Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Opłaty za wodę i ścieki mogą wzrosnąć nawet o 100 proc.

W wielu polskich miastach i gminach już w zeszłym roku zaczęto drastycznie podwyższać opłaty za dostarczenie wody i odbiór ścieków. Będą one dalej szybko rosnąć, w całym kraju. Średnia stawka za usługi do 2015 r. może się podwoić. Cztery województwa dotkną najmocniej.
Opłaty za wodę i ścieki mogą wzrosnąć nawet o 100 proc.

Jeśli do tej pory do oszczędzania wody nie skłoniła kogoś ekologia, to skłonią go do tego podwyżki cen. (CC BY-NC-ND dibytes)

W 2010 r. opłaty za wodę i ścieki wzrosły w Polsce średnio o 14 proc. W tym roku wzrost będzie jeszcze wyższy, a w kolejnych latach – jak prognozuje Izba Gospodarcza „Wodociągi Polskie” – czekają nas następne radykalne podwyżki.

W Warszawie zwiększono w tym roku opłaty za ścieki i wodę o 30 proc. – mają znów wzrosnąć w 2012 roku. W Bytomiu podrożało o 28 proc., a w Bydgoszczy o 20 proc. Bydgoszcz najszybciej z dużych polskich aglomeracji wprowadza program podwyżek cen usług wodociągowo-kanalizacyjnych. Od  2008 r. miasto podniosło opłatę za wodę aż o 70 proc. (z 3,19 do 5,45 zł za m3), a za ścieki o ponad 40 proc. (z 3,88 do 5,52 zł). W Bydgoszczy te opłaty są już wyższe niż w Warszawie. Warszawiacy nie mają jednak z czego się cieszyć, bo w stolicy i innych polskich miastach wzrost cen tych usług może być w najbliższych latach taki sam, a nawet większy.

Tak drastyczne podwyżki opłat za wodę i ścieki w Polsce wynikają z dwóch powodów. Pierwszym jest to, że infrastruktura wodociągowa-kanalizacyjna (łącznie z oczyszczalniami ścieków) była do niedawna bardzo zaniedbana, przestarzała i  słabo rozwinięta. Zbyt mało inwestowano w nią w okresie PRL, ale i po 1989 r. W setkach miejscowości, a nawet na obrzeżach wielkich miast, mieszkańcy nie mieli kanalizacji – korzystali z szamb. Wiele miast i miasteczek i wsi nie miało oczyszczalni ścieków. Przedsiębiorstwom wodociągowo -kanalizacyjnym pieniędzy na inwestycje brakowało, bo samorządy gminne bardziej niż ekologie ceniły sobie święty spokój, który osiągano blokując jakiekolwiek podwyżki cen.

Wszystko zmieniło się po wejściu Polski do Unii, która do ochrony środowiska przywiązuje bardzo dużą wagę. Jedna z unijnych dyrektyw zakazuje krajom członkowskim spuszczania nie oczyszczonych ścieków do rzek, jezior czy mórz. Polska musiała zobowiązać się, że przestanie to robić i  podniesie normy ekologiczne dla swych oczyszczalni.

Nasz kraj wynegocjował okres przejściowy na dostosowanie się do tej dyrektywy, ale i tak musi nadrobić wieloletnie zaległości w tej dziedzinie w ekspresowym tempie. Polska ma czas do 2015 r., żeby wszystkie miasta powyżej 15 tys. mieszkańców były w pełni skanalizowane, a wszystkie miejscowości powyżej 2 tys. mieszkańców (jest ich w Polsce grubo ponad tysiąc) wyposażone w nowoczesne, spełniające unijne standardy oczyszczalnie ścieków.

Spełnienie tych wymogów ma umożliwić specjalny rządowy program: Krajowy Program Oczyszczania Ścieków, przyjęty w 2003 r. Po pierwszej aktualizacji w 2005 r. zakładał on, że trzeba będzie w związku z dostosowywaniem Polski do wymogów unijnych wybudować, rozbudować lub zmodernizować ponad 1700 oczyszczalni ścieków oraz ułożyć 37 tys. km sieci kanalizacyjnej. Koszt tych inwestycji oszacowano na 42,6 mld zł. Pomóc w ich sfinansowaniu miały unijne fundusze, ale naprawdę duże środki na ten cel dostaliśmy dopiero w budżecie na lata 2007 -2013. Tylko w programie Infrastruktura i Środowisko  zarezerwowano na inwestycje wodociągowo-kanalizacyjne (wraz z oczyszczalniami ścieków) w Polsce 3,28 mld euro. Kolejne kilkaset milionów euro na takie przedsięwzięcia znalazło się w programach regionalnych. Dzięki tym środkom branża wodociągowo-kanalizacyjna w Polsce przeżywa obecnie bezprecedensowy boom inwestycyjny.

