Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Nawet państwa ulegają mirażom i tworzą piramidy finansowe

Nie ma dnia, żeby gdzieś w świecie nie wybuchł skandal na tle bezczelnych oszustw finansowych. Im kraje, ludzie i firmy bogatsze, tym straty wystawionych do wiatru większe. Mirażom ulegają ludzie z kasą i z klasą. A nawet całe państwa, budując oficjalne piramidy emerytalne czy zadłużeniowe, z których wydrwigrosze czerpią pomysły.
Nawet państwa ulegają mirażom i tworzą piramidy finansowe

(CC By DrabikPany)

Tamar Frankel, profesor prawa na Uniwersytecie w Bostonie i dama amerykańskiego środowiska prawniczego, przez 10 lat śledziła setki spraw rozstrzygniętych w sądach. Swe obserwacje zawarła w wydanej niedawno książce o naciągaczach i ich ofiarach – domorosłych, ale też profesjonalnych inwestorach. Głównym przedmiotem wywodu autorki są piramidy finansowe, określane w międzynarodowym narzeczu finansowym jako Ponzi scheme. Tytuł tej zajmującej pozycji to: The Ponzi Scheme Puzzle: A History and Analysis of Con Artists and Victims.

Poczta natchnieniem oszusta

Charles Ponzi był Amerykaninem włoskiego pochodzenia. Do Ameryki przybył w 1903 r. i tam pasjami oddawał się oszustwom. Sławę po wsze czasy przyniosła mu pierwsza tzw. piramida finansowa, której pomysł zaczerpnął z międzynarodowego ruchu pocztowego. Kto wówczas słał list za morze i czekał nań odpowiedzi, mógł wysłać w kopercie uniwersalny substytut znaczka zwany International Reply Coupon (IRC – międzynarodowy talon na odpowiedź).

Chodziło o to, żeby nie nadwyrężyć adresata kosztami ewentualnej korespondencji zwrotnej. Taki np. Portugalczyk nie miał u siebie na lizbońskiej poczcie znaczków amerykańskich, ale talon IRC – owszem. Jeśli go kupił i wysłał z listem do Stanów, tam można go było zamienić na znaczki o nominałach należnych w ruchu pocztowym między USA a Portugalią.

I wojna światowa spowodowała zamęt w kursach, taryfach i cenach, a Charles Ponzi zauważył, że w powojennym bałaganie na zamianie IRC na znaczki pocztowe, a tych z kolei na gotówkę, zarobić można nawet z górką 40 proc.

Problemem p. Ponzi był brak gotówki odpowiednio dużej, żeby transakcje na talonach IRC dawały odpowiednio duży zysk. Pieniądze przynieśli inwestorzy, którym obiecywał 50 proc. zysku już po 45 dniach od wpłaty do systemu. Chętnych było bardzo wielu. Ponzi nie miał więc czasu zajmować się talonami IRC. Przyjmował gotówkę, która służyła przede wszystkim spłacie wcześniejszych inwestorów.

Zyski pierwszej fali inwestorów wypłacano ze świeżych pieniędzy wkładanych do systemu przez drugą falę. Druga fala otrzymywała zwrot kapitału i wielki zysk od trzeciej fali, która z powodu rosnącej famy przedsięwzięcia, była jeszcze większa od drugiej. I tak dalej, aż „architekt” przestał panować nad swą konstrukcją i nastąpiło załamanie piramidy z ogromnym hukiem.

Miliardy dla spryciarzy

Po angielsku osobnicy parający się oszustwami nazywani są con artists – po polsku naciągaczami. Istota ich sukcesów, oblewanych łzami ograbionych ofiar, kryje się w źródłosłowie angielskiego wyrażenia. „Con” to pierwsza sylaba słowa „confidence” (zaufanie) i zarazem prefiks wyrażający m.in. wspólne działanie. Nie ma wielkich przekrętów bez wielkiego (nadmiernego) zaufania i bez współdziałania ofiar z ich prześladowcą. To jest najbardziej ogólny i najszerszy wniosek z dociekań prof. Frankel.

