Na giełdach nieuchronna zmiana liderów

Pomimo panującego powszechnie przekonania, że obecny rok będzie dla polskiej giełdy udany sześć tygodni 2013 r. przyniosło więcej rozczarowań niż powodów do radości. Bilans tego okresu zamyka się 2-proc. stratą indeksu WIG. Słabość naszego parkietu widoczna jest na tle rynków zagranicznych. Uzasadniają ją bardzo słabe informacje z naszej gospodarki.
Na giełdach nieuchronna zmiana liderów

Moskwa przejmuje część zainteresowania inwestorów giełdowych. (CC By NC SA davidgordillo)

W pierwszych tygodniach tego roku zaznaczyła się na warszawskim parkiecie pokaźna różnica zachowań małych i dużych spółek. O ile WIG-Plus, w skład którego wchodzą najmniejsze spółki, zyskał 6 proc., sWIG80, skupiający małe firmy, poszedł w górę o ponad 5 proc., to WIG20, indeks blue-chips, zniżkował o przeszło 4 proc.

Mogło to zaskakiwać w kontekście bardzo słabych wiadomości o kondycji polskiej gospodarki, jakie napływają od początku tego roku. Kondycja finansowa mniejszych firm dużo bardziej niż największych jest uzależniona od sytuacji w krajowej gospodarce. Dlatego więc można mieć obawy o ich atrakcyjność. Równocześnie jednak naturalne jest, że po wielu miesiącach znacznej przewagi dużych spółek nad małymi dochodzi do zmiany liderów.

Zjawisko takie zresztą widać w skali globalnej. Rynki przewodzące zwyżkom w drugiej połowie 2012 r. dostają coraz wyraźniejszej zadyszki, czego przykładem jest nie tylko postawa polskiej giełdy, ale też tureckiej, hiszpańskiej, czy niemieckiej. Zainteresowanie inwestorów przenosi się natomiast w stronę słabiej zachowujących się w drugiej połowie minionego roku parkietów, jak na przykład amerykańskiego, brytyjskiego, czy rosyjskiego.

Trudno taką zmianę liderów traktować jako coś niepokojącego. Negatywnie można byłoby to odczytywać jedynie wtedy, gdyby wcześniejsi autsajderzy nie byli w stanie prowadzić globalnego rynku akcji w górę. To oznaczałoby, że mamy do czynienia ze śmieciową fazą trendu wzrostowego, w czasie której notowania idą w górę nie z powodów fundamentalnej atrakcyjności rynków, ale z racji na to, że dotąd niewiele wzrosły i wydają się nominalnie atrakcyjne.

Tymczasem dzięki 2-proc.wzrostowi w tym roku indeks światowego rynku akcji MSCI AC World, uwzględniający zmiany lokalnych walut względem dolara, wspiął się do szczytu z wiosny 2011 r. Jego pokonanie będzie wyraźnym sygnałem, że trwająca od 2009 r. hossa jest kontynuowana. Jednocześnie jednak osiągnięcie takiego poziomu stanowi dobry moment do rozpoczęcia mocniejszej korekty zwyżek. Rzadko tak silne bariery są pokonywane „z marszu”, po tygodniach praktycznie nieprzerwanych zwyżek. Od połowy listopada globalny rynek jedynie dwukrotnie zamykał tydzień na minusie. Do tego zniżki były małe, nie przekraczały 1 proc..

Rosnący optymizm inwestorów

Przedłużająca się dobra passa giełd na świecie powoduje, że optymizm, a co za tym idzie oczekiwania, inwestorów są coraz większe. W popularnej ankiecie Investors Intelligence, obrazującej nastawienie do akcji autorów najpopularniejszych biuletynów inwestycyjnych w USA, przewaga byków (zwolenników zwyżek) nad niedźwiedziami jest już 2,6-krotna. Za średnioterminowy sygnał sprzedaży uznaje się barierę na poziomie 3. Pierwszy raz w historii sięgającej 2006 r. średnie zaangażowanie aktywnie zarządzających funduszami w USA osiągnęło pod koniec stycznia 104 proc.. To pokazuje, że portfele inwestorów są już bardzo mocno wypełnione akcjami.

