Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Luksusy w Chinach dozwolone, ale bez ostentacji

Chiny po USA  i Japonii są już trzecim rynkiem towarów luksusowych na świecie, ale władze mają nie lada dylemat. Z jednej strony zdają sobie sprawę, że przeciętnych obywateli mocno irytuje ostentacyjne bogacenie się i rosnąca zamożność klasy średniej. Z drugiej, mają świadomość, że klasa ta jest motorem rosnącej w Państwie Środka konsumpcji, która nakręca wzrost gospodarczy.
Luksusy w Chinach dozwolone, ale bez ostentacji

Sklep Louis Vuitton w Pekinie (fot. OF)

Trwa więc poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co robić aby uśmierzając niezadowolenie części społeczeństwa nie wylać dziecka razem z kąpielą. Dlatego jesteśmy ostatnio świadkami propagandowych łamańców, których skuteczność jest dyskusyjna, nawet dla samych Chińczyków.

Walkę z korupcją i ostentacyjnym obnoszeniem się z bogactwem nowe władze uznały teraz za jedno z ważniejszych zadań. Kampania już ruszyła. Tutejsze stacje radiowe i telewizyjne otrzymały zakaz reklamowania luksusowych produktów. Nad jego przestrzeganiem czuwa Główny Urząd Radiofonii, Kinematografii i Telewizji.

Luksus bez reklamy

Jednak dla Chińczyków to żadne novum. Już dwa lata temu władze miejskie Pekinu, a za nimi także kilku innych większych miast, wydały zakaz używania w reklamach na ulicach sformułowań typu: „tylko dla wybranych”, „luksus dla najbogatszych” itp. Chodziło o to, aby nie kłuły w oczy tych, którzy z racji mniej zasobnych portfeli do grona „wybranych” nie mogą jeszcze aspirować.

Tego typu reklamy, głównie na wielkich bilbordach, zachęcały przede wszystkim do kupowania drogich apartamentów i domów, polis na usługi medyczne, egzotycznych wycieczek czy drogiej biżuterii.

W Chinach dochodowe nożyce między bogatymi a biednymi rozwarte są szeroko. Tylko w zeszłym roku z centralnej kasy na doraźną pomoc dla ludzi żyjących w ubóstwie i w złych warunkach mieszkaniowych (w tym włóczęgów i żebraków), tak w miastach jak i na wsi, przeznaczono 87,5 mld juanów, czyli ok. 14 mld euro. Było to blisko o 17 proc. więcej niż rok wcześniej.

Dlatego władze uznały, że dla zachowania społecznej harmonii i wobec faktu istnienia w Chinach wciąż dużej skali ubóstwa, epatowanie reklamami gloryfikującymi życie w luksusie nie uchodzi.

Co zatem robią ci, których już stać na ponad przeciętne wydatki (w badaniach firma TNS zaliczyła do tej grupy Chińczyków, których minimalny, miesięczny dochód w gospodarstwie domowym w mieście wynosi 7,5 tys. juanów, czyli około 3,6 tys. zł). Otóż coraz częściej wyjeżdżają na zakupy za granicę, albo do pobliskiego Hongkongu.

Wprawdzie w kontynentalnych Chinach sklepy z luksusowymi markami, takimi jak Prada, Gucci, Hermes i inne, widać dosłownie na każdym kroku, to jednak nie ma w nich tłoku. Za to przed tymi hongkońskimi często można spotkać kolejki… głównie Chińczyków z kontynentu. Podobnie bywa w Nowym Jorku czy też w Paryżu, Londynie, Rzymie (Europa to obecnie drugi cel chińskich podróży).

Potęga wojaży

W 2012 r. liczba wyjeżdżających za granicę Chińczyków wzrosła o 71 proc. w porównaniu rok do roku. 2/3 z nich zadeklarowało, że kupiło luksusowe towary podczas tych wojaży. Na liście zakupów znalazły się w kolejności: kosmetyki, zegarki, torby, odzież, biżuteria i obuwie – wszystko znanych, światowych producentów. Z badań wynika, że zamożniejsi Chińczycy coraz lepiej rozpoznają marki uchodzące na świecie za prestiżowe i luksusowe.

Chińscy konsumenci kupili za granicą w ub. roku 25 proc. światowych dóbr luksusowych (wzrost rok do roku o 31 proc.).