Typową cechą każdej działalności przestępczej jest wielka trudność w ocenie jej rozmiarów i skutków. Pozostają szacunki. W USA często porównują skalę piramid finansowych i pokrewnych przekrętów do strat z powodu kradzieży sklepowych. W takim ujęciu same tylko amerykańskie piramidy finansowe mogą rosnąć każdego roku do wysokości 10 mld dol. Liczbę kontrolną dla tego szacunku dostarczają dane cytowane w 2002 r. przez „International Herald Tribune”, według których w 2001 r. straty w wyniku oszustw miały wynieść w globalnej działalności inwestycyjnej 35 mld dol.

Liczba jak liczba – stanowczo jednak za duża, żeby ją poczuć „na sobie”. Można ją wszakże wyrazić w bardziej ludzki sposób. Gdyby każde 100 dolarów strat poniesionych na udziale w piramidach finansowych zamienić oszustom na dzień w więzieniu, trzeba byłoby zamknąć na cały rok prawie milion osób.

Największe straty, wynoszące od kilkuset tysięcy do nawet kilkudziesięciu milionów dolarów, ponoszą na inwestycjach w przedsięwzięciach-piramidach obywatele świetnie sytuowani, bardzo dobrze wykształceni i szacowni. Najdotkliwsze – są jednak udziałem biedaków.

20 lat temu kilka milionów Rumunów wpłacało swój „wdowi grosz” do systemu nazwanego szyderczo „Caritas”. Ponieważ większość ludzi woli nie ujawniać swojej naiwności i/lub pazerności, brakuje precyzyjnych danych, ale mówi się w źródłach, że na 800 proc. zysku po trzech miesiącach lokaty dało się namówić od 2 do 8 mln Rumunów. Początkowo minimalna wpłata wynosiła 2 tys. starych lei (w końcu 1993 r. równowartość ok. 2 dolarów), potem dolny limit został podniesiony do 20 tys. lei, a udział w „grze”, zarezerwowany początkowo wyłącznie dla mieszkańców miasta Kluż-Napoka i okolic, został rozciągnięty na ludność całego kraju.

Przedsięwzięciu, o kapitale założycielskim wartym 500 dolarów, zapewniła rozgłos jedna z partii politycznych (nacjonalistyczna) oraz mer Kluż-Napoka. Tak jak w każdym schemacie Ponzi, była w „Caritas” pokaźna grupa wygranych, którzy pierwsi weszli do systemu i otrzymywali niewiarygodnie wysokie „odsetki”, finansowane z wpłat kolejnych kandydatów do szybkich fortun. Odsetki ujęte zostały w cudzysłów, bowiem w klasycznej piramidzie, jaką był „Caritas”, nie było śladu jakiejkolwiek działalności inwestycyjnej. Straty poniosła zatem niewspółmiernie większa grupa osób dołączających do piramidy w jej schyłkowym okresie.

Jeszcze w październiku 1993 r., na miesiąc przez zawaleniem się „Caritas”, jedna z lokalnych gazet opublikowała 44-stronicową listę osób, którym przypadnie niebawem 8-krotność wpłaconych pieniędzy. Rumuni byli w gorączce nie do opanowania. Rząd nie interweniował z obawy przed zamieszkami lub wręcz ogólnokrajowymi rozruchami.

Szef rumuńskiego banku centralnego oceniał, że w pewnym momencie w kasach i szafach „Caritas” poupychana była 1/3 banknotów, będących wówczas w obiegu. Dziennik „România Liberă” twierdził natomiast, że piramida przyciągnęła w szczycie jakieś 1,4 bln lei, co stanowiło wówczas 20 proc. rocznych wydatków budżetowych. Nic dziwnego, że w połowie listopada 1993 r. „The New York Times” donosił o niesamowitym przyspieszeniu inflacji w Rumunii, jako jednym z efektów działalności „Caritas”. Flavia Laun, amerykańska ekonomistka rumuńskiego pochodzenia zauważyła, badając na miejscu fenomen „Caritasu”, że za lodówkę Whirlpool trzeba było zapłacić wtedy w Kluż 750 dolarów – trzy razy więcej niż w jej rodzinnym Pittsburghu.

Inteligentni tracą więcej

W książce prof. Frankel nie ma opisów tych i setek innych, równie zajmujących historii. Wspomina o nich jednych zdaniem, najwyżej paroma. Wzmianki te stanowią wyłącznie punkt wyjścia do dociekań o kolejnych odsłonach natury oszustów i ich ofiar oraz o czynnikach, które sprzyjają funkcjonowaniu i powstawaniu każdego dnia coraz to nowych piramid i podobnych przekrętów.

