Autor: Marcin Jendrzejczak

Dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.

Metawersum – droga do zysków czy donikąd

Na rozwój metawersum wpływa nieracjonalna pogoń za nowością, podążanie za tłumem i uzależniające działanie tego „internetu do potęgi”.
Metawersum – droga do zysków czy donikąd

(©Envato)

Prognozy dotyczące potencjału ekonomicznego metawersum są naprawdę optymistyczne. Według PwC całkowita wartość rynku w 2030 r. roku wyniesie 1,5 bln dolarów. Goldman Sachs mówi tu o – bagatela – 12 bln dol. – zauważa Mirosław Ciesielski na łamach Obserwatora Finansowego.

Co to jest metawersum?

Odpowiedź na pytanie czym jest metawersum nie należy do łatwych. Najprościej chyba określić go jako internet 2.0. To trójwymiarowa, alternatywna rzeczywistość, której można doświadczyć choćby dzięki specjalnym goglom VR (virtual reality). W „tradycyjnej” grze komputerowej gracz używa myszy, by poruszać swego bohatera dostrzeganego na ekranie komputera. W metawersum poruszamy się całym ciałem, sterując swoim wirtualnym odpowiednikiem (avataremx). Coraz lepsza technologia dąży do oszukania naszego mózgu, przekonania go, że naprawdę znajdujemy się w tym wirtualnym świecie.

Coraz lepsza technologia dąży do oszukania naszego mózgu, przekonania go, że naprawdę znajdujemy się w tym wirtualnym świecie.

Metawersum to idea, ale mówiąc o jej realizacji, lepiej używać liczby mnogiej. Istnieją bowiem liczne metawszechświaty o różnorakich właściwościach. Na przykład NFT Worlds to zbiór 10 tys. wirtualnych rzeczywistości zbudowanych przy użyciu Minecrafta. Te stworzone przez posiadaczy własnych NFT rzeczywistości umożliwiają funkcjonowanie w wirtualnym świecie.

Jednak najsłynniejsze wirtualne wszechświaty to gra Sandbox, umożliwiająca nabywanie wirtualnych kawałków ziemi za specjalnie stworzoną w tym celu kryptowalutę SAND; oraz Decentraland. Ta ostatnia umożliwia sprzedaż twórczości artystycznej, programistycznej (aplikacje) etc. Za pomocą kryptowaluty MANA możliwe jest również nabywanie wirtualnej ziemi, a następnie – wykorzystywanie jej w celach zarobkowych.

Wirtualne nieruchomości

Na rynku wirtualnych nieruchomości dominują Decentraland, Sandbox, Somnium Space i Cryptovoxels. Posiadają one 268 645 parceli znajdujących się wśród najwyżej wycenianych na rynku. Na pierwszym miejscu, przynajmniej wiosną 2022 r., znajduje się Sandbox, w którym jednostka ziemi (LAND) kosztuje około 11 tys. dol. To jednak średnia, gdyż niekiedy wyceny okazują się znacznie wyższe.

W 2021 r. całkowity wolumen transakcji w Sandbox wyniósł 350 mln dol., a więc 3-krotnie więcej niż w przypadku Decentralandu (110 mln dol.  i 21 tys., transakcji). Wirtualna ziemia w Sandbox składa się z ponad 160 tys. działek o wielkości 96×96 metrów.

Choć twórcy Sandboxa mogli stworzyć potencjalnie nieograniczony wirtualny wszechświat, to zdecydowali się jednak na inne rozwiązanie. Zarówno „ziemia”, jak i inne wirtualne „zasoby” w nim są ograniczone, co sprzyja wzrostowi cen, podaje branżowy portal.

Inwestor zainteresowany zakupem „działki” w świecie Sandbox w styczniu 2021 r. musiał wyłożyć 100 dol. za jedną. Po gargantuicznym wzroście do końca grudnia 2021 r. cena takiej „działki”, doszła do 15 tys. dol. Oprócz instytucji (często, choć nie tylko związanych z marketingiem, mediami czy kryptowalutami) ziemię kupił też celebryta Snoop Dogg, zamierzając wykorzystać ją do promocji marki osobistej. Media zaczęły huczeć i w efekcie ludzie rzucili się na „ziemię” za 450 tys. dol., by tylko zostać sąsiadami celebryty w wirtualnym świecie.

To jednak niejedyny przykład manii na rynku. Wszak pod koniec 2021 r. wirtualną działkę w Sanbox sprzedano za 4,3 mln dol. Równie zdumiewający okazał się zakup luksusowego „jachtu” za 650 tys. dolarów.

Z kolei w konkurencyjnym wirtualnym wszechświecie Decentraland pod koniec 2021 r. ktoś kupił kawałek ziemi przeznaczony na promocję mody. Na Fashion Street Estate w Decentraland wyłożył – bagatela – 2,4 mln dolarów.