Wartość inwestycji w wodociągi, kanalizację i oczyszczalnie, które dostały dofinansowanie z środków unijnych na lata 2007-2013, sięga 26 mld zł. Zdecydowana większość z nich jest albo w trakcie realizacji albo została już zakończona. Tylko w 2010 r. wg danych GUS wybudowano w Polsce 7,3 tys. km sieci kanalizacyjnych.

Komisja Europejska wymaga jednak także, by inwestycje miały sens ekonomiczny. To ogranicza ryzyko marnotrawstwa i przeinwestowania, ale zarazem oznacza, że koszt budowy musi być wkalkulowany w opłaty za wodę i ścieki. To jedna z głównych przyczyn drastycznych podwyżek opłat za wodę i ścieki w Polsce. UE finansuje tylko niektóre inwestycje (gminnych projektów wodociągowo – kanalizacyjnych, którym nie udaje się zdobyć unijnej dotacji, są dziesiątki), a na dodatek wymaga przy nich tzw. wkładu własnego.

To oznacza, że większą część kosztów inwestycji związanych z dostosowaniem Polski do unijnych standardów w dziedzinie gospodarki ściekowej muszą wziąć na siebie same gminy i ich przedsiębiorstwa wodociągowo – kanalizacyjne. Jako, że te drugie są na ogół mało rentowne (ich zyskowność netto mieści się zwykle w przedziale od 3 do 5 proc.), często pokrywają te koszty zaciągając kredyty i emitując obligacje.

By spłacać pożyczki i mieć środki na wykup obligacji, muszą drastycznie – ze względu na ogromną skalę i koszty realizowanych inwestycji – podnosić ceny usług.

Dotychczas opłaty za wodę i ścieki najbardziej wzrosły w Bydgoszczy. To miasto zakończyło bowiem inwestycje wodociągowo-kanalizacyjne związane z dostosowaniem się do wymogów unijnych i musi już spłacać kredyty inwestycyjne oraz gromadzić środki na wykup obligacji. Inne aglomeracje jeszcze realizują projekty i nie są na razie w pełni obciążone ich kosztami. To dlatego w wielu miastach czekają nas kolejne fale podwyżek.

Doszło by do nich jednak nawet wtedy, gdyby UE pokryła 100 proc. kosztów wszystkich inwestycji i nie wymagała, by one się zwróciły. Dlaczego? Miasta i firmy, które najwięcej zainwestują w budowę kanalizacji i oczyszczalni, zostaną za to „ukarane”. Jak? Po 2000 r. na infrastrukturę wodociągowo-kanalizacyjną i oczyszczalnie ścieków oraz na ich zarządców zaczęto nakładać coraz to nowe opłaty i podatki.

Po pierwsze opłaty za wodę i ścieki obłożono VAT-em. Po drugie płacić trzeba za pobór wody z rzek i z podziemnych ujęć oraz za zrzut do rzek ścieków, nawet jeśli są one oczyszczone (opłaty środowiskowe). Po trzecie wprowadzono tzw. opłaty za służebność gruntów. Firmy wodociągowo -kanalizacyjne muszą je płacić właścicielom gruntów, przez które przebiegają ich rury. Jeśli te rury  przebiegają pod drogami, to wtedy uiszcza się dodatkową opłatę za tzw. urządzenia w pasie drogi (2 proc. ich wartości rocznie). Gdy zarządcy wodociągów i kanalizacji remontują tę część swojej sieci, która przebiega pod ulicami, muszą płacić za wyłączenie drogi z ruchu.

Najważniejsze jest jednak to, że na infrastrukturę wodociągowo – kanalizacyjną i oczyszczalnie ścieków nałożono obowiązkową amortyzację (4,5 proc. rocznie) i podatek od nieruchomości, który trzeba płacić także za grunty pod wodociągami i rurami kanalizacyjnymi. Ten podatek wynosi aż 2 proc. wartości tych urządzeń. Sęk w tym, że nowe oczyszczalnie, przepompownie ścieków, ujęcia i stacje uzdatniania wody, sieć wodociągowa – kanalizacyjna to urządzenia drogie w budowie, o bardzo dużej wartości (im nowsze, tym większej wartości).

