Autor: Jerzy Rutkowski

Były radca ministra w Ministerstwie Gospodarki i Ministerstwie Rozwoju

Niepracujący Nord Stream 2 opłaca się Gazpromowi

Z technicznego punktu widzenia gazociąg Nord Stream 2 od końca grudnia jest gotowy do rozpoczęcia tłoczenia gazu. Niezbędne jest przejście procedury jego certyfikacji i odpowiednia decyzja niemieckiego urzędu zaaprobowana przez KE. Wbrew pozorom Gazpromowi może nie zależeć na szybkim jej podjęciu.
Niepracujący Nord Stream 2 opłaca się Gazpromowi

(CC BY Albert Alien)

29 grudnia 2021 r. zakończyła się, trwająca około dwóch tygodni procedura napełniania gazem drugiej nitki gazociągu NS2. Zgodnie z założeniami projektowymi linia została napełniona tzw. gazem technicznym w ilości ok. 177 mln metrów sześciennych, co zapewnia wystarczający poziom ciśnienia w gazociągu, aby rozpocząć transport gazu. W odniesieniu do pierwszej nitki miało to miejsce w połowie października 2021 r. W praktyce oznacza to, że spełnione zostały wszystkie wymogi dla uruchomienia NS 2, w tym niezależna certyfikacja techniczna.

Ten ostatni aspekt jest dla obserwatorów szczególnie intrygujący, zważywszy, że wszystkie firmy zajmujące się certyfikacją techniczną zostały objęte amerykańskim embargiem. Z tego powodu z projektu wycofała się główna firma światowa działająca w tym zakresie, norweska firma certyfikująca Det Norske Veritas – Germanischer Lloyd (DNV GL). Gazprom, który zawsze na bieżąco informował o postępie – „wbrew przeszkodom” – prac na budowie NS2, informacji o tym, która firma przeprowadziła certyfikację techniczną pierwszej i drugiej linii, nie upublicznił.

Jednocześnie wciąż nie wiadomo, kiedy gaz z NS2 zacznie płynąć do europejskiego systemu przesyłowego. Gotowość techniczna nie wystarcza do rozpoczęcia dostaw. Gazprom musi również certyfikować swoją szwajcarską spółkę Nord Stream 2 AG (100 proc. własność Gazpromu) jako niezależnego operatora. Bez tego, zgodnie z normami III pakietu energetycznego, gazociąg o przepustowości projektowej 55 miliardów metrów sześciennych rocznie nie może być obciążony więcej niż w 50 proc. gazem należącym do rosyjskiego monopolisty.

Wniosek w tym zakresie do niemieckiej Federalnej Agencji Sieciowej (BNA) został złożony 8 września 2021 roku. Jednak w połowie listopada BNA zawiesiła certyfikację Nord Stream 2 AG jako operatora niezależnego. Aby wznowić procedurę, Gazprom musiał ponownie zarejestrować swoją spółkę z jednoczesną zmianą jurysdykcji ze szwajcarskiej na niemiecką. Ale już w połowie grudnia stało się jasne, że ze względu na opóźnienie w tym zakresie ostateczna decyzja w sprawie NS2 może być podjęta dopiero w drugiej połowie 2022 roku.

Pojawiła się przy tym – przy nieustającym poparciu dla gazociągu – zauważalna różnica zdań i zaostrzenie retoryki nowego rządu niemieckiego wokół certyfikacji NS2. Wicekanclerz, minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck oraz minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock (oboje przedstawiciele partii Zielonych w koalicji rządowej) wielokrotnie w wystąpieniach publicznych podkreślali, że NS2 nie jest zgodny z europejskim prawem energetycznym. Wielokrotnie też deklarując niedopuszczalność wykorzystania przez Rosję rurociągu jako narzędzia nacisku energetycznego na UE. R. Habeck stwierdził przy tym, że „Geopolitycznie Nord Stream 2 był błędem. Wszystkie kraje europejskie, z wyjątkiem Niemiec i Austrii, zawsze były przeciw ”.

Wicekanclerz oraz minister spraw zagranicznych Niemiec, oboje przedstawiciele partii Zielonych, podkreślali, że NS2 nie jest zgodny z europejskim prawem energetycznym.

