Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Między melancholią i desperacją a euforią; historia Banku Anglii

Do tej pory nikt nie miał odwagi spojrzeć na cały okres, w trakcie którego Wielka Brytania starała się odnaleźć w postimperialnej erze. To zadanie paraliżowało wszystkich poziomem trudności. Wreszcie podjął się go prof. Harold James, wykładający historię gospodarczą na Uniwersytecie w Princeton.

„Can you tell me where my country lies?” („Czy możesz mi powiedzieć, gdzie leży mój kraj” – tłum. red.) – pytał się w październiku 1973 roku przebrany za Britannię Peter Gabriel. Jego pytanie było wprowadzeniem do jednej z najlepszych płyt w dziejach rocka progresywnego „Selling England by the pound”.

Oczywiście puryści językowi stwierdzą, że tytuł płyty mówi o sprzedaży Anglii na funty (jednostka miary), a nie za funta (jednostka płatnicza). To bez znaczenia, bo tak naprawdę chodziło o Anglię dotkniętą kryzysem wywołanym między innymi spadkiem wartości funta. Kryzys nie nosił tylko znamion kryzysu gospodarczego, jego zasięg wykraczał daleko poza gospodarkę.

Chory człowiek Europy

Cztery dni po ukazaniu się płyty dumni synowie Albionu, którzy wynaleźli piłkę nożną, znaleźli się za burtą mistrzostw świata za sprawą Orłów Kazimierza Górskiego. Aby dodać goryczy tej porażce, Polacy wyeliminowali Anglików bez swojej największej gwiazdy w składzie. A trzy lata później imperium już leżało na deskach i do reanimacji niezbędna była pomoc MFW. Czy można sobie wyobrazić większe upokorzenie dla dumnych ze swojej przeszłości Anglików?

Odpowiedź niestety brzmi twierdząco. Kolejne mistrzostwa świata również odbywały się bez ich uczestnictwa, kilka miesięcy po ich zakończeniu Londyn tonął w śmieciach, zaś w Liverpoolu na skutek strajku zwłoki zmarłych czekały na pochówek w plastikowych workach.

W połowie lat 70. XX w. Anglia była na rozdrożu i błądziła, a wraz z nią jej instytucje państwowe. 

Stawiane przez Gabriela pytanie nabierało szczególnego znaczenia. Anglia była na rozdrożu i błądziła, a wraz z nią niemal jej wszystkie instytucje państwowe. Rządy upadały pod wpływem roszczeń płacowych związków zawodowych, będących efektem najwyższej od ok. 300 lat (w czasach pokoju) inflacji, generowanej między innymi spadkiem wartości funta.

W tym czasie decydowało się, czy Anglia pożegna się z byciem potęgą światową w sposób godny, czy też podzieli los Hiszpanii i stanie się pariasem ówczesnego świata zachodniego. A co działo się ze słynnym Bankiem Anglii? Był podobnie zagubiony jak niemal cały kraj. Nic dziwnego, że Wielką Brytanię nazywano wówczas chorym człowiekiem Europy.

Zarówno opisany wyżej kryzys z lat 70., jak i jego próby przezwyciężenia stały się tematem zainteresowania wielu specjalistów. Być może znajdująca się na kolejnym zakręcie dziejowym Wielka Brytania właśnie w swojej najnowszej historii (a nie w odległych dziejach imperialnych) szuka natchnienia?

Kulisy raniącej dumę Albionu misji MFW opisał dość dobrze w książce „When Britain went bust” („Bankructwo Wielkiej Brytanii” – tłum. red.) nieżyjący już prof. Richard Roberts. Udzielił też wsparcia dwóm dziennikarzom, Williamowi Keeganowi oraz Davidowi Marshowi, w ich dość dokładnym opisie brytyjskiej gospodarki przełomu lat 80. i 90. XX w. Obie pozycje czyta się naprawdę dobrze, koncentrują się jednak na jednym wybranym wydarzeniu. Pierwsza książka – na kryzysie gospodarczym z 1976 r., druga – na kryzysie z 1992 r., którego wymiar polityczny był dużo większy niż gospodarczy.

Cymbalistów było wielu, żaden nie śmiał zagrać przy Jamesie

Nikt nie miał natomiast odwagi spojrzeć na cały okres, w trakcie którego Wielka Brytania starała się odnaleźć w postimperialnej erze. Nic dziwnego, bo takie zadanie niemal natychmiast paraliżuje swoim poziomem trudności.