Popularność Ponzi scheme przypisuje się społecznemu niedouczeniu lub wręcz analfabetyzmowi w dziedzinie finansów. Tak brzmiał podstawowy tenor wyrzekań po wybuchu polskiej afery Amber Gold, która, nawiasem mówiąc, jest podręcznikowym przykładem wiernego zastosowania nauk pobranych sumiennie od Charles’a Ponzi.

Tamar Frankel z taką diagnozą się nie zgadza i nie jest w tym odosobniona. W konkluzji pracy przygotowanej w 2009 r. przez Szkołę Psychologii Uniwersytetu Exeter („The psychology of scams: Provoking and committing errors of judgement”) podkreślono, że ofiary piramid mają często lepszą od przeciętnej orientację w obszarach objętych takimi przestępstwami, a posiadana wiedza inwestycyjna raczej zwiększa niż zmniejsza ryzyko przekształcenia się z rozsądnego inwestora w łup i żer oszustów.

Część ofiar z wysokiej intelektualnej półki zdaje sobie od razu sprawę, że przystępuje do przekrętu, ale znając mechanizm i podstawowy warunek działania piramid (sowite nagrody dla pierwszych udziałowców przedsięwzięcia, opłacane z pieniędzy wnoszonych przez kolejne fale chętnych) liczy, że wycofa się w odpowiednim momencie. Ci którzy nie mają pewności, ale domyślają się „niekonwencjonalnego charakteru” propozycji inwestycyjnych, są natomiast pełni wiary w swoją wiedzę, doświadczenie i umiejętności. Wiara ta utrzymuje ich w przekonaniu, że to oni przechytrzą na koniec wrednego oszusta. Uniwersalnym motorem napędzającym uczestników piramid jest pazerność i naiwność. Jednak drwiny z nich nie do końca są usprawiedliwione.

Świat współczesnej gospodarki i finansów pełen jest piramid. Piramidą finansową w klasycznej i najczystszej postaci są tzw. repartycyjne systemy emerytalne, w których świadczenia dla osób nieaktywnych już zawodowo opłacane są ze składek wnoszonych przez teraz zatrudnionych. Mimo (niekonsekwentnych i nieporadnych najczęściej) prób podtrzymywania ich trzeszczących konstrukcji zawalą się one prędzej, czy później.

Cechy piramidalne nosi cały rynek giełdowy. Wystarczy przyjrzeć się uważniej mechanizmowi IPO (pierwszej publicznej oferty akcji danej spółki). Jeśli nie popełniono zbyt dużych błędów, to IPO powinno zakończyć się sukcesem, rozumianym jako znaczne przewyższenie ceny emisyjnej w pierwszym notowaniu. Zyski zbierają ci, którzy załatwili sobie dostęp do akcji kierowanych na IPO, tracą ci którzy kupują je już na rynku wtórnym po zawyżonej cenie i zaraz potem doświadczają często gwałtownego spadku kursu.

A co powiedzieć o najszacowniejszych bankach, inwestujących setki miliardów w niesłychanie podejrzane papiery i instrumenty, czy o braku z ich strony adekwatnych reakcji na banie puchnące na rynkach nieruchomości wielu krajów.

A co z grecką statystyką państwową. Nie było tam elementów piramidy, a la Charles Ponzi?

„Piramidy” otaczają nas zewsząd, a to niesamowicie utrudnia rozróżnianie miedzy piramidą usankcjonowaną z mocy prawa i autorytetu państwa, a przedsięwzięciem bardzo podobnym – a jednak ordynarnym szwindlem.

Świat marzycieli

W ocenie ofiar przekrętów zakłada się mylnie, że wszyscy jesteśmy idealnie racjonalnymi konsumentami. Prawda jest zupełnie inna – wszyscy bez wyjątku jesteśmy podatni na perswazję i jest tylko kwestią przypadku, jakiemu rodzajowi perswazji w końcu ulegniemy. Doświadczenie życiowe wskazuje, że większość ludzi dostaje od losu w tyłek. Są jednak również „wybrańcy”, którym najwidoczniej los sprzyjał.

Wszystkie ofiary Ponzi scheme noszą w sobie przeświadczenie, że czasem cuda się zdarzają: ludzie wygrywają w lotto, w kasynach, czystym przypadkiem zdobywają sławę i miliony. Nikt nie jest wolny od marzeń o nagłym szczęściu, a to bardzo silny magnes przyciągający do piramid.