Brak zgodności z wymogami unijnej dyrektywy gazowej nie kwalifikuje NS2 do zwolnienia z wymogów III Pakietu Energetycznego (zwolnienie 50 proc. mocy przesyłowych dla niezależnych podmiotów, wymóg wynikający z konieczności rozdzielenia funkcji właściciela gazu i właściciela gazociągu). Jest to przekonanie nie tylko licznych kręgów ekspercko-analitycznych i politycznych, ale również sądowych. Opinię taką potwierdził w sierpniu 2021 roku sąd w Dusseldorfie, odrzucając odwołanie rosyjskiej firmy od wcześniejszej negatywnej decyzji BNA, informując przy tym, że ze zwolnienia z ograniczeń mogą korzystać gazociągi zbudowane przed 23 maja 2019 roku, a więc przed wejściem w życie dyrektywy gazowej. NS2 tych wymogów nie spełnia.

Gazprom nie składa broni, ma o co walczyć. Dostęp jedynie do połowy przepustowości w sposób zasadniczy pogarsza efektywność całego przedsięwzięcia, obciążonego dodatkowo kosztami związanymi z już ponad dwuletnim opóźnieniem w wejściu do eksploatacji. Jak możliwe jest jednak osiągnięcie pożądanego efektu (dostęp do 100 proc. mocy przesyłowej NS2) przy tak istotnych ograniczeniach?

Obejście ograniczeń

Gazprom stara się obejść wymagania zaktualizowanej w kwietniu 2019 roku unijnej dyrektywy gazowej, przewidującej rozdzielenie firm – dostawców gazu i firm transportujących gaz. Aby Nord Stream 2 spełniał te wymagania, 50 proc. przepustowości rurociągu musi być zarezerwowane dla alternatywnych dostawców, a operator Nord Stream 2 musi być niezależny od Gazpromu. Ten jednak chciałby mieć dostęp do 100 proc. mocy przesyłowych, nie ograniczając przy tym swoich praw właścicielskich do NS2.

Niepotrzebne gazociągi – Nord Stream 2

W związku z tym rosyjski monopolista rozpoczął proces wprowadzenia rozwiązań „awaryjnych”, wysyłając do niemieckiego regulatora (BNA-Bundesnetzagentur) wniosek o certyfikację jego szwajcarskiej spółki jako niezależnego operatora przesyłu ITO (Independend Transmission Operator). Jest to forma rozdzielenia działalności dozwolona przez prawo UE i jest stosowana w Niemczech. W modelu ITO Gazprom będzie mógł pozostać właścicielem Nord Stream 2 AG, nie tracąc uprawnień do korzystania ze 100 proc. mocy przesyłowych, ale poddając się kilku, mało restrykcyjnym ograniczeniom. Taryfy przesyłowe muszą być uzgadniane z regulatorem, pracownicy monopolisty nie mogą być zatrudnieni i wchodzić do organów zarządzających operatora, wszystkie główne systemy (w tym m.in. informatyczne, księgowe i in.) muszą być rozdzielone. Gazprom nie może też świadczyć operatorowi żadnych usług (tylko w porozumieniu z regulatorem) itp. Z takiego modelu korzysta już niemiecki operator przesyłu gazu Gascade, w którym Gazprom ma 50 proc. udziałów.

Należąca do Gazpromu spółka Nord Stream 2 AG, operator budowy gazociągu NS2 poinformowała 26 stycznia o powołaniu z siedzibą w Schwerinie niemieckiej spółki zależnej, Gas for Europe GmbH (GfE), do zarządzania odcinkiem gazociągu NS2 w Niemczech. Nowa spółka stanie się właścicielem i operatorem 54 kilometrowego odcinka gazociągu zlokalizowanego na niemieckich wodach terytorialnych (uregulowania UE dotyczą tylko gazociągów lub ich odcinków leżących na terytorium państw UE). Według Gazpromu GfE będzie niezależnym operatorem systemu transportowego, działającym zgodnie z niemiecką ustawą o energii (Energiewirtschaftsgesetz, EnWG) i jako taka może być certyfikowana na warunkach ITO.

Pomyślne zakończenie samej certyfikacji przed niemieckim urzędem nie gwarantuje jednak ostatecznego sukcesu, ponieważ Bundesnetzagentur jest zobowiązany do wystąpienia o stanowisko Komisji Europejskiej (KE). Choć ostateczna decyzja należy do krajowego regulatora, zignorowanie opinii KE mogłoby być powodem do zakwestionowania wyników certyfikacji w sądzie. Już teraz unijny sąd rozpatruje spór, w którym KE zarzuca Niemcom niedostateczną implementację dyrektywy gazowej w ustawodawstwie krajowym oraz zbyt łagodne wymagania właśnie wobec ITO.

