(CC By kyz)
Jeszcze lepiej wypadamy, gdy tzw. bonus szerokopasmowy (dalej: broadband bonus) zostaje skorygowany o czynnik jakości. W przypadku Internetu o jakości decyduje głównie szybkość łącza. Im szybciej coś ściągniemy, tym lepiej. Po uwzględnieniu czynnika jakości broadband bonus urósł w Polsce w 2010 r. do 1,61 proc. PKB per capita. Stawia to nasz kraj w górnej grupie spośród 30 ocenionych państw członkowskich OECD, ale bardzo daleko nam do absolutnego rekordzisty pod tym względem.
W Holandii wskaźnik ten (quality-adjusted broadband bonus) wyniósł w tym samym roku niesamowite 17,87 proc., podczas gdy bez takiej korekty osiągał skromne 0,64 proc. Zaraz za Holandią są w tym zestawieniu Węgry (6,94 proc.) i Czechy (5,59 proc.). Wytłumaczenie różnicy, powstającej po uwzględnieniu czynnika jakościowego, tkwi w obniżkach cen dostępu do Internetu szerokopasmowego i rewolucyjnej poprawie parametrów technicznych. W 2005 r. typowy użytkownik tzw. linii dedykowanej DSL płacił w Holandii abonament w wysokości 75 dolarów za dostęp do Internetu o nominalnej prędkości 8 MB/sek. W 2010 r. ten sam konsument płacił 50 dolarów za 40 MB/sek. Cena spadła o 33 proc., ale parametry techniczne (jakościowe) zostały poprawione aż pięciokrotnie.
Dane te są już wyłącznie historyczne, więc nie mogą służyć do trafnej oceny teraźniejszości, ale nie będzie zapewne błędny wniosek, że mix cenowo-jakościowy dotyczący Internetu w Polsce jest nadal daleki od szczytów satysfakcji konsumenckiej osiąganych gdzie indziej.
Przytoczone dane są dziełem badaczy, którzy mają spory już dorobek w dziedzinie oceny wpływu Internetu i jego rozwoju na gospodarkę. Są to Amerykanie – Shane Greenstein i Ryan McDevitt. Wyniki sporządzonych przez nich najnowszych ocen zawiera praca pt. „Measuring the Broadband Bonus in Thirty OECD Countries” opublikowana w 2012 r. w serii OECD Digital Economy Papers pod numerem 197.
Dotychczasowa wiedza na temat siły oddziaływania Internetu na gospodarkę w skali świata i pojedynczych państw jest ciągle mikra i nieuporządkowana. Wiadomo na pewno jedynie to, że wpływ Internetu na dobrostan jest nieoceniony. Tym bardziej interesujące są wszelkie próby ewaluacji. Od razu trzeba tu jednak zaznaczyć, że stale są to wyłącznie szacunki, w dodatku dość „grube”. W badaniu Greensteina i McDevitta nie chodzi przy tym o całościowy wpływ Internetu na gospodarkę, ujawniający się m.in. w dobroczynnych efektach lepszego dostępu do wiedzy, a wyłącznie o skutki wydajniejszych i pewniejszych połączeń z siecią wskutek postępu technologicznego.
PKB i nadwyżka konsumencka
Są dwa podstawowe podejścia do pomiaru korzyści z nowego dobra. W jednym, chodzi o wyliczenie przyrostu PKB wywołanego pojawieniem się w gospodarce czegoś nowego. W drugim, wykorzystywana jest koncepcja tzw. nadwyżki konsumenckiej (consumer surplus) stanowiącej różnicę między skłonnością do zapłaty, a rzeczywistą ceną rynkową. Jeśli ktoś byłby gotów zapłacić za smartfona np. 1000 zł, a rzeczywista cena tego modelu wynosiłaby 650 zł, to nadwyżka konsumencka wynosi w tym przykładzie 350 zł. Więcej korzyści ujawnia się, gdy połączyć te dwa sposoby i tak też postąpili amerykańscy naukowcy w przypadku pomiaru wartości bonusu szerokopasmowego.