Przyszłość bez wojen walutowych

Jestem niemal pewien, że wspomniani wyżej autorzy mieli świadomość, że jeśli ktokolwiek może temu podołać, to tylko prof. Harold James, wykładający od ponad 36 lat historię gospodarczą na Uniwersytecie w Princeton. Wielki mistrz nie zawiódł i we wrześniu 2020 roku ukazała się jego książka „Making a Modern Central Bank: The Bank of England 1979-2003” (Tworząc nowoczesny bank centralny: Bank Anglii w latach 1979-2003” – tłum. red.). Zapoznanie się z nią będzie dobrą inwestycją w wiedzę z zakresu współczesnej historii gospodarczej dla każdego z nas, ale dla bankierów centralnych powinna to być pozycja obowiązkowa.

Jestem niemal pewien, że profesora Jamesa nie trzeba przedstawiać czytelnikom Obserwatora Finansowego. Opiszę zatem jego dorobek w telegraficznym skrócie. Specjalizuje się on w historii gospodarczej Niemiec. Ale z upływem czasu zaczął śmiało wychodzić poza historię naszego zachodniego sąsiada. Trudno jest wskazać jego najlepszą książkę, ale zaryzykuję i wskażę napisaną na zlecenie EBC oraz BIS oficjalną historię dochodzenia przez kraje Europy Zachodniej do strefy euro. Takie doświadczenie czyniło go idealnym kandydatem do zmierzenia się z jakże ważnym okresem w dziejach Banku Anglii.

Bank Anglii wywiera na świat dużo większy wpływ niż wynikałoby z siły brytyjskiej gospodarki. Dzieje się tak za sprawą zdolności do podejmowania nowych, intelektualnych wyzwań.

„Making a Modern Central Bank: The Bank of England 1979-2003” opisuje transformację drugiego najstarszego banku centralnego na świecie, dzięki której z zagubionej instytucji stał się jednym z najnowocześniejszych banków centralnych na świecie. Fenomen dzisiejszego Banku Anglii świetnie ujął noblista Paul Krugman, twierdząc, że wywiera na świat dużo większy wpływ niż wynikałoby z samej siły brytyjskiej gospodarki. A dzieje się tak za sprawą zdolności do podejmowania nowych, intelektualnych wyzwań. Siła kapitału ludzkiego odgrywa w nim pierwszorzędną rolę. Dlaczego dzieje się tak dopiero teraz, a nie wcześniej? Kto był odpowiedzialny za zmianę i kto się do niej przyczynił? Na wszystkie pytania James udziela odpowiedzi.

Nie jest to łatwa książka, ale autor sowicie to wynagradza wszystkim tym, którzy zdecydowali się ją przeczytać. Oczywiście nawet minimalna znajomość współczesnej historii gospodarczej Wielkiej Brytanii ułatwia lekturę. Ale książka nie jest adresowana jedynie do miłośników historii gospodarczej. Każda osoba zainteresowana ekonomią (nawet studenci) dużo z niej wyniesie, ponieważ autor ma ogromną wiedzę ekonomiczną. Książka pozwala więc ugruntować wiedzę teoretyczną. A wszystko to za sprawą dokładnego opisu przeszczepiania wielu nurtów ekonomicznych na grunt brytyjski.

Dziwić może natomiast nieco cezura czasowa, na którą się zdecydował. Chodzi przede wszystkim o wybór 1979 roku, który mimo zmiany władzy nad Tamizą nie był przełomowy ani dla funta, ani Banku Anglii. Najpewniej powodem było to, że był to rok inicjujący szereg wydarzeń prowadzących do globalizacji gospodarki.

Obok dojścia Margaret Thatcher do władzy, w 1979 r. wydarzyło się wiele innych istotnych rzeczy: początek nowego programu gospodarczego ChRL, rewolucja w Iranie (generująca drugi szok naftowy) oraz szalenie ważna decyzja podjęta przez prezydenta Jimmy’ego Cartera: nominowanie Paula Volckera na prezesa Federal Reserve. To on rozprawił się z inflacją dręczącą ówczesny świat zachodni i w efekcie przyspieszył globalizację gospodarki.

Nie tylko inflacja

James nie ma problemu z odróżnieniem, jak dany problem jest postrzegany dzisiaj od tego, jak był postrzegany przez osoby żyjące w opisywanych czasach. Ceną za to jest brak możliwości poruszania się w ściśle wyznaczonych ramach czasowych.

Wielki brytyjski ciężar

Trudno pisać o współczesnej historii gospodarki brytyjskiej bez nawiązania do dramatycznych wydarzeń z jesieni 1976 r, kiedy ówczesny Kanclerz Skarbu Denis Healey musiał odwołać (będąc już na lotnisku) swój wylot do Manili na coroczne posiedzenie MFW, by gasić pożar będący efektem kolejnego spadku funta. Czy rzeczywiście imperium było rozłożone na łopatki?

