Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

O trudnej sztuce bycia aniołem (biznesu)

Od kogo się uczyć? Najlepiej od praktyków. Inwestowania w raczkujące biznesy (z ang. angel investing) należy więc uczyć się od tych, którzy już od dawna są „aniołami” (niekoniecznie upadłymi...) i ryzykują własne pieniądze. Do tego samego wniosku doszedł Joshua Maher. I napisał „Startup Wealth”.
O trudnej sztuce bycia aniołem (biznesu)

Maher sam jest praktykiem – inwestorem i doradcą. Obecnie pracuje dla dwóch funduszy: Seattle Angel Fund oraz Flight.vc. Na rynku amerykańskich start-upów działa dopiero od 2007 roku, choć w USA pierwsi aniołowie biznesu pojawili się już ponad 25 lat temu. Maher udał się do kilku z nich z dyktafonem i tak powstała książka „Startup Wealth: How the Best Angel Investors Make Money in Startups”.

Okazało się, że niektórzy aniołowie mają do opowiedzenia dużo. Rozmowy z takimi ludźmi jak Mike Crill (szef funduszu Atlas Accelerat), Brad Feld (współzałożyciel Techstars), David Verrill (współzałożyciel Hub Investment Group) czy Peter Weiss (prezydent American Outlook) wciągają jak niezły kryminał. Ci inwestorzy obecni na amerykańskim (i nie tylko) rynku od wielu lat podpowiadają, jak wyszukiwać perełki wśród start-upów i jak rozpoznawać oszustów, którzy robią zamach na pieniądze donatora. Ale nie tylko.

Wchodzą w temat o wiele głębiej. Na przykład Weiss, który wiele lat spędził na Wall Street, robi obszerny wykład na temat wad i zalet pozyskiwania przez start-upy pieniędzy przez emisję obligacji, warrantów i opcji na akcje. Tłumaczy też, dlaczego indywidualny inwestor nie powinien wchodzić do spółki, w której jest już duży fundusz typu venture capital.

Co ciekawe, doświadczeni aniołowie biznesu różnią się w opinii co do tego, co jest najważniejsze dla przyszłości powstającego start-upu. Jedni twierdzą, że pomysł lub produkt (Mike Crill) dający przewagę rynkową („unique advantage” – Mark Suster), dzięki której firma ma szansę na osiągnięcie właściwej skali biznesu (Dave McClure). Inni stawiają na zespół ludzki („który dodatkowo rozumie, że inwestor nie jest studnią bez dna” dodaje Bob Bozeman), bo przecież „dobry dżokej poradzi sobie na różnych koniach” (Howard Lindzon), a błędem jest „zakochiwanie się w idei, którą będą realizować niewłaściwi ludzie” (Chris Devore).

Niewielu aniołów wskazuje, że ważne są dane finansowe i prognozy dla start-upu. Wielu natomiast podpowiada, że trzeba mieć jasną strategię inwestycyjną i się jej trzymać. Mówią też, że należy pracować w grupie, a nie być samotnym wilkiem, bo wtedy można się więcej nauczyć. Podkreślają, że bardzo ważna jest nić porozumienia między inwestorem a przedsiębiorcą – „muszą widzieć wspólny cel i razem zmierzać w jego kierunku” (Chris Devore).

Wielu aniołów uważa, że lepiej jest być inwestorem aktywnym (czyli takim, który na bieżąco interesuje się działalnością firmy i służy jej pomocą albo nawet dla niej pracuje) niż pasywnym, bo „inwestowanie w start-upy jest podobne bardziej do adopcji szczeniaka niż do kupna losu na loterii – trzeba dostrzec wartość i się nią opiekować” (Christopher Mirabile).

W książce Mahera znajdziemy również ciekawy komentarz do obecnej rzeczywistości rynków finansowych. Pozwolił sobie na niego Mark Suster (partner w Upfront Ventures). „Na rynkach kapitałowych trwa całkiem udana impreza. W latach 2009-2015 wielu inwestorów zarobiło bardzo dużo pieniędzy. I wciąż stawiają na kolejne biznesy, wciąż ryzykują, bo mają nadmierną pewność siebie. Problem w tym, że to przyjęcie się kiedyś skończy. Kiedyś zgaśnie światło. I przetrwają tylko najlepsi” – ostrzega Suster, zwracając uwagę na luźną politykę monetarną banków centralnych.

Nastroje czytelników, którzy już przygotowują oszczędności na zakup udziałów w jakimś start-upie, studzi również Dave McClure, mówiąc, że „dla anioła biznesu zdywersyfkiwany portfel zawiera nie 10 pozycji, a 30 do 50”. Czyli zabierając się za angel investing, należy mieć pieniądze na 30 do 50 inwestycji. Czy jest potrzeba aż takiej dywersyfikacji – zapyta ktoś. „Oczekuję, że połowa spółek z mojego portfela przyniesie mi zwrot na poziomie 0 proc. A druga połowa da coś zarobić” – odpowiada Warren Katz.

Po tych kilku akapitach streszczających książkę Mahera już widać, że „Startup Wealth” to pozycja wartościowa. Jest jednak z nią jeden, ale za to poważny problem. Maher nie jest dziennikarzem ani pisarzem. Jest inwestorem, doradcą biznesowym. Jego wywiady są szablonowe, przeprowadzone bez polotu, bez dynamiki. Pytania powtarzają się, a wiele wywiadów zmienia się w monologi aniołów.

Internauci często porównują książkę Mahera do „Czarodziejów rynku” Jacka Schwagera. Owszem: koncepcja jest taka sama, ale wykonanie już zupełnie inne. Do wywiadów Schwagera z mistrzami spekulacji można powracać po latach z przyjemnością, nie tylko dla samej wiedzy, ale po prostu dlatego, że czyta się je z wypiekami na twarzy.

Przez książkę Mahera trudno przebrnąć. Być może autor zdawał sobie z tego sprawę, bo na końcu umieścił obszerny rozdział dokładnie podsumowujący wszystkie wnioski płynące z wywiadów („How the best angel investors make money in startups”). Problem w tym, że przeczytanie tegoż rodziału nie zastąpi lektury książki – wiele cennych szczegółów,  pouczających historii i anegdot można znaleźć tylko w treści wywiadów.

Jeśli komuś ta wada książki Mahera nie przeszkadza, bo zawodowo zajmuje się inwestowaniem i szuka wiedzy, można mu polecić „Startup Wealth”. Bo ta pozycja jest prawdziwą skarbnicą porad dotyczących inwestowania w biznesy znajdujące się w początkowej fazie rozwoju.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa