Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Niskie stopy sieją strach w ubezpieczeniach

Z powodu niskich stóp procentowych blady strach padł na biznes ubezpieczeniowy. Podstawowym źródłem dochodów są w tym interesie przychody z lokowania i inwestowania środków zebranych w formie składek, a małe oprocentowanie, to małe zyski.
Niskie stopy sieją strach w ubezpieczeniach

(CC By NC ND Dorli Photography)

Według reasekuratorów ze Swiss Re, w zarządzie firm ubezpieczeniowych jest obecnie w skali globalnej ok. 25 bln dol. („Facing the interest rate challenge”, sigma study No 4/2012). Kwota ta stanowi 12 proc. wartości światowego rynku finansowego.

Malejące i schodzące do zera stopy procentowe to zmartwienie także dla klientów. Dlaczego? Przemysł ubezpieczeniowy musi zwierać szeregi, a konieczne zacieśnienia muszą oznaczać wyższe składki lub niższe odszkodowania, albo nawet dwa te skutki naraz. Taki będzie najbardziej prawdopodobny efekt; przynajmniej w krótkim czasie.

Podstawowe stopy banków centralnych przekładają się na ceny produktów rynkowych. Po oczyszczeniu z wpływu inflacji 10-letnie, bezpieczne obligacje rządów USA i Wielkiej Brytanii przynosiły w latach 80-tych i 90-tych ubiegłego stulecia dochód rzędu 4 proc. rocznie. Obecnie dochodu realnego jest tak mało (w okolicach zera), że trudno go wręcz policzyć.

Trudne do przeżycia

Konsekwencje dla biznesu ubezpieczeniowego obrazuje przykład dwudziestoletniej polisy na 100 tysięcy dolarów, która łączy cechy polisy na życie z rentierską (nie trzeba koniecznie umierać, wystarczy dożyć do momentu wypłaty, opłacając przedtem sumiennie składkę). Pominąwszy koszty i zyski ubezpieczyciela oraz przypadek wcześniejszej śmierci ubezpieczonego, przy zerowych stopach procentowych, żeby zebrać 100 tys. dol. na późniejszą wypłatę, trzeba co roku wpłacać po 5 tys. dol.

Jeśli średnie oprocentowanie przynoszonych do firmy pieniędzy wynosiłoby 3 proc. rocznie, składka mogłaby zostać obniżona do 3613 dol. rocznie, ponieważ 28 proc. wypłaty stanowiłyby odsetki zarobione przez ubezpieczyciela np. na lokatach. Jeśli cena pieniądza rośnie, w tym przykładzie do 5 proc. średniorocznie, to składka spada do 2880 dol., jako że procent składany od odsetek daje aż 42 proc. sumy ubezpieczenia.

Potencjalny klient mógłby wprawdzie inwestować samodzielnie i na własny rachunek, ale decydując się na polisę zabezpiecza jednocześnie rodzinę na pełne 100 tys. dol. na wypadek swego niespodziewanego zejścia, co nie jest znowu takie rzadkie.

Pominąwszy zatem wszelkie inne, bardzo liczne, a także skomplikowane względy i rachunki, w warunkach wysokich stóp procentowych i inflacji polisy sprzedają się o tyle łatwiej, że składki mogą być niższe, bo przychody i zyski z rosnących obrotów i pomyślnych operacji finansowych, na dużych spread’ach są istotnie wyższe (tu spread to różnica między ceną „zakupu” i ceną „sprzedaży” pieniądza, a zasada korzyści z wysokiego spread’u działa jak u jubilera, któremu łatwiej wykonać wielki łańcuch z litego złota, niż maciupeńki pierścionek z wielką liczbą jeszcze mniejszych brylantów).

(infografika Darek Gąszczyk)

(infografika Darek Gąszczyk)

Ubezpieczenia to niejednorodny przemysł. Segment życiowy (life) to długie i bardzo długie zobowiązania, dużo ryzyk, a przede wszystkim mnóstwo białych plam odnośnie do przyszłości. Segment majątkowy, czyli non-life albo casualty/property to najczęściej ubezpieczenia komunikacyjne, mieszkaniowe i od drobniejszych zdarzeń. Przy tego rodzaju ubezpieczeniach błąd w ocenie i wycenie można naprawić podczas odnowienia polisy za rok. W segmencie majątkowym najgroźniejsze ryzyka wiążą się z kataklizmami naturalnymi i wielkimi katastrofami powodowanymi przez człowieka, ale to inny wątek pn. reasekuracja.