W tym kontekście ewentualna certyfikacja Nord Stream 2 AG w charakterze ITO byłaby wielce kontrowersyjna i mogłaby być postrzegana jako naruszająca unijny dorobek prawny. Przy istniejących uwarunkowaniach geopolitycznych i napiętej sytuacji na europejskim rynku gazowo-energetycznym z NS2 w tle, pozytywna decyzja o certyfikacji gazociągu na warunkach ITO wydaje się mało prawdopodobna. Istnieje jednak kilka innych mniej kontrowersyjnych rozwiązań.

Ewentualna certyfikacja Nord Stream 2 AG z udziałem niezależnego operatora przesyłu (ITO) byłaby wielce kontrowersyjna i mogłaby być postrzegana jako naruszająca unijny dorobek prawny.

W sierpniu 2021 r. szef Rosniefti Igor Sieczin, przy rekordowo wysokich cenach gazu w Europie, zwrócił się do prezydenta Rosji o zezwolenie dla jego spółki na eksport 10 mld m 3 gazu rocznie na podstawie umowy agencyjnej z Gazpromem (w Rosji obowiązuje ustawowy monopol eksportowy i transportowy Gazpromu). Rozwiązaniem takim zainteresowane są również inne rosyjskie spółki. Zapewnienie niezależnym producentom gazu dostępu do eksportu poprzez zawarcie umowy agencyjnej jest popierane przez Ministerstwo Energii oraz Federalną Agencję Antymonopolową jako rozwiązanie niesprzeczne z obowiązującym prawem. Rozwiązałoby to problem pełnego obciążenia gazociągu NS2, z którego Gazprom nie może w pełni skorzystać ze względu na obowiązujące zasady trzeciego pakietu energetycznego. W tym przypadku dostawcą części gazu, transportowanego przez NA2 byłaby firma niezależna od Gazpromu, co zapewniłoby pełną zgodność z normami dyrektywy gazowej UE.

Z punktu widzenia Gazpromu wadą powyższego rozwiązania jest konieczność uszczuplenia swoich przywilejów. Pozostaje co prawda w pełni właścicielem gazociągu i gaz przesyłany przez NS2 byłby w pełni rosyjski, ale tylko w połowie gazpromowski. Dwa inne alternatywne rozwiązania w pełni likwidują tą „wadę”.

W pierwszym Gazprom ponownie uruchamia sprzedaże przez swoją elektroniczną platformę handlową (przez ten kanał zbytu sprzedał 27 mld m3 gazu w 2020 roku i 5 mld w 2021) z punktami odbioru gazu przez importerów, na terytorium Rosji np. w Ust Łudze, gdzie bierze początek NS2.

W innym rozwiązaniu Gazprom musiałby częściowo zrezygnować z utrzymywanej przez lata formuły cenowej sprzedaży gazu w kontraktach wieloletnich na warunkach franko granica odbiorcy, przechodząc na formułę franko granica dostawcy (Ust Ługa). Na takie rozwiązanie mogliby pójść główni odbiorcy rosyjskiego gazu np. austriacka spółka OMV, która już zadeklarowała taką gotowość. W obu tych przypadkach 100 proc. gazu transportowanego przez NS2 stanowiłby surowiec Gazpromu, w proporcji 50 proc. sprzedany wcześniej i 50 proc. do sprzedaży na terytorium odbiorcy.

Co z gazem na lądzie

Kolejnym czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę przy ocenie przepustowości NS2 jest dostęp Gazpromu do gazociągów lądowych transportujących gaz z bałtyckiego wybrzeża Niemiec dalej do odbiorców europejskich, w tym przede wszystkim do gazociągu Opal.

NS1 posiada dwie rozbudowane lądowe arterie transportowe w Niemczech – gazociąg Nel do Holandii (20 mld m3) i Opal do Czech (35 mld m3 na wejściu i 25,7 mld m3 na wyjściu). Przepustowość tranzytowa gazociągu Opal 25,7 mld m3 (pozostała część mocy przesyłowych jest zarezerwowana, dla E.ON i innych firm), podlega III pakietowi energetycznemu. Gazprom mógł się więc ubiegać o dostęp tylko do 50 proc. mocy (12.85 mld m3). W 2016 roku Komisja Europejska (KE) pozwoliła Gazpromowi na udział w aukcjach na kolejne 30 proc. przepustowości, zwiększając tym samym jego dostęp do 20,5 mld m3.

