Autor: Joseph Stiglitz

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, profesor Uniwersytetu Columbia, publicysta Project Syndicate.

Nowa geo-gospodarka

2015 rok był dla gospodarki globalnej szczególny. Nie tylko z uwagi na jej ogólnie rozczarowujące wyniki, ale i ze względu na głębokie zmiany – na lepsze i na gorsze – do jakich doszło w globalnym systemie ekonomicznym.
Nowa geo-gospodarka

Na największą uwagę zasługuje osiągnięte w grudniu paryskie porozumienie w sprawie klimatu. Sama ta umowa nie zapewni bynajmniej takiego ograniczenia narastania globalnego ocieplenia, by osiągnąć cel, jakim jest zredukowanie jego przyrostu do 2ºC powyżej poziomu z epoki przedprzemysłowej.

Wszyscy jednak dostali ostrzeżenie; świat nieuchronnie zmierza ku „zielonej” gospodarce. Niezbyt odległy jest dzień, kiedy paliwa kopalne staną się czymś w większości przebrzmiałym. Tak więc ten, kto teraz inwestuje w węgiel, czyni to na swoją szkodę. Ponieważ „zielone” inwestycje będą się w coraz większym stopniu wysuwać na pierwszy plan, powinniśmy mieć nadzieję, że finansujący je staną się przeciwwagą dla potężnego lobby branży węglowej, które nie waha się wystawić świata na ryzyko w imię swoich krótkowzrocznych korzyści.

To odchodzenie od gospodarki wysokoemisyjnej, w której interesy producentów węgla, gazu i ropy są często dominujące, to tylko jedna z kilku głównych zmian w globalnym porządku geo-ekonomicznym. Nie da się uniknąć także wielu innych zmian, choćby z uwagi na gwałtownie rosnący udział Chin w globalnej produkcji i globalnym popycie. W zeszłym roku rozpoczął działalność Nowy Bank Rozwoju [New Development Bank], założony przez BRICS (Brazylia, Rosja Indie, Chiny i RPA), który stał się pierwszą znaczącą instytucją finansową pod przewodem krajów wschodzących. Powstał również – mimo oporów ze strony prezydenta USA, Baracka Obamy – zorganizowany pod egidą Chin Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, który ma zacząć działalność w tym miesiącu.

Stany Zjednoczone wykazały natomiast dużo więcej rozwagi, jeśli chodzi o chińską walutę. Nie przeciwstawiły się włączeniu renminbi do koszyka walut, które tworzą aktywa rezerwowe Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tzw. Specjalne Prawa Ciągnienia (SDR). Poza tym Kongres USA zatwierdził wreszcie skromne zmiany w przysługujących Chinom i innym krajom wschodzącym prawach głosu w MFW, na jakie pięć lat temu zgodziła się administracja Obamy. To niewielkie ustępstwo na rzecz nowych realiów gospodarczych.

Najbardziej kontrowersyjna w ubiegłorocznych decyzji geo-ekonomicznych dotyczy handlu. Niemal niezauważalnie przeszła informacja, iż po trwających latami chaotycznych rozmowach pogrzebano po cichu prowadzoną pod egidą Światowej Organizacji Handlu Rundę z Doha – negocjacje, które wszczęto w celu usunięcia nierówności, jakie występują we wcześniejszych porozumieniach, faworyzujących kraje rozwinięte. Nieprzezwyciężalną przeszkodę w negocjacjach Rundy z Doha okazała się hipokryzja Stanów Zjednoczonych, które głoszą wprawdzie wolny handel, ale jednocześnie odmawiają likwidacji subsydiów do bawełny i innych surowców rolnych.

Zamiast rozmów handlowych o charakterze globalnym USA i Europa obrały strategię „dziel i rządź”, opartą na zachodzących na siebie blokach i porozumieniach handlowych.

W efekcie to, co w zamierzeniu miało być globalnym reżimem wolnego handlu, ustąpiło miejsca nieharmonijnemu reżimowi handlu kierowanego. W regionie Pacyfiku i Atlantyku handel będzie się w większości odbywał na podstawie liczących tysiące stron i porozumień. Pełne one są skomplikowanych reguł pochodzenia, które sprzeczne są z podstawowymi zasadami efektywności i swobody przepływu towarów.

Negocjacje w sprawie tak zwanego Partnerstwa Transpacyficznego – które może się okazać najgorszym od dziesięcioleci porozumieniem handlowym – Stany Zjednoczone prowadziły w tajemnicy. Teraz zaś czeka je ciężka walka o jego ratyfikację, gdyż opowiadają się przeciwko niemu czołowi kandydaci Demokratów na prezydenta, a także wielu Republikanów. Problem stanowią przy tym nie tyle handlowe klauzule tego porozumienia, co jego „inwestycyjny” rozdział, który poważnie ogranicza skuteczność przepisów z dziedziny ochrony środowiska, ochrony zdrowia i bezpieczeństwa a nawet finansów, które mają znaczące oddziaływanie makroekonomiczne.

Chodzi szczególnie o to, że rozdział ten daje inwestorom zagranicznym prawo do wnoszenia pozwów przeciwko rządom do prywatnych trybunałów międzynarodowych – jeśli są oni przekonani, że regulacje rządowe sprzeczne są z warunkami TPP (opisanymi na ponad 6000 stron). W przeszłości wymóg „uczciwego i równego” traktowania inwestorów zagranicznych był przez takie trybunały intepretowany jako podstawa do obalania wprowadzanych przez rządy nowych przepisów. Działo się tak nawet jeśli były one niedyskryminacyjne i zostały przyjęte w celu ochrony obywateli przed wykrytym właśnie szkodliwym działaniem.

Język wspomnianych zapisów jest tak skomplikowany – kosztowne pozwy potężnych korporacji przeciwko niedofinansowanym rządom aż się tu proszą – że zagrożone są nawet przepisy, chroniące naszą planetę przed emisją gazów cieplarnianych. Bezpieczne wydają się jedynie przepisy, dotyczące papierosów (ze względu na ogromny negatywny oddźwięk, jaki wywołały pozwy przeciwko Urugwajowi i Australii, domagającym się skromnych ostrzeżeń o szkodliwości palenia). Pozostaje jednak cała masa pytań i możliwość pozwów w innych, niezliczonych wręcz dziedzinach.

Ponadto klauzula „kraju najwyższego uprzywilejowania” zapewnia korporacje, iż mogą się one domagać, by proponowane im warunki były nie gorsze od najlepszych warunków, oferowanych w jakimkolwiek traktacie kraju goszczącego. Uruchamia to równanie w dół – i stanowi dokładną odwrotność tego, co obiecywał prezydent Barack Obama.

Zresztą nawet sam sposób, w jaki Obama uzasadniał nowe porozumienie handlowe pokazuje, jak słabo jego administracja orientuje się w sprawach wschodzącej gospodarki globalnej. Obama uporczywie powtarzał, że TPP przesądzi o tym, kto – Ameryka czy Chiny – napisze reguły handlu dla XXI wieku. Tymczasem podejściem właściwym jest dochodzenie do takich reguł wspólnie i w sposób przejrzysty. Obama dążył do utrwalenia obecnego sposobu działania, w którym amerykańskie korporacje same dla siebie piszą przepisy rządzące globalnym handlem oraz inwestycjami. Nikt, komu drogie są zasady demokracji, nie powinien tego akceptować.

Na dążących do ściślejszej integracji gospodarczej spoczywa szczególna odpowiedzialność za wyraźne popieranie reform zarządzania w skali globalnej. Jeśli władzę nad rozwiązaniami wewnętrznymi ceduje się na organa ponadnarodowe, to projektowanie, zatwierdzanie i wprowadzanie w życie tych reguł i przepisów musi być szczególnie poddane procesowi demokratycznemu. Niestety, w 2015 roku nie zawsze tak było.

Jeśli chodzi o 2016 rok, to powinniśmy mieć nadzieję na odrzucenie TPP i zapoczątkowanie nowej epoki – porozumień handlowych, które nie nagradzają silnych i nie karzą słabych. Paryskie porozumienie w sprawie klimatu stanowi być może zwiastun takiego ducha i sposobu myślenia, jakiego potrzeba do utrzymania prawdziwie globalnej współpracy.

© Project Syndicate, 2016

www.project-syndicate.org


Tagi


Artykuły powiązane

Wielka integracyjna gra na Pacyfiku

Kategoria: Trendy gospodarcze
Opowieść ta miała swój początek w grudniu 2001 r. To właśnie wtedy Amerykanie ruszyli ze swą misją (ISAF) do Afganistanu. Chińczycy natomiast, za zgodą USA i Zachodu, zostali przyjęci do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Wielka integracyjna gra na Pacyfiku