Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Niemcy napędzają wzrost w strefie euro

Niemiecka gospodarka w ciągu ostatniego kwartału urosła o 2,2 proc. Ogłoszone przez Eurostat dane znacznie wyprzedzają nie tylko średnią w strefie euro, ale także wyniki, osiągane przez gospodarkę USA. W pierwszym kwartale 2010 roku za oceanem notowano wskaźnik wzrostu na poziomie 3,7. W II kwartale spadł on do 2,4 proc.

27 auta produkcja polska2

„Niemiecka gospodarka błyskawicznie się odradza i rozwija najszybciej od czasu zjednoczenia kraju w 1990 r. Dzięki Niemcom cała strefa euro odnotowuje największy wzrost od trzech lat” – tak euforyczne opinie zdominowały teraz większość niemieckich mediów. W piątek Eurostat ogłosił, że w II kwartale tego roku PKB Niemiec wzrósł o 2,2 proc. w stosunku do I kwartału i aż o 3,7 proc. w porównaniu z II kwartałem 2009 r. Analitycy korygują teraz w górę prognozy dla niemieckiej gospodarki i przewidują, że w całym 2010 r. PKB Niemiec może wzrosnąć nawet o ponad 3 proc. Jednak wraz z tymi świetlanymi perspektywami od razu pojawiły się ciemniejsze chmury – związkowcy coraz głośniej zaczynają się domagać wyższych płac, a giełdowi inwestorzy sceptycznie oceniają sytuację w strefie euro.

Wcześniej analitycy oczekiwali wzrostu PKB Niemiec tylko o 1,3 proc. Pozytywnym zaskoczeniem z piątku jest również fakt, że statystycy skorygowali w górę wyniki niemieckiej gospodarki w I kwartale 2010 r. – z 0,2 proc. do 0,5 proc. w stosunku do IV kw. 2009. W największym stopniu do wzrostu gospodarczego przyczyniły się  inwestycje niemieckich przedsiębiorstw i handel zagraniczny (głównie eksport do Chin) oraz większa aktywność konsumpcyjna Niemców.

Wzrost 2,2 proc. PKB Niemiec w II kw. jest znacznie lepszy do wskaźników, jakie zanotowały inne duże państwa UE – Wielka Brytania (1,1 proc.), Francja (0,6 proc.), Włochy (0,4 proc.) i Hiszpania (0,2 proc.). Lepszym wynikiem może pochwalić się tylko Litwa (2,9 proc.). Jedynym krajem Unii, którego produkt krajowy się zmniejszył w II kwartale tego roku, jest Grecja (-1,5 proc.). Przy czym wyniki z 9 krajów UE, w tym Polski, nie zostały jeszcze opublikowane.

Mimo tych dobrych danych PKB Niemiec znajduje się o ok. 2,5 proc. poniżej poziomu sprzed kryzysu w 2008 r. W 2009 r. Niemcy zanotowały największą recesję w swojej powojennej historii, a ich PKB spadł o 4,7 proc. (wcześniej podawano -4,9 proc., ale w piątek Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden skorygował dane).

„Nie możemy mówić o cudzie wzrostu gospodarczego. Ale przeżywamy rozwój o rozmiarach XL” – komentował niemiecki minister gospodarki Rainer Brüderle. Jego zdaniem możliwy jest w tym roku wzrost PKB Niemiec o ponad 2 proc. (do tej pory rząd w Berlinie prognozował 1,4 proc.). Według Brüderle do poprawy sytuacji w niemieckiej gospodarce przyczyniła się do m.in. obniżka obciążeń podatkowych dla rodzin i przedsiębiorców o wartości 8,5 mld euro, która weszła w życie na początku roku. „Droga do nowej dynamiki gospodarczej i nowych miejsc pracy w żadnym razie nie prowadzi poprzez bojaźliwe utrzymanie kosztownych rozwiązań antykryzysowych i stymulacyjnych z ostatnich lat” – mówił odnosząc się w ten sposób także do europejsko-amerykańskiej debaty na temat najlepszych recept gospodarczych.

Od paru miesięcy wpływowi politycy i ekonomiści z USA, w tym noblista Paul Krugman i miliarder George Soros, krytykowali Niemców za ich oszczędnościową politykę, która miałaby tłumić międzynarodową koniunkturę gospodarczą. Teraz Niemcy mają na swoją obronę już nie tylko opinie podważające teorie Johna Maynarda Keynesa, ale i liczby. Zarówno w strefie euro, jak i całej UE w II kwartale PKB wzrósł o 1 proc. (w porównaniu do I kw. 2010) oraz o 1,7 proc. w stosunku do II kw. 2009. Tymczasem amerykańskie PKB wzrosło według Eurostatu w II kw. tego roku tylko o 0,6 proc., co po raz pierwszy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy było wynikiem gorszym od krajów UE. Poza tym w lutym wyniki handlu detalicznego w USA wzrosły tylko o 0,4 proc. (analitycy spodziewali się 0,5 proc.).