Rodzi się więc pytanie, co jeszcze może windować notowania. Na pewno dopływ świeżych środków, zwłaszcza od klientów detalicznych. W przeciwieństwie do poprzednich miesięcy, widać zwłaszcza w Ameryce większe zainteresowanie funduszami akcji. Przewaga wpłat nad wypłatami w tej grupie podmiotów w ostatnich tygodniach była mocno dodatnia, po tym, jak środki odpływały z nich przez wcześniejsze 10 miesięcy z rzędu.

Kapitał pochodzący od detalicznych inwestorów jest bez wątpienia „lepszy” niż od instytucji finansowych, bo cechuje go większa inercja (wpłaty są bardziej rozłożone w czasie, ale i wycofywanie się przybiera mniej gwałtowny charakter). W średnim terminie bardziej stabilizuje on notowania, choć na krótką metę ma mniejszy wpływ na wydarzenia rynkowe.

Specyficzne zdarzenia na polskim rynku

Słabość polskiej giełdy w pierwszych tygodniach tego roku to nie tylko efekt globalnych zjawisk, ale również lokalnych wydarzeń. Spodziewana od dłuższego czasu sprzedaż kolejnego pakietu walorów PKO BP przez Skarb Państwa i nieoczekiwane pozbycie się części udziałów w Pekao przez UniCredit doprowadziło do zniżek kursów akcji tych banków. Oznaczało przy tym wydrenowanie rynku z około 8 mld zł, które poszły na zakup przez inwestorów instytucjonalnych (polskich i zagranicznych) pakietów papierów obu banków. Te środki mogły trafić na rynek wtórny, przekładając się na większy popyt na polskie akcje.

Seria bardzo słabych danych gospodarczych, jaka pojawiła się w styczniu, unaoczniła inwestorom, że problemy polskiej gospodarki są najpoważniejsze od wielu lat. Chodzi przede wszystkim o uwarunkowania związane z konsumpcją gospodarstw domowych, która napędzała koniunkturę przez ostatnie lata i pozwoliła nawet uniknąć recesji w czasie kryzysu z lat 2008-2009.

Teraz spadek realnych wynagrodzeń w połączeniu z topniejącym zatrudnieniem i rosnącym bezrobociem powodują, że brakuje nadziei na szybkie przezwyciężenie niekorzystnych tendencji. Realny fundusz płac, będący wypadkową zmiany wynagrodzeń, zatrudnienia i inflacji, zmniejszał się przez całą drugą połowę 2012 r. W trakcie ochłodzenia koniunktury z lat 2008-2009 spadkowa seria rozciągnęła się do 8 kolejnych miesięcy.

Ożywienie nieco wytraciło tempo

Słabość koniunktury w naszym kraju rzuca się tym bardziej w oczy, że w innych częściach świata mamy do czynienia z jej odradzaniem się. Co prawda w styczniu w porównaniu z ostatnim miesiącem 2012 r. tempo rozwoju globalnej gospodarki nieco zwolniło, ale jednak kolejny miesiąc dominowały wzrostowe tendencje. Taki wydźwięk ma wskaźnik PMI na poziomie 53,3 pkt (w grudniu miał on wartość 53,7 pkt). Nieco wzmocniły się nowe zamówienia, nasiliła się presja cenowa, zauważalna była większa skłonność przedsiębiorstw do zatrudnienia.

Świat jednak był nadal mocno podzielony zarówno jeśli chodzi o siłę trendów gospodarczych, jak i ich kierunek w poszczególnych państwach. Stany Zjednoczone wykazywały największe ożywienie koniunktury, ale i osłabienie pozytywnych trendów w styczniu było tu znaczące. Wzmacniała się koniunktura w Chinach, w strefie euro malała siła spowolnienia, a w Japonii pojawiły się nieznacznie zwyżkowe tendencje. Generalnie jednak globalna gospodarka pracuje wciąż na zaciągniętym hamulcu. Tempo jej rozwoju jest obecnie nadal niższe niż średnio w ostatnich 3 latach, które i tak stały pod znakiem słabszego tempa wzrostu niż w poprzednim cyklu z lat 2003-2007.

Dużym rozczarowaniem dla inwestorów okazały się dane o stanie europejskich gospodarek w czwartym kwartale. Dla strefy euro był to trzeci kolejny kwartał recesji, która na dodatek pogłębiała się. W skali rocznej sięgnęła 0,9 proc.. Był to najgorszy wynik od 2009 r. Choć to historia, pokazuje ona jednak, jak trudno pokonać trudności gospodarcze. Podkopuje jednocześnie nadzieje na szybkie ożywienie koniunktury, które stanowiły podłoże do zwyżek notowań ryzykownych aktywów w poprzednich miesiącach. Rozczarowanie takim obrotem spraw tworzy warunki do korekty ich cen.

Kryzys zadłużeniowy daje znać

Strach przed powrotem do władzy Berlusconiego we Włoszech, skandal z finansowaniem polityków przez przedsiębiorstwa w Hiszpanii, pogłoski o konieczności ratowania przed bankructwem Słowenii i Malty, które nie są w stanie poradzić sobie własnym sumptem z problemami banków przypominają, że kryzys zadłużeniowy na Starym Kontynencie nie odszedł jeszcze definitywnie do historii.

Pojawia się przy tym coraz więcej komentarzy wskazujących na niekorzystny wpływ umocnienia euro na konkurencyjność gospodarek strefy euro. W relacji do koszyka najważniejszych walut wspólny pieniądz jest najdroższy od jesieni 2011 r. Od dołka z lipca minionego roku euro podrożało o ponad 12 proc.

Wszystko to zwiększa negatywny wydźwięk słabych danych o stanie gospodarek na Starym Kontynencie. Tłem dla nich są też marne osiągnięcia w ostatnich trzech miesiącach 2012 r. pozostającej kolejny kwartał w recesji japońskiej gospodarki, tracącej impet amerykańskiej gospodarki (stagnacja w ujęciu rocznym i spowolnienie wzrostu z 2,6 proc. do 1,5 proc. w skali rocznej), odczuwającej stagnację Wielkiej Brytanii, czy słabnącego rozwoju w Kanadzie.

Dobrym miernikiem tego, że inwestorzy opierają swoje decyzje bardziej na przesłankach fundamentalnych związanych z ożywieniem koniunktury, a w mniejszym wynikają one z czynników płynnościowych łączących się ze stymulowaniem tanim i dostępnym bez przeszkód pieniądzem przez banki centralne, będzie większe zainteresowanie surowcami.

(infografika: Darek Gąszczyk)

(infografika: Darek Gąszczyk)

Pozostają one tymczasem w cieniu akcji. Takiej słabości towarów względem akcji, jak przez ostatnie miesiące, nie obserwowaliśmy od ponad 5 lat. W przypadku surowców, przeciwnie do akcji, można liczyć jedynie na zyski ze zmian notowań, a nie dają one dodatkowych dochodów w postaci dywidendy. To obniża ich atrakcyjność w warunkach słabego wzrostu gospodarczego.

W takich okolicznościach trzeba się liczyć z pogłębieniem niekorzystnych tendencji na warszawskim parkiecie w kolejnych tygodniach. Dla WIG średnioterminowym wsparciem są okolice 43,5 tys. pkt. Na globalnym odwrocie od ryzykownych aktywów w takim scenariuszu ucierpiałyby też zapewne jeszcze nasze obligacje skarbowe (rentowność 10-latek podniosłaby się w rejon 4,25-4,3 proc.) oraz złoty (koszyk złożony po połowie z euro i dolara mógłby kosztować wtedy około 3,75 zł, przy czym dolar zyskiwałby mocniej niż euro). Aktualnie nie ma powodów, by wątpić w sensowność zakupów polskich aktywów na takich poziomach.

(infografika DG)

(infografika DG)

OF

Moskwa przejmuje część zainteresowania inwestorów giełdowych. (CC By NC SA davidgordillo)
(infografika: Darek Gąszczyk)
TowaryAkcje-globalne
(infografika DG)
AkcjeObligacje-globalnie

Otwarta licencja


Tagi