Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Odpowiedzialna konsumpcja to element zrównoważonego rozwoju

Edukacja w zakresie konsumpcji odpowiedzialnej może sprawić, że zaczniemy kupować po to, by żyć, a nie by mieć coraz więcej. Zaangażowanie państwa w uświadamianie społeczeństwa może doprowadzić do realizacji zasady zrównoważonego rozwoju – twierdzi autorka książki „Konsumpcja odpowiedzialna”.
Odpowiedzialna konsumpcja to element zrównoważonego rozwoju

Zrównoważony rozwój to termin, który pojawił się w ekonomii pod koniec lat 80. XX wieku dzięki raportowi Nasza Wspólna Przyszłość stworzonemu przez Światową Komisję ds. Środowiska i Rozwoju – zwaną także komisją Brundtland (od nazwiska jej przewodniczącej Gro Harlem Brundtland) – działającą pod egidą ONZ. W raporcie tym rozwój zrównoważony został określony jako „taki rozwój, w którym potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie”. Krócej można opisać rozwój zrównoważony, przywołując definicję prof. Tadeusza Borysa: „harmonizacja czterech ładów: ekonomicznego, społecznego, ekologicznego i przestrzennego”.

A mówiąc jeszcze prościej – zrównoważony rozwój to doktryna ekonomiczna, która zakłada, że obecnie żyjące pokolenia nie powinny zachowywać się na zasadzie „po nas choćby potop”. Nie powinny przejadać wszystkiego, tylko zostawić coś dla potomnych – szczególnie jeśli chodzi o środowisko naturalne…

Zrównoważony rozwój istnieje więc w świadomości ekonomistów od dawna. Do świadomości przeciętnego człowieka dopiero zaczyna się przebijać. Dużo robi w tym zakresie m.in. papież Franciszek, wskazujący – o wiele częściej niż jego poprzednicy – na wagę kwestii ochrony środowiska. Spore zmiany niosą zapewne ze sobą nowe pokolenia. Wszystkie badania nad pokoleniem millenialsów (chodzi o osoby, które mają obecnie po 19-35 lat) wskazują, że kwestie ekologiczne są dla niego bardzo ważne.

Czy można zrobić coś więcej, by idea zrównoważonego rozwoju upowszechniła się i zafunkcjonowała? Według dr Magdaleny Wróbel z Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej więcej ciężaru na swoje barki powinno wziąć państwo. Tym bardziej, że na przykład – jak przypomina ona w swojej książce „Konsumpcja odpowiedzialna – wyzwanie dla zarządzania rozwojem” (CeDeWu, 2017) – zasada ta wpisana jest do Konstytucji RP (dokładnie: w art. 5).

W swojej publikacji – która, jak się wydaje, jest po prostu kopią rozprawy doktorskiej pt. „Model zarządzania konsumpcją odpowiedzialną instrumentem rozwoju zrównoważonego i trwałego” – dr Wróbel w wyczerpujący sposób przybliża znaczenie zasady zrównoważonego rozwoju (nigdy bym nie przypuszczał, że może istnieć tyle definicji naukowych tejże!). Uświadamia też olbrzymią rolę, jaką we wdrażaniu w życie zasady rozwoju zrównoważonego ma konsumpcja odpowiedzialna.

Konsumpcja odpowiedzialna to nic innego jak kupowanie z głową. Konsumowanie po to, by żyć, a nie by mieć coraz więcej i więcej. Chodzi o to, by nie kupować na zapas (bo towar się zmarnuje) i by kupować produkty, które nie powstają ze szkodą dla środowiska. Co ciekawe, chodzi tu o to, by kupować głównie ekologiczne produkty lokalne – takie, których dostarczanie do konsumenta nie wymaga istnienia długich łańcuchów dostaw (które mogą np. przyczyniać się do zatruwania środowiska). Co ciekawe, nasuwa się tu automatycznie myśl, że to może być punkt zbliżający do siebie np. lewicowych lokalistów i nacjonalistów (zwolenników słynnego „swój do swego po swoje”). Nawet zdroworozsądkowo myślący liberał nie powinien mieć tutaj jakiegoś oporu – skoro lokalne jest zdrowe i w miarę tanie (bo w cenę nie jest wliczony transport z odległego kraju)…

Doktor Wróbel z wielką dokładnością bierze pod lupę procesy konsumpcji oraz samego konsumenta. Opisuje mnogość środków i kanałów wpływających na jego zachowania. I dochodzi do wniosku, że obywateli powinno się edukować, wykorzystując oświatę (uczelnie wyższe, na których obecnie w ogóle nie pojawia się temat konsumpcji odpowiedzialnej), marketing społeczny (który trzeba „wymyśleć na nowo”, gdyż ten tradycyjny jest już nieskuteczny) oraz kulturę.

Ciekawym spostrzeżeniem dr Wróbel jest przydatność kwadratowych kodów kreskowych QR (quick response) w promowaniu produktów ekologicznych. Kody te mogą zawierać dużą ilość informacji (które nie mieszczą się na opakowaniu). Są łatwo dostępne dla coraz większej części populacji, bo coraz więcej ludzi ma smartfony (pozwalające odczytać te kody).

Bardzo ciekawym wątkiem monografii jest ten, w którym autorka przedstawiła wyniki badań nad możliwością  zwiększania świadomości konsumentów w zakresie konsumpcji odpowiedzialnej. Okazało się, że bardzo skromne działania edukacyjne w znaczącym stopniu podnoszą znajomość i akceptację konsumpcji odpowiedzialnej wśród młodzieży akademickiej czy tzw. przeciętnych obywateli.

Tu nasuwa się jednak pytanie o to, jak bardzo skuteczny byłby efekt edukacji w zakresie konsumpcji odpowiedzialnej w długim terminie. Wielu ludzi ma przecież świadomość, że auta dysponujące potężnymi benzynowymi silnikami są mniej ekologiczne niż auta elektryczne, a mimo to woli kupować te pierwsze (bo nie ma to jak depnąć na autostradzie, nieprawdaż?). Wielu ma świadomość, że zmywarka do naczyń – przynajmniej w gospodarstwie wieloosobowym – pozwala oszczędzić na rachunkach, a tym samym zmniejszyć zużycie wody, a mimo to nie kupuje jej z uwagi na zbyt wysoki koszt tego urządzenia. Wiele kobiet ma świadomość, że ma w szafie zbyt dużo ubrań, ale gdy widzi kolejną wyprzedaż w ulubionym sklepie, nie umie się powstrzymać. Czy edukacja jest w stanie zmienić naturę i przyzwyczajenia? To trochę tak jak na giełdzie: niemal wszyscy wiedzą, że powinni kupować w dołku, a sprzedawać na górce, ale zazwyczaj większość postępuje odwrotnie, stąd hossy i bessy.

Rozprawa „Model zarządzania konsumpcją odpowiedzialną instrumentem rozwoju zrównoważonego i trwałego” Magdaleny Wróbel otrzymała główną nagrodę XI edycji Konkursu Verba Veritatis na najlepszą rozprawę doktorską z zakresu etyki biznesu. Precyzja i głębia, z jaką przedstawiony został temat, rzeczywiście robi wrażenie.

Problem w tym, że nie podjęto żadnych starań, by książka „Konsumpcja odpowiedzialna” była lekturą przystępną dla przeciętnego czytelnika. Dla osoby, która nie zajmuje się na co dzień ekonomią, to będzie naprawdę ciężkostrawna potrawa (z uwagi na naukowy język) i ciężki orzech do zgryzienia (przez mnogość niezrozumiałych terminów).

Forma powoduje, że – wbrew temu, co napisano na okładce – książka nie jest „adresowana do wszystkich osób zainteresowanych współczesnym konsumentem”. Ona jest adresowana do – jak napisano na okładce – „przedstawicieli administracji publicznej odpowiedzialnych za tworzenie i realizację strategii rozwoju oraz studentów i pracowników naukowych uczelni”. Choć mam wiele wątpliwości, czy więcej niż kilku studentów w Polsce przebrnie przez tę publikację…


Tagi