Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Niemcy rezygnują ze wspierania landów janosikowym

Niemiecki parlament uchwalił nowe zasady finansowania landów. Od 2020 r. zostanie zniesiony mechanizm transferów solidarnościowych pomiędzy bogatszymi a biedniejszymi landami. Janosikowe zastąpią wpływy z VAT uzależnione od kondycji gospodarczej landu oraz dopłaty z budżetu centralnego.
Niemcy rezygnują ze wspierania landów janosikowym

Na cztery miesiące przed wyborami największe partie polityczne w Niemczech zgodnie przyjęły ustawę reformujące relacje finansowe pomiędzy krajami związkowymi a władzami federalnymi (Finanzpakt). Ten Pakt finansowy jest największym przedsięwzięciem wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD w tej kadencji Bundestagu. Sprzeciw którejkolwiek z tych trzech głównych partii politycznych w Niemczech zablokowałby wprowadzenie nowych przepisów. Ustawa zmienia bowiem kompetencje władz różnych szczebli, co wymagało również aż trzynastu zmian w konstytucji RFN, a do tego potrzebna była większość dwóch trzecich głosów w obu izbach parlamentu. Ten Pakt finansowy oznacza także, że po 30 latach od zjednoczenia Niemiec przy dzieleniu funduszy publicznych nie będzie rozróżnienia na wschodnie i zachodnie landy.

Nowo przyjęty Pakt finansowy całkowicie zastępuje dotychczasowe skomplikowane regulacje dotyczące transferów solidarnościowych miedzy landami. Różnice w sile gospodarczej poszczególnych regionów będą od 2020 r. automatycznie wyrównywane poprzez ich odpowiedni udział w przychodach z VAT. Dodatkowo władze federalne przeznaczą na wsparcie biedniejszych regionów prawie 10 mld euro rocznie i kwota ta ma rosnąć. W ten sposób najbogatsze landy zostaną odciążone, a mimo to do biednych regionów wpłynie więcej środków.

W zamian rząd federalny w Berlinie zyskuje kosztem landów większe uprawnienia w kilku dziedzinach. Zgodnie z nową ustawą to wyłącznie władze federalne będą odpowiedzialne za budowę i eksploatację autostrad. Do tej pory realizowały to zadanie realizowały we współpracy z landami. W tym celu zostanie powołana centralna spółka ds. autostrad i dróg federalnych. Ma powstać również ogólnoniemiecka e-administracja, która ma być wzorowana na Estonii i ma połączyć usługi administracyjne poszczególnych landów.

Rząd w Berlinie będzie mógł również współfinansować lokalne inwestycje infrastrukturalne. Dotyczy to m.in. najbiedniejszych gmin, które łącznie otrzymają 3,5 mld euro na modernizację szkół. Do tej pory nie było to możliwe, bo takich działań zakazywała konstytucja RFN. Zezwalała ona jedynie na finansowanie „szczególnie ważnych inwestycji krajów związkowych i gmin”. Równocześnie władze federalne zyskują większe możliwości kontrolowania wydatków samorządów. Chodzi nie tylko o nadzór nad wydatkowaniem przekazanych środków, ale również kontrolę nad dyscypliną finansową w landach.

Ten ponadpartyjny i ponadregionalny kompromis został pozytywnie przyjęty przez większość niemieckich polityków. Niemal w każdym landzie Niemiec regionalne media zaczęły wyliczać, jakie korzyści mieszkańcom przyniesie ta reforma. „To dobry dzień dla naszego landu” – cieszył się Daniel Günther, lider CDU w Szlezwiku-Holsztynie i prawdopodobnie przyszły premier tego najbardziej wysuniętego na północ niemieckiego regionu. Według jego wyliczeń od 2020 r. jego land będzie otrzymywał rocznie ponad 170 mln euro, co w przeliczeniu na jednego mieszkańca daje 60 euro. Pod tym względem szczególne powody do radości mogą mieć Bawarczycy, którzy według wyliczeń ministerstwa finansów w Monachium zaoszczędzą 71 euro. Nowe regulacje mają przynieść Bawarii łączne oszczędności na poziomie 1,3 mld euro.

Obowiązujący dotąd skomplikowany system wyrównań finansowych między krajami związkowymi Niemiec (landami) miał zapewnić „ustanowienie równowartościowych warunków życia” na terytorium całego kraju, gwarantowanych niemiecką konstytucją. Jego częścią były transfery solidarnościowe z bogatych do biednych landów. Łączna wartość tego elementu rozliczeń między regionami stanowiła 2-3 proc. ich przychodów podatkowych, czyli relatywnie niewiele.

W liczbach bezwzględnych stanowiło to już jednak prawie 10 mld euro, które trzy kraje z południa oraz do niedawna także miasto Hamburg musiały co roku przekazywać bezpośrednio ze swoich budżetów pozostałej dwunastce. To niemieckie janosikowe wywoływało regularne konflikty między politykami z różnych regionów Niemiec, szczególnie podczas kampanii wyborczych do landtagów.

Federalne Niemcy składają się z 16 krajów związkowych (landów). Niektóre z nich powstały dopiero po II wojnie światowej w wyniku decyzji aliantów, jak np. Nadrenia Północna-Westfalia. Są jednak i takie, które mają kilkusetletnią historię i do tej pory podkreślają własną odrębność (np. Wolne Państwo Bawaria). Landy mają wyłączne kompetencje m.in. w dziedzinie edukacji, polityki kulturalnej, policji oraz administracji finansowej, czego skrupulatnie strzegą. Zgodnie z ustawą zasadniczą RFN władze federalne (rząd w Berlinie) i regionalne (landy) są pod względem budżetowym od siebie niezależne (art. 109 konstytucji RFN). Równocześnie niemiecka konstytucja wymaga od jednych i drugich, by realizowały zapisy Traktatu o UE dotyczące unikania nadmiernego deficytu budżetowego.