Sukcesy piramid biorą się z mroków duszy ludzkiej. Dotyczy to oczywiście także budowniczych. Oszuści nie wyróżniają się z otoczenia. Jeśli zdobywają rozgłos i poklask potrzebny do prowadzenia i rozwoju „biznesu”, to wygrywają przede wszystkim osobistym czarem i zaletami towarzyskimi, a sławą tajemnych i niesłychanie lukratywnych interesów posługują się chętniej dopiero po uzyskaniu odpowiedniego statusu, w tej czy innej elicie.

Prof. Frankel kładzie w swojej analizie nacisk na narcystyczne skłonności oszustów finansowych i brak empatii. Zwraca uwagę, że narcyzm przesłania pokłady racjonalności. Oddaje tę myśl celnym podsumowaniem: „naciągacze to marzyciele, którym nie jest dane wspiąć się na szczyty swoich marzeń”.

Inną dominującą cechą wielkich oszustów jest ich wybujała do granic skłonność do ryzyka. Jest to cecha wykształcona do tego stopnia, że perspektywa więzienia nie jest w stanie uwolnić ich od własnych wizji i wyzwalanego przez nie entuzjazmu. W opinii autorki, dopełnieniem wybujałego apetytu na wysokie ryzyka musi być naiwność.

Oszuści wykorzystujący konstrukcję piramid są w mocnym połączeniu ryzyka z naiwnością niesłychanie podobni do himalaistów. Duma z siebie i własnych umiejętności, pogarda dla całej reszty, poczucie przewagi nad manipulowanymi – to cechy, które prowadzą nieuchronnie do eskalacji oszukańczego procederu. Jeden z cytowanych przestępców ujął to wprost: „możemy ukraść więcej pieniędzy posługując się jedynie uśmiechem, niż ukradlibyśmy wymachując bronią”.

Sąd nad państwem

Lektura książki utwierdza w przekonaniu, że piramidy nie poddadzą się próbom rugowania. Będą budowane i będą upadać, czyszcząc kieszenie i konta zarówno bogatych, jak ubogich. Oszukańcze przedsięwzięcia giną w oceanie ofert opatrzonych najlepszymi, oficjalnymi pieczęciami, a inwestorzy nabrani na udział w Ponzi scheme nie różnią się niczym od rynkowych spekulantów.

Bezpiecznikiem na giełdzie (nie zawsze skutecznym) są zasady informacyjne i sprawozdawcze. W przypadku piramid ograniczeniem, wywołującym bolesne skutki dla oszukanych, jest wysoki koszt weryfikacji projektu zachwalanego przez oszusta.

W Polsce mamy o niebo mniej piramid niż w ich amerykańskim raju, ale paradoksalnie więcej u nas jest do zrobienia w dziele ich unicestwiania niż w Ameryce. Nie ma w nas sprzeciwu, a przeciwnie – wiele tolerancji dla „sprytu” i drobnych oszustw na szkodę państwa, czy jakiejkolwiek innej organizacji, w tym pracodawców. To bardzo szeroki trakt, prowadzący także na manowce piramid.

Instytucje monitorujące rynek spisały się w przypadku Amber Gold jedynie formalnie i ze zbyt dużym opóźnieniem. Trzeba je wzmacniać i ulepszać, bo czego lepszego może oczekiwać obywatel od państwa niż skutecznej ochrony.

Tamar Frankel wykorzystała w analizie niezwykle obszerny materiał sądowy. Z jej prawniczych obserwacji może płynąć ważny dla nas wniosek ogólny. W Polsce warunkiem koniecznym osiągania lepszych wyników w dziele burzenia piramid, najlepiej na etapie fundamentów, jest odejście od karykaturalnego rozumienia zasady legalizmu. To ono skutecznie powstrzymuje instytucje od ingerencji, nawet gdy podejrzenia są mocne i więcej niż uzasadnione.

Jednak działanie także w duchu, a nie tylko według litery przepisu, wymaga sprawnych sądów i sędziów, rekrutowanych spośród godnych szerokiego zaufania najwybitniejszych ludzi prawa. Kto patrzy, ten widzi, że z tym co najmniej nie najlepiej w naszym kraju.

OF

(CC By DrabikPany)

Otwarta licencja


Tagi