Spokojna analiza Jamesa (a także przywołanego już Robertsa) wskazuje, że nie było aż tak źle, jak wyglądało. Z pomocy MFW skorzystano na wszelki wypadek, natomiast Królestwo poradziłoby sobie i bez niej. Znacznie ważniejsza od pomocy MFW była podróż Healeya z Heathrow do Blackpool, gdzie musiał rozprawić się z twardym kolektywem Partii Pracy. Dlatego opis brytyjskiej odnowy gospodarczej bez odniesienia się do Healeya to tak, jak opisywanie polskiej transformacji gospodarczej bez wspomnienia Mieczysława Wilczka.

James mierzy się z ciężarem obranego przez siebie zadania wielowątkowo. Nie przeprowadza analizy Banku Anglii jedynie przez pryzmat walki z inflacją. Tym bardziej, że trudno było Bankowi Anglii radzić sobie z inflacją bez odpowiedniej niezależności.

Jego trudne położenie najlepiej opisał jeden z kanclerzy skarbu, twierdząc, że Bank Anglii był po to, by wykonywać jego polecenia. Największym problemem była jednak nie osoba kanclerza Nigela Lawsona, ale przede wszystkim graniczące z uporem przywiązanie konserwatystów do idei monetaryzmu.

Wejście funta do ERM 30 lat temu, a następnie wyjście, to były kluczowe wydarzenia w najnowszej historii Banku Anglii. Doprowadziły do odzyskania niezależności i  utraconego wcześniej prestiżu. 

James świetnie wyłapuje przyczyny, dla których przygoda z monetaryzmem zakończyła się niepowodzeniem. Jej fiasko kazało spojrzeć Brytyjczykom na kurs walutowy jak na kolejną kotwicę antyinflacyjną. Flirtowanie z zaczepem walutowym funta wobec marki niemieckiej zakończyło się nie tylko katastrofą gospodarczą, ale serią wydarzeń, które ostatecznie doprowadziły do brexitu (choć James używa tego argumentu ostrożniej niż Keegan, Marsh i Roberts). Wejście funta do ERM (w tym tygodniu będziemy obchodzić trzydziestą rocznicę), a następnie wyjście, to były kluczowe wydarzenia w najnowszej historii Banku Anglii. Doprowadziły do odzyskania niezależności przez bank i utraconego wcześniej prestiżu. O kryzysie funta z 1992 r. słyszał niemal każdy, głównie za sprawą George’a Sorosa. James uzupełnia obraz ciekawie, opisując zachowanie dealera Banku Anglii, który bezskutecznie zmagał się z funduszami hedgingowymi Quantum.

Innym ważnym wątkiem jest mnogość zadań, którymi zajmował się Bank Anglii. W 1979 r. było ich tak dużo, że nikt nie wiedział, jakim zadaniom tak naprawdę ma służyć bank centralny. Co ciekawe, z wielu powierzonych mu zadań (jak chociażby przezwyciężania kryzysu zadłużeniowego z pierwszej połowy lat 80.) wywiązywał się bardzo dobrze.

Warto też zwrócić uwagę na stabilność finansową kraju. Oczywiście zdarzały się wpadki (dokładnie zostały opisane), ale bank nigdy nie dopuścił do kryzysu systemowego. Bardzo ciekawy jest rozdział poświęcony Hong Kongowi, a dokładniej staraniom HSBC, dzisiejszej perły w koronie, aby stać się bankiem brytyjskim. Dużo wody musiało upłynąć w Tamizie, zanim Bank Anglii dał na to zielone światło.

Znaczenie prezesów banku centralnego

James dużo pisze o osobach trzymających w ręku ster Banku Anglii. W krytycznych latach 70. bankiem rządził Gordon Richardson. Nie jest ulubieńcem Jamesa. Autor rozprawia się z nim w sposób dość ostry, wytykając brak zrozumienia dla otaczającej rzeczywistości. Nie wini go za to, że w trakcie sprawowania władzy (lata 1973-1983) Wielką Brytanię dotknęła inflacja. Wytyka mu natomiast brak umiejętności znalezienia wspólnego języka z pracownikami, może dlatego, że był klasycznym przedstawicielem świata odchodzącego do lamusa.

Jego następca Robin Leigh Pemberton reprezentował zupełnie inny typ osobowości i w dużym stopniu przyczynił się do rozpoczęcia udanej transformacji Banku Anglii. Jego rola pokazuje też, jak zmieniała się percepcja wydarzeń na przestrzeni lat.

Pemberton wywodził się z banku National Westminster i na początku kadencji wzbudził powszechną wesołość, twierdząc, że inflacja jest nie tylko problemem, ale wręcz największym zagrożeniem dla świata zachodniego. Stwierdzenie, że inflacja jest dużo groźniejsza od komunizmu wywołało zakłopotanie najbliższego otoczenia.

