Niemoc Niemiec potrwa do wiosny

Zima zwykle zaskakuje drogowców, ale prognostów w ostatnim półroczu zaskoczyło lato. Po pierwszym szoku, jakim był na wiosnę wybuch pandemii, skala odbicia w III kwartale skłoniła ekonomistów do rewizji prognoz w górę. Taki scenariusz realizował się w wielu krajach na świecie, także w Niemczech.

Rok 2020 był pod wieloma względami niepowtarzalny (miejmy nadzieję), jednak nie zburzył porządku na tyle, by zakłócić rytm publikowania prognoz gospodarczych przez najważniejsze niemieckie instytucje. Stąd też w grudniu dostaliśmy solidną dawkę analiz, między innymi od instytutów Ifo oraz DIW Berlin, a także od samego Bundesbanku. Zgoda wśród ekonomistów panuje właściwie tylko co do jednego – recesja w 2020 r. nie była tak głęboka, jak można było spodziewać się jeszcze latem.

Intuicje prognostów potwierdziły się jeszcze w styczniu. Federalny Urząd Statystyczny (Destatis) podał 14 stycznia, że według wstępnych danych recesja w Niemczech w ubiegłym roku sięgnęła 5 proc. (wobec wzrostu gospodarczego w 2019 r. o 0,6 proc.). Ten odczyt był nawet nieco lepszy niż zimowe prognozy ekspertów z omawianych ośrodków, którzy zgodnie szacowali spadek PKB o 5,1 proc. Warto odnotować, że choć niemiecka gospodarka notowała w ostatniej dekadzie lepsze i gorsze lata, to od 2009 r., w którym zanotowała 5,7-proc. recesję, każdy rok kończył się na plusie.

Latem prognozy były jednak bardziej pesymistyczne. Niemcy – jak i cała Europa – wychodziły wówczas z pierwszego lockdownu, a wśród ekonomistów panowała niepewność związana z tym, w jakim stanie przedsiębiorstwa przetrwały pierwszą falę pandemii. Niewiadomą były także nastroje konsumentów. Czy konsumpcja, której zabrakło w II kwartale okaże się jedynie odłożona, czy też zostanie na zawsze utracona? Czy konsumenci w poczuciu ulgi postanowią wydać zaoszczędzone w czasie zamknięcia pieniądze, czy też postanowią je przeznaczyć na przezornościowe oszczędności? Słusznie eksperci obawiali się także nadejścia drugiej fali epidemii. W takim kontekście, na przełomie czerwca i lipca 2020 r. Bundesbank spodziewał się spadku PKB w całym roku o 7,1 proc., Ifo o 6,7 proc., a DIW Berlin aż o 9,4 proc.

Co się więc takiego stało w II półroczu, że pesymizm okazał się przesadzony? Bundesbank wskazuje na przykład, że silniejsze od oczekiwań ożywienie napędzane było przez „efekty nadganiania w sektorach, dotkniętych silnym spowolnieniem”. Wsparcie przyszło także ze strony instrumentów polityki fiskalnej. Programy stymulujące gospodarkę pobudzały odbicie gospodarcze, ale ich efekt nie został wliczony w letnie prognozy.

Jak nie brexit, to koronawirus. Odbicie w niemieckiej gospodarce oddala się

Progności mają odmienne opinie na temat rozpoczynającego się właśnie roku. Oczywiście, wszystkie trzy ośrodki przewidują solidny wzrost gospodarczy, jednak skala tego ożywienia rozpięta jest między 3 proc. oczekiwanych przez niemiecki bank centralny, przez plus 4,2 proc. szacowane przez Ifo, aż po 5,3 proc. od ekonomistów DIW Berlin. Gdyby ten ostatni scenariusz się zrealizował, byłby to najszybszy wzrost gospodarczy od czasów zjednoczenia Niemiec – nawet w pokryzysowym 2010 r. PKB wzrósł „tylko” o 4,2 proc.

Ciekawostką jest, że pół roku temu to właśnie analitycy berlińskiego instytutu byli największymi pesymistami, jeśli chodzi o oczekiwania na ożywienie; zakładali bowiem, że wzrost w 2021 r. wyniesie 3 proc. W tym samym czasie swój optymizm postanowili poskromić ich koledzy ze stolicy Bawarii. Ekonomiści Ifo latem zakładali bowiem najszybsze ożywienie, przebijające nawet obecne założenia DIW, a sięgające 6,4 proc.! Najmniej zmienni w poglądach są przedstawiciele Bundesbanku, czego w sumie można oczekiwać po niemieckim banku centralnym. Rewizja prognoz w ich wykonaniu wyniosła jedynie minus 0,2 pkt. proc.

Instytut Ifo zwraca uwagę, że część powodów, dla których podniesione zostały prognozy na 2020 r., a obniżone na 2021 r. – jest tożsama. Jednym z fiskalnych narzędzi wspierania konsumpcji w Niemczech było tymczasowe obniżenie VAT. Regularne stawki wróciły jednak od 1 stycznia 2021 r., przez co część wydatków została dokonana „na zapas” pod koniec 2020 r. Również w obawie o brexit, którego szczegóły były negocjowane przecież niemal do ostatniej chwili, niemieccy eksporterzy cieszyli się podwyższonym popytem ze strony swoich brytyjskich kontrahentów pod koniec roku. To wszystko może więc spowodować, że na początku tego roku gospodarce zabraknie pary.

Koniec z czarnym zerem

Środki na rządową pomoc, która pozwoliła ograniczyć skalę recesji, nie wzięły się znikąd. W ubiegłym roku, po raz pierwszy od 2011 r. Niemcy zanotowały deficyt sektora finansów publicznych (general government). Oznacza to zerwanie z polityką Schwarze Null, czyli czarnego zera, która nakazywała utrzymywanie co najmniej zrównoważonego budżetu, a w ostatnich latach generowała nawet nadwyżki, sięgające w szczytowym momencie w 2018 r. 1,8 proc. PKB.

Zgodnie z najnowszymi prognozami ubiegły rok zamknie się dla Niemiec około 5-proc. deficytem w finansach publicznych, choć latem spodziewano się, że może być to więcej. Ten i następny rok przyniesie ograniczanie nadzwyczajnych wydatków, a więc i stopniowy powrót w kierunku zrównoważonego budżetu. Nie stanie się to jednak tak szybko, jak przewidywano pół roku temu. Zejście z deficytem poniżej progu 3 proc. może nastąpić najwcześniej w 2022 r.

Warto zauważyć, że nawet mimo tak istotnego wzrostu potrzeb pożyczkowych Niemiec, co przekłada się na zwiększoną emisję obligacji rządowych, rentowność Bundów utrzymuje się poniżej zera nawet w najdłuższych zapadalnościach: dla 30-letnich papierów jest to -0,15 proc., a dla uznawanych za benchmarkowe 10-letnich obligacji -0,55 proc. To oznacza, że niemiecki rząd odda mniej niż dzisiaj pożycza. Czas pokaże, czy deficyt zagości na dłużej w polityce fiskalnej Niemiec, czy też potwierdzi się, że wykorzenić nałóg jest trudno, nawet mimo upływu czasu.

Bez konsensusu w sprawie inflacji

Wiemy już, że inflacja w 2020 r. wyhamowała wraz ze wzrostem gospodarczym, swoje dołożyła także wspomniana już wcześniej obniżka VAT. Destatis podał wstępnie, że średni wzrost cen konsumpcyjnych w ubiegłym roku w Niemczech wyhamował do 0,4 proc. według metodologii HICP lub do 0,5 proc. według CPI. Przewidywane odwrócenie tych dwóch czynników w bieżącym roku, a więc odbicie aktywności gospodarczej oraz powrót wyższych stawek VAT, wywoła przyspieszenie inflacji. Bundesbank przewiduje, że wskaźnik HICP wzrośnie do 1,8 proc., a Ifo i DIW zakładają CPI na poziomie 1,6 proc.

Ścieżki prognoz rozdzielają się jednak od przyszłego roku. Projekcja niemieckiego banku centralnego zakłada bowiem wyhamowanie dynamiki cen do 1,3 proc. i ponowne przyspieszenie w 2023 r. Ekonomiści Bundesbanku przewidują, że w 2022 r. wynikająca z sytuacji makroekonomicznej słabość popytu przeważy nad inflacyjnym wpływem efektów podażowych wynikających z pandemii. Na przyspieszenie inflacji trzeba będzie poczekać do czasu, gdy płace znów zaczną mocniej rosnąć, a wraz z nimi popyt. Z kolei Ifo i DIW Berlin pronozują, że przyszły rok przyniesie lekki wzrost lub stabilizację inflacji.

Wichry zimy i sen o wiośnie

Wszystkie trzy prognozy w założeniach miały, wydaje się dzisiaj, na wyrost optymistyczny pogląd na walkę z pandemią. Optymiści z DIW Berlin uznali, że „druga fala znajdzie się pod kontrolą w zimie 2020/2021” i zaznaczają, że jeśli potrwa ona dłużej niż zakładają, to wiosenne odbicie aktywności gospodarczej może nie nastąpić. Ifo i Bundesbank przyjęły, że restrykcje zostaną utrzymane do marca, a potem nastąpi ich stopniowe luzowanie. Prawdopodobnie na etapie przygotowywania tych projekcji w powszechnej świadomości nie było jeszcze ryzyka związanego z nowymi, szybciej rozprzestrzeniającymi się odmianami koronawirusa. Z drugiej strony nie dopuszczono wówczas jeszcze do użytku w UE żadnej ze szczepionek. Ostatnie doniesienia z Niemiec sugerują jednak, że lockdown może zostać przedłużony do kwietnia, a jego reguły nawet zaostrzone, co z pewnością nie pomoże w szybszej odbudowie gospodarki.

 

>>> Projekcja Bundesbanku

>>> Prognozy Ifo Institute

>>> Prognozy DIW Berlin

Otwarta licencja


Tagi