Z powodów historycznych i wielu innych niemieckie landy bardzo się od siebie różnią. Regionalne zróżnicowanie widoczne jest także w statystykach gospodarczych. O ile w południowych landach PKB per capita wynosi ponad 40 tys. euro, to w byłej NRD jest to poniżej 30 tys. euro.

Największe emocje kwestia janosikowego budziła w Bawarii, która pod tym względem jest najbardziej obciążona i z roku na rok płaciła coraz więcej (w 2016 r. było to już ponad 5,8 mld euro). Rządzący tam konserwatyści z CSU regularnie protestowali przeciw daninom na rzecz miasta Berlina i innych landów, które w większości rządzone są przez lewicę. W 2016 r. władze Bawarii oraz Hesji złożyły kolejną skargę do Trybunału Konstytucyjnemu przeciw tym regulacjom.

Problem stawał się coraz bardziej naglący także z innego powodu. W 2009 r. pod wpływem doświadczeń związanych z globalnym kryzysem finansowym wpisano do konstytucji RFN zapisy o tzw. hamulcu zadłużeniowym. De facto zakazuje on władzom przyjmowanie budżetów rocznych wykazujących deficyt. Wyjątkiem są okresy dekoniunktury gospodarczej i sytuacje nadzwyczajne, takie jak katastrofy naturalne, które mogą mieć wpływ na finanse publiczne. W przypadku budżetu federalnego dodatkowe zadłużenie może wynosić maksymalnie 0,35 proc. PKB, ale ustawa to umożliwiająca musi zawierać także plan przewidujący jego spłatę. W przypadku landów ten hamulec zadłużeniowy jest jeszcze bardziej radykalny.

Od 1 stycznia 2020 r. kraje związkowe w ogóle nie będą miały prawa do deficytu budżetowego (art. 143d konstytucji RFN). Okres przejściowy obowiązuje jeszcze przez dwa i pół roku, ale politycy reprezentujący płatników netto nie chcieli się godzić, by miliardowe transfery do landów na północy i na wschodzie nadal obciążały ich budżety.

Był wreszcie trzeci argument za tym, by właśnie teraz na nowo uregulować wsparcie dla mniej zamożnych regionów w RFN. W 2019 r. wygasa Pakt solidarnościowy II, który umożliwiał przekazywanie do byłej NRD i miasta Berlin środków na poprawę infrastruktury, wsparcie przedsiębiorczości oraz badań i rozwoju. Na lata 2005-2019 przeznaczono na te cele łącznie ponad 155 mld euro.

Te środki jednak z roku na rok malały. O ile początkowo beneficjenci na wschodzie otrzymywali rocznie ponad 10 mld euro, to w tym roku będzie to już poniżej 4 mld euro, a w 2019 r. niewiele ponad 2 mld. Warto dodać, że wcześniej, tj. w latach 1995-2004 obowiązywał Pakt solidarnościowy I, którego wartość wynosiła 95 mld euro, a który wprowadził niedawno zmarły ówczesny kanclerz Helmut Kohl. Fundusze na te cele częściowo pochodziły z tzw. dodatku solidarnościowego, który wynosił początkowo 7,5 proc. kwoty podatków PIT i CIT, a od 1998 r. 5,5 proc.

Mimo że zmiany były konieczne i dzięki temu skończą się nieustanne kłótnie między bogatymi i biednymi regionami, to niektórzy oceniają je bardzo krytycznie i przyjmują z dużą nieufnością. „Czy w ten sposób nie demontuje się naszego federalizmu? Byłby to bardzo zły sygnał. Skoro nawet Niemcy w niego już nie wierzą, to również federalna Europa nie ma żadnych szans” – komentował reformę Thomas Schmid, wpływowy publicysta w konserwatywnym dzienniku „Die Welt”.

Jego zdaniem data uchwalenia paktu finansowego będzie czarnym dniem w historii federacji niemieckiej i doda impetu centralistycznym tendencjom reprezentowanym przez partie lewicy. Z podobnym powodów przeciwko zmianom opowiadał się nawet sam przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert, który na zamkniętym posiedzeniu frakcji parlamentarnej CDU/CSU miał określić reformę jako „monstrualną ingerencję w ustawę zasadniczą”.

W mniej alarmistycznym tonie, ale również z pewnymi obawami co do skutków zmian, wypowiadali się politycy, których należałoby uznać za największych beneficjentów reformy – , premier Badenii-Wirtembergii i polityk z Partii Zielonych, oraz minister finansów RFN Wolfgang Schäuble. Opowiadając się za kompromisem, na którym kierowany przez niego land zaoszczędzi miliard euro rocznie, Kretschmann skrytykował uprawnienia kontrolne i możliwość ingerencji w edukację, jakie otrzymuje rząd federalny. Nazwał zmiany „tektonicznym przesunięciem ustrojowym”. „Te zmiany pachną fałszywym duchem państwa centralnego” – mówił Kretschmann w wypowiedziach dla prasy.

Mniej emocjonalnie, ale w zasadzie potwierdza to Wolfgang Schäuble. „W pewnym stopniu zmienia się architektura naszego federalnego porządku finansowego” – mówił w dniu głosowania w Bundestagu Schäuble, który jako minister finansów na mocy nowej ustawy zyskuje wpływ na wiele decyzji władz regionalnych.

Wkrótce się okaże na ile on i jego następcy będą potrafili nie nadużywać uprawnień.


Tagi