Najbardziej wystawiona na szkodliwe skutki ultra-niskich stóp procentowych są zatem ubezpieczenia na życie, a w tym segmencie polisy z elementem oszczędnościowym. W tym przypadku największy wpływ na rachunki zysków firm ubezpieczeniowych ma kształtowanie się przychodów z długoterminowych inwestycji finansowych. Takich inwestycji nie da się zaś przeprofilować w wielkim zakresie i w krótkim czasie, jak to można zrobić z krótkimi lokatami, pochodzącymi ze składek zebranych w majątkowym segmencie ubezpieczeń.

Pole dla kombinacji

Eksperci mają na ten kłopot radę wyłącznie ogólną – należałoby „pokombinować’ z gwarancjami wykonania usługi, dawanymi klientom w momencie sprzedaży polis życiowych i próbować je przeceniać. Sen z oczu firm „życiowych” mogą spędzać klauzule umożliwiające bezkarne (w sensie pieniężnym) odstąpienie od ubezpieczenia i wycofanie środków przez klienta.

Szczęściem jednak regulatorzy, umowy ubezpieczeniowe, a w ostateczności sądy, nie dają firmom zbyt wiele miejsca na poczynania antykonsumenckie. Pozostaje „gimnastyka” z zarządzaniem aktywami, hedgingiem i z kosztami operacyjnymi. Najbardziej złotouści ubezpieczyciele mogą też próbować przekonywać klientów do zamiany „starej” polisy na nową. Jeśli pominąć domniemania pogorszenia warunków, jako groźne dla reputacji firm i całego sektora, to racjonalnym celem tego typu operacji byłaby przebudowa produktu, zmierzająca do łatwiejszego hedgingu ryzyk związanych z jego finansowaniem.

Nie można wykluczyć, że właściciele, a zwłaszcza zarządy sektora ubezpieczeniowego w segmencie „life”, będą ignorować niebezpieczeństwa związane z niskim stopami. Wpływy zmian stóp procentowych ujawniają się wolno, a ich efekty dotyczą w krótkim czasie przede wszystkim relatywnie niewielkiej puli środków zebranych ze składek w danym okresie. Jeśli lokaty i inwestycje sektora wynoszą ogółem 25 bln dol., to tzw. przypis nowych składek wyniósł w 2010 r. 4,3 bln dol. (najwięcej w USA – 1,17 bln dol.).

Zwolenników może zyskać taktyka „na przeczekanie” niskich stóp. Takiemu podejściu sprzyja świadomość, że sektor umie sobie radzić z „normalnymi” wahaniami stóp, a jest niemal bezradny wobec zmian radykalnych. Może być zatem wielu zwolenników poglądu, że gwałtowne ruchy bez oparcia w wiedzy i doświadczeniu mogą mieć skutki jeszcze gorsze od bezczynności.

Rosnąca luka ochrony

W każdym razie segment ubezpieczeń na życie ma z niskimi stopami wielki kłopot, który przekłada się na zmniejszenie jego zyskowności oraz kapitalizacji, a także na pogorszenie wskaźników bezpieczeństwa finansowego (wypłacalności). Nie pomaga postawa klientów. Wprawdzie większość nie rozumie szczegółowych zasad działania rynków oraz biznesów finansowych, ale orientacji wystarcza im na tyle, żeby w okresach niskich stóp powstrzymywać się od zakupu instrumentów o długim i bardzo długim horyzoncie, a do takich należą ubezpieczenia na życie.

Mekką ubezpieczeń na życie są Stany Zjednoczone. Branżowe stowarzyszenie LIMRA ocenia, że biznes ten jest obecnie w USA w najgłębszym dołku od 50 lat. Niesprzyjające dla „życiowych” wiatry makroekonomiczne są tym bardziej irytujące, im większa jest w tym interesie świadomość istnienia i pogłębiania się tzw. luki ochrony przed skutkami śmierci (mortality protection gap).

W 2001 r. wyniosła ona w USA 18 bln dol., licząc w cenach z 2010 r., a w 2010 r. wzrosła do 20 bln dol. Swiss Re ocenia, że w Azji luka ta wynosi teraz jakieś 41 bln dol. i blisko 17 bln dol. w Europie.

