiązywania problemów fiskalnych.

Lewica etatystyczna

Program gospodarczy SLD jest równie lewicowy, jak PiS, z tym, że „lewica” główny nacisk kładzie nie na wydatki socjalne, lecz na interwencję państwa w gospodarkę. To inwestycje publiczne mają być motorem wzrostu. Lewica proponuje, by stworzyć trzy nowe okręgi przemysłowe:

1. Centralny – w okolicach Łodzi i zbiegu europejskich autostrad A1 i A2.

2. Północny – w okolicach Trójmiasta, z wykorzystaniem portów w Gdańsku i Gdyni.

3. Południowy – w okolicach Krakowa.

W okręgach przemysłowych mają się rozwijać „zaplanowane i wyselekcjonowane przemysły: maszynowy i elektromaszynowy, precyzyjny, samochodowy, elektroniczny, biotechnologiczny, farmaceutyczny, energetyki odnawialnej i IT”. Firmy ulokowane w „okręgach przemysłowych” otrzymają pomoc państwa oraz rozmaite ulgi i przywileje. Państwo będzie tam inwestowało bezpośrednio oraz dotowało inwestycje prywatne – do 25 proc. wartości inwestycji. Uzbroi tereny i zbuduje infrastrukturę. Firmy uzyskają preferencyjne kredyty i gwarancje, a szczególnymi przywilejami objęte będą mikroprzedsiębiorstwa IT. SLD zapewnia, że dzięki temu programowi powstanie w ciągu 5 lat ponad 500 tys. nowych miejsc pracy.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to kopia projektów z okresu dwudziestolecia międzywojennego – Centralnego Okręgu Przemysłowego, który (o czym dziś mało kto pamięta) zakończył się klęską. Budowane w COP państwowe zakłady były nieefektywne i przynosiły straty. Dawały zatrudnienie i produkcję, lecz drenowały skąpe zasoby kapitału przedwojennej Polski. Odgrzewanie po 80 latach tamtego programu jest zupełnym anachronizmem.

Dlaczego okręgi przemysłowe mają być usytuowane akurat w tych miejscach, które wyznacza SLD? Dlaczego rozwijane mają być w nich te, a nie inne gałęzie przemysłu? Zlokalizowane tam zakłady konkurowałyby z prywatnymi firmami, rozproszonymi po całej Polsce, doprowadzając wiele z nich do bankructwa. Miałyby bowiem przywileje, których pozbawione byłyby przedsiębiorstwa poza „okręgami przemysłowymi”. Efekt netto – liczony miejscami pracy lub przyrostem wartości dodanej – byłby zapewne ujemny, gdyż chronione przez państwo firmy byłyby mniej efektywne niż pozostałe, z takiej opieki nie korzystające. Nie musiałyby bowiem stawać do twardej konkurencji, która wymusza wzrost produktywności i efektywności.

Poza tworzeniem „okręgów” SLD proponuje zwiększenie inwestycji publicznych. Między innymi budowę infrastruktury lokalnej – za co najmniej 8 mld zł rocznie. Samorządy i bez politycznych programów budują lokalną infrastrukturę, o ile mają na to środki. Problem w tym, że w najbliższych latach środków w budżecie będzie mniej – zarówno własnych, jak i unijnych. Przesunięcie pieniędzy z kasy państwa z wydatków sztywnych (głównie socjalnych) na inwestycyjne, wymagałoby reform sfery socjalnej, której SLD jednak nie proponuje.

Metodami etatystycznymi SLD chce zwiększyć eksport. Kredyty dla eksporterów „na wybranych priorytetowych dla Polski kierunkach eksportu” mają być oprocentowane stawką 1 proc. Kierunkiem priorytetowym ma być Wschód – Rosja i Chiny. Program SLD przewiduje między innymi utworzenie w 5 największych miastach Rosji oraz Chin agend dyplomacji ekonomicznej.

Abstrahując od regulacji międzynarodowych (preferencyjne kredyty eksportowe mogą być zakwestionowane zarówno przez Komisję Europejską, jak i WTO) nie bardzo wiadomo czemu to wsparcie ma służyć. Polski eksport bez takiej pomocy i bez określania „priorytetowych kierunków” rośnie dynamicznie. Polityczne ingerencje w tym obszarze mogą przynieść tylko szkody.

Zapewne propozycja stworzenia „spójnych i jednolitych zasad prowadzenia najważniejszych inwestycji w państwie” jest godna uwagi, podobnie jak zmiana ustawy o zamówieniach publicznych. Jednak doświadczenie uczy, że korekta ustawy w niewielkim stopniu zmienia sytuację w sektorze publicznym, kształtowaną przez urzędników, grupy interesu i polityków. Niska jakość procesów inwestycyjnych wynika z niskiej jakości instytucji państwa, a nie z braku odpowiedniej ustawy.

SLD przedstawia także kilka pomysłów, które mają poprawić otoczenie firm prywatnych. Między innymi proponuje: wprowadzenie systemu kasowego poboru VAT dla firm o obrotach do 800 tys. zł, rozszerzenie katalogu firm uprawnionych do ryczałtowego rozliczania podatków i prowadzenia karty podatkowej, zwolnienie ze składek do ZUS przez 18 miesięcy wszystkich, którzy zatrudniają swojego pierwszego lub drugiego pracownika. Optuje za stworzeniem mechanizmu fiskalnych zachęt (odpisów) dla przedsiębiorców inwestujących w naukę, wprowadzeniem mikropożyczek dla początkujących przedsiębiorców, ulg podatkowych za budowę mieszkań na wynajem oraz za obniżeniem ryczałtowego podatku obowiązującego przy wynajmie mieszkań.