Gazpromu lekcja dla Europy

Polska decyzję KE zaskarżyła do Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), powołując się na zasadę solidarności energetycznej i w efekcie decyzją TSUE, od września 2019 roku, Gazprom utracił dostęp do dodatkowych mocy przesyłowych. 15 lipca 2020 roku TSUE oddalił odwołanie Niemiec od wyroku z września 2019 roku, stwierdzając że zasada solidarności stanowi podstawową zasadę prawa UE i leży u podstaw wszystkich celów polityki unijnej w dziedzinie energetyki i powinna być stosowana również w przypadku legislacji dotyczącej wewnątrzunijnego rynku gazu.

Mimo niekorzystnych decyzji, Gazprom był w stanie zagwarantować pełne zagospodarowanie mocy przesyłowych NS1 (w 2018 roku – 58,8 mld m3, 2019 r. – 58,5 mld m3, 2020 r. – 59,3 mld m3). Stało się tak dzięki temu, że gazociąg Eugal, stanowiący w zamyśle lądowe przedłużenie NS2, biegnący równolegle do Opal wzdłuż granicy polsko-niemieckiej z północnych Niemiec do Czech, został wcześniej zbudowany. Gazprom zarezerwował długoterminowo 80 proc. proc. jego przepustowości, czyli 44 mld m sześc. rocznie, a pozostałe 20 proc. może kupić na aukcjach krótkoterminowych.

Teraz jednak po uruchomieniu NS2 do zagospodarowania na lądzie pojawiłoby się dodatkowo 55-60 mld m3 gazu. Przy istniejących uwarunkowaniach prawno-traktatowych dla takiej ilości, na warunkach forsowanych przez Gazprom, trudno byłoby znaleźć miejsce w istniejącym lądowym systemie transportowym na terenie Niemiec. Dopuszczenie do NS2 innych dostawców i w tym przypadku ułatwiłoby rozwiązanie problemu.

Pogoda i LNG na ratunek

Po okresie skokowych wzrostów cen i osiągnięciu pikowych wartości 21 grudnia 2021 r. (ceny przekroczyły 2200 dolarów/1000 m3), europejski rynek gazowy wszedł w okres powolnej stabilizacji, ze spadkiem cen do poziomu 900-1000 dolarów za 1000 m3. W sukurs odbiorcom paliwa przyszły sprzyjające warunki pogodowe z rekordowo wysokimi temperaturami jak na tę porę roku, co ograniczyło zapotrzebowanie na gaz. W efekcie, mimo że zapasy w europejskich w podziemnych magazynach gazu (PMG) w styczniu 2022 r. nadal znajdowały się na historycznie niskim poziomie, to różnice w porównaniu z analogicznymi okresami z lat poprzednich ulegają ciągłemu zmniejszeniu.

Po 21 grudnia 2021 r., kiedy ceny gazu przekroczyły 2200 dolarów/1000 m3, europejski rynek wszedł w okres powolnej stabilizacji, ze spadkiem cen do 900-1000 dolarów za 1000 m3.

Podstawowym czynnikiem stabilizującym były jednak zwiększone dostawy amerykańskiego gazu płynnego (LNG). Według Bloomberga w pierwszych dniach stycznia 2022 r. kraje Europy Zachodniej otrzymywały 250 mln m3 LNG dziennie (do końca stycznia dostawy osiągną 5,5 mld m3). Dostawy amerykańskiego gazu do Unii Europejskiej były pięciokrotnie wyższe niż te, które dostarczał Gazprom. Według Eustream 1-9 stycznia średnia dzienna wielkość dostaw z Rosji spadła do 54 mln m3, co jest dwukrotnie mniej niż rok wcześniej.

W styczniu dostawy LNG osiągnęły poziom 373 mln m3 dziennie, prawie 2,5 krotnie więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego, stając się rekordowymi w całej historii obserwacji od 2011 roku. Według danych stowarzyszenia europejskich operatorów gazowych Gas Infrastructure Europe 28 stycznia do europejskiego systemu przesyłowego trafiło 405 mln m3 LNG tj. 2,2 razy więcej niż średnia dzienna z ostatnich pięciu lat, a w ciągu czterech pierwszych tygodni tego roku było to 10,44 mld m3, co przewyższa rekord ze stycznia 2019 r. Przy tym tempie dostaw zapewne już 30 stycznia pobity został również absolutny rekord dostaw miesięcznych z listopada 2019 roku.

