Na tle Europy Polska nadal jest prymusem

Rynki finansowe nie ukarzą Polski za bierność rządu w reformowaniu gospodarki. Natomiast unijni urzędnicy nie zgodzą się na roczne opóźnienie w redukcji deficytu budżetowego - uważa dr Zsolt Darvas, ekspert brukselskiego instytutu analitycznego Bruegel i wykładowca Uniwersytetu Corvinusa w Budapeszcie.
Na tle Europy Polska nadal jest prymusem

dr Zsolt Darvas, Bruegel

„Obserwator Finansowy”: Wbrew oczekiwaniom polski rząd nie zredukuje do 2012 roku deficytu budżetowego do wymaganego w Unii poziomu poniżej 3 proc. PKB. Zamiast cięcia wydatków proponuje podwyżkę VAT o jeden punkt procentowy. Kiedy w ubiegłym tygodniu Węgry zerwały negocjacje z MFW, bo uznały, że na razie nie da się jeszcze bardziej zredukować deficytu bez szkody dla zwykłych obywateli, inwestorzy byli zaniepokojeni. Jak zareagują rynki finansowe na plany polskiego rządu?

Dr Zsolt Darvas: Nie podzielam niepokoju analityków i ekonomistów, którzy negatywnie zareagowali na czteroletni plan finansowy polskiego rządu. Nie boję się też o reakcję rynków finansowych. Polska razem ze Słowenią, Czechami i Słowacją ma na rynkach bardzo dobrą reputację. Nie znajduje się w żadnym niebezpieczeństwie, podobnie jak kilka innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, ma znacznie lepszą pozycję startową do wychodzenia z kryzysu niż Europa Zachodnia. Sytuacja gospodarcza Polski jest zupełnie inna niż np. Grecji, Węgier czy nawet Hiszpanii, która, w przeciwieństwie do Polski, słabo radzi sobie z konkurencją na światowych rynkach. Wystarczy porównać wskaźniki dotyczące wzrostu eksportu Polski i Hiszpanii.

Poza tym w dużej części krajów Europy Środkowo-Wschodniej stosunek wzrostu gospodarczego do stóp procentowych jest znacznie korzystniejszy niż w Europie Zachodniej. Przed kryzysem stopy procentowe były w Europie Wschodniej nawet niższe niż wskaźniki wzrostu gospodarczego, co jest zjawiskiem niezwykle pomocnym w równoważeniu finansów publicznych. Polska była zresztą w tym gronie jedynym krajem w czasie kryzysu, który notował realny wzrost gospodarczy. Europa Wschodnia jest także w porównaniu z zachodnimi sąsiadami znacznie mniej zadłużona. Z wyjątkiem Węgier, poziom zadłużenia w krajach Europy Wschodniej wynosi od 10 do 53 proc. PKB, a np. w Wielkiej Brytanii 62 proc., zaś w strefie euro sięga nawet 90 proc.

Polscy ekonomiści, np. były wiceminister finansów w rządzie PO-PSL, prof. Stanisław Gomułka, ostrzegają, że zadłużenie Polski niebezpiecznie rośnie, a koszt jego finansowania może niespodziewanie podrożeć. Wtedy jeszcze trudniej będzie redukować deficyt.

W polską konstytucję wpisana jest zasada, że zadłużenie nie może przekroczyć progu 55 proc. PKB. Dopóki Sejm będzie tej zasady przestrzegać, nie ma powodu, żeby rynki reagowały na sytuację gospodarczą nerwowo – choćby poprzez obniżenie ratingu polskich obligacji. Na razie polski rząd zapewnia, że te 55 proc. nie zostanie przekroczone. To wystarczająca gwarancja.

Czy przekona jednak rynki? Jak podał „Dziennik Gazeta Prawna” od 2009 roku zatrudnienie w urzędach wojewódzkich wzrosło o 6 proc., a w ministerstwach o 16 proc. Nietrudno więc wywnioskować, że środki uzyskane z podwyżki VAT zostaną częściowo przeznaczone na finansowanie rozrastającej się administracji. Podwyżki podatków zamiast reform, czy to lubią rynki?

