Profesor James K. Boyce, wykładowca ekonomii na University of Massachusetts w Amherst i współzałożyciel promującej „nieortodoksyjną ekonomię” Econ4, twierdzi, że PKB jest agregatem, zawierającym w sobie zarówno wartości sprzyjające dobrobytowi, jak też dobrobyt obniżające lub dla niego obojętne. W opublikowanym przed kilku laty tekście „Granice wzrostu – czego?” zauważa, że katastrofa na polu naftowym BP w Zatoce Meksykańskiej w 2010 roku, która kosztowała w sumie 90 mld dolarów, zwiększyła przeciętny „dochód” Amerykanina o 300 dolarów.
Katastrofa ta wykreowała popyt, który dał pracę tysiącom osób, zajmujących się zahamowaniem wycieku, utylizacją zanieczyszczeń, produkcją koniecznych do tych procesów jednostek pływających, urządzeń, chemikaliów. Katastrofa spowodowała zniszczenie środowiska naturalnego, szkody dla przyrody, ale także dla samych ludzi. Ale te elementy znalazły się w niewielkim stopniu w agregacie PKB. Spadła wartość rybołówstwa w Zatoce Meksykańskiej, co nie miało w skali makro większego znaczenia. Wzrosła za to produkcja przemysłu maszynowego, chemicznego, itd.
Boyce podaje też inny przykład – najdroższy na świecie system więziennictwa w USA kosztuje 40 mld dolarów rocznie. Wydatki na więziennictwo również stanowią element PKB. Gdyby zastosowano politykę, obniżającą poziom przestępczości lub też stosowano łagodniejsze kary, względnie nie penalizowano niektórych działań (na przykład handlu marihuaną) wydatki na więziennictwo zmniejszyłyby się, co zostałoby odjęte od agregatu PKB.
Boyce proponuje, by w skład PKB wchodziły wyłącznie rzeczy i usługi „dobre”, które mają rzeczywisty wpływ na dobrobyt.
Gdyby amerykańscy lekarze zgodzili się na obniżkę swoich bardzo wysokich dochodów, zwiększyłaby się dostępność do służby zdrowia, a jednocześnie PKB by się obniżył. Boyce proponuje, by w skład PKB wchodziły wyłącznie rzeczy i usługi „dobre”, które mają rzeczywisty wpływ na dobrobyt. Nie wchodziłaby, między innymi, ostentacyjna konsumpcja, która nie wpływa pozytywnie na rzeczywisty poziom życia – na przykład zakup kolejnego luksusowego samochodu, gdy posiada się już kilka innych. To postulat utopijny, gdyż wymagałby stworzenia nowej służby państwowej, kontrolującej i oceniającej wydatki gospodarstw domowych. Na krótką metę stworzenie takiej służby, zatrudniającej setki tysięcy urzędników, dałoby impuls popytowy i zwiększyło PKB. Można się jednak obawiać, że długookresowe skutki byłyby opłakane.
Typowym paradoksem agregatu PKB jest pomijanie usług na własne potrzeby. O ile produkcja na własne potrzeby, np. w rolnictwie, jest uwzględniana, to usługi już nie. Jeżeli zatem potrafimy sami naprawić kran, statystycy, obliczający PKB tego nie zauważają, ale jeśli zrobi to za nas firma, to już tak. Często podnoszona jest sprawa pracy kobiet, które formalnie nie są zatrudnione i opiekują się dziećmi, domem, mężem. Ta praca, zapewne warta dziesiątki miliardów złotych rocznie, nie ma znaczenia dla PKB, ale jeśli pracę gospodyń domowych zastąpią usługi zewnętrzne (mogą być wykonywane prze kobiety wcześniej pozostające w domu), to praca zostanie wliczona do PKB.
Trzeba tu dokonać pewnej korekty – w Polsce, a także w wielu innych krajach duża część prostych usług nie jest rejestrowana, nie są wystawiane rachunki, a pieniądze wędrują z ręki do ręki. To tak zwana szara strefa, w której działa wiele legalnych firm. Tyle że wykazywane przez nie dochody są zaniżane, a tym samym zaniżany jest PKB.
Do PKB wliczana jest produkcja w gospodarstwach rolnych, ale nie w przydomowych ogródkach.
