Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Mniej jemy w święta, ale nie z biedy – zmieniamy obyczaje

W Polsce jest nieznacznie taniej niż przed rokiem. Święta Wielkanocne powinny zatem kosztować mniej więcej tyle, ile poprzednie. Sprzedaż przedświąteczna raczej też nie wzrasta, bo jemy w Polsce nieco mniej niż dawniej.
Mniej jemy w święta, ale nie z biedy - zmieniamy obyczaje

(źródło: GUS; infografika Dariusz Gąszczyk)

Gospodarka Polski wpisała się w tendencje deflacyjne dominujące obecnie w świecie rozwiniętym. Natura tego procesu nie daje się ująć w jednym zdaniu, ale źródła ma głównie za granicą, gdzie tanieje ropa i inne surowce. Spadki cenowe o zasięgu globalnym przekładają się (raz mocniej, raz słabiej) na pozostałe ceny. Skutki trudno jeszcze dostrzec gołym okiem, ale uwidaczniają się wyraźnie w statystykach.

W połowie marca GUS ogłosił, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych były w lutym 2015 r. niższe o 1,6 proc. niż w lutym 2014 r. Spadki cen z miesiąca na miesiąc są ledwo dostrzegalne (luty br. do stycznia spadek cen o 0,1 proc. a styczeń do grudnia 2014 r. to obniżka o 0,2 proc.), ale w ciągu parunastu miesięcy skumulowały się do wielkości istotnych.

Zgodnie z tezą o imporcie deflacji, spośród pozycji uwzględnianych w tzw. koszyku inflacyjnym najbardziej potaniały przez rok (luty do lutego) paliwa – aż o 17,6 proc. W przypadku odzieży i obuwia oraz żywności spadek cen (też luty do lutego) nie jest już tak spektakularny, bowiem wynosi odpowiednio 5,3 proc. i 4,1 proc.

Nie wszystko jednak tanieje, ujawniły się także zwyżki. Najbardziej podrożały usługi telekomunikacyjne – o 2,4 proc. w relacji luty do lutego. Sporo przemawia za tym, że mamy w tym przypadku do czynienia z syndromem „paciorków i perkalików”. Rolę świecidełek ofiarowanych kiedyś „ludom dzikim” pełnią dziś kolejne „darmowe” lub „półdarmowe” modele smartfonów, tabletów i innych gadżetów, których realną cenę, powiększoną o bardzo sutą marżę, usidleni płacą w drożejących abonamentach.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

Ceny żywności nie budzą dziś tak wielkich namiętności jak kiedyś, gdy Polacy byli głównie biedni, ale lepiej oczywiście, gdy są umiarkowane. Na co dzień mamy jednak z oceną ich poziomu duży kłopot, bo statystyczny koszyk cenowy nie oddaje niuansów milionów diet, tak różnych w każdym domu. GUS może zatem informować jak najrzetelniej np. o spadku cen żywności, a my kupiliśmy właśnie w sklepie znacznie droższego niż miesiąc temu ananasa i na tej podstawie niekiedy próbujemy dowodzić, że postępuje drożyzna.

Mnóstwo niezgodności między faktami statystycznymi, a indywidualnymi odczuciami ma zatem źródło w strukturze koszyka dóbr, czyli w systemie wag stosowanym w obliczeniach wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych. Koszyk musi uwzględniać tendencje dominujące w spożyciu w danym kraju, więc im większe odchylenia w danej rodzinie lub większej grupie od normy uwzględnionej w koszyku, tym silniejsze wrażenie, że oficjalne informacje dot. ruchu cen nie oddają należycie zmian odczuwanych subiektywnie.

Inny ważny czynnik wpływający na indywidualne postrzeganie inflacji/deflacji to poziom uzyskiwanych dochodów rozporządzalnych, czyli pozostających do dyspozycji po opłaceniu podatków i obowiązkowych składek. Statystycy odnotowują pod tym względem systematyczną poprawę. 20 lat temu, tj. w 1995 r. relacja przeciętnych miesięcznych wydatków do przeciętnego miesięcznego dochodu rozporządzalnego na 1 osobę w gospodarstwie domowym wynosiła w Polsce niemal 91,9 proc., a w 2013 było to 81,7 proc., a więc poprawa (bo więcej pieniędzy pozostaje na inwestycje i oszczędności) wyniosła 10 pkt proc.

Całkiem przyzwoity obraz psują dane nt. osób doświadczających biedy. W 1994 r. osoby utrzymujące się z dochodów niezapewniających tzw. minimum egzystencji stanowiły 6,4 proc. ogółu osób w polskich gospodarstwach domowych, podczas gdy w 2005 r. odsetek ten urósł do 12,3 proc., aby zmaleć do 6,8 proc. w 2012 r.

Żywność jest dobrem dla człowieka najważniejszym, ale jej względne znaczenie maleje wraz ze wzrostem dochodów. Warunkiem niezakłóconego występowania tej zależności jest obfitość żywności na rynku oraz jej jak najszerszy wybór, bo każdy deficyt powoduje wzrost rangi poszukiwanego towaru. W krajach bogatych wagi przydawane żywności we wskaźnikach cen konsumpcyjnych są w konsekwencji niższe niż w państwach biedniejszych. Zależność ta jest bardzo mocna. Różnica w wielkości wag dla kategorii „żywność i napoje bezalkoholowe” między niezamożną jeszcze Polską a bardzo bogatymi Niemcami jest dwukrotna i wynosi w wartości bezwzględnej aż 12 pkt proc.

(infografika DG)

(infografika DG)

W przypadku ocen dokonywanych w okresach przedświątecznych problem subiektywnego postrzegania siły i kierunku ruchu cen ulega na szczęście dużemu uproszczeniu, a to ze względu na bardzo dużą jednolitość etniczną mieszkańców Polski i niemal jednakowe wszędzie zwyczaje i tradycje związane ze świątecznym stołem.

Sezonowy popyt wielkanocny jest zatem relatywnie bardzo silny z powodu powszechnej woli świętowania i niemal jednorodny, bo rzadko kto z mieszkańców Polski odbiega od kulturowego wzorca. Na liście zakupów podstawowych muszą być jajka, szynka oraz biała kiełbasa na niedzielne i poniedziałkowe śniadania, a poza tym mięso na obiady oraz mąka na wypieki. Kupujemy też nieco więcej alkoholu niż zwykle, jako że wielkanocne śniadania kończą się niekiedy nawet już po zmierzchu. Drobiazgów w postaci majonezów, chrzanu, ćwikły, najróżniejszych przystawek oraz dodatków i przypraw może być na każdym stole mnóstwo, ale w statystycznym ujęciu mają znaczenie marginalne.

Charakterystyczny dla Wielkanocy zwyczaj kulinarny to jedzenie jajek i wysokiej klasy wędlin, przede wszystkim szynki. Wg eksperta wędliniarstwa prof. Andrzeja Pisuli, Polacy byli i są nadal w światowej czołówce konsumentów szynki i innych wędzonek. Wprawdzie Włosi delektują się swoją Prosciutto di Parma, a Hiszpanie mają np. Jamón serrano, czyli szynkę górską, to jednak te obce specjały krojone są tam na plasterki niemal przeźroczyste, a u nas płat szynki nadal musi mieć (zazwyczaj) swoją grubość. Jeśli chodzi o jaja, to rok 2010 był ostatnim, kiedy roczne ich spożycie przekraczało 200 sztuk per capita. Dziś jest to mniej niż 150 jaj rocznie na głowę.

W bardzo licznych domach stoły wielkanocne nie będą uginały się od jadła tak jak kiedyś. Dane dotyczące wielkości spożycia żywności potwierdzają, że Polacy mniej jedzą, lecz nie z biedy, a w efekcie rosnącej zamożności – w ostatnich 20 latach przeciętne wynagrodzenie brutto wzrosło w Polsce o prawie 30 proc. Nie napychamy się – jak kiedyś – ziemniakami, mniej jemy chleba, nawet mięsa (kiedyś oznaka majętności i sytości) mniej ląduje w garnkach, rondlach i na grillu.

Jemy mniej bo tak zdrowiej, mniej kupujemy jedzenia, bo nie chcemy go wyrzucać na śmietnik, coraz częściej odwiedzamy bary i restauracje, a więc spożycie domowe musi być mniejsze. W najmniejszym stopniu wnioski te dotyczą osób starszych, a więc gospodarstw emeryckich.

(infografika DG)

(infografika DG)

Rozważania na temat spożycia wielkanocnego zamknę przyczynkiem historycznym z czasów już dość zamierzchłych. Zyskamy w ten sposób niecodzienny punkt odniesienia, a poza tym poczucie, że ciężka praca w dzisiejszy dzień powszedni nie idzie na marne. Chodzi o dane dotyczące sytuacji mieszkańców Polski w roku 1928, a więc w okresie względnej prosperity tuż przed Wielkim Kryzysem.

Mały Rocznik Statystyczny GUS za rok 1932 zawiera m.in. informacje o budżecie czteroosobowej rodziny robotniczej. Udział jej wydatków na żywność w rozchodach ogółem sięgał w 1928 r. aż 60 proc.

(infografika DG)

(infografika DG)

Na podstawie przywołanego rocznika oraz informacji z innych źródeł zarysować można bardziej szczegółowy „model” ówczesnej konsumpcji. Jeśli czteroosobowa statystyczna rodzina, której głowa miała szczęście pracować na stanowisku robotniczym, wydawała rocznie na żywność ok. 1400 ówczesnych złotych (2446 zł x 56,5 proc. = 1382 zł), to jeden jej członek mógł zjeść za 95 groszy dziennie. Dzienny jadłospis tej osoby mógłby wyglądać następująco: pół kilograma ziemniaków (9 groszy), pół kilograma chleba pytlowego (25 groszy), szklanka mleka (13 groszy), 2 dekagramy masła (14 groszy), jedno jajko (23 grosze) i 33 gramy wołowiny (11 groszy).

To drukiem podawszy, życzę PT Czytelnikom smacznego.

(źródło: GUS; infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika DG)
(infografika DG)
(infografika DG)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Żywności nie zabraknie, ale będzie jeszcze droższa

Kategoria: Sektor niefinansowy
Jeśli ograniczymy produkcję zbóż w Europie, chroniąc środowisko, to ktoś będzie musiał tę produkcję przejąć. Prawdopodobnie będą to kraje Ameryki Południowej, gdzie presja na ochronę środowiska naturalnego jest o wiele mniejsza – mówi dr Jakub Olipra, starszy ekonomista w Credit Agricole Bank Polska.
Żywności nie zabraknie, ale będzie jeszcze droższa