Inwestorzy kierują się analizami agencji ratingowych, które dobrze wiedzą, jakich reform potrzebują poszczególne kraje. Trzeba ciąć wydatki na administrację, na cele socjalne, to środki o wiele skuteczniejsze niż podnoszenie podatków. Polska musi poprawić poziom infrastruktury, więcej inwestować w edukację. Jednak naprawdę nie zgadzam się z prof. Gomułką, że rynki mogą w którymś momencie negatywnie zareagować na plan finansowy polskiego rządu, że może nagle wzrosnąć rentowność polskich obligacji rządowych. Przy zadłużeniu na poziomie 50 proc. naprawdę nie ma takiej obawy.

Nie niepokoi Pana bierność polskiego rządu, w czasie gdy wszystkie prawie kraje europejskie tną koszty i wprowadzają reformy?

Plany polskiego rządu mają oczywiście także słabe strony. Do najważniejszych należy chyba opóźnienie w ograniczeniu deficytu do poziomu poniżej 3 proc. PKB, co ma nastąpić dopiero w 2013 r., a nie, tak jak obiecywano, w 2012 r. Taka decyzja na pewno nie spodoba się Komisji Europejskiej, szczególnie teraz, kiedy już wiadomo, że do kryzysu w strefie euro doprowadził m.in. brak dyscypliny w finansach publicznych wielu europejskich krajów, przede wszystkim Grecji.

Spełnienie kryteriów z Maastricht to dziś absolutny priorytet i unijni urzędnicy zrobią wszystko, żeby zmusić członków UE do redukcji deficytów budżetowych. A przecież nie ma właściwie dobrego powodu, żeby Polska, kraj, który w kryzysie zanotował wzrost gospodarczy, nie dotrzymała terminu. Sądzę, że KE będzie w tej sprawie dla Polski bardzo surowa i nie pozwoli na żadne opóźnienie.

Polski rząd powinien spodziewać się silnej politycznej presji ze strony KE?

Uzgodniono, że Polska ma obniżyć deficyt budżetowy do 2012 r. i w świetle prawa unijnego polski rząd ma obowiązek dotrzymania tego terminu. Oczywiście można próbować ten termin renegocjować, ale sytuacja gospodarcza Polski jest na tyle korzystna, że trudno będzie przekonać unijnych urzędników, że potrzebujecie na redukcję deficytu budżetowego jeszcze więcej czasu. Istnieje niebezpieczeństwo, że urzędnicy posłużą się wobec Polski sankcjami, które są przecież wpisane w traktat o działaniu Unii Europejskiej. Wprawdzie nie korzystano dotąd z tych narzędzi, ale w Unii mówi się ostatnio, że to się zmieni.

Jakich sankcji powinien się obawiać polski rząd?

Najbardziej dotkliwą karą dla Polski byłoby wstrzymanie wypłaty unijnych środków spójności, z których zresztą chętnie korzystają wszystkie kraje Europy Wschodniej. Zgodnie z budżetowym planem Unii wysokość tych środków ma się zwiększać, więc gra jest warta świeczki. Komisja Europejska może się również domagać od Polski wpłaty depozytu na czas zanim poziom deficytu budżetowego nie spadnie poniżej 3 proc. W każdym razie spodziewam się, że Unia będzie wywierać na polski rząd dużą polityczną presję, żeby wymóc dotrzymanie terminu redukcji deficytu.

Rozmawiała Anna Gwozdowska

dr Zsolt Darvas, ekonomista, ekspert brukselskiego instytutu Bruegel i Instytutu Ekonomicznego Węgierskiej Akademii Nauk, wykładowca Uniwersytetu Corvinusa w Budapeszcie

dr Zsolt Darvas, Bruegel

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20