LNG coraz ważniejszy dla Polski i dla Europy

Przekierowanie dostaw głównie amerykańskiego LNG na rynek europejski wynikało z wyrównania cen i zniknięcia premii cenowej na rynku azjatyckim. Ponadto Chiny, największy na świecie importer LNG, rozpoczęły odsprzedaż LNG z dostawą do listopada 2022 roku. Według Bloomberga, chińskie firmy zaczęły pozbywać się wcześniej zakontraktowanych ilości, zakładając, że obecne zapasy wystarczą do końca sezonu zimowego, w warunkach gdy zima w Azji w tym roku okazała się dość ciepła.

Po co Gazpromowi Nord Stream 2

W tym samym czasie Gazprom kontynuował swoją „grę”. Jego dostawy do Europy w styczniu utrzymywały się na minimalnym poziomie. Tranzyt przez Polskę gazociągiem Jamał-Europa nie został wznowiony (od 21 grudnia realizowane są dostawy rewersowe – z Niemiec do Polski). Dostawy przez Ukrainę znalazły się na poziomie 45 mln m3 dziennie przy zobowiązaniach kontraktowych wynoszących 109 mln m3 dziennie. Nawet przez Nord Stream 1 Gazprom przesyła znacznie mniej niż zwykle – około 145 milionów metrów sześciennych gazu dziennie.

Przy ciepłej pogodzie i wzroście dostaw LNG do Europy, które zrekompensowały spadek dostaw z Rosji, spadek cen mógłby być znacząco głębszy, gdyby nie działania i retoryka Gazpromu. Dyżurnym tematem na jego konferencjach jest zwykle „saga” o pustoszejących PMG, NS2 i inne komunikaty skutecznie wpływające na ponowny wzrost cen.

W świetle działań Gazpromu, nawet najwięksi jego zwolennicy mają coraz mniej argumentów, żeby postrzegać monopolistę – jak chciałaby Rosja – jako stabilnego i przewidywalnego dostawcę. Komisarz Unii Europejskiej ds. konkurencji Margrethe Vestager stwierdziła, że Gazpromowi grozi kolejna runda działań antymonopolowych ze strony Brukseli, w sytuacji gdy wydaje się on manipulować rynkiem, gdy ceny energii gwałtownie rosną. W tym duchu wypowiedział się również Fatih Birol, szef Międzynarodowej Agencji Energetycznej.

W świetle działań Gazpromu, nawet najwięksi jego zwolennicy mają coraz mniej argumentów, żeby postrzegać monopolistę jako przewidywalnego dostawcę.

Obecna sytuacja rynkowa, której istotnym elementem kreującym jest niepewność wokół NS2 jest korzystna dla rosyjskiego monopolisty. Szereg działań może wskazywać na to, że to sam Gazprom opóźnia certyfikację NS2. Monopolista mógł złożyć dokumenty dotyczące ponownej rejestracji szwajcarskiej spółki zależnej Nord Stream 2 AG już w sierpniu 2021 roku, wiedząc, że nie zostanie ona wyłączona przez niemieckiego regulatora z postanowień europejskiej dyrektywy gazowej. Odpowiednie zmiany w unijnym prawodawstwie energetycznym zostały przyjęte już w maju 2019 r., o czym Gazprom nie mógł nie wiedzieć. W rezultacie działania monopolisty mające na celu obejście ograniczeń, jednoznacznie wpisują się w celową strategię opóźniania certyfikacji.

Gazprom, mimo opóźnień w uruchomieniu NS2, a w dużym stopniu dzięki temu, zwiększa swoje zyski, jako efekt rekordowo wysokich cen gazu. Retoryka wokół NS2 okazała się skutecznym narzędziem podgrzewania koniunktury na europejskim rynku gazu. Wyniki dziesięciu miesięcy ubiegłego roku wskazują, że dochody Gazpromu wzrosły ponad dwukrotnie w ujęciu rocznym i wyniosły prawie 40 miliardów dolarów.

Przy istniejących uwarunkowaniach, niepracujący NS2 stał się dla Gazpromu bardzo majątkotwórczy (profitable) i być może adekwatne do oceny tej sytuacji mogłyby być znane skądinąd słowa, że w tym wszystkim „nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale – by gonić go”.

(CC BY Albert Alien)

Otwarta licencja


Tagi