Mortality protection gap powstaje po śmierci osoby utrzymującej rodzinę (tzw. breadwinner) i stanowi różnicę między (1) środkami potrzebnymi do wyrównania braków po przychodach dostarczanych przez nieboszczyka lub nieboszczkę, niezbędnymi do spłaty zadłużenia oraz innymi koniecznymi wydatkami, a (2) dostępnymi środkami z: inwestycji poczynionych wcześniej przez daną rodzinę, z wypłat z pomocy społecznej, a także wypłat z polis ubezpieczeniowych. W USA luka dla przeciętnej rodziny, której breadwinner ma poniżej 55 lat, wynosi obecnie 378 tys. dol. Tyle pięknego biznesu ucieka, a tu jeszcze plaga niskich stóp uciążliwa niczym platfus!

Drobnym drukiem

Segment ubezpieczeń majątkowych śpi znacznie spokojniej, chociaż też nie ma słodko. Ze względów bezpieczeństwa gros środków zebranych w formie składek lokowanych jest w obligacje. Udział obligacji w całym portfelu dochodzi do 70 proc.

Rok temu agencja Bloomberg zauważyła, że 64 proc. środków zebranych od klientów przez firmy ubezpieczeniowe, zajmujące się w USA „property and casualty insurance”, było ulokowanych w obligacjach korporacyjnych o niskim stopniu ryzyka. Skalę wyzwania finansowego, wiążącego się z obniżką cen pieniądza, ilustruje informacja, że średni uzysk z obligacji o statusie inwestycyjnym (rating BBB i powyżej) zmalał z 6,2 proc. w 2007 r. do 4,3 proc. na przełomie 2011/2012 r.

Czyni to niebagatelną różnicę w przychodach. Według danych nowojorskiego Insurance Information Institute dochód netto amerykańskiego segmentu property/casualty z inwestycji w papiery wartościowe (głównie obligacje przedsiębiorstw) wyniosły w 2011 r. 49 mld dol., podczas gdy w 2007 r. było to 54,6 mld dol.

Jak wynika z raportu Swiss Re pt. „Global Insurance Review 2012 and Outlook 2013/14” z grudnia, zwroty z inwestycji finansowych stanowiły w 2012 r. w globalnym segmencie ubezpieczeń majątkowych 11 proc. przypisu składki netto (net premium earned – zasadnicza część składki na pokrycie zobowiązań z tytułu polisy, czyli po potrąceniach np. prowizji dla sprzedawcy polisy). Średnia wysokość tego współczynnika za okres 1999-2007 wynosiła 13,5 proc. W najbliższym okresie zwroty z inwestycji finansowych mają szansę zmaleć jeszcze bardziej.

Pozytywną dla właścicieli cechą ubezpieczeń majątkowych jest okresowość, odnawialność i powtarzalność tego biznesu. Bolesny wpływ obniżek stóp procentowych na dochodowość operacji jest więc do zmniejszenia (przynajmniej częściowego) w następnym roku. Droga do tego jest prosta – prowadzi przez podwyżkę cen polis na kolejny okres. Ograniczeniem jest wytrzymałość rynku i konkurencja, ale w tak skomplikowanym produkcie jak ubezpieczenie jest ono do obejścia drobnym drukiem umów.

Sektor ubezpieczeniowy zgromadził przez stulecia wielki potencjał, mnóstwo wiedzy oraz doświadczenia i da sobie radę z wyzwaniami m.in. niskich stóp procentowych. W 2012 r. nastąpił wzrost tzw. przypisu składki w segmencie majątkowym, chociaż nie jest to wzrost na miarę oczekiwań, a jedynie odbicie pewnej poprawy nastrojów po przygnębieniu światowym z ostatnich kilku lat. Wartość zebranych składek wzrosła w 2012 r. w globalnym ujęciu realnym (po uwzględnieniu inflacji) o 3 proc., podczas gdy w 2011 r. – o 2,3 proc., a w 2010 r. – o 1,4 proc.

W segmencie życiowym, ujętym globalnie, wartość zebranych w 2012 r. składek pozostała na poziomie z roku poprzedniego. Poprawa polega na tym, że w 2011 r. przypis składki spadł o 2,9 proc. w porównaniu z 2010 r.