Zdaniem amerykańskiego ekonomisty Marka Zandiego wyczerpał się już potencjał pakietów stymulacyjnych przyjętych przez władze USA. „Ryzyko drugiego dna recesji w ciągu najbliższych miesięcy jest znacznie mniejsze niż 50 proc., ale i tak niepokojąco wysokie” – pisze w specjalnym artykule dla „Obserwatora”. Z kolei dobre dane niemieckiej gospodarki są dla ministra Rainera Brüderle „zachętą, by kontynuować odchodzenie państwa od działań antykryzysowych i dalej prowadzić zdecydowaną konsolidację wydatków w budżetach publicznych”.

Mimo triumfalistycznego tonu większości niemieckich komentarzy, na rynkach finansowych w Niemczech nie ma euforii. Euro nawet nieznacznie potaniało w stosunku do dolara, zaś indeks DAX giełdy we Frankfurcie spadł w piątek o 0,4 proc. Dla inwestorów znacznie większe znaczenie niż dobre dane niemieckiej gospodarki miały rozczarowujące wyniki sprzedaży włoskich obligacji rządowych. Mimo że w przeszłości inwestorzy chętnie kupowali włoskie papiery, to tym razem wartość zapisów nieznacznie przewyższała wartość emisji. Niektórzy z analityków obawiają się, że to zły znak przed zaplanowaną na wtorek emisją irlandzkich obligacji o wartości 1,5 mld euro. Poza tym wśród analityków dominuje przekonanie, że w 2011 r. niemiecka gospodarka nie będzie się już tak szybko rozwijać (wzrost PKB szacowany jest na ok. 1,5 proc.). Stanie się tak, ponieważ pogorszy się koniunktura w innych krajach, gdzie wygasną programy stymulacyjne.

Dodatkowo w Niemczech coraz głośniejsze są żądania, by pracobiorcy mieli większy udział w owocach ożywienia gospodarczego. „Niemiecka gospodarka stoi tylko na jednej nodze: na eksporcie. To czyni nas bardziej zależnymi od zagranicy niż powinno to mieć miejsce. Potrzebne są wyższe państwowe inwestycje, a także silniejszy, zorientowany na wzrost produktywności rozwój płac, który wzmocniłby popyt wewnętrzny” – komentował w piątek prof. Gustav Horn, szef związanego ze związkami zawodowymi Instytutu Makroekonomii i Badań Koniunktury w Düsseldorfie.  W wypowiedzi dla portalu SpiegelOnline Horn był jeszcze bardziej jednoznaczny. „Wstrzemięźliwość płacowa, która sprawiła, że  w średnim terminie wzrost płac był niższy od wzrostu produktywności, przyczyniła się do powstania kryzysu. Stało się tak, bo przez lata dochody były dzielone w ten sposób, że bardziej premiowano kapitał, a mniej pracę, oraz kosztem niższych i średnich warstw korzystali ci na górze” – komentował.

Liderzy organizacji związkowych już zapowiedzieli, że podczas najbliższych negocjacji o wynagrodzeniach taryfowych zrezygnują z dotychczasowej strategii ograniczania postulatów i zażądają większego wzrostu płac. Także organizacje pomocy społecznej chcą, by w Niemczech znacznie wzrosły świadczenia socjalne (w lutym Federalny Sąd Konstytucyjny w Karlsruhe nakazał rządowi zmianę sposobu wyliczania tych świadczeń – tak, by mogły one w większym stopniu zabezpieczyć podstawowe potrzeby bytowe). Tymczasem wielu ekspertów właśnie ograniczenie kosztów pracy w ostatnich latach w Niemczech uznaje za jedną z przyczyn sukcesów niemieckiego eksportu i opartej na niej gospodarki. Ich zdaniem podwyżka płac może sprawić, że pogorszy się sytuacja na niemieckim rynku pracy, a tym samym zmniejszy się prywatna konsumpcja. Z kolei wśród polityków słychać pierwsze głosy, że przyjęty na wiosnę przez rząd oszczędnościowy pakiet o wartości 80 mld euro nie jest w tej formie aż tak niezbędny niemieckim finansom publicznym.

Sytuację w niemieckiej gospodarce przekonująco spuentował Mathias Ohanian z „Financial Times Deutschland”. „Grozi nam niezdrowy efekt jojo. Na dłuższy czas to w górę i w dół przestanie być strawne dla niemieckiej gospodarki. Zdrowsze byłyby bardziej umiarkowane wskaźniki – takie jak na przykład we Francji” – ocenił Ohanian.

27 auta produkcja polska2
27 auta produkcja polska2

Otwarta licencja


Tagi