Niektóre marki (Louis Vuitton, Gucci) szacują, że już 30 proc. ich produktów w sklepach poza Chinami kupują obywatele ChRL. Gdy dodać do tego zakupy dokonywane w sklepach w samym Państwie Środka, to okazuje się, że 50-60 proc. ogólnej ich klienteli stanowią właśnie Chińczycy!

Coraz częściej azjatyckie centra handlowe (zwłaszcza w Tajlandii) i sklepy na lotniskach zatrudniają sprzedawców mówiących po chińsku.

Koniunkturę wyczuły tutejsze biura podróży. Większość organizowanych dla Chińczyków wyjazdów zagranicznych zawiera obowiązkowe odwiedziny sklepów (a nawet hurtowni) z luksusową odzieżą, galanterią czy biżuterią. Czasami, jak w przypadku wyjazdów do krajów azjatyckich, mogą one wypełniać większą część programu!

To jednak, co głównie skłania mieszkańców Chin do odwiedzania drogich sklepów podczas pobytu za granicą to ceny, średnio niższe aż o 30- 50 proc. od tych w ojczyźnie. Paradoks polega na tym, że większość tych rzeczy wytwarzana jest właśnie w chińskich fabrykach.

Jednak cenę w ChRL podbija podatek od towarów luksusowych, w przypadku niektórych kategorii produktów dochodzi on nawet do 60 proc. Jest w Chinach coraz bardziej krytykowany, zwłaszcza przez tutejszych handlowców, którzy tracą rodzimych klientów, zwłaszcza z klasy średniej. Bo tym bardziej opłaca się wyjazd na zakupy.

Nie bez znaczenia jest bowiem fakt, że przybywa Chińczyków, których stać na zagraniczne podróże, a polityka paszportowa i wizowa wielu państw jest w stosunku do nich coraz bardziej liberalna. Potwierdzają to dane mówiące o spadku dynamiki sprzedaży towarów luksusowych na rynku wewnętrznym z 30 proc. w 2011 r. do 7 proc. w ubiegłym, przy wyraźnym, bo o ponad 30 proc., wzroście wydatków chińskich konsumentów za granicą w tym samym okresie.

Starych uspokoi, młodym nie przeszkodzi

Jednak na złagodzenie podatku od towarów luksusowych chińskie władze raczej się nie zdecydują, zwłaszcza w momencie, gdy rozpoczęły kampanię promowania wstrzemięźliwości i walkę z ostentacyjnym bogactwem.

Zwolennicy utrzymania wysokiego podatku od luksusu twierdzą, że na jego obniżce zyskaliby wyłącznie ludzie bogatsi (co jeszcze bardziej pogłębiłoby różnice w zamożności społeczeństwa) oraz właściciele drogich marek. Kolejny argument na nie – bardziej fiskalno-ekonomiczny – to ewentualna utrata przez państwo dochodów podatkowych i zagrożenie dla lokalnych firm.

Na wielu chińskich blogach już pojawiły się komentarze, że ostatni zakaz reklamowania luksusu w radiu i telewizji ma głównie na celu „uspokojenie” osób ze starszego pokolenia, dla których media te wciąż są podstawowym źródłem wiedzy o świecie.

Młode i średnie pokolenie już dawno bowiem przeniosło swą medialną aktywność do Internetu – ostatnie, oficjalne dane szacują liczbę internautów w Chinach na 564 mln, a tylko w zeszłym roku przybyło ich 50 mln.

To z sieci czerpią wiedzę o tym, co jest modne i na czasie. Z badań KPMG wynika, że 70 proc. ewentualnych chińskich konsumentów co najmniej raz w miesiącu poszukuje luksusowych marek w sieci i za jej pośrednictwem deklaruje ich kupno.

Starsi Chińczycy pamiętający jeszcze lata biedy i niedostatku, dzielonych po równo, do Internetu nie zaglądają, a poza tym raczej go nie mają.

Sklep Louis Vuitton w Pekinie (fot. OF)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Powszechny dobrobyt musi poczekać

Kategoria: Analizy
Chiny mają najwięcej na świecie miliarderów i poziom nierówności bliski amerykańskiemu. Dziś nierówności są tłumaczone ogromną i niekontrolowaną ekspansją kapitału, a lekiem na to ma być strategia „powszechnego dobrobytu”, którą na razie trzeba będzie odłożyć na lepsze czasy.
Powszechny dobrobyt musi poczekać