Państwo nie wykreuje czempionów

Złudna jest wiara w to, że rozwój gospodarczy mogą napędzać koncerny tworzone przez państwo. Przyszłymi liderami polskiej gospodarki będą nieznane jeszcze dziś firmy prywatne, jeśli oczywiście biurokracja im w tym nie przeszkodzi – mówi Stefan Kawalec, były wiceminister finansów.

Obserwator Finansowy: Ostatnio ogłoszono wiele programów prywatyzacyjnych, ale nie wyłania się z nich żadna wizja. Powstaje wrażenie chaosu, który potęgują nie zawsze spójne wypowiedzi przedstawicieli władzy.

Stefan Kawalec: W ostatnim czasie w prywatyzacji sporo się dzieje. Widać przy tym ścieranie się sprzecznych tendencji. Rząd chce pieniędzy z prywatyzacji, lecz nie jest to dla niego cel jedyny i najważniejszy. Wspiera akcjonariat obywatelski i rozwój giełdy. Obawia się jednak sprzedaży dużych firm inwestorom strategicznym i woli je utrzymać pod kontrolą Skarbu Państwa. Chce ucywilizować sprawowany przez MSP nadzór właścicielski i stworzyć z dużych koncernów kontrolowanych przez państwo coś w rodzaju narodowych czempionów, którzy będą silni na rynku krajowym i zdolni do konkurencji z wielkimi firmami w Europie i na świecie. Dla realizacji tego celu rząd jest skłonny rezygnować ze znacznych dochodów budżetowych.

Skąd taka zbitka celów i ile jest w tym sensu?

Jest to wynik połączenia sensownych przesłanek z bałamutnymi przekonaniami. Wśród proponowanych kierunków działań, obok pomysłów bardzo sensownych, są również propozycje szkodliwe lub wręcz absurdalne.

Jakie sensowne przesłanki ma Pan na myśli?

Pierwsza przesłanka to przekonanie, że lepiej jest mieć w Polsce centrale firm, a nie tylko oddziały wykonawcze. Zagraniczne korporacje mają  często narodowy charakter i istotne jest to, gdzie znajduje się centrala. System zarządzania macierzowego w korporacjach sprawia, że decyzje strategiczne podejmowane są na szczeblu centralnym, a szczebel lokalny jest wyłącznie szczeblem wykonawczym. Możliwości rozwoju i awansu polskich menedżerów w firmach należących do zagranicznych korporacji są ograniczone. Teoretycznie awans do centrali, gdzie podejmuje się decyzje strategiczne, jest możliwy i są takie przykłady, lecz jak dotąd to raczej wyjątki potwierdzające regułę, że aby awansować na szczyt korporacji w Europie Kontynentalnej, trzeba od dziecka mówić w języku centrali firmy. Korporacje o korzeniach amerykańskich są pod tym względem bardziej otwarte niż zachodnioeuropejskie, ale i tam na awans mają znacznie większe szanse ci, którzy posiadają dyplom amerykańskiej uczelni. Dziś mamy w Polsce wielu dobrze wykształconych i sprawnych menedżerów, zdolnych do kształtowania strategii i kierowania rozwojem. Mamy też wielu młodych ludzi, którzy w przyszłości mogą stać się świetnymi menedżerami. Tak więc z cywilizacyjnego punktu widzenia dobrze jest mieć firmy, które mają centrale w Polsce, a nie tylko oddziały wykonawcze zagranicznych korporacji.

 Drugą przesłanką jest spostrzeżenie, że sytuacja polskiej gospodarki i naszych firm jest zasadniczo odmienna niż dwadzieścia lat temu, gdy zaczynał się proces prywatyzacji. Wówczas brakowało w Polsce menedżerów znających nowoczesne techniki zarządzania, właściwe dla gospodarki rynkowej i nie było prawie krajowego prywatnego kapitału. W wielu przypadkach jedyną dostępną i sensowną metodą prywatyzacji była sprzedaż firmy inwestorowi strategicznemu. W ciągu dwudziestu lat dorobiliśmy się własnej kadry menadżerskiej potrafiącej dobrze sobie radzić na rynku i mamy zasoby prywatnego krajowego kapitału, a w szczególności duże środki zgromadzone w funduszach emerytalnych i inwestycyjnych. Dzisiaj istnieją znacznie większe możliwości wyboru dotyczące sposobu prywatyzacji i nie ma powodu, by w przypadku dużych firm zawsze stosować jako zasadę sprzedaż inwestorowi strategicznemu.

Trzecią przesłanką jest przekonanie, że dziś polskie firmy nie muszą być młodszymi braćmi zagranicznych korporacji, lecz mogą z nimi konkurować w Polsce i na rynkach zagranicznych. Mogą tworzyć lub przejmować firmy za bliską i daleką granicą, tworząc koncerny liczące się na europejskich czy  światowym rynku.

A jakie przekonania uważa Pan za bałamutne?

Za bałamutne uważam promowanie modelu firm częściowo sprywatyzowanych, a faktycznie kontrolowanych przez Skarb Państwa, jako narodowych czempionów, którzy będą motorami polskiej gospodarki i wypromują polskie marki na wzór fińskiej Nokii. W tym kontekście za bałamutne uważam zbitki wypowiedzi, że prywatne przedsiębiorstwa nie zawsze się rozwijają i czasami popadają w kłopoty, a państwowe nie zawsze są gorsze od prywatnych. Jest to teza podobnie sensowna jak stwierdzenie, że trzeźwi kierowcy są niejednokrotnie sprawcami wypadków, a nietrzeźwym kierowcom zdarza się wielokrotnie bezpiecznie dojeżdżać do domu. Jest to oczywiście zdanie prawdziwe, lecz nie zmienia faktu, że ograniczanie liczby nietrzeźwych kierowców na drogach zwiększa bezpieczeństwo.

 Mamy wiele badań empirycznych wskazujących, że w warunkach konkurencji firmy kontrolowane przez państwo działają przeciętnie znacznie gorzej niż porównywalne firmy prywatne. Po wielu latach nieudanych prób podniesienia sprawności firm państwowych podejmowanych w XX wieku w demokratycznych krajach kapitalistycznych ostatecznie uznano, że najlepszym rozwiązaniem jest prywatyzacja. Szef firmy prywatnej wie, że jeśli wyniki firmy będą dobre, to jego pozycja jest niezagrożona, natomiast złe wyniki spowodują utratę stanowiska. W przypadku menedżerów firm kontrolowanych przez państwo ta zasada nie działa. Same dobre wyniki firmy nie gwarantują zachowania stanowiska. Menedżerowie firm kontrolowanych przez państwo tracą stanowiska z różnych powodów, lecz bardzo rzadko z powodu złych wyników. W praktyce muszą oni poświęcać wiele czasu i energii na utrzymywanie dobrych relacji z urzędnikami i politykami, od których zależy lub może zależeć w przyszłości utrzymanie się na stanowisku.

 Wspominał Pan, że są projekty ucywilizowania nadzoru właścicielskiego Skarbu Państwa. Czy jest to droga donikąd?

Takie działania są potrzebne tak długo, jak długo Skarb Państwa jest dominującym akcjonariuszem w spółkach. Nadzór właścicielski powinien być sprawowany możliwie najbardziej profesjonalnie. Nie należy jednak łudzić się, że poprzez wprowadzenie nowych rozwiązań formalnych przezwycięży się całkowicie immanentne ograniczenia własności państwowej.

Kiedyś chwalono zagranicznych inwestorów branżowych za to, że wprowadzają nas w bardziej cywilizowany świat. Dziś postrzegamy ich jako zagrożenie tego rozwoju. Winna jest globalizacja?

Strategiczni inwestorzy zagraniczni przynieśli do naszej gospodarki nowe technologie i nowe kompetencje w zakresie zarządzania. Wiele firm dzięki przejęciu przez inwestora strategicznego znakomicie prosperuje, bez tego mogłyby już nie istnieć. Jednak sprzedaż firmy inwestorowi strategicznemu nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Można wskazać przypadki, gdy duża międzynarodowa korporacja przejęła w Polsce firmę o silnej pozycji na rynku i dobrych perspektywach, a następnie dostosowywała swój polski nabytek do tego, co wydawało się racjonalne z punktu widzenia międzynarodowej centrali. Tymczasem faktycznie oznaczało to istotne ograniczenie zakresu działalności i rozwoju firmy na polskim rynku. Nie zawsze jednak ograniczanie możliwości rozwojowych naszych firm wynikało z polityki wielkich korporacji, nieraz wyłącznie z niekompetencji menedżerów, ekspatów, którzy nie byli najwyższego lotu. Wyjazd do Europy Wschodniej nie oznaczał przecież awansu.

Jeżeli nie chcemy zagranicznych inwestorów strategicznych, to co pozostaje? Prywatyzacja poprzez giełdę nie chroni przed przejęciem kontroli przez zagraniczne korporacje.