W praktyce, profesorowie Greenstein i McDevitt mierzyli wzrost przychodów operatorów wynikający z zastąpienia niegdysiejszego dostępu do Internetu na zasadzie dial up, czyli wydzwonienia określonego numeru telefonicznego w celu zainicjowania połączenia z siecią www, dostępem do Internetu szerokopasmowego. Różnica w realnych przychodach przekłada się bezpośrednio na wielkość PKB. Z kolei nadwyżka konsumencka określana była przez badaczy na podstawie oceny skłonności konsumentów do zapłaty za poprawę parametrów dostępu do Internetu. W tym konkretnym przypadku nadwyżkę konsumencką tworzyła różnica między konkretnymi cenami dostępu do Internetu – starą ceną, która byłaby nadal do zaakceptowania, a rzeczywistą, która była niższa.
Tu trzeba wyjaśnić, że z samej istoty rachunków PKB wynika, że różnica w przychodach znajduje odbicie w wysokości PKB, natomiast nadwyżka konsumencka, jako koncept hipotetyczny, nie jest zaliczana do PKB.
Przychody z dostarczania dostępu do Internetu są funkcją liczby subskrybentów i cen jednostkowych. Według wyliczeń opublikowanych w omawianej pracy, w Polsce przychody z dostawy usługi broadband wzrosły z 1,15 mld dol. w 2005 r. do 1,87 mld dol. w 2010 r., czyli o 10,2 proc. średniorocznie (w ujęciu CAGR, co oznacza skumulowany roczny wskaźnik wzrostu). U nas masa przychodów narastała głównie z powodu bardzo wysokiego tempa corocznego przyrostu liczby użytkowników szerokopasmowego Internetu. W latach 2005-2010 wskaźnik CAGR dotyczący przyrostu liczby użytkowników szerokopasmowych wyniósł dla Polski aż 35,5 proc.
Wśród 30 przebadanych państw OECD wyprzedziła nas pod tym względem jedynie Grecja (71 proc.), Meksyk (38,8 proc.) i Słowacja (38,2 proc.). Nie oznacza to oczywiście naszej ogromnej przewagi, a jest jedynie świadectwem nadrabiania dystansu w stosunku do liderów. W Polsce liczba abonentów usługi broadband wzrosła od 2005 do 2010 r. z 920 tys. do 4,3 mln, a w Hiszpanii, z którą lubimy się porównywać, już w 2005 r. było ich prawie 5 mln.
Ekspansja Internetu szerokopasmowego powodowała spadek przychodów z przestarzałej technologii dial up. Wpływ broadband na PKB należało zatem skorygować o skutki tzw. kanibalizacji przychodów osiąganych dotychczas w technologii „wydzwaniania” Internetu. W Polsce dial up nie zdążył się rozwinąć tak jak gdzie indziej. W 2005 r. kanibalizacja miałaby wynieść w naszym kraju jednak dość sporą kwotę 732 mln dol., a w pięć lat później już tylko 234 mln dol. W USA było to w 2010 r. aż 13,6 mld dol., czyli kanibalizacja stanowiła równowartość 30,7 proc. przychodów z broadband.
Kalkulacji wpływu wydajniejszej technologii na gospodarkę dopełniają szacunki nadwyżek konsumenckich z tytułu broadband osiąganych w kolejnych latach. W Polsce miałaby ona wynieść 400 mln dol. w 2005 r. i 1,5 mld dol. w 2010 r., a średnioroczne tempo jej przyrostu wynosiłoby w tym okresie 40 proc. Najwyższą bezwzględną wielkość nadwyżki konsumenckiej odnotowano w 2008 r. w USA (15,4 mld dol.), a najwyższe tempo jej przyrostu, wyrażone jako CAGR, miało miejsce w Austrii (176 proc.) i Belgii (ok. 140 proc.). Przypomnijmy, że wskaźniki te odzwierciedlają tempo spadku cen dostępu do Internetu.
Wśród 30. państw OECD znalazły się też takie, w których zmiany wartości nadwyżki konsumenckiej z tytułu broadband były z roku na rok niewielkie, a nawet następował jej spadek. Tak było w Nowej Zelandii, Kanadzie, Meksyku.