Ale wśród propozycji są też takie, które pogorszą sytuację małych i średnich przedsiębiorstw. SLD proponuje podniesienie płacy minimalnej do poziomu 50 proc. średniej (i jej indeksowanie) oraz składkowanie większości umów, zawieranych z pracownikami w innej formie niż umowy o pracę, a także podniesienie do 40 proc. górnej stawki podatkowej PIT. Trudno ocenić wiarygodność zapewnień, że poprawi się funkcjonowanie urzędów, obsługujących przedsiębiorców.

SLD, podobnie jak PiS (oraz obecny rząd) upatruje w oszczędnościach zgromadzonych w OFE źródeł finansowania wydatków publicznych. Lewica proponuje stworzenie państwowego OFE, które będzie inwestować oszczędności przyszłych emerytów w „mądre i zyskowne inwestycje”. Rzecz jasna będą to inwestycje wyznaczane i kierowane przez państwowych urzędników i polityków.

Mit podatku bankowego

SLD przelicytowuje PiS, jeśli idzie o wysokość dochodów, jakie państwo może uzyskać opodatkowując sektor finansowy. O ile PiS szacuje wpływy z podatku bankowego na 6 mld zł, to SLD uważa, że opodatkowanie transakcji finansowych tzw. podatkiem Tobina przyniesie 34 mld zł. Ten ostatni szacunek wydaje się oderwany od rzeczywistości.

W styczniu 1984 r. podatek Tobina wprowadziła Szwecja, w wysokości jaką obecnie proponuje SLD (0,5 proc. od wartości zakupu i sprzedaży). Wyniki były rozczarowujące. Na przykład – spodziewano się dochodów z obrotu obligacjami w wysokości 1,5 mld koron rocznie, w rzeczywistości wyniosły one od 50 do 80 mln koron. Opodatkowanie transakcji giełdowych doprowadziło do gwałtownego spadku notowań i ucieczki kapitału. Ostatecznie Szwecja wycofała się z tego podatku w 1990 r.

We wrześniu 2011 r. Komisja Europejska zaproponowała wprowadzenie europejskiego podatku od transakcji finansowych (EU FTT), który powinien wejść w życie w 27 krajach Unii w 2014 r. Ma wynieść 0,1 proc. przy obrotach akcjami i obligacjami oraz 0,01 proc. przy obrotach instrumentami pochodnymi. Komisja szacuje wpływy z podatku w całej Unii na 57 mld euro rocznie, przy czym 10 mld euro zyskałby budżet Wielkiej Brytanii. Londyn jest największym w Europie centrum finansowym. Według szacunków SLD wpływy podobnej wielkości mają być uzyskane z niewielkiego rynku polskiego.

Z uwagi na sprzeciw Wielkiej Brytanii podatek zostanie prawdopodobnie wprowadzony tylko w strefie euro.

1 sierpnia 2012 r. podatek od transakcji finansowych wszedł w życie we Francji. Ustawa, która go wprowadziła została przyjęta jeszcze w marcu, gdy prezydentem był Nicolas Sarkozy. Podatek obciąża handel akcjami i niektórymi obligacjami spółek o wartości ponad 1 mld euro. Stawka wynosi 0,2 proc. od wartości transakcji. Według obecnego prezydenta Francois Hollande’a w tym roku podatek przyniesie budżetowi 170 mln euro dochodu, a w przyszłym 500 mln euro – czyli 0,05 proc. dochodów sektora publicznego.

Na Węgrzech w 2010 r. parlament uchwalił podatek obciążający aktywa banków – stawka wynosi od 0,15 do 0,5 proc. Rząd spodziewał się zebrać 690 mln euro, ale plan nie został wykonany. Na rok bieżący zaplanowano wpływy z tego podatku w wysokości 187 mld forintów (ok. 660 mln euro), a według obecnych prognoz wyniosą one zaledwie 76 mld forintów (ok. 270 mln euro). Drastyczny spadek wpływów jest wywołany pogarszającą się sytuacją banków, które od podatku odpisują straty.

Na początku września węgierski rząd zaproponował zmianę formuły podatku i obciążenie transakcji finansowych stawką 0,1 proc. Według niektórych informacji opodatkowane miałyby być także depozyty w Narodowym Banku Węgier, stawką 0,01 proc. Pomysł wywołał negatywne reakcje Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego, a także inwestorów, pożyczających rządowi węgierskiemu pieniądze. Gabinet premiera Victora Orbana liczy, że nowy podatek przyniesie 500-600 mln euro.

W Polsce przychody mogłyby wynieść ponad 1 mld euro (3-4 mld zł) z tendencją malejącą. Obciążeni podatkiem transakcyjnym inwestorzy szybko się uczą jak go omijać, a straty dla stabilności finansów i gospodarki przewyższają potencjalne korzyści.

Witold Gadomski

Co zrobiłby statystyczny polityk mając do wydawania banknoty, na których sam może wpisać dowolny nominał? (fot. KM/OF)

Otwarta licencja


Tagi