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie chcemy zagranicznych inwestorów strategicznych.  Wiele firm bezsprzecznie potrzebuje takich inwestorów. Należy natomiast zdawać sobie sprawę, że takie rozwiązanie, oprócz zalet, ma pewne ograniczenia i słabości. W niektórych przypadkach należy poszukiwać innych form prywatyzacji. Dla wybranych firm infrastrukturalnych, przy czym infrastrukturę rozumiem szeroko jako infrastrukturę transportową, techniczną i finansową, należy szukać takich rozwiązań, które doprowadzą do pełnej prywatyzacji, czyli do przejęcia kontroli przez prywatnych właścicieli, ale uniemożliwią nadmierną koncentrację własności. Można to osiągnąć poprzez statutowe ograniczenie maksymalnego pakietu akcji jednego inwestora na przykład do 10 proc. Tego typu rozwiązanie zastosowali swojego czasu Węgrzy, gdy w połowie lat 90.  prywatyzowali Bank OTP, odpowiednik naszego PKO BP. Firmy takie jak GPW, PKO BP, PZU, a także niektóre przedsiębiorstwa energetyczne, mogłyby być prywatyzowane według modelu OTP.   W takim przypadku kontrolę nad spółką sprawuje w praktyce zarząd, którego odwołanie jest trudne, pod warunkiem, że spółka osiąga wyniki zadowalające inwestorów. W przypadku złych wyników rośnie prawdopodobieństwo, że powstanie koalicja akcjonariuszy, którzy zdecydują się zmienić zarząd.

 A zatem chęć tworzenia przez państwo narodowych czempionów jest błędem?

Złudna jest wiara w to, że rozwój gospodarczy będą napędzać koncerny tworzone przez państwo. To droga donikąd. Jest wiele polskich firm prywatnych, które z sukcesami zawojowują rynki europejskie. Na razie dotyczy to przede wszystkim firm wytwarzających stosunkowo proste produkty, typu napoje czy okna dachowe, ale silna jest również pozycja w regionie polskich firm IT. Marzy nam się rozpoznawalna na całym świecie polska marka w najbardziej nowoczesnych dziedzinach, w rodzaju Nokii czy Google’a. Wierzę, że w ciągu najbliższego dziesięciolecia to marzenie się spełni. Będzie to prawdopodobnie firma, która jeszcze dziś nie istnieje lub o jej istnieniu mało kto słyszał. Rząd nie wykreuje takich prawdziwych czempionów, może natomiast tworzyć warunki, które ułatwią lub utrudnią polskim firmom stawanie się takimi czempionami.

Jak wobec tego należy patrzeć na przejęcie Energi przez PGE? Czy wykreuje to narodowego czempiona lub przyczyni się do stworzenia warunków, by inne polskie firmy stały się czempionami?

Uważam, że skutek będzie wręcz odwrotny. Wchłonięcie Energi przez PGE istotnie ograniczy konkurencję na rynku energii elektrycznej. Wcale nie spowoduje szybszej budowy nowych mocy wytwórczych, natomiast przyczyni się do przyspieszenia wzrostu cen energii. Energia,  ze względu na swoją specyficzną sytuację (niedobór mocy wytwórczych w stosunku do potencjału dystrybucyjnego), jest istotnym graczem na rynku. Z jednej strony relatywnie najszybciej spośród wielkich grup energetycznych zwiększa swoje moce produkcyjne. W ciągu najbliższych kilku lat planuje zwiększenie mocy wytwórczych o ponad 100 proc., podczas gdy plany PGE przewidują w tym czasie wzrost o około 25 proc. Z drugiej strony Energa w większym stopniu niż inne grupy jest zaangażowana w programy zarządzania popytem, które mogą przynieść zmniejszenie zapotrzebowania na energię w godzinach szczytu, i tym samym zapotrzebowania na zainstalowane moce wytwórcze, w granicach 30 proc. Przejęcie Energi przez PGE może więc w praktyce zahamować te działania Energi, co ułatwi grupom energetycznym spokojny żywot przy wrastających cenach elektryczności. Już dziś energia elektryczna w Polsce jest droższa niż w wielu krajach Unii Europejskiej. Koncern Mittal  ogłosił, że z tego powodu rozważa rezygnację z  budowy nowej huty w Polsce i myśli o lokalizacji w Luksemburgu, gdzie prąd można kupić o 33 proc. taniej. Wysokie ceny prądu pogorszą szanse startu i rozwoju potencjalnych polskich czempionów.

Rozmawiała Małgorzata Pokojska

 Stefan Kawalec jest prezesem zarządu i partnerem Capital Strategy. W latach 1989- 1994 pracował w Ministerstwie Finansów, początkowo jako dyrektor generalny, a od 1991 r. jako wiceminister.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19

Kategoria: Trendy gospodarcze
Pandemia przyspieszyła transformację cyfrową, która stała się integralną częścią społeczeństwa oraz przetrwania europejskich i amerykańskich firm. Unia Europejska pozostaje jednak w tyle za Stanami Zjednoczonymi pod względem cyfryzacji przedsiębiorstw.
Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19