Dysproporcje w dostępie psują rachunek
Całkowity bodziec (bonus) ekonomiczny z tytułu stosowania technologii szerokopasmowego dostępu do Internetu powstaje po zsumowaniu rzeczywistych przychodów i nadwyżki konsumenckiej oraz po jednoczesnym skorygowaniu tej wielkości o efekt kanibalizacji przychodów, osiąganych wcześniej w technologii dial up. Wynik sumaryczny dla Polski to 3,13 mld dol. w 2010 r. Tyle skorzystaliśmy z dobrodziejstw nowoczesnego dostępu do sieci www w porównaniu z (hipotetyczną) sytuacją, że usługa broadband nie istnieje. Trzeba tu pamiętać, że tylko część tych korzyści (1,87 mld dol.) została uwzględniona w rachunku Produktu Krajowego Brutto, ponieważ nadwyżka konsumencka nie jest wliczana do PKB.
Po uwzględnienia czynnika jakościowego (tj. pozytywnych konsekwencji wzrostu prędkości, z jaką można ściągać cokolwiek z sieci przy tej samej cenie abonamentu lub nawet jej obniżce) bezwzględna wartość bonusu szerokopasmowego dla Polski wzrosła z 2,36 mld dol. w 2005 r. do 7,11 mld dol. w 2010 r.
Dla 30 państw OECD łączny bonus w wymiarze podstawowym wyniósł 156,7 mld dol., a bonus uwzględniający czynnik jakościowy w postaci zwiększającej się szybkości na łączach – 548,3 mld dol.
Korzyści gospodarcze z Internetu są tym większe, im więcej mieszkańców ma dostęp i używa sieci. W Polsce mamy do czynienia z bardzo nierównomiernym rozłożeniem pożytków z Internetu. Czerpie je głównie nieduża relatywnie grupa obywateli, obcujących z siecią www jako subskrybenci usługi telekomunikacyjnej (wg OECD w 2010 r. 4,36 mln osób). Dlatego całkowity broadband bonus (przychody + nadwyżka konsumencka) wyniosły w 2010 r. w Polsce 82 dolary na głowę mieszkańca i 718 dolarów w przeliczeniu na jednego subskrybenta, a więc relacja wyniosła 1:8,7. Gorzej pod względem niekorzystnej koncentracji korzyści z dostępu do Internetu jest jedynie w Turcji (wskaźnik 10,1) i Meksyku (9,1). W państwach najwyżej rozwiniętych wskaźnik ten wahał się w przedziale 3 – 4,5, a w najlepszej pod tym względem Dani wyniósł 2,7.
W ujęciu per capita największy broadband bonus uzyskali w 2010 r. Luksemburczycy (349 dol.), Finowie (316 dol.) i Holendrzy (309 dol.), a najmniejszy Słowacja (1,20 dol.) oraz Meksyk (48 dol.) i wyspiarska Grecja (55 dol.). W USA wskaźnik ten wyniósł 129 dol.
Pomijając specyficzny przypadek Słowacji, wartość broadband bonus, przypadająca na jednego subskrybenta dostępu do sieci, była najmniejsza w Grecji (273 dol.), a największa w Norwegii (1085 dol.).
Ogólny wniosek z badań Greensteina i McDevitta sprowadza się do dość trywialnej konstatacji, że im więcej Internetu jako takiego w gospodarce, tym większe bonusy (bodźce rozwojowe) z tytułu ekspansji technologii szerokopasmowego dostępu do sieci. To przypadek USA, Japonii i Niemiec. Gospodarka korzysta zaś jeszcze bardziej, jeśli rozprzestrzenianiu coraz wydajniejszej łączności internetowej towarzyszy istotny spadek cen za te usługi. Tu najbardziej spektakularne efekty osiągnęli Holendrzy. Polska plasuje się pod względem wpływu nowoczesnej łączności internetowej tam, gdzie jej miejsce w klubie OECD, czyli w strefie stanów średnich.
OF