Wpływ brexitu na międzynarodową pozycję funta

Cóż, początek lat 80. to okres, w którym ZSRR prężył ostentacyjnie swoje muskuły, wywołując skutecznie strach w całym zachodnim świecie. Dlatego mało kto traktował Pembertona poważnie. Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. W 1990 roku groźba komunizmu w Europie już praktycznie nie istniała, natomiast inflacja w Wielkiej Brytanii w porywach wynosiła ponad 10 proc. Pemberton był jednak tylko prekursorem zmian, natomiast cały ciężar transformacji wziął na swoje barki jego następca, Edward George. I to jemu James poświęca najwięcej uwagi.

Najbardziej zaskoczyło mnie jedno stwierdzenie autora niemal na samym początku książki. Udana transformacja Banku Anglii symbolizuje udaną transformację Wielkiej Brytanii w nowoczesny kraj, w pełni dostosowany do wymogów globalnej gospodarki. Zmienił się bank, zmienił się kraj, a także nastawienie wielu Brytyjczyków. Mieszankę melancholii i desperacji, którą najlepiej symbolizowała płyta „Selling England by the pound”, zastąpił duch Cool Britannia, będący dumą z brytyjskiego pochodzenia.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zdaniem Jamesa ceną transformacji było między innymi pojawienie się cynizmu i wyrachowania. Nie uciekł przed nimi nawet główny bohater książki, czyli Eddie George. Dowiadujemy się naprawdę ciekawych szczegółów. Kogo George próbował podejść (i do kogo wykonał pierwszy telefon, jak już przejął władzę), kto stanął mu na przeszkodzie w realizacji bardzo przebiegłego planu. Nie zmienia to jednak faktu, że był to człowiek ogromnego formatu. Wielkość nieżyjącego już prezesa Banku Anglii polegała między innymi na tym, że potrafił stawiać czoła nie tylko nieprzewidywalności otoczenia gospodarczego, ale swoistego rodzaju ironii losu.

W efekcie dobrze opisanego splotu wydarzeń Bank Anglii otrzymuje, w ramach de facto nowego mandatu, misję, z którą do tej pory naprawdę kiepsko sobie radził. Jednocześnie zabrano mu rolę, w której (mimo kilku wpadek) spisywał się na medal. Taki nieoczekiwany splot wydarzeń nie przeszkodził Eddiemu Georgowi (jego karykatura jest na okładce książki) dopełnić dzieła życia i przeprowadzić do końca rozpoczęty zarówno przez niego, jak i poprzednika proces reform.

Zainicjowana w 1979 r. globalizacja nie ominęła bankowości centralnej, dlatego James nie mógł w swojej książce ograniczyć się do opisu samego Banku Anglii. Do rangi symbolu urasta zdjęcie z lat 80. pokazujące prezesów najważniejszych banków centralnych pochylonych nad dokumentami, wykonane gdzieś nad Atlantykiem.

Książka o Banku Anglii jest też książką o rozwoju bankowości centralnej na przełomie stuleci.

Niemal każdemu ważniejszemu posunięciu ze strony Banku Anglii towarzyszy analiza porównawcza – jak w podobnych okolicznościach zachowywały się inne banki centralne. Dlatego książka o Banku Anglii jest tak naprawdę książką o rozwoju bankowości centralnej na przełomie stuleci. Skutki globalizacji każą postawić pytanie, jak bank centralny powinien zachowywać się we współczesnym świecie? Przecież nie brakuje osób twierdzących, że banki centralne nie są już w stanie wpływać na przebieg wydarzeń zachodzących w gospodarce. Odpowiadając na wcześniej postawione pytanie, James porównuje bank do dyrygenta orkiestry. Często nie ma on wpływu na wybór repertuaru, ale ma wpływ na to, jak zostanie wykonany.

Na końcu autor zaleca wszystkim pracownikom Banku Anglii korzystanie z metra londyńskiego. Taką poradę można dać pracownikom wszystkich banków centralnych. I nie tylko. Chodzi o to, aby każdy z nas mógł dojechać metrem w okolice Threadneedle Street i przy wysiadaniu na stacji Bank dokładnie wsłuchał się w nadawany z megafonu komunikat.

Rozprzestrzenianie się COVID-19 utrudnia nam zastosowanie się do zaleceń autora. Natomiast niemal nic nie utrudnia nam przeczytania książki, której treść można porównać do bardzo wymagającej muzyki, a objaśniającego nam szczegóły bankowości centralnej autora do jednego z najwybitniejszych, współczesnych dyrygentów.

Opinie wyrażone przez autora nie reprezentują oficjalnego stanowiska NBP.

Otwarta licencja


Tagi