Wirtualne lepsze niż realne?

Za wspomniane kwoty można by kupić co najmniej kilka prawdziwych domów. Dlaczego więc ktoś woli ich wirtualne substytuty? Przecież istnieje prosta różnica między ziemią wirtualną a ziemią realną – tylko na tej drugiej można zasadzić zboże, które pozwoli nakarmić prawdziwego człowieka. Istnieje jasna różnica między domem wirtualnym a domem realnym: tylko ten drugi da schronienie od deszczu czy mrozu. Aby ktoś parał się spokojną zabawą w metaverse, musi wcześniej dysponować realnym schronieniem. W drugą stronę ta zasada nie działa.

Aby ktoś parał się spokojną zabawą w metaverse, musi wcześniej dysponować realnym schronieniem. W drugą stronę ta zasada nie działa.

Entuzjasta nowych technologii mógłby jednak stwierdzić, że „w cyfrowych domach wprawdzie nie da się zamieszkać, ale można je przeznaczyć pod reklamę, promocję twórczości czy też tworzenie najróżniejszych cyfrowych produktów”. Pewnie można, czy jednak tak się dzieje? Czy nabywanie wirtualnej ziemi służy jakiemuś pozafinansowemu celowi? Tak. Ale rzadko. Jak bowiem  podaje wspomniany wcześniej raport „Real Estate in The Metaverse: Analysis of Land Prices in The Sandbox” „większość transakcji to albo długoterminowe inwestycje […] albo spekulacje […] Bardzo mało czyni się w celu efektywnego użycia ziemi do tworzenia wirtualnych budynków, gier lub innych doświadczeń”.

Znamiona bańki spekulacyjnej

Jeśli więc inwestorzy nie wykorzystują wirtualnych ziem do tworzenia wartościowych dóbr (materialnych bądź cyfrowych), to być może te ziemie są same w sobie bezwartościowe. A w każdym razie mniej wartościowe niż się z początku wydawało. Gdy zdadzą sobie z tego sprawę inwestorzy i spekulanci, bańka zacznie pękać. Sytuacja przypomina Bitcoina, który służy głównie do spekulacji czy „inwestowania”, a nie do płatności (choć określa się go mianem „kryptowaluty”).

Od tulipanów po Shiba Inu – krótko o bańkach spekulacyjnych

Warto też zauważyć, że osoby pokroju Warrena Buffeta czy Billa Gatesa nie inwestują własnego kapitału w metawersum. Przynajmniej nic o tym nie wiadomo. W przypadku tego pierwszego można by jeszcze próbować to zrzucić na awersję do technologii i spółek technologicznych (marny argument w czasach, gdy 38,1 proc. portfolio Berkshire Hathaway zajmuje Apple). Co jednak z twórcą Microsoftu i guru wielu informatyków? Cóż i on nie inwestuje w wirtualną ziemię, natomiast bardzo lubi ziemię prawdziwą.  Do tego stopnia, że wraz z żoną stali się największymi posiadaczami ziemskimi w Stanach Zjednoczonych.

Logika twórcy Microsoftu jest prosta – ludzi będzie przybywać, a ilość ziemi jest stała. Prawdziwa ziemia jest dla ludzi użyteczna, a jej podaż – ograniczona.

Tymczasem w przypadku metawersum sytuacja wygląda zgoła inaczej. Kreatywność programistów może doprowadzić do stworzenia nieskończonej liczby wirtualnych gruntów. Jedynym rozwiązaniem jest wprowadzenie sztucznej rzadkości dóbr w konkretnym metawersum (jak to uczynili założyciele Sandbox).

Nikt jednak nie zagwarantuje, że to właśnie konkretna, związana z metawersum, gra, token, czy „kryptowaluta” przetrwa kolejne 5 czy 10 lat. Bardziej prawdopodobne, że z rynku „wygryzie” ją jej lepszy, nowocześniejszy odpowiednik. Przypomina to sytuację związaną z bańkę internetową  – sam internet przetrwał, lecz większość pierwszych spółek internetowych już nie (vide bańka dotcomów przełomu stuleci).

Pogoń za nowością i za tłumem

Nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku prawa ekonomii i zdrowego rozsądku zwyciężą, to zanim to się stanie, może upłynąć jeszcze sporo czasu. Rozpędzony pociąg o nazwie metawersum dowiezie niektórych szczęściarzy do ,,stacji bogactwo”. Pomoże mu w tym kapryśna i podatna na różnego typu błędy ludzka natura.

Sztuczna inteligencja to szansa na wzrost PKB

Badaniami tych błędów niejako z urzędu zajmują się ekonomiści behawioralni. Jednym z wykrytych przez nich jest tak zwany efekt nowości. Krótko mówiąc: preferujemy nowe doznania z tego tylko powodu, że są nowe. Przykładów jest tu bez liku i wykraczają one poza ekonomię. Chodzi na przykład o badanie ukazujące, że nowość związana z przejściem drużyny sportowej na nowy stadion wiązała się ze zwiększeniem liczby publiczności w pierwszym roku o 22 proc. Nawet zmiana formy informowania klientów o zużyciu energii, prawdopodobnie pomogła wywrzeć na nich wpływ. Zaczęli bowiem więcej oszczędzać – zauważają Omar I. Asensio i Magali A. Delmas. Ludzie kochają nowości z racji swej nowości. Dlatego właśnie wczorajsza gazeta trafia do śmietnika, a dzisiejsza sprzedaje się w kiosku, a portal aktualizowany co 15 minut cieszy się największą poczytnością.

Podobnie w inwestowaniu – ludzie wolą zainwestować w tokeny, metawszechświaty, kryptowaluty, akcje Tesli niż na przykład w bardzo tanie akcje spółki wodociągowej czy jakiegoś przedsiębiorstwa oczyszczania miasta. To właśnie tłumaczy w znacznej mierze bańki spekulacyjne – takie jak na wirtualnej „ziemi” i wirtualnych „przedmiotach”.

Co gorsza, gdy już część osób ulegnie manii, kolejni podążają za nimi. To znany również ekonomistom behawioralnym efekt stada (ang. bandwagon effect). Gdy już część osób zainwestuje w wirtualne „domy”, pozostali mogą uczynić to tylko dlatego, że uczynili to ci poprzedni. Efekt ten nasila się oczywiście w przypadku decyzji jakiegoś „celebryty” czy „influencera”, zwłaszcza jeśli traktujemy go jako autorytet (gdy przełączamy się na tryb słuchania autorytetu część mózgu odpowiedzialna za samodzielne decyzje „wyłącza się”).

Metawersum a ryzyko uzależnień

Jeszcze mroczniejszym czynnikiem mogącym wesprzeć metawersum jest nasza skłonność do uzależnień. Wiadomo bowiem, że alkohol, narkotyki, ale także gry komputerowe uwalniają w mózgu dopaminę – neuroprzekaźnik odpowiedzialny za doświadczanie przyjemności. Człowiek pragnie ponownie doznawać przyjemności i  uzależnia się od jej źródła. To wyjaśnia nałogowe przywiązanie do różnych cyfrowych rozrywek. Jeśli jednak współczesne gry komputerowe uzależniają, to o ile silniej na mózg działać będzie (albo już działa) udoskonalony, bardziej „realny”, zapewniający silniejsze doświadczenia metawszechświat.

Jeszcze mroczniejszym czynnikiem mogącym wesprzeć metawersum jest nasza skłonność do uzależnień.

Jak czytamy na stronie ośrodka zajmującego się terapią uzależnień Family Addiction Specialist metaverse to świat cyfrowy na sterydach.

„Oczekujemy, że wszystkie wirtualne interakcje będą bardziej intensywne i stymulujące, wyglądające na bardziej rzeczywiste od naszego obecnego doświadczenia uzyskiwanego dzięki telefonom, tabletom i komputerom”, czytamy we wspomnianym źródle. Autor porównuje tu metawersum do kokainy czy heroiny, zapewniających wyjątkowo szybkie i silne doznania.

Co ciekawe, również była „menedżer produktu” Facebooka Frances Haugen w wywiadzie dla Associated Press zwróciła uwagę na radykalne uzależnienie, do jakiego doprowadzi metawerse (a przy okazji także groźbę wejścia przez korporację – zwaną obecnie… Meta – w posiadanie nawet większej liczby danych osobowych).

To właśnie błędy poznawcze (pogoń za nowością oraz mentalność stadna), a także popadanie w nałóg mogą przyczyniać się do rozwoju rynku związanego z metawersum i zarobku części inwestorów. Zysk większości uczestników tej nowej manii jest jednak mocno niepewny, zależny od szczęścia (doboru odpowiedniej firmy/gry/tokena, który przetrwa) oraz – moim zdaniem – etycznie wątpliwy.

 

Tekst powstał w celu informacyjnym i rozrywkowym. Nie jest rekomendacją inwestycyjną.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Finanse w metawersum

Kategoria: Analizy
Metawersum to trójwymiarowy, cyfrowy i współdzielony świat, równoległy do istniejącej rzeczywistości, znany głównie z gier wideo. Coraz więcej firm tworzy strategie biznesowe oparte na oferowaniu różnorodnych cyfrowych produktów i usług w tej przestrzeni.
Finanse w metawersum