Produkcja na własne potrzeby też stanowi problem. Do PKB wliczana jest produkcja w gospodarstwach rolnych, ale nie w przydomowych ogródkach. W krajach rozwiniętych to jest wielkość mało znacząca, którą można pominąć, ale w krajach biedniejszych istotna. W dawnym ZSSR produkcja z maleńkich działek przydomowych, które posiadali członkowie kołchozów, stanowiła znaczny procent produkcji rolnej.
O tym, jak subiektywną kategorią jest PKB świadczy zmiana metodologii z ESA 95 na ESA 2010, która w Unii Europejskiej weszła w życie w 2014 roku. Zmiany zostały wymuszone rosnącą rolą technologii informacyjnych, rosnącym znaczeniem aktywów niematerialnych, własności intelektualnej oraz globalizacją systemów gospodarczych. Największą zmianą było zaliczenie wydatków na badania i rozwój jako inwestycje. Także wydatki na duże systemy obronne (np. lotniskowce) zostały zaliczone do inwestycji. Towary wysyłane za granicę w celu przetworzenia nie mają już wpływu na dane dotyczące eksportu i importu brutto, ponieważ ESA 2010 bada, kto jest właścicielem towaru, a nie ruch towaru przez granicę. Nowa metodologia uwzględnia też dochody z niektórych rodzajów działalności nielegalnej – handlu narkotykami, prostytucji, przemytu. W rozwiniętych krajach pozycje te nie wpływają w znaczącym stopniu na PKB, choć niektóre media właśnie na nie zwracały szczególną uwagę.
Implementacja ESA 2010 i wprowadzenie innych ulepszeń statystycznych spowodowały korektę PKB w 28 krajach UE w 2010 roku o 3,7 proc., przy czym 2,3 proc. wynikało z włączenia do agregatu nowych pozycji, zaś 1,4 proc. z poprawy obliczeń statystycznych.
Indeks Keqiang
Obliczanie PKB ma sens wówczas, gdy sumowane wartości – produkcja, zużycie, wynagrodzenia, inwestycje, konsumpcja, zapasy, eksport, import, itd. – są wyceniane przez rynek. W gospodarce centralnie planowanej stosowano miernik „dochód narodowy”, który nie uwzględniał „usług niematerialnych (oświaty, służby zdrowia, kultury, wypoczynku itp.). Ale największym dla statystyków problemem było to, że nie istniała wycena rynkowa produkcji, inwestycji, a także dużej części handlu zagranicznego, mającego charakter barterowy.
Chiny, mimo że są rządzone przez Komunistyczną Partię Chin mają gospodarkę rynkową, choć nie do końca. Państwo nie tylko bezpośrednio kontroluje dużą część gospodarki poprzez państwowe przedsiębiorstwa, ale ma też wpływ na formalnie prywatne korporacje oraz politykę kredytową. Kontrolując gospodarkę, rząd chiński był w stanie przez lata pobudzać inwestycje, mimo coraz mniejszego wykorzystania już istniejących mocy produkcyjnych. Z tego powodu część ekonomistów uważa dane o chińskich PKB i o jego wzroście za niewiarygodne.
Według ujawnionej przez WikiLeaks notatki Departamentu Stanu USA w 2007 roku dzisiejszy premier Chin Li Keqiang (wówczas był sekretarzem Prowincjonalnego Komitetu KPCh Prowincji Liaoning) powiedział ambasadorowi USA, że dane o PKB w Liaoning są niewiarygodne i że on sam stosuje trzy inne wskaźniki: wielkość przewozów towarowych koleją, zużycie energii elektrycznej i wielkość pożyczek udzielonych przez banki. Podobne wskaźniki zastępcze, zwane też proxy, są stosowane wówczas, gdy nie dysponujemy dokładnymi danymi, a „zastępca” dość wiernie je odzwierciedla. Metody te powszechnie były stosowane podczas II wojny światowej dla oceny potencjału produkcyjnego wroga, a także dla oceny gospodarek krajów komunistycznych.
Tygodnik „The Economist” stworzył w oparciu o trzy wskaźniki „indeks Keqiang”, który stosują także niektóre instytucje finansowe, np. Citibank, a także agencja Bloomberg.
W indeksie tym zużycie energii ma wagę 40 proc., przewozy kolejowe 25 proc., a kredyty 35 proc. Od 2015 roku dynamika indeksu Keqiang zaczęła w znaczący sposób odbiegać od dynamiki PKB, podawanej przez oficjalne instytucje rządowe Chin. Z indeksu wynika, że spowolnienie w Chinach jest głębsze niż podają chińskie statystyki.
Niedawno Polski Instytut Ekonomiczny poinformował, że jego analitycy opracowali Indeks Odpowiedzialnego Rozwoju, czyli IOR. Składa się z trzech filarów. Pierwszy pokazuje aktualny dobrobyt badanego państwa: konsumpcję per capita oraz istniejące nierówności (odwrócony współczynnik Giniego). Drugi określa potencjał tworzenia przyszłego dobrobytu i uwzględnia wydatki na badania i rozwój, budżet przeznaczany na doktorantów, liczbę nadanych znaków handlowych. Trzeci filar to czynniki pozapłacowe – oczekiwana długość życia, jakość powietrza, liczba zabójstw.
Podobnych wskaźników, opartych na metodach taksonomicznych jest wiele. W metodzie taksonomicznej wybierane są wskaźniki, które uznajemy za dobrze opisujące dane zjawisko. Wykorzystując statystykę, pokazujemy odległość wskaźnika od średniej. Wskaźnikom nadajemy wagi, które uznajemy za właściwe i poprzez zsumowanie otrzymujemy pewien agregat.
Jednym z najpowszechniej stosowanych wskaźników otrzymanych metodą taksonomiczną jest HDI, czyli Human Development Index (wskaźnik rozwoju społecznego) ONZ, opracowany w roku 1990 przez pakistańskiego ekonomistę Mahbuba ul Haqa.
Subiektywność jest słabością
HDI jest średnią geometryczną trzech indeksów: LEI (oczekiwana długość życia), EI (wskaźnik edukacji i π (indeks dochodów). LEI wynosi 1, gdy oczekiwana długość życia w chwili urodzenia wynosi 85 i 0, gdy średnia oczekiwana długość życia w momencie urodzenia wynosi 20 lat. EI to średnia arytmetyczna lat nauki osób w wieku 25 lat i oczekiwanych lat nauki, niezbędnych dla zdobycia tytułu magistra. Π jest obliczane w sposób najbardziej skomplikowany, gdyż wielkość dochodu narodowego na głowę mieszkańca, z uwzględnieniem PPP jest logarytmowana (logarytm naturalny).
Przyjmuje się, że maksymalny dochód to 75 000 dolarów rocznie i bada odległość poszczególnych krajów od tego ideału. Logarytmowanie zmniejsza znaczenie czynnika Π. Kraj o niskich dochodach na głowę, np. 5 000 dolarów ma Π 0,59, zaś kraj o dochodzie 50 000 dolarów 0,94. Gdyby nie stosowano logarytmu, pierwszy miałby wskaźnik 0,065, drugi zaś 0,67. Subiektywnie zmniejszono znaczenie wskaźnika dochodu na głowę mieszkańca 10-krotnie. Tym samym wzrosło znaczenie dwu innych czynników.
Subiektywność jest największą wadą metody taksonomicznej. Nie sposób udowodnić, że na jakość życia bardziej wpływa taki, a nie inny czynnik, i w jakim stopniu. Stosowana przez Program Rozwoju ONZ metodologia sprawia, że na wyższą pozycję awansują państwa, mające dobrze rozbudowane usługi publiczne. Białoruś według HDI zajmuje miejsce 53, a według PKB per capita 66. Odwrotna sytuacja jest w Gwinei Zwrotnikowej, która jest jednym z najbogatszych krajów afrykańskich i zajmuje miejsce 56 w świecie według PKB na głowę mieszkańca, ale dopiero 141 według HDI. Polska zarówno pod względem indeksu HDI, jak i PKB na głowę mieszkańca z uwzględnieniem siły nabywczej zajmowała w 2017 roku 33 miejsce w świecie.
Drugą słabością tego rodzaju wskaźników jest ich nieprzydatność do badania bieżącej koniunktury. Dane statystyczne, dotyczące długości życia, a tym bardziej lat kształcenia, otrzymujemy z opóźnieniem.
Góra urodziła mysz
W lutym 2008 r. ówczesny prezydent Francji Nicholas Sarkozy zaprosił grupę znanych ekonomistów do prac nad stworzeniem lepszego wskaźnika rozwoju gospodarczego niż PKB. Powołana została Komisja do Pomiaru Wyników Ekonomicznych i Postępu Społecznego (CMEPSP), na której czele stanął Joseph Stiglitz, jego głównym doradcą został Amartya Sen, a koordynatorem Jean Paul Fitoussi.
Dwaj pierwsi profesorowie są laureatami Nagrody im. Alfreda Nobla. Z komisją współpracowało także kilku innych noblistów – James J. Heckman, Angus S. Deaton, Kenneth J. Arrow, Daniel Kahneman. Wynikiem był blisko 300-stronicowy Raport, przedstawiony we wrześniu 2009 roku na konferencji na Sorbonie.
„To, co i jak mierzymy, ma wpływ na to, co robimy, więc jeśli nasze pomiary są wadliwe, decyzje mogą być zniekształcone” – czytamy w raporcie. Jego autorzy zwracają uwagę na to, że stosowane pomiary inflacji i wzrostu często rozmijają się z odczuciem obywateli, co podważa wiarygodność oficjalnych statystyk.
Używane statystyki mogą nie uwzględniać niektórych zjawisk, które mają coraz większy wpływ na dobrobyt obywateli, np. zanieczyszczenia środowiska.
Powszechnie używane statystyki mogą nie uwzględniać niektórych zjawisk, które mają coraz większy wpływ na dobrobyt obywateli. Dotyczy to na przykład zanieczyszczenia środowiska. Nie uwzględniają też kwestii jakości kupowanych produktów, a także jakości życia. Raport zawiera szereg zaleceń:
1. Przy ocenie dobrobytu materialnego trzeba zwracać uwagę raczej na dochody ludności i konsumpcję, a nie na produkcję.
2. Należy uwzględniać perspektywę gospodarstwa domowego.
3. Dochody i konsumpcja gospodarstw domowych muszą być powiązane z ich dobrostanem. Jeżeli konsumpcja wiąże się z rosnącym zadłużeniem lub marnowaniem możliwości utrzymania standardu życia w długim okresie, to zjawisko to trzeba ocenić negatywnie.
4. Znaczenie ma dystrybucja dochodów i bogactwa, czyli nierówności.
5. Należy rozszerzyć miary dochodów na działalność nierynkową – na przykład usługi od członków rodziny.
6. Należy uwzględnić wolny czas jako wartość, zwiększającą nasz dobrostan.
Rekomendacje te i wnioski zawarte w Raporcie są rozczarowujące, jeśli weźmiemy pod uwagę potencjał intelektualny komisji. Jest oczywiste, że wielkość produkcji, a także dochodów nie jest tożsama z dobrobytem, a tym bardziej z dobrostanem. Badania, dotyczące zadowolenia z życia (zajmował się nimi między innymi Angus S. Deaton) nie pokrywają się ze wskaźnikami PKB na głowę mieszkańca. Wartość, jak wykazuje w swych pracach psycholog Daniel Kahneman, jest traktowana subiektywnie i często ludzie, oceniając różne zjawiska ekonomiczne, ulegają iluzji.
Poziom PKB per capita jest silnie skorelowany z większością innych czynników, wpływających na nasz dobrostan.
Te wszystkie zastrzeżenia nie podważają jednak wartości PKB i miar opartych na PKB dla oceny stanu gospodarki. Poziom PKB per capita jest silnie skorelowany z większością innych czynników, wpływających na nasz dobrostan (długością życia, poziomem wykształcenia, dostępem do dóbr wyższego rzędu).
Ekonomiści słusznie zwracają uwagę na to, że wzrost gospodarczy nie powinien odbywać się kosztem degradacji środowiska naturalnego, ale kraje bogatsze lepiej sobie radzą z ochroną środowiska niż biedniejsze.
PKB jest miarą znacznie bardziej obiektywną niż wskaźniki uwzględniające rozmaite czynniki dobrostanu i z tego względu jest mniej narażona na manipulacje. Na koniec wreszcie, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, co mierzy PKB i nie żądać od tego wskaźnika zbyt wiele.