Nowa czy zmodernizowana oczyszczalnia dla dużego miasta ma wartość liczoną w setkach milionów złotych, co oznacza, że trzeba od niej odprowadzać co roku miliony złotych  podatku od nieruchomości. Im więcej firmy inwestują, im więcej mają infrastruktury, tym więcej muszą płacić z tytułu amortyzacji, podatku od nieruchomości i innych opłat.

Z drugiej jednak strony  wraz z rozwojem technologicznym, ale także rosnącymi cenami usług wodociągowo-kanalizacyjnych, odbiorcy – szczególnie przemysłowi – zmniejszają zużycie wody, a co za tym idzie – produkują mniej ścieków. Ta tendencja utrzymuje się w Polsce już od paru lat i oznacza dla firm wodociągowo -kanalizacyjnych mniejsze przychody.

Rząd myśli o nałożeniu na te firmy kolejnej opłaty: za tzw. korytarze przesyłowe. Chodzi o opłatę na rzecz właścicieli działek, przez które przebiegają rury wodociągowe i kanalizacyjne. Za to, że owe rury ograniczają możliwość gospodarczego wykorzystania tych gruntów, bo nie można ich np. zabudować czy zalesić.

Gdzie w Polsce najbardziej wzrosną opłaty za ścieki i wodę? Większe podwyżki będą z pewnością tam, gdzie oczyszczalnie i sieć kanalizacyjną budowano mało oszczędnie, gdzie nie wybrano najtańszych w budowie i eksploatacji rozwiązań. Przykładem może być Warszawa. Większą część miasta ma obsługiwać tylko jedna oczyszczalnia, położona na jej północno-wschodnich peryferiach. To oznacza, że ścieki będzie dostarczać się do niej nawet z miejsc odległych o 20 km. Trzeba więc zainwestować setki milionów złotych w kolektory ściekowe (jeden z nich jest budowany w tunelu pod dnem Wisły) i pompownie ścieków. Na dodatek taka sieć będzie potem bardzo droga w eksploatacji, co, oczywiście, rzutować będzie na opłaty za ścieki.

Największe podwyżki będą jednak tam, gdzie przed 2005 r. najbardziej zaniedbywano infrastrukturę wodociągowo – kanalizacyjną, jej rozwój i modernizację. Bo tam trzeba dziś inwestować najwięcej. Analizując dane GUS można wskazać kilka regionów. GUS podaje bowiem dane – w rozbiciu na regiony – dotyczące odsetka mieszkańców miast korzystających z kanalizacji i z oczyszczalni. Pod względem udziału mieszkańców miast mających dostęp do kanalizacji najgorzej jest na Śląsku (81 proc.), Łódzkiem (83,5 proc.), w Świętokrzyskiem (83,8 proc.) i w Małopolsce (84,3 proc.). Pod względem udziału mieszkańców miast „podłączonych” do oczyszczalni najgorzej wypada Mazowsze (tylko 68,6 proc.), Śląsk (82,5 proc.) i Małopolska (89,3 proc.).

Uwzględniając statystyki dotyczące także terenów wiejskich można zaryzykować tezę, że największe podwyżki opłat za wodę i ścieki czekają w najbliższych latach mieszkańców Śląska, Małopolski, Mazowsza i Świętokrzyskiego, a najmniejsze – Pomorza i województwa Warmińsko-Mazurskiego. Potwierdzają to dane opracowane przez Izbę Gospodarczą „Wodociągi Polskie”, dotyczące wartości inwestycji w infrastrukturę wodociągowo – kanalizacyjną, dofinansowywanych z środków UE na lata 2007-2013. Z tych danych wynika, że najwięcej inwestują obecnie w tę dziedzinę (przy wykorzystaniu środków unijnych) właśnie te cztery województwa: Śląsk, Małopolska, Mazowsze i Świętokrzyskie.

Jeśli do tej pory do oszczędzania wody nie skłoniła kogoś ekologia, to skłonią go do tego podwyżki cen. (CC BY-NC-ND dibytes)

Otwarta licencja


Tagi