Giełda przecenia

Natomiast o negatywnym wpływie nadal niesprzyjających warunków otoczenia makroekonomicznego świadczy wskaźnik zwrotu na kapitale ROE (return on equity). Cytowane już opracowanie Swiss Re przynosi informację, że średni ROE w ubezpieczeniach non-life, na ośmiu najbardziej rozwiniętych rynkach świata, wyniósł w 2012 r. zaledwie 5 proc.

Wyższy jest wskaźnik ROE obliczony dla 32 wielkich (reprezentatywnych) firm ubezpieczeniowych z głównych rynków światowych, działających w obu segmentach naraz lub zajmujących się wyłącznie life insurance. W IV kwartale 2007 r. sięgał on od kilkunastu do ponad 20 proc., w zależności od rynku. Obecnie jest to między 5 a 10 proc., przy czym wskaźnik ROE dla całej grupy 32 firm wynosi prawie 10 proc.

Odpowiedź rynków giełdowych na dominującą w świecie politykę obniżania i zaniżania stóp procentowych to spadek cen akcji firm ubezpieczeniowych w oczekiwaniu, jeśli nie strat, to istotnie niższych zysków. Zależność jest bardzo wyraźna. Spadek dochodu z długoterminowych obligacji rządowych prowadzi do zmniejszenia wskaźnika obrazującego relację ceny akcji do wartości księgowej firmy (price-to-book value ratio). Gdy w 2000 r. rentowność takich obligacji wynosiła 5-6 proc., to wskaźnik P/BV – ok. 3. Gdy rentowność rządowych papierów dłużnych spadła w 2011 r. w okolice 3 proc., to relacja P/BV obniżyła się do mniej więcej 0,8.

Opuszczeni przez los

Listę poważnych problemów uzupełnia czynnik niezdrowej konkurencji ze strony banków centralnych, które nagle poczuły niesamowitą odpowiedzialność za wielkie gospodarki, a nawet za losy całej ludzkości. Chodzi o ich działalność ratunkową skierowaną do nieudolnych i nieodpowiedzialnych przez lata rządów, polegającą na zakupie olbrzymich emisji obligacji.

Według Citigroup, łączna wartość tzw. emisji netto, pozostających do dyspozycji inwestorów po odjęciu zakupów obligacji dokonanych przez banki centralne, zmalała ostatnio aż czterokrotnie – z 3,7 bln dol. w 2009 r. do 918 mld dol. (dane dla ruchomej bazy 12-miesięcznej). Nie dość, że rentowności z inwestycji są pod psem, to kurczą się pola potencjalnych inwestycji.

Ponadto, perspektywa malejącego w otoczeniu niskich stóp procentowych strumienia dochodów z inwestycji finansowych, wyzwala u niektórych moce tzw. „małpiego rozumu”. W poszukiwaniu remedium na niski zarobek zarządzający funduszami biorą się za bary z całym rynkiem. Skutek to mobilizacja wszelkiego rodzaju nadzorców od politycznych przez branżowych po uliczno-ludowych. Konsekwencją długiego okresu niskich stóp procentowych jest nadzwyczajne zacieśnienie regulacyjne, czego właśnie doświadcza cały świat zachodni, a z nim Polska.

Im trudniejsze otoczenie, tym większa codzienna mordęga. Sektor ubezpieczeniowy musi jednak bardziej przysiąść fałdów niż inni. Z badania firmy Capgemini pt. „World Insurance Report 2013” dowiadujemy się m.in., że banki dają klientom więcej satysfakcji niż ubezpieczyciele. Obiektywny czynnik, który bez winy ocenianego może źle oddziaływać na postrzeganie sektora ubezpieczeniowego, to fakt, że najczęściej do spieniężania polisy dochodzi w wyniku nieprzyjemnych i tragicznych zdarzeń, np. kradzieży, złamania nogi, czy śmierci.

Ciężkie czasy są teraz dla sektora ubezpieczeń. Musi walczyć z „leniwym” otoczeniem, a na domiar złego – dopieszczać jeszcze opuszczonych przez los klientów.

OF

(CC By NC ND Dorli Photography)
(infografika Darek Gąszczyk)
Podstawowe-stopy-procentowe-w-marcu-2013r.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (25–29.04.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce