Na giełdach nadchodzi czas rozczarowań

Koniec pierwszego półrocza przebiegał pod znakiem realizowania zysków wypracowanych praktycznie na wszystkich rynkach finansowych. Traciły akcje, surowce, obligacje skarbowe i korporacyjne, a także waluty rynków wschodzących. Dwóch kolejnych tak słabych miesięcy nie było w ostatnich latach, co podważa powszechną wiarę w udane dla ryzykownych aktywów drugie półrocze.
Na giełdach nadchodzi czas rozczarowań

(infografika Darek Gąszczyk)

Na słabe zachowanie rynków finansowych złożyły się brak przekonujących dowodów na poprawę koniunktury w globalnej gospodarce, ostrzeżenia przed ograniczeniem skupu aktywów w Ameryce oraz symptomy odradzania się kryzysu zadłużeniowego na Starym Kontynencie. To wszystko ogranicza szanse na zakładane przez większość ekonomistów i inwestorów znaczące ożywienie koniunktury ekonomicznej na świecie w II półroczu.

W kwestiach gospodarczych zamiast wzmacniania się tempa rozwoju gospodarek na świecie obserwowaliśmy raczej jego wytracanie. Co więcej, w niektórych państwach doszło do spowolnienia koniunktury. Dotyczy to przede wszystkim krajów rozwijających się, a najlepszym przykładem takich zjawisk są Chiny.

W komentarzu do czerwcowego posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), decydującego o polityce pieniężnej w USA, pojawiły się sygnały o możliwym ograniczeniu skupu aktywów z obecnych 85 mld dolarów miesięcznie. Zostało to odczytane nie tylko jako zagrożenie dla tamtejszej gospodarki i napędzającego ją w znacznym stopniu rynku mieszkaniowego, ale zagrożenie też dla rynków finansowych, z których duża część „żywiła” się w pierwszych miesiącach tego roku środkami pochodzącymi z dodruku pieniądza oraz spekulacjami o korzystnym wpływie takiej polityki na ceny ryzykownych aktywów.

Zmiany w portugalskim rządzie z odejściem ministra finansów, kierującego do tej pory restrukturyzacją budżetu tego państwa, przypomniały natomiast, że kryzys zadłużeniowy na Starym Kontynencie nie skończył się, a reformowanie sprowadza się bardziej do zmniejszania tempa zadłużania się państw, a nie ograniczania wielkości długów.

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Stagnacja gospodarcza nasila się

W założeniu ekonomistów i inwestorów II kwartał tego roku miał być wstępem do silniejszego ożywienia koniunktury gospodarczej na świecie w II półroczu. Tymczasem dostarczył mocnych argumentów pozwalających podważać taki scenariusz. Globalny wskaźnik PMI, obrazujący aktywność sektora przemysłowego oraz usługowego, w czerwcu poszedł w dół do 51,4 pkt z majowych 52,9 pkt i tym samym odnotował jeden z najsłabszych wyników w ostatnich 5 latach. Średnia z II kwartału wypadła na poziomie 52,1 pkt i była niższa niż w dwóch wcześniejszych kwartałach.

Osłabienie wskaźników koniunktury widoczne było praktycznie w każdym zakątku świata, od USA, przez Brazylię, Chiny, Indie i Rosję, po Australię. Jasnymi punktami były przede wszystkim Wielka Brytania, a także Japonia. Osłabienie nowych zamówień sugeruje, że w kolejnych miesiącach aktywność gospodarcza może pozostawać pod presją.

Wiadomości takie można byłoby ignorować, gdyby nie to, że mają one wpływ na kondycję finansową przedsiębiorstw i perspektywy wzrostu zysków. O ile na koniec 2012 r. szacowano, że zyski firm z europejskiego indeksu DJ Stoxx 600 pójdą w tym roku w górę o 9,4 proc., a w przyszłym o 12,7 proc., to obecnie tegoroczne przewidywania mówią o 2,1 proc. wzrostu, a przyszłoroczne o 12,9 proc. W Ameryce w przypadku indeksu S&P 500 liczono na blisko 9 proc. zwyżki zysków w tym roku, a aktualnie szacuje się je na 6,1 proc.

W przypadku drugiego kwartału tego roku zakładano na koniec minionego roku wzrost zysków o prawie 9 proc., a teraz spodziewane jest już tylko 2,4 proc. Widać zatem, że analitycy stopniowo odsuwają w czasie przyspieszenie wzrostu zysków, ale jeszcze nie tracą nadziei, że on nastąpi w II połowie tego roku. Kolejne rozczarowujące doniesienia gospodarcze mogą taki optymizm zacząć ograniczać, negatywnie oddziałując na rynki ryzykownych aktywów, szczególnie akcji i obligacji korporacyjnych.

Druk pieniądza wiąże się także z kosztami

Przez pierwsze miesiące tego roku oddalająca się perspektywa szybszego wzrostu zysków nie „przeszkadzała” w kupowaniu ryzykownych aktywów, bo banki centralne nasilały politykę ilościowego luzowania monetarnego, a na horyzoncie nie było symptomów każących liczyć się z ograniczeniem takich działań. W efekcie opłacało się podejmować ryzyko i korzystać z ultra taniego finansowania. Tym bardziej, że nie bardzo były alternatywa: nie oferowały jej bezpieczne rynki, czyli pieniężny, na którym trudno było realnie coś zarobić, obligacji skarbowych państw rozwiniętych, na którym długoterminowe obligacje miały rekordowo niską rentowność, ani złoto, które stało się drogie po latach zwyżek.

Uwarunkowania zmieniają się jednak teraz, bo Rezerwa Federalna zapowiedziała ograniczenie dotychczasowej skali skupu aktywów – w efekcie obligacje mocno potaniały i stały się bardziej atrakcyjne. Przełożyło się to na uzależniony od dochodowości długoterminowych papierów skarbowych koszt kredytu hipotecznego w USA, co pogorszyło postrzeganie rynku mieszkaniowego, który w ostatnich kwartałach był istotnym motorem napędowym rozwoju tamtejszej gospodarki.

Jednocześnie zaczęły przebijać się głosy, że skup aktywów to nie tylko korzyści, ale i koszty. Najwyraźniej zabrzmiał tu głos Banku Rozliczeń Międzynarodowych. Instytucja ta w corocznym raporcie postawiła pytania o motywację dla zadłużonych krajów dla reformowania finansów publicznych, gdy koszt obsługi długów jest nienaturalnie niski. Zapytała też o to, jak uniknąć uzależnienia gospodarek od stymulacji monetarnej, jak uniknąć gwałtownego wzrostu dochodowości obligacji, gdy zacznie się czyszczenie bilansów banków centralnych z nabytych przez ostatnie lata aktywów. Ich wartość przekracza teraz 20,5 bln dol. w porównaniu z 10,4 bln dol. w 2007 r.

Europa w ślepym zaułku

Wzrost rentowności portugalskich 10-latnich obligacji do 7,3 proc. z 5,2 proc. w drugiej połowie maja przypomniał inwestorom o zagaszonym, ale nie zażegnanym definitywnie, kryzysie zadłużeniowym na Starym Kontynencie. Do gwałtownych wahań notowań tamtejszych obligacji wystarczyły zmiany w rządzie (odejście ministra finansów, który do tej pory odpowiadał za reformowanie budżetu państwa). Znów zaczęło się mówić o kolejnej restrukturyzacji greckiego zadłużenia. Widać wyraźnie, że bez szybszego tempa rozwoju wyjście z zadłużeniowej pułapki jest bardzo trudne.

Bank Rozliczeń Międzynarodowych wskazuje przy tym na wyzwania wynikające ze zwyżki rentowności obligacji. Szacuje, że ich ruch w górę o 3 pkt proc. wzdłuż całej krzywej dochodowości kosztować będzie posiadaczy papierów amerykańskich przeszło 1 bln dol., czyli ponad 8 proc. tamtejszego PKB. W przypadku Francji, Włoch, Japonii i Wielkiej Brytanii byłoby to od 15 proc. do 35 proc..

Nic więc dziwnego, że nie tylko Europejski Bank Centralny, ale również Bank Anglii na lipcowych posiedzeniach robiły wszystko, co możliwe, by neutralizować wpływ na rynki finansowe bardziej jastrzębiej postawy Rezerwy Federalnej. Tak należy odczytywać zapewniania, że na Starym Kontynencie polityka pieniężna będzie luźna tak długo, jak to będzie potrzebne, dłużej niż inwestorzy dziś zakładają.

Szefowie obu banków centralnych nie wprost, ale niejako przy okazji, potwierdzali utrzymującą się słabość koniunktury gospodarczej. Stanowi to uzasadnienie dla deklaracji o utrzymywaniu wsparcia dla gospodarek i nieodżegnywania się zwłaszcza EBC od podejmowania dalszych niestandardowych działań w tym względzie. Chodzi tu przede wszystkim o wprowadzenie ujemnej stopy depozytowej, wyznaczającej oprocentowanie środków składanych w banku centralnym przez banki komercyjne.

Ryzykowne aktywa jeszcze potanieją

W takich uwarunkowaniach coraz bardziej realne staje się rozczarowanie inwestorów rozwojem wypadków gospodarczych w tym roku i skalą ożywienia koniunktury. To szczególnie duże zagrożenie dla rynku towarów, w przypadku którego można oczekiwać osiągnięcia ubiegłorocznego dołka przez indeks CRB, mierzący notowania najpopularniejszych towarów.

Akcje i obligacje korporacyjne, a także pozostałe ryzykowne aktywa byłyby też w poważnych opałach. W przypadku globalnego rynku akcji już można mówić o symptomach odwrócenia średniookresowej tendencji zwyżkowej, jaka trwała od czerwca minionego roku do drugiej połowy maja. W konsekwencji realny jest spadek notowań poniżej czerwcowego dołka. Podobnie będzie z obligacjami korporacyjnymi, których postrzeganiu zaszkodzi oddalająca się perspektywa szybszego wzrostu zysków oraz podnosząca się dochodowość papierów skarbowych.

Realizacja takiego scenariusza pociągałaby za sobą zniżkę naszego WIG poniżej tegorocznego minimum i osiągnięcie okolic 42 tys. pkt, znajdującego się 3 tys. pkt poniżej  poziomu z 5 lipca. W scenariuszu tym mocno ucierpiałby też złoty – kurs dolara sięgnąłby poziom 3,5 zł.

Trzeba przy tym brać pod uwagę możliwość wymknięcia się zniżek „spod kontroli” w związku z wyzwaniami przed jakimi stanęła chińska gospodarka (ograniczone możliwości stymulowania koniunktury przez władze w następstwie rosnących cen mieszkań) i w ślad za tym cała Azja. Inne niebezpieczeństwo to negatywne skutki zwyżki dochodowości obligacji. Scenariusz taki, dziś jeszcze hipotetyczny, oznaczałby wyprzedaż na skalę co najmniej taką, jakiej byliśmy świadkami od wiosny do jesieni 2011 r. Wtedy akcje na świecie straciły przeszło 20 proc. wartości. Podobne zniżki dotknęły też ceny towarów. Mocnego tąpnięcia doświadczyły w tym czasie także pozostałe rynki ryzykownych aktywów.

OF

(infografika Darek Gąszczyk)
(infografika Darek Gąszczyk)
Indeks-cen-akcji-na-świecie
(infografika Darek Gąszczyk)
indeks-cen-polskich-obligacji
(infografika Darek Gąszczyk)